[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciało wpadło w konwulsję, jakby wysysane od środka.Gazy błądziły po jego bebechach i w gardle.Skóra wysychała błyskawicznie, wprost przed oczami Julii.W pewnej chwili sztuczne zęby spadły w tył, do przełyku, a dziąsła je okalające podążyły wnet za nimi.W kilka chwil było już po wszystkim.Cokolwiek mogło mieć w ciele faceta wartość, zostało zabrane.Resztki nie zaspokoiłyby głodu gromady pcheł.Była zauroczona.Nagle żarówka zaczęła migotać.Spojrzała na ścianę.Była pewna, że ściana zadrży i wypluje ze swych czeluści jej ukochanego.Ale nic takiego nie wydarzyło się.Żarówka zgasła.Była tylko smuga światła wpadającego do pokoju przez nadgryzione już zębem czasu rolety.- Gdzie jesteś? - zapytała.Ściany pozostały nieme.- Gdzie jesteś?Nadal cisza.Temperatura pokoju spadała.Na piersiach Julia dostała gęsiej skórki.Rzuciła okiem na zegarek, wciąż zapięty na resztkach ręki zaszlachtowanego mężczyzny.Tykał jakby nigdy nic, nie odnotowawszy czasu apokalipsy swego właściciela.Było za dwadzieścia piąta.Rory powinien wrócić za jakieś pół godziny, zależnie od ruchu w mieście.A Julia miała jeszcze trochę roboty.Zebrawszy granatowy garnitur i inne rzeczy, zgniotła je i włożyła w kilka plastikowych worków.Potem poszła po coś większego, żeby zebrać pozostałości po ciele ofiary.Miała nadzieję, że Frank pomoże jej przy tej robocie, ale skoro on się nie pokazywał, wszystko spoczywało na jej barkach.Kiedy wróciła do pokoju, unicestwianie resztek ciała ofiary wciąż postępowało, ale teraz już znacznie wolniej.Być może Frank wciąż znajdował pokarm, który można było wycisnąć z ciała, choć miała co do tego wątpliwości.Być może jego osłabione ciało nie miało dość siły, by skutecznie wydobywać cenne kąski.Kiedy popakowała wszystko w torbę, ważyła ona mniej więcej tyle, co małe dziecko.Zawiązała worek i właśnie miała zejść do samochodu, gdy usłyszała, że drzwi do domu otwierają się.Odgłosy wyzwoliły w niej panikę, której za wszelką cenę chciała uniknąć.Zaczęła się trząść, a łzy same popłynęły jej z oczu.- Tylko nie teraz.- powiedziała do siebie, ale uczucie nie zniknęło od samego powtarzania.W pól drogi po schodach Rory zawołał:- Kochanie?Kochanie! Śmiechu warte, ale Julia nie była w nastroju.Była tutaj, jeśli chciał ją znaleźć - jego kochanie, jego kotuś - z obmytymi naprędce piersiami i trupem w ramionach.- Gdzie jesteś?Zawahała się czy odpowiedzieć, niepewna brzmienia, jaki przybrać by mógł jej głos.Zawołał po raz trzeci.Głos zmienił się, kiedy przeszedł przez kuchnię.Za chwilę Rory przekona się, że Julia nie gotuje zupy, nie stoi przy kuchence.Potem na pewno pójdzie na piętro.Miała zatem dziesięć sekund, może piętnaście.Starając się poruszać bezszelestnie w obawie, by Rory jej nie wykrył, przeniosła tobołek do pustego pokoju na końcu korytarza.Był zbyt mały na sypialnię (ewentualnie byłby dobry dla dziecka), więc używali go jako graciarnię.Znajdowały się tu na wpół opróżnione skrzynki, meble, których nigdzie nie udało się wpasować, najróżniejsze śmieci.Zostawiła resztki ciała mężczyzny, by po pewnym czasie powrócić po nie.Ukryła je za uszkodzonym fotelem.Zamknęła drzwi na klucz dokładnie w momencie, gdy Rory zaczął wchodzić na schody.- Julia? Julia, kochanie, jesteś tam?Wśliznęła się do łazienki i spojrzała w lustro.Ukazał się jej zamazany portret.Podniosła bluzkę, która zwisała z brzegu wanny i założyła ją na siebie.Nie pachniała najlepiej i bez wątpienia była na niej krew, pomiędzy wzorzystymi kwiatami, ale nie miała nic lepszego pod ręką.Rory nadchodził korytarzem.Słyszała jego słoniowaty chód.- Julia?Tym razem odpowiedziała, nie usiłując opanować drżenia głosu.Lustro potwierdziło jej obawy: musi pożalić mu się, że nie jest w najlepszym nastroju.Musiała to jakoś uwiarygodnić.- Czy dobrze się czujesz? - zapytał.Był za drzwiami.- Nie - powiedziała.- Mdli mnie.- O Jezu, kochanie.