[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Słucham, panie? - Przygotuj mi karetę.Pojadę do pałacu.- Słucham?- Do pałacu, człowieku! Do pałacu! Mamy ważnych gości.Blask wsparła zakutą w pancerną rękawicę dłoń o kamienne nabrzeże i zatrzymała się, byodmówić dziękczynną modlitwę do wszystkich Ascendentów, które miały swój udział wuratowaniu ich z Aawic Zapomnianych Bogów.Cóż to była za ciężka próba.Maelu, dobitniewyraziłeś swe niezadowolenie! Jedną trzecią ludzi zabrały im pragnienie, wyczerpanie,choroby, a także te monstrualne węgorze.Ile czasu zajęło przedzieranie się przez labiryntuwięzionych, gnijących statków, których część miała jeszcze załogi doprowadzone do obłędustraszliwymi cierpieniami? Kilka miesięcy? Rok? Kto mógł to zgadnąć? Czas nie biegł taksamo we wszystkich królestwach, czy nawet grotach.A ze wszystkich niebezpieczeństwtowarzyszących korzystaniu z podobnych skrótów to było najmniej grozne.Mimo to, zdołali stamtąd powrócić.Gwardziści po raz kolejny stanęli w obliczu swegoprawdziwego nieprzyjaciela.Bytu politycznego, który poprzysięgli unicestwić.Wezwałaskinieniem Dymka.- Wyczuwasz jakąś aktywność?Mag otarł z ust skorupę soli i zakrzepłej krwi.- Minimalną - wychrypiał.- Ale on tu jest.On.Mag, który potrafił zniwelować wszelką przewagę liczebną i najlepsze strategiczneplany.Tayschrenn, ich odwieczny wróg.Blask poprawiła kolczy płaszcz.Zwisał cholernieluzno.Straciła sporo na wadze.Pociągnęła z bukłaka długi łyk wody ukradzionej zkupieckiego statku, który zdobyli.- Niech Czepiec się o niego martwi.Naszym celem jest pałac.- Czepiec może sobie nie poradzić.- Ale Oprawca sobie poradzi.Dymek potarł wrzody od soli na czole i zmarszczył brwi w zamyśleniu.- To prawda.- Ostrza, sformować szyk! - zawołała Blask i ruszyła przed siebie nabrzeżem.Podszedł do niej Szara Grzywa.- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, zajmę trochę co lepszych statków i będę czekał nawasz powrót.Blask zerknęła na niego.Ach, oczywiście, to były malazański żołnierz!- Powiedziałeś powrót"?W niebieskich jak lód oczach mężczyzny pojawił się błysk wesołości.- Gdyby okazał się on konieczny, oczywiście.- Proszę bardzo.Powierzam ci dowództwo.Renegat pokłonił się i wezwał skinieniemsierżanta.Minęło już z górą pół wieku, odkąd Blask ostatnio widziałaUntę.Miasto wydawało się teraz większe i bogatsze, jak przystało stolicy imperium.Tam, gdzie kiedyś były drewniane mola i walające się na brzegu odpadki, pojawiły siękamienne pirsy oraz biegnący po łuku wał nadmorski.Nad tłocznymi ulicami górowało teżznacznie więcej wież, a najwyższe z nich były te, które wzniesiono w pałacu.Ustawili się wkolumnę u wylotu głównej alei, prowadzącej do Placu Sięgacza i położonej za nim dzielnicybudynków rządowych.Blask i Oprawca podążali przodem.Oprawca kazał rozwinąćchorągiew ze srebrnym smokiem.Po drodze kobieta przyglądała się gapiącym się na nichobywatelom, wypełniającym witryny sklepowe i stragany przy alei.Miała nadzieję odnalezćw ich twarzach przyjazne zadowolenie, a nawet radość, obawiała się zaś zobaczyć tamwrogość i agresję.To, co ujrzała w nich naprawdę, zaniepokoiło ją jednak jeszcze bardziej.Wyrażały otwarte zdziwienie i dezorientację.Niektórzy nawet pokazywali ich ze śmiechempalcami.Jakaś kobieta zapytała, czy przybywają z Siedmiu Miast.Czy nikt z nich nie miałpojęcia, kim są?- Mam wrażenie, że w mieście urządzono cholerną paradę, i to my nią jesteśmy - mruknąłidący u jej boku Dymek.- Być może przeżyliśmy już swoją użyteczność.- Czuła, że trwoga narasta w niej zkażdą chwilą.Stolica była znacznie większa niż to zapamiętała.Na ulicach zgromadziło sięchyba ze sto tysięcy ludzi.Obawiała się, że mogą rozszarpać ich na strzępy, jeśli tylko ktośpobudzi ich do działania.- Gdzie Czepiec? - zapytała Dymka.- Tańczy ze szponami.Na razie nie idą na całość."Wygląda na to, że oni też są ciekawi.Blask spojrzała na opancerzone plecy Oprawcy, który wysunął się naprzód razem zeswym chorążym, Lazarem.- I ja również, Dymek.I ja również."Wartownicy kłaniali mu się i otwierali kolejne drzwi.Zamki otwierały się z trzaskiem, aosłony rozstępowały przed jego sondami jak cieniutka tkanina.W końcu Czepiec stanął przedostatnią barierą dzielącą go od serca kwatery Tayschrenna.Podszedł do drzwi, ale potem sięzawahał.Dlaczego wielki mag miałby go zapraszać do środka? Czy to była pułapka?Wszystkie zmysły informowały go jednak, że jego wróg czeka wewnątrz i że jest sam.Wszystko odbędzie się tak, jak powinno.On i Tay po raz kolejny staną do pojedynku.Pchnąłdrzwi, otwierając je z takim impetem, że uderzyły z hukiem o ścianę.Za nimi znajdował siępusty pokój o nagich ścianach.Zwiatło napływało do wnętrza przez otwarte okna.Pośrodkuumieszczono osłony wyryte w marmurowej posadzce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Słucham, panie? - Przygotuj mi karetę.Pojadę do pałacu.- Słucham?- Do pałacu, człowieku! Do pałacu! Mamy ważnych gości.Blask wsparła zakutą w pancerną rękawicę dłoń o kamienne nabrzeże i zatrzymała się, byodmówić dziękczynną modlitwę do wszystkich Ascendentów, które miały swój udział wuratowaniu ich z Aawic Zapomnianych Bogów.Cóż to była za ciężka próba.Maelu, dobitniewyraziłeś swe niezadowolenie! Jedną trzecią ludzi zabrały im pragnienie, wyczerpanie,choroby, a także te monstrualne węgorze.Ile czasu zajęło przedzieranie się przez labiryntuwięzionych, gnijących statków, których część miała jeszcze załogi doprowadzone do obłędustraszliwymi cierpieniami? Kilka miesięcy? Rok? Kto mógł to zgadnąć? Czas nie biegł taksamo we wszystkich królestwach, czy nawet grotach.A ze wszystkich niebezpieczeństwtowarzyszących korzystaniu z podobnych skrótów to było najmniej grozne.Mimo to, zdołali stamtąd powrócić.Gwardziści po raz kolejny stanęli w obliczu swegoprawdziwego nieprzyjaciela.Bytu politycznego, który poprzysięgli unicestwić.Wezwałaskinieniem Dymka.- Wyczuwasz jakąś aktywność?Mag otarł z ust skorupę soli i zakrzepłej krwi.- Minimalną - wychrypiał.- Ale on tu jest.On.Mag, który potrafił zniwelować wszelką przewagę liczebną i najlepsze strategiczneplany.Tayschrenn, ich odwieczny wróg.Blask poprawiła kolczy płaszcz.Zwisał cholernieluzno.Straciła sporo na wadze.Pociągnęła z bukłaka długi łyk wody ukradzionej zkupieckiego statku, który zdobyli.- Niech Czepiec się o niego martwi.Naszym celem jest pałac.- Czepiec może sobie nie poradzić.