[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Skąd będą wiedzieli, który prezent jest dla kogo? –zastanawiał się na głos Gabriel.Julia zerknęła na piramidę.– Na pewno prezenty są podpisane.– A jeżeli nie spodoba im się to, co dostaną?– Elena pytała dzieci, co by chciały dostać, i to kupiono.–Julia uścisnęła jego dłoń.– Przestań już.Dzieci zobaczą, jak się marszczysz, i jeszcze się przestraszą.Gabriel pokręcił nosem na taką potwarz, ale ostrożniezmienił wyraz twarzy.Patrzył, jak Julia bawi się z dziećmi w różne gry, puszcza bańki mydlane i odbija baloniki.Ciemnowłosy malec o ciemnych oczach bardzo ją polubił i niedługo potem Julianna nosiła go wszędzie na biodrze; starała się uwolnić włosy z jego pulchnych piąstek, a jednocześnie unikać cienkiego strumyczka śliny.Gabriela ogarnęły silne, wręcz bolesne uczucia.Julianna urodziła się, żeby być matką.Jest kochająca, hojna i cierpliwa.Ma to, czego brakowało mojej biologicznej matce, a czego Grace miała w nadmiarze.Może ma nawet dość na to, by pokryć moje własne niedostatki – myślał.Aby odpędzić melancholię, zaczął pomagać przy kucykach.Wsadzał dzieci na siodła i zdejmował.Julia miała rację.Kucyki były przebojem imprezy.Dzieci stały w kolejce, żeby móc je pogłaskać i nakarmić między przejażdżkami.Kiedy przyszedł czas na rozdanie prezentów, Gabriel stanął z żoną za stołem.Brat Silvestro przemówił do dzieci, dziękując Ziowi i Zii Emersonom za ich hojność.Gabriel i Julia podziękowaliskinieniem głowy na pełny wdzięczności aplauz.Potem Julia zaczęła rozdawać prezenty, wciąż trzymając chłopca.Gabriel dołączyłby do niej, ale mały chłopczyk pociągnął go za nogawkę spodni, usiłując zwrócić na siebie uwagę.– Hej – powiedział Gabriel po włosku.– Jak się masz?– Czy jesteś nim? – spytał chłopczyk.– Kim czy jestem?– Supermanem.Gabriel, zaskoczony, uśmiechnął się do malca.– Dlaczego myślisz, że jestem Supermanem?– Wyglądasz jak on.Mogę zobaczyć, co masz pod koszulą? –Chłopiec wskazał na białą oksfordzką koszulę Gabriela.Ten uśmiechnął się smętnie.– Nie mam dzisiaj na sobie kostiumu.– Masz okulary Clarka Kenta.Gabriel zdjął okulary i spojrzał na nie, marszcząc brwi.Uważał, że jego oprawki od Prady są znacznie bardziej eleganckie niż te okropieństwa, które nosił Clark Kent.(Może się mylił).Gabriel nie zdążył się jednak obrazić, bo jak tylko zdjąłokulary, chłopiec jęknął.Wkrótce zebrał się wokół nich tłumek dzieci.– To jest Superman – szepnął pierwszy chłopiec triumfalnie.Gabriel nałożył okulary na nos i wyciągnął rękę, by potargać mu włosy.– Obawiam się, że nie jestem Supermanem.Jestem ZioGabriel z Ameryki.Zia Julia to moja żona.Dzieci spojrzały na Julię, która wywoływała imiona irozdawała kolorowe paczki.Dostrzegła ich spojrzenia iuśmiechnęła się uroczo.– To Lois Lane – odezwał się cichy głosik.– Tak – powiedział pierwszy chłopiec.– Poznajemy ją.ToLois Lane.Gabriel spojrzał na Julię tak, jakby zobaczył ją po razpierwszy.– Myślałem, że Lois jest wyższa – mruknął po części dosiebie.– Mam obrazek.Widzisz? – Chłopiec pokazał mu komiks iwskazał rysunek Lois Lane na okładce.– To ona.– Obcięła włosy – odezwał się inny chłopiec, przyglądając się Julii z rozczarowaniem.– Podobały mi się dłuższe.– Też tak uważam – wymamrotał Gabriel.– Potrafisz robić sztuczki? – wtrąciła jedna z dziewczynek.– Jakie sztuczki? – Profesor z trudem ukrywał rozbawienie.– Podnieść coś ciężkiego, widzieć przez ściany, latać.– O tak, latać! – Dzieci zaczęły podskakiwać.Gabriel spojrzał na coraz większy tłumek wokół niego iwestchnął.Uniósł ręce, żeby uciszyć dzieciaki.Potem pochylił się i zniżył głos.– Nikt nie wie, że Clark Kent to Superman.– Ja wiem – powiedział jeden chłopiec, unosząc wysokorękę.Gabriel wyszczerzył zęby.– Tak, wy wiecie.Ale dorośli nie wiedzą.Lois i japrzyjechaliśmy na przyjęcie.Dlatego wszyscy musicie pomóc nam dochować tajemnicy.Jasne?Niektóre dzieci patrzyły na niego sceptycznie, ale wielepokiwało głowami.– A teraz Lois ma dla każdego z was prezenty.Możepójdziecie do niej przywitać się i wziąć swój prezent?W różny sposób wyrażając swoje emocje, dzieci zaczęły się rozchodzić, a ich uwagę wkrótce przyciągnęły inne rozrywki.Julia, która słuchała całej rozmowy, spojrzała na Gabriela i mrugnęła.– Superman? – powiedziała bezgłośnie.Pokręcił głową.Przez trzydzieści pięć lat swojego życianazywany był różnie, ale nikt go dotąd nie oskarżył o bycie Supermanem.Chociaż musiał przyznać, że Julia znakomiciewyglądałaby w roli Lois Lane.Zastanawiał się, czy może znalazłby się we Florencji jakiś sklep z kostiumami.Rozmyślał o tym (i innych mało przyzwoitych rzeczach),kiedy poczuł na sobie czyjś wzrok.Spojrzał w dół i zobaczyłmalutką blondyneczkę.Miała palce w buzi i patrzyła na niego.Uśmiechnął się.– Ciao, tesoro.Wyjęła paluszki z buzi i wyciągnęła rączki.Początkowo nie rozumiał, o co jej chodzi.Podniosła rączkiwyżej i pomachała nimi lekko.– Chce, żebyś ją wziął na ręce, Człowieku ze Stali.– Julia nagle znalazła się obok niego.Gabriel podniósł dziewczynkę, a ona uśmiechnęła się nachwilę, po czym wsadziła paluszki z powrotem do buzi.W tej chwili jego wzrok napotkał spojrzenie Julii i patrzyli na siebie długo.Przywitała się z dzieckiem i poklepała je po pleckach.Potem wróciła do stołu prezentów.– Maria nie mówi.Gabriel odwrócił się do Eleny, asystentki brata Silvestra.Elena wyciągnęła rękę i odgarnęła dziecku blond loczek za ucho.– Dziwię się, że do pana przyszła.Zazwyczaj unika obcych.– Ile ma lat? – spytał Gabriel.– Trzy.– Elena przeszła na angielski.– Ale nie odezwała się, odkąd tu przyjechała, ponad rok temu.– Dlaczego nie?– Zbyt wielka trauma.Gabriel spojrzał na anielską twarzyczkę i zmiął w ustachserię przekleństw.– Będzie kiedyś mówić?– Taką mamy nadzieję.Na pewno potrzebuje rodziny.Podświadomie Gabriel przytulił dziecko mocniej.– Trudno jest znaleźć rodziny?– Czasami.– Elena uśmiechnęła się do Marii i odezwała się po włosku, pytając, czy podoba jej się przyjęcie.Maria pokiwała główką i wskazała w stronę kucyków.– Aha.Chyba chciałaby się przejechać.Mogę? – Elenachciała zabrać dziewczynkę, ale Gabriel pokręcił głową.– Ja ją zabiorę.Podszedł do kucyków i spytał po włosku, który podoba jej się najbardziej.Pokazała najmniejszego, czarnego z białymiplamkami.Miał zapleciony ogon, przewiązany czerwoną wstążką.Nazywał się Cioccolato.Gabriel ostrożnie posadził Marię w siodle i trzymał rękę najej plecach, gdy właściciel kucyka zaczął prowadzić go w koło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.– Skąd będą wiedzieli, który prezent jest dla kogo? –zastanawiał się na głos Gabriel.Julia zerknęła na piramidę.– Na pewno prezenty są podpisane.– A jeżeli nie spodoba im się to, co dostaną?– Elena pytała dzieci, co by chciały dostać, i to kupiono.–Julia uścisnęła jego dłoń.– Przestań już.Dzieci zobaczą, jak się marszczysz, i jeszcze się przestraszą.Gabriel pokręcił nosem na taką potwarz, ale ostrożniezmienił wyraz twarzy.Patrzył, jak Julia bawi się z dziećmi w różne gry, puszcza bańki mydlane i odbija baloniki.Ciemnowłosy malec o ciemnych oczach bardzo ją polubił i niedługo potem Julianna nosiła go wszędzie na biodrze; starała się uwolnić włosy z jego pulchnych piąstek, a jednocześnie unikać cienkiego strumyczka śliny.Gabriela ogarnęły silne, wręcz bolesne uczucia.Julianna urodziła się, żeby być matką.Jest kochająca, hojna i cierpliwa.Ma to, czego brakowało mojej biologicznej matce, a czego Grace miała w nadmiarze.Może ma nawet dość na to, by pokryć moje własne niedostatki – myślał.Aby odpędzić melancholię, zaczął pomagać przy kucykach.Wsadzał dzieci na siodła i zdejmował.Julia miała rację.Kucyki były przebojem imprezy.Dzieci stały w kolejce, żeby móc je pogłaskać i nakarmić między przejażdżkami.Kiedy przyszedł czas na rozdanie prezentów, Gabriel stanął z żoną za stołem.Brat Silvestro przemówił do dzieci, dziękując Ziowi i Zii Emersonom za ich hojność.Gabriel i Julia podziękowaliskinieniem głowy na pełny wdzięczności aplauz.Potem Julia zaczęła rozdawać prezenty, wciąż trzymając chłopca.Gabriel dołączyłby do niej, ale mały chłopczyk pociągnął go za nogawkę spodni, usiłując zwrócić na siebie uwagę.– Hej – powiedział Gabriel po włosku.– Jak się masz?– Czy jesteś nim? – spytał chłopczyk.– Kim czy jestem?– Supermanem.Gabriel, zaskoczony, uśmiechnął się do malca.– Dlaczego myślisz, że jestem Supermanem?– Wyglądasz jak on.Mogę zobaczyć, co masz pod koszulą? –Chłopiec wskazał na białą oksfordzką koszulę Gabriela.Ten uśmiechnął się smętnie.– Nie mam dzisiaj na sobie kostiumu.– Masz okulary Clarka Kenta.Gabriel zdjął okulary i spojrzał na nie, marszcząc brwi.Uważał, że jego oprawki od Prady są znacznie bardziej eleganckie niż te okropieństwa, które nosił Clark Kent.(Może się mylił).Gabriel nie zdążył się jednak obrazić, bo jak tylko zdjąłokulary, chłopiec jęknął.Wkrótce zebrał się wokół nich tłumek dzieci.– To jest Superman – szepnął pierwszy chłopiec triumfalnie.Gabriel nałożył okulary na nos i wyciągnął rękę, by potargać mu włosy.– Obawiam się, że nie jestem Supermanem.Jestem ZioGabriel z Ameryki.Zia Julia to moja żona.Dzieci spojrzały na Julię, która wywoływała imiona irozdawała kolorowe paczki.Dostrzegła ich spojrzenia iuśmiechnęła się uroczo.– To Lois Lane – odezwał się cichy głosik.– Tak – powiedział pierwszy chłopiec.– Poznajemy ją.ToLois Lane.Gabriel spojrzał na Julię tak, jakby zobaczył ją po razpierwszy.– Myślałem, że Lois jest wyższa – mruknął po części dosiebie.– Mam obrazek.Widzisz? – Chłopiec pokazał mu komiks iwskazał rysunek Lois Lane na okładce.– To ona.– Obcięła włosy – odezwał się inny chłopiec, przyglądając się Julii z rozczarowaniem.– Podobały mi się dłuższe.– Też tak uważam – wymamrotał Gabriel.– Potrafisz robić sztuczki? – wtrąciła jedna z dziewczynek.– Jakie sztuczki? – Profesor z trudem ukrywał rozbawienie.– Podnieść coś ciężkiego, widzieć przez ściany, latać.– O tak, latać! – Dzieci zaczęły podskakiwać.Gabriel spojrzał na coraz większy tłumek wokół niego iwestchnął.Uniósł ręce, żeby uciszyć dzieciaki.Potem pochylił się i zniżył głos.– Nikt nie wie, że Clark Kent to Superman.– Ja wiem – powiedział jeden chłopiec, unosząc wysokorękę.Gabriel wyszczerzył zęby.– Tak, wy wiecie.Ale dorośli nie wiedzą.Lois i japrzyjechaliśmy na przyjęcie.Dlatego wszyscy musicie pomóc nam dochować tajemnicy.Jasne?Niektóre dzieci patrzyły na niego sceptycznie, ale wielepokiwało głowami.– A teraz Lois ma dla każdego z was prezenty.Możepójdziecie do niej przywitać się i wziąć swój prezent?W różny sposób wyrażając swoje emocje, dzieci zaczęły się rozchodzić, a ich uwagę wkrótce przyciągnęły inne rozrywki.Julia, która słuchała całej rozmowy, spojrzała na Gabriela i mrugnęła.– Superman? – powiedziała bezgłośnie.Pokręcił głową.Przez trzydzieści pięć lat swojego życianazywany był różnie, ale nikt go dotąd nie oskarżył o bycie Supermanem.Chociaż musiał przyznać, że Julia znakomiciewyglądałaby w roli Lois Lane.Zastanawiał się, czy może znalazłby się we Florencji jakiś sklep z kostiumami.Rozmyślał o tym (i innych mało przyzwoitych rzeczach),kiedy poczuł na sobie czyjś wzrok.Spojrzał w dół i zobaczyłmalutką blondyneczkę.Miała palce w buzi i patrzyła na niego.Uśmiechnął się.– Ciao, tesoro.Wyjęła paluszki z buzi i wyciągnęła rączki.Początkowo nie rozumiał, o co jej chodzi.Podniosła rączkiwyżej i pomachała nimi lekko.– Chce, żebyś ją wziął na ręce, Człowieku ze Stali.– Julia nagle znalazła się obok niego.Gabriel podniósł dziewczynkę, a ona uśmiechnęła się nachwilę, po czym wsadziła paluszki z powrotem do buzi.W tej chwili jego wzrok napotkał spojrzenie Julii i patrzyli na siebie długo.Przywitała się z dzieckiem i poklepała je po pleckach.Potem wróciła do stołu prezentów.– Maria nie mówi.Gabriel odwrócił się do Eleny, asystentki brata Silvestra.Elena wyciągnęła rękę i odgarnęła dziecku blond loczek za ucho.– Dziwię się, że do pana przyszła.Zazwyczaj unika obcych.– Ile ma lat? – spytał Gabriel.– Trzy.– Elena przeszła na angielski.– Ale nie odezwała się, odkąd tu przyjechała, ponad rok temu.– Dlaczego nie?– Zbyt wielka trauma.Gabriel spojrzał na anielską twarzyczkę i zmiął w ustachserię przekleństw.– Będzie kiedyś mówić?– Taką mamy nadzieję.Na pewno potrzebuje rodziny.Podświadomie Gabriel przytulił dziecko mocniej.– Trudno jest znaleźć rodziny?– Czasami.– Elena uśmiechnęła się do Marii i odezwała się po włosku, pytając, czy podoba jej się przyjęcie.Maria pokiwała główką i wskazała w stronę kucyków.– Aha.Chyba chciałaby się przejechać.Mogę? – Elenachciała zabrać dziewczynkę, ale Gabriel pokręcił głową.– Ja ją zabiorę.Podszedł do kucyków i spytał po włosku, który podoba jej się najbardziej.Pokazała najmniejszego, czarnego z białymiplamkami.Miał zapleciony ogon, przewiązany czerwoną wstążką.Nazywał się Cioccolato.Gabriel ostrożnie posadził Marię w siodle i trzymał rękę najej plecach, gdy właściciel kucyka zaczął prowadzić go w koło [ Pobierz całość w formacie PDF ]