- Zaraz będzie po wszystkim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ciało wpadło w konwulsję, jakby wysysane od środka.Gazy błądziły po jego bebechach i w gardle.Skóra wysychała błyskawicznie, wprost przed oczami Julii.W pewnej chwili sztuczne zęby spadły w tył, do przełyku, a dziąsła je okalające podążyły wnet za nimi.W kilka chwil było już po wszystkim.Cokolwiek mogło mieć w ciele faceta wartość, zostało zabrane.Resztki nie zaspokoiłyby głodu gromady pcheł.Była zauroczona.Nagle żarówka zaczęła migotać.Spojrzała na ścianę.Była pewna, że ściana zadrży i wypluje ze swych czeluści jej ukochanego.Ale nic takiego nie wydarzyło się.Żarówka zgasła.Była tylko smuga światła wpadającego do pokoju przez nadgryzione już zębem czasu rolety.- Gdzie jesteś? - zapytała.Ściany pozostały nieme.- Gdzie jesteś?Nadal cisza.Temperatura pokoju spadała.Na piersiach Julia dostała gęsiej skórki.Rzuciła okiem na zegarek, wciąż zapięty na resztkach ręki zaszlachtowanego mężczyzny.Tykał jakby nigdy nic, nie odnotowawszy czasu apokalipsy swego właściciela.Było za dwadzieścia piąta.Rory powinien wrócić za jakieś pół godziny, zależnie od ruchu w mieście.A Julia miała jeszcze trochę roboty.Zebrawszy granatowy garnitur i inne rzeczy, zgniotła je i włożyła w kilka plastikowych worków.Potem poszła po coś większego, żeby zebrać pozostałości po ciele ofiary.Miała nadzieję, że Frank pomoże jej przy tej robocie, ale skoro on się nie pokazywał, wszystko spoczywało na jej barkach.Kiedy wróciła do pokoju, unicestwianie resztek ciała ofiary wciąż postępowało, ale teraz już znacznie wolniej.Być może Frank wciąż znajdował pokarm, który można było wycisnąć z ciała, choć miała co do tego wątpliwości.Być może jego osłabione ciało nie miało dość siły, by skutecznie wydobywać cenne kąski.Kiedy popakowała wszystko w torbę, ważyła ona mniej więcej tyle, co małe dziecko.Zawiązała worek i właśnie miała zejść do samochodu, gdy usłyszała, że drzwi do domu otwierają się.Odgłosy wyzwoliły w niej panikę, której za wszelką cenę chciała uniknąć.Zaczęła się trząść, a łzy same popłynęły jej z oczu.- Tylko nie teraz.- powiedziała do siebie, ale uczucie nie zniknęło od samego powtarzania.W pól drogi po schodach Rory zawołał:- Kochanie?Kochanie! Śmiechu warte, ale Julia nie była w nastroju.Była tutaj, jeśli chciał ją znaleźć - jego kochanie, jego kotuś - z obmytymi naprędce piersiami i trupem w ramionach.- Gdzie jesteś?Zawahała się czy odpowiedzieć, niepewna brzmienia, jaki przybrać by mógł jej głos.Zawołał po raz trzeci.Głos zmienił się, kiedy przeszedł przez kuchnię.Za chwilę Rory przekona się, że Julia nie gotuje zupy, nie stoi przy kuchence.Potem na pewno pójdzie na piętro.Miała zatem dziesięć sekund, może piętnaście.Starając się poruszać bezszelestnie w obawie, by Rory jej nie wykrył, przeniosła tobołek do pustego pokoju na końcu korytarza.Był zbyt mały na sypialnię (ewentualnie byłby dobry dla dziecka), więc używali go jako graciarnię.Znajdowały się tu na wpół opróżnione skrzynki, meble, których nigdzie nie udało się wpasować, najróżniejsze śmieci.Zostawiła resztki ciała mężczyzny, by po pewnym czasie powrócić po nie.Ukryła je za uszkodzonym fotelem.Zamknęła drzwi na klucz dokładnie w momencie, gdy Rory zaczął wchodzić na schody.- Julia? Julia, kochanie, jesteś tam?Wśliznęła się do łazienki i spojrzała w lustro.Ukazał się jej zamazany portret.Podniosła bluzkę, która zwisała z brzegu wanny i założyła ją na siebie.Nie pachniała najlepiej i bez wątpienia była na niej krew, pomiędzy wzorzystymi kwiatami, ale nie miała nic lepszego pod ręką.Rory nadchodził korytarzem.Słyszała jego słoniowaty chód.- Julia?Tym razem odpowiedziała, nie usiłując opanować drżenia głosu.Lustro potwierdziło jej obawy: musi pożalić mu się, że nie jest w najlepszym nastroju.Musiała to jakoś uwiarygodnić.- Czy dobrze się czujesz? - zapytał.Był za drzwiami.- Nie - powiedziała.- Mdli mnie.- O Jezu, kochanie.- Zaraz będzie po wszystkim [ Pobierz całość w formacie PDF ]