[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na arenę wpuszczono wielkiego buhaja.Z nisko pochylonym łbem wbiegł na opustoszały plac.Na widok jego szeroko rozstawionych łopatek i potężnego karku rozległ się szmer lęku i uznania.Buhaj przystanął na środku areny.Przekrwionymi ślepiami spojrzał spode łba ku ciżbie ludzkiej cisnącej się za ogrodzeniem.Przednimi kopytami gniewnie uderzył o ziemię wzbijając obłok kurzu.Zawodnicy niepewnie spojrzeli na mocarne zwierzę.Tak się złożyło, że obydwaj konkurenci pochodzili z Nowego Meksyku.Widząc nie­zwykle wielkiego buhaja, zaczęli podejrzewać Arizończyków o umyślną złośliwość.Czyżby w ten sposób chciano ich pozbawić możliwości zwycięstwa? Naradzali się chwilę, a tymczasem widownia poczęła okazywać swe niezadowolenie.Rozległy się drwiące głosy, krzyki i gwizdy.Podniecony nimi byk jął wokoło obiegać arenę.Pod wpływem kpin i krzyków kowboje postanowili mimo wszystko spróbować szczęścia.Jeden z nich wydobył z kieszeni monetę.Widzo­wie od razu zrozumieli - zawodnicy będą losować, który z nich ma walczyć pierwszy.Kowboj podrzucił monetę, schwycił ją w locie i przycisnął drugą ręką.Reszka miała oznaczać pierwszeństwo.Ode­tchnął z ulgą - los wybrał jego przeciwnika.Niefortunny wybraniec losu wolno zdjął skórzaną kamizelkę, pas z rewolwerami i kapelusz o szerokich kresach.Następnie przystąpił do konia, sprawdził popręgi siodła, pasy strzemion, po czym lekko wskoczył na wierzchowca.Na trybunach rozbrzmiał potężny okrzyk radości.Uchylono bramy.Jeździec wjechał na arenę.Buhaj stał na środku placu oszołomiony i wściekle grzebał racicami.Gdy tylko ujrzał jeźdźca, pochylił łeb uzbrojony w wielkie zakrzywione rogi, wyprężył ogon jak strunę, po czym nagłym zrywem ruszył cwałom ku śmiałkowi.Wprawdzie kowboj bez zapału przystępował do walki, lecz nie stracił zimnej krwi na widok rozwścieczonego zwierzęcia.Od razu było widać, że jeździec i wierzchowiec mają wprawę w tego rodzaju zapasach.Lekko ukłuty ostrogami koń skoczył na spotkanie buhajowi, ale tuż przed jego pochylonym łbem zwinnym ruchem usunął się na bok, przepuszczając szarżującego byka.Zaledwie się rozminęli, jeździec zawrócił wierzchowca i pognał za buhajem.Widzowie szaleli z uciechy na widok zręcznych manewrów kowboja.Sytuacja na arenie co chwila ulegała zmianie.To buhaj ścigał jeźdźca, to znów on z kolei napierał konia na zdezorientowane zwierzę, coraz bardziej zbliżając się do niego z boku.Wszyscy doskonale rozumieli cel tej pozornie bezcelowej gonitwy.Otóż kowboj pragnął zmęczyć buhaja, zanim zsunie się z konia na jego grzbiet i po uchwyceniu za rogi zmusi do upadnięcia na ziemię.Po kilkunastu bezskutecznych szarżach buhaj biegł wolniej.Teraz właśnie jeździec i byk szerokim kołem okrążyli arenę, posuwając się tuż przy okalającym ją ogrodzeniu.Zmęczony czy też zdezorientowany buhaj poniechał ataków.Biegł ciężkimi susami, z ukosa spoglądając nabiegłymi krwią ślepiami na nacierającego coraz śmielej jeźdźca.Od czasu do czasu wyrzucał w bok swój łeb z zakrzywionymi rogami, by dosięgnąć brzucha wierzchowca, lecz ten uskakiwał niestrudzenie i znów wracał.Setki widzów w najwyższym napięciu obserwowały kowboja, który zupełnie już widocznie przygotowywał się do ostatecznego rozstrzyg­nięcia walki.Uwaga, uwaga! Zaraz chwyci byka za rogi! Patrzcie, już się pochyla - zawołał szeryf Allan.- Dobrze sobie radzi z tym potężnym buhajem.Założyłbym się, że ten śmiałek postanowił zakończyć walkę tuż przed trybunami, aby swą zręcznością i siłą zawstydzić Arizończyków.Rozgrzany gonitwą zawodnik w pobliżu trybun coraz bardziej pochylał się na kark konia.Gdy jeździec i byk znaleźli się tuż przed główną trybuną, widzowie w milczeniu pełnym napięcia powstali z miejsc.Kowboj nie zawiódł ich oczekiwań.Przynaglony wierzchowiec błyskawicznym skokiem przysunął się tuż do boku buhaja, a wtedy jeździec wyrzucił nogi ze strzemion, pochylił się nad bykiem i oby­dwiema rękami uchwycił go za rogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl