[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruszaj!- Tak jest.Mężczyzna pobiegł ku wierzchowcom.Spojrzenie Ullena przyciągnął jakiś ruch na trakcie.Pojawiła siętam różowa mgiełka, zmierzająca ku nim na podobieństwo chmury.Pochłaniała krzyczących żołnierzy, którzy znikali na jego oczach.Ichciała, zbroje, a nawet kości rozpuszczały się w pełznącym ku nimoparze.Ludzie uskakiwali na boki.Za długo stałeś w jednym miejscu, durniu!- Magia! zawołał Ullen i zeskoczył z traktu.Blask nie straciła przytomności.Po chwili zastanowienia musiałaprzyznać, że nie ma w tym nic dziwnego.W końcu dołączała doBraciszków, poległych Zaprzysiężonych połączonych nierozerwalnąwięzią z żywymi braćmi i siostrami.Niewolników Zlubów i ichstraszliwych, zrodzonych pod wpływem chwili warunków.Wiecznawalka.Oszukali Kaptura, tak jest, ale nie mogli zaznać spokoju.Całyczas agitowali na rzecz Zlubów.- Pamiętaj - szeptali do Blask, dręcząc ją we śnie.- Przysięgałaś!Pamiętaj o Zlubach.Pamiętaj.Ktoś odwtócił ją na plecy.Zamtugała, zetkając na niebo barwyołowiu.Spoglądało na nią zmumifikowane oblicze czaszki.SamKaptur?- Umierasz - stwierdziła śmiertelna zjawa.- Mimo twej wielkiejwitalności życie z ciebie odpływa.- Czy jesteś.Imassem? wyszeptała ochryple.Wyschnięta twarznie mogła wyrażać emocji, lecz mimo toBlask wyczuła u nieznajomego zaskoczenie.- Nie.Jestem Chodzący po Krawędzi.- Blask milczała.To imię nicdla niej nie znaczyło.- Odsyłam cię z powrotem.Wasza walkaprzelewa się do Cienia, a na to nie mogę pozwolić.Chcę, żebyście wszyscy odeszli.Ty, ten morderczy intruz, a nawetwładca twoich Zlubów, choć jego chroni osłona.Blask gapiła się nadziwaczną istotę.- Władca moich Zlubów? Mówisz o K'azzie?- Jak go tam zwał.Musi odejść.Odsyłam cię z powrotem.K'azz!Blask wysłała swe myśli na zewnątrz, jak wtedy, gdywyzwała Braciszków. Jesteś tam, K'azz?". Blask? - nadeszła odległa, zdumiona odpowiedz. To ty?Naprawdę? K'azz! Gdzie jesteś?". Blask, jestem blisko.Nadchodzę! Posłuchaj.To byli Oprawca iCzepiec.Zdradzili mnie!- Teraz odejdziesz - zaintonował Chodzący po Krawędzi głosem obrzmieniu suchego pyłu sypiącego się na ziemię.Na jej piersiachspoczęła zmumifikowana dłoń, złożona tylko z kości i ścięgien.Blask spróbowała się poruszyć.Przed jej oczyma pojawiły sięmroczki. Zaczekaj!Dławiła się od gorącego, przesyconego dymem powietrza.Zakasłała i skrzywiła się, przypomniawszy sobie o kłutej ranie.-Tu jest! - Ktoś padł na ziemię obok niej.Shell.- Wróciła do nas!- Co się stało?- Psst.Kobieta skinęła głową do kogoś, kogo Blask nie widziała.Rannaodwróciła głowę.To był Krętacz, ich najlepszy uzdrowiciel.Skinąłgłową, by dodać jej odwagi.Shell posadziła ranną i wręczyła jej tykwęz wodą.Zmysły Blask zaatakowała kakofonia bitwy.Trwała terazbliżej, znacznie bliżej.Oddziały imperium atakowały.Zapadał teżzmrok, słońce zachodziło.Krętacz otworzył jej zbroję i dotknął rękąboku.-Wschodnie skrzydło się załamało - wyjaśniła Shell.- Sojusznicyimperium, Moranthowie, naciskają na centrum szyków, chcą nasodciąć od mostu.Na zachodzie napór nieprzyjaciela też jest silny.Dochodzą do nas jednak meldunki, że Czepiec i welony mogą działaćswobodnie.Mówią, że wielka pięść padł, Miecz i Urko też.- Kto tak mówi? - przerwała mu Blask.Westchnęła głośno,krzywiąc się z bólu.Shell otarła brud z twarzy i krótkich jasnych włosów.Zmarszczyłabrwi.- Ależ welony, oczywiście.Blask wstała i rozmasowała bark po stronie ciała uzdrowionej przezKrętacza.- A mimo to szpony mnie znalazły.Wyraz zdziwienia na twarzy kobiety pogłębił się jeszcze.- I innych również, tak.- Kto jest wśród nich?- Sart, Betel, Ketch.O nich przynajmniej słyszałam.%7ładen nienależał do przyjaciół Oprawcy.- Wezwij do mnie Szarą Grzywę i Dymka.Natychmiast.I zostań zemną.Shell się pokłoniła.Na kogo jeszcze mogła liczyć Blask? Miałanadzieję, że na większość swego oddziału.Bardzo żałowała, że nie maz nimi kompanii Cal-Brinna.Zawsze świetnie się rozumieli.Krata iJup Alat byliby bardzo użyteczni.I ostrze Bluesa.Co się z nimi stało naMisteria Drek? Zniknęli bez śladu.Ujęła Krętacza za ramię i odepchnęła go delikatnie.- Jeszcze nie, kapitanie - sprzeciwił się zaniepokojony uzdrowiciel.- To będzie mi musiało wystarczyć.Potrząsnął głową.Chciał coś powiedzieć, powstrzymał się jednak.- Jak sobie życzysz.Pomógł jej wstać.Blask przyjrzała się polu bitwy.Szturmującynieprzyjaciel był bardzo zdeterminowany.Gwardia nie mogła opieraćsię cesarzowej i jednocześnie toczyć bratobójczych walk.Jeśli do tego dojdzie, Blask będzie musiała rozważyć wycofanie się.Ale dokąd? Arogancka strategia Oprawcy osłabiła ich istotnie.Mostbył za wąski, a po jego drugiej stronie czekali Kańczycy.Pozostawałzbrojny odwrót na nadającą się do obrony pozycję.Jedyna możliwa doosiągnięcia znajdowała się na wschodzie.Czy jednak nie powinna podjąć jeszcze jednej próby? Spojrzała nanadal zdziwioną Shell.- Zostań tutaj.Powiedz Szarej Grzywie i Dymkowi, żeby tu na mniezaczekali.Zrobisz to?- Oczywiście.Chyba nie.?- Zaczekaj na mój powrót.Powiedz Dymkowi, że miał rację.Kobieta złapała Blask za rękaw kolczugi.- Nie rób tego.- Słucham?- Idziesz do niego, prawda? Nie rób tego.Blask przyjrzała się zmarszczkom otaczającym spoglądające na niąbłagalnie oczy drugiej kobiety, bruzdom wokół jej ust.Shell zapewnepragnęła powiedzieć jej znacznie więcej.- Nie mam pojęcia o co ci chodzi.Uścisk się wzmocnił.- Blask! Dymek rozmawiał nie tylko z tobą.- W takim razie posunął się za daleko.Strąciła delikatnie dłoń Shell.- Niech to Blizniaki, kobieto! Przed czym próbujesz się ukryć?-Tracimy czas, magu.Zajmij się swoimi obowiązkami, a jasię zajmę swoimi.Shell skinęła dłonią.- To idz, głupia! Nie wysłucha cię.Blask odwróciła się i ruszyła w drogę.Zluby.Pamiętaj o Zlubach.Zabrała tarczę poległemu żołnierzowi i osłoniła się nią przedharcownikami, idąc przed szykiem ostrz.Zaprzysiężeni wołali ją, aleona nie odpowiadała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ruszaj!- Tak jest.Mężczyzna pobiegł ku wierzchowcom.Spojrzenie Ullena przyciągnął jakiś ruch na trakcie.Pojawiła siętam różowa mgiełka, zmierzająca ku nim na podobieństwo chmury.Pochłaniała krzyczących żołnierzy, którzy znikali na jego oczach.Ichciała, zbroje, a nawet kości rozpuszczały się w pełznącym ku nimoparze.Ludzie uskakiwali na boki.Za długo stałeś w jednym miejscu, durniu!- Magia! zawołał Ullen i zeskoczył z traktu.Blask nie straciła przytomności.Po chwili zastanowienia musiałaprzyznać, że nie ma w tym nic dziwnego.W końcu dołączała doBraciszków, poległych Zaprzysiężonych połączonych nierozerwalnąwięzią z żywymi braćmi i siostrami.Niewolników Zlubów i ichstraszliwych, zrodzonych pod wpływem chwili warunków.Wiecznawalka.Oszukali Kaptura, tak jest, ale nie mogli zaznać spokoju.Całyczas agitowali na rzecz Zlubów.- Pamiętaj - szeptali do Blask, dręcząc ją we śnie.- Przysięgałaś!Pamiętaj o Zlubach.Pamiętaj.Ktoś odwtócił ją na plecy.Zamtugała, zetkając na niebo barwyołowiu.Spoglądało na nią zmumifikowane oblicze czaszki.SamKaptur?- Umierasz - stwierdziła śmiertelna zjawa.- Mimo twej wielkiejwitalności życie z ciebie odpływa.- Czy jesteś.Imassem? wyszeptała ochryple.Wyschnięta twarznie mogła wyrażać emocji, lecz mimo toBlask wyczuła u nieznajomego zaskoczenie.- Nie.Jestem Chodzący po Krawędzi.- Blask milczała.To imię nicdla niej nie znaczyło.- Odsyłam cię z powrotem.Wasza walkaprzelewa się do Cienia, a na to nie mogę pozwolić.Chcę, żebyście wszyscy odeszli.Ty, ten morderczy intruz, a nawetwładca twoich Zlubów, choć jego chroni osłona.Blask gapiła się nadziwaczną istotę.- Władca moich Zlubów? Mówisz o K'azzie?- Jak go tam zwał.Musi odejść.Odsyłam cię z powrotem.K'azz!Blask wysłała swe myśli na zewnątrz, jak wtedy, gdywyzwała Braciszków. Jesteś tam, K'azz?". Blask? - nadeszła odległa, zdumiona odpowiedz. To ty?Naprawdę? K'azz! Gdzie jesteś?". Blask, jestem blisko.Nadchodzę! Posłuchaj.To byli Oprawca iCzepiec.Zdradzili mnie!- Teraz odejdziesz - zaintonował Chodzący po Krawędzi głosem obrzmieniu suchego pyłu sypiącego się na ziemię.Na jej piersiachspoczęła zmumifikowana dłoń, złożona tylko z kości i ścięgien.Blask spróbowała się poruszyć.Przed jej oczyma pojawiły sięmroczki. Zaczekaj!Dławiła się od gorącego, przesyconego dymem powietrza.Zakasłała i skrzywiła się, przypomniawszy sobie o kłutej ranie.-Tu jest! - Ktoś padł na ziemię obok niej.Shell.- Wróciła do nas!- Co się stało?- Psst.Kobieta skinęła głową do kogoś, kogo Blask nie widziała.Rannaodwróciła głowę.To był Krętacz, ich najlepszy uzdrowiciel.Skinąłgłową, by dodać jej odwagi.Shell posadziła ranną i wręczyła jej tykwęz wodą.Zmysły Blask zaatakowała kakofonia bitwy.Trwała terazbliżej, znacznie bliżej.Oddziały imperium atakowały.Zapadał teżzmrok, słońce zachodziło.Krętacz otworzył jej zbroję i dotknął rękąboku.-Wschodnie skrzydło się załamało - wyjaśniła Shell.- Sojusznicyimperium, Moranthowie, naciskają na centrum szyków, chcą nasodciąć od mostu.Na zachodzie napór nieprzyjaciela też jest silny.Dochodzą do nas jednak meldunki, że Czepiec i welony mogą działaćswobodnie.Mówią, że wielka pięść padł, Miecz i Urko też.- Kto tak mówi? - przerwała mu Blask.Westchnęła głośno,krzywiąc się z bólu.Shell otarła brud z twarzy i krótkich jasnych włosów.Zmarszczyłabrwi.- Ależ welony, oczywiście.Blask wstała i rozmasowała bark po stronie ciała uzdrowionej przezKrętacza.- A mimo to szpony mnie znalazły.Wyraz zdziwienia na twarzy kobiety pogłębił się jeszcze.- I innych również, tak.- Kto jest wśród nich?- Sart, Betel, Ketch.O nich przynajmniej słyszałam.%7ładen nienależał do przyjaciół Oprawcy.- Wezwij do mnie Szarą Grzywę i Dymka.Natychmiast.I zostań zemną.Shell się pokłoniła.Na kogo jeszcze mogła liczyć Blask? Miałanadzieję, że na większość swego oddziału.Bardzo żałowała, że nie maz nimi kompanii Cal-Brinna.Zawsze świetnie się rozumieli.Krata iJup Alat byliby bardzo użyteczni.I ostrze Bluesa.Co się z nimi stało naMisteria Drek? Zniknęli bez śladu.Ujęła Krętacza za ramię i odepchnęła go delikatnie.- Jeszcze nie, kapitanie - sprzeciwił się zaniepokojony uzdrowiciel.- To będzie mi musiało wystarczyć.Potrząsnął głową.Chciał coś powiedzieć, powstrzymał się jednak.- Jak sobie życzysz.Pomógł jej wstać.Blask przyjrzała się polu bitwy.Szturmującynieprzyjaciel był bardzo zdeterminowany.Gwardia nie mogła opieraćsię cesarzowej i jednocześnie toczyć bratobójczych walk.Jeśli do tego dojdzie, Blask będzie musiała rozważyć wycofanie się.Ale dokąd? Arogancka strategia Oprawcy osłabiła ich istotnie.Mostbył za wąski, a po jego drugiej stronie czekali Kańczycy.Pozostawałzbrojny odwrót na nadającą się do obrony pozycję.Jedyna możliwa doosiągnięcia znajdowała się na wschodzie.Czy jednak nie powinna podjąć jeszcze jednej próby? Spojrzała nanadal zdziwioną Shell.- Zostań tutaj.Powiedz Szarej Grzywie i Dymkowi, żeby tu na mniezaczekali.Zrobisz to?- Oczywiście.Chyba nie.?- Zaczekaj na mój powrót.Powiedz Dymkowi, że miał rację.Kobieta złapała Blask za rękaw kolczugi.- Nie rób tego.- Słucham?- Idziesz do niego, prawda? Nie rób tego.Blask przyjrzała się zmarszczkom otaczającym spoglądające na niąbłagalnie oczy drugiej kobiety, bruzdom wokół jej ust.Shell zapewnepragnęła powiedzieć jej znacznie więcej.- Nie mam pojęcia o co ci chodzi.Uścisk się wzmocnił.- Blask! Dymek rozmawiał nie tylko z tobą.- W takim razie posunął się za daleko.Strąciła delikatnie dłoń Shell.- Niech to Blizniaki, kobieto! Przed czym próbujesz się ukryć?-Tracimy czas, magu.Zajmij się swoimi obowiązkami, a jasię zajmę swoimi.Shell skinęła dłonią.- To idz, głupia! Nie wysłucha cię.Blask odwróciła się i ruszyła w drogę.Zluby.Pamiętaj o Zlubach.Zabrała tarczę poległemu żołnierzowi i osłoniła się nią przedharcownikami, idąc przed szykiem ostrz.Zaprzysiężeni wołali ją, aleona nie odpowiadała [ Pobierz całość w formacie PDF ]