- Ale Oprawca sobie poradzi.Dymek potarł wrzody od soli na czole i zmarszczył brwi w zamyśleniu.- To prawda.- Ostrza, sformować szyk! - zawołała Blask i ruszyła przed siebie nabrzeżem.Podszedł do niej Szara Grzywa.- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, zajmę trochę co lepszych statków i będę czekał nawasz powrót.Blask zerknęła na niego.Ach, oczywiście, to były malazański żołnierz!- Powiedziałeś powrót"?W niebieskich jak lód oczach mężczyzny pojawił się błysk wesołości.- Gdyby okazał się on konieczny, oczywiście.- Proszę bardzo.Powierzam ci dowództwo.Renegat pokłonił się i wezwał skinieniemsierżanta.Minęło już z górą pół wieku, odkąd Blask ostatnio widziałaUntę.Miasto wydawało się teraz większe i bogatsze, jak przystało stolicy imperium.Tam, gdzie kiedyś były drewniane mola i walające się na brzegu odpadki, pojawiły siękamienne pirsy oraz biegnący po łuku wał nadmorski.Nad tłocznymi ulicami górowało teżznacznie więcej wież, a najwyższe z nich były te, które wzniesiono w pałacu.Ustawili się wkolumnę u wylotu głównej alei, prowadzącej do Placu Sięgacza i położonej za nim dzielnicybudynków rządowych.Blask i Oprawca podążali przodem.Oprawca kazał rozwinąćchorągiew ze srebrnym smokiem.Po drodze kobieta przyglądała się gapiącym się na nichobywatelom, wypełniającym witryny sklepowe i stragany przy alei.Miała nadzieję odnalezćw ich twarzach przyjazne zadowolenie, a nawet radość, obawiała się zaś zobaczyć tamwrogość i agresję.To, co ujrzała w nich naprawdę, zaniepokoiło ją jednak jeszcze bardziej.Wyrażały otwarte zdziwienie i dezorientację.Niektórzy nawet pokazywali ich ze śmiechempalcami.Jakaś kobieta zapytała, czy przybywają z Siedmiu Miast.Czy nikt z nich nie miałpojęcia, kim są?- Mam wrażenie, że w mieście urządzono cholerną paradę, i to my nią jesteśmy - mruknąłidący u jej boku Dymek.- Być może przeżyliśmy już swoją użyteczność.- Czuła, że trwoga narasta w niej zkażdą chwilą.Stolica była znacznie większa niż to zapamiętała.Na ulicach zgromadziło sięchyba ze sto tysięcy ludzi.Obawiała się, że mogą rozszarpać ich na strzępy, jeśli tylko ktośpobudzi ich do działania.- Gdzie Czepiec? - zapytała Dymka.- Tańczy ze szponami.Na razie nie idą na całość."Wygląda na to, że oni też są ciekawi.Blask spojrzała na opancerzone plecy Oprawcy, który wysunął się naprzód razem zeswym chorążym, Lazarem.- I ja również, Dymek.I ja również."Wartownicy kłaniali mu się i otwierali kolejne drzwi.Zamki otwierały się z trzaskiem, aosłony rozstępowały przed jego sondami jak cieniutka tkanina.W końcu Czepiec stanął przedostatnią barierą dzielącą go od serca kwatery Tayschrenna.Podszedł do drzwi, ale potem sięzawahał.Dlaczego wielki mag miałby go zapraszać do środka? Czy to była pułapka?Wszystkie zmysły informowały go jednak, że jego wróg czeka wewnątrz i że jest sam.Wszystko odbędzie się tak, jak powinno.On i Tay po raz kolejny staną do pojedynku.Pchnąłdrzwi, otwierając je z takim impetem, że uderzyły z hukiem o ścianę.Za nimi znajdował siępusty pokój o nagich ścianach.Zwiatło napływało do wnętrza przez otwarte okna.Pośrodkuumieszczono osłony wyryte w marmurowej posadzce [ Pobierz całość w formacie PDF ]