[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę przyznać, że było to podniecające życie dla dziewczyny takiej jak ja, którejdni od samego urodzenia biegły z góry wytyczonym torem.Zresztą byłam tak zako-chana, że nie potrafiłabym ganić mojej pani, doświadczającej takiego samego szczęścia.Bo nigdy nie widziałam jej weselszej i bardziej nadskakującej mężowi, który  biednyczłowiek  niczego nie podejrzewał.Obowiązki sędziego sprawiały, że często nie byłogo w domu.Zaangażował się też w raczkujący przemysł tkacki w Bradford, który za-czynał się szybko rozwijać dzięki wynalazkom dokonanym przez panów Cartwrightai Watta w wieku, który właśnie się skończył.Dzisiaj, panie Lockwood, fabryki z ma-szynami na pędzanymi parą wydają się nam całkiem pospolite, ale w tam tych dniach,o których opowiadam, wszystko to było nowe, a fabryki dopiero zaczynały powstawać,zastępując niewielkie manufaktury, znane mi od dziecka.W każdym razie pan Haretonbył jednym z pierwszych w tych stronach, którzy się zainteresowali nowymi pomysłamii jeśli w przyszłości miał mieć z tego dużo pieniędzy, zasłużył sobie na to, bo podejmo-wał ryzyko, dużo się też namęczył i namartwił jak pan się przekona, jako że pieniądzenie zawsze dają szczęście.Tak więc pana Haretona często nie było, czasem nawet przez kilka dni, i wówczasmoja pani nierzadko spędzała też noce poza domem, co starałam się za wszelką cenęukryć przed wszystkimi, cały czas wiedząc, że trudzę się na próżno, bo służba w wielkimdomu zawsze wie wszystko, nawet jeśli ja trzymałam język za zębami.Moja pani nabierała śmiałości, jak to zwykle bywa z zakochaną do szaleństwa kobie-tą, i zdawała się nie dbać o to, czy pan Hareton się dowie o wszystkim, czy nie.83 Wtedy, pewnego strasznego dnia pod koniec września, spadło na nas podwójnenieszczęście, które pamiętam do dziś i którego z pewnością nie zapomnę do śmierci.Pierwsza wiadomość była nie tyle nieszczęściem, ile czymś, czego się obie spodziewa-łyśmy, wiedząc, że to musi nastąpić.Kapitan Ibbitson przysłał list z samego rana, zanimpan wyjechał, i musiałam się natrudzić, żeby oddać liścik pani, kiedy pana Haretona niebyło w pobliżu.Wiadomość przygnała moją panią do pokoju dziecinnego. Och, Agnieszko, Jack wraca do wojska.Nadeszły rozkazy, wyjeżdża w przyszłymtygodniu.Błaga, żebym przyjechała dzisiaj do Wzgórz jak najprędzej.Och, Agnieszko! Oparła się na moim ramieniu i wbrew wszelkim wysiłkom nie mogłam uspokoić jejpłaczu; sama też byłam w udręce, wiedząc, że to oznacza koniec mojego romansu.Ale ten dzień trzymał dla nas w zanadrzu coś jeszcze, oprócz ponurej wiadomo-ści z samego rana.Pan Hareton był nieuprzejmy i niecierpliwy wobec mojej pani.Oświadczył, że wyjeżdża tylko do Gimmerton i wróci na obiad, a w tamtych dniach ja-daliśmy o czwartej.Zauważyłam, że wychodząc z domu, nie pocałował żony, jak to miałw zwyczaju, ani też nie był u dzieci, żeby dać im swoje błogosławieństwo na rozpoczy-nający się dzień.Miałam wrażenie, że jest zaprzątnięty nieprzyjemnymi myślami, alemoja pani była tak zajęta sobą, że niczego nie spostrzegła i ledwo umilkły odgłosy kopytkonia pana Haretona, wskoczyła na Minny i popędziła przez park do bocznej furtki, jakmiała w zwyczaju.Bez humoru, nieszczęśliwa z jakiegoś niejasnego powodu, zostałam sama ze swo-imi smutkami.Niedługo przed obiadem na dziedzińcu rozległ się tupot końskich kopyt.Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam mojego pana w towarzystwie dżentelmena, w któ-rym rozpoznałam pana Greena, prawnika z Gimmerton, którego znałam z widzenia,bo moja siostra kiedyś pracowała u niego.Przekonała się szybko o jego wybuchowymusposobieniu, więc odeszła i znalazła sobie pracę w tkalni w Keighley.W całym domu zapanowały gwar i poruszenie, jakby stado nietoperzy poderwało siędo lotu.Mój pan, ledwie wszedł do holu, zaczął wołać żonę.Służba biegała po schodachw górę i w dół, udając, że szuka pani, chociaż doskonale wiedziała, iż jej nie ma.Potempan Hareton wpadł do pokoju dziecinnego i spytał mnie, gdzie ona jest. Ja.nie wiem, proszę pana  wyjąkałam.Pan Hareton chwycił mnie za ramię. Nie okłamuj mnie, dziewczyno! Jesteś jej pokojówką.Powinnaś wiedzieć, gdzietwoja pani!Patrzyłam na niego, przerażona, kiedy na dziedzińcu znów rozległ się tupot koń-skich kopyt i domyśliłam się, że to moja pani wróciła do domu w nadziei, że wyprze-dziła męża.Zapominając o godności głowy domu i o tym, że jego żona jest tu panią,pan Hareton podszedł do okna, otworzył je i ryknął: Katarzyno! Chodz tu w tej chwili!84 Potem przeszedł do salonu, znajdującego się na pierwszym piętrze, tak jak i pokójdziecinny.Wybiegłam, żeby pomóc panience Katy zdjąć płaszcz i spotkałam ją czer-woną na twarzy, potarganą, wbiegającą po schodach bez tchu, jakby gnała do domu w tepędy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl