[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ziemianie stali w milczeniu, czekając aż ganimedzi napatrzą się do syta.Pierwszy odezwał się Jassilane:– Rzeczywiście kolos.dokładnie taki, jak się spodziewaliśmy.W porównaniu z tym, co znaliśmy, opuszczając Minerwę, konstrukcja jest zdecydowanie unowocześniona.Co ty na to, ZORAK?– Sektory terroidalne sterczące w nacięciu o sto metrów od miejsca, w którym się znajdujesz, stanowią prawie na pewno induktory różnicowego naprężenia rezonansu, służące do zmniejszania ogniskowej punktu promieniowania silnika głównego – recytował ZORAK.– Ten duży mechanizm w dole na podłodze, tam gdzie stoi tych dwóch ziemian, jeden z przodu, drugi poniżej, jest mi nie znany, ale wszystko wskazuje, że to unowocześniony model rufowego reaktora kompensacyjnego.Jeśli tak, napęd statku polegał na standardowym rozchodzeniu się fal naprężenia.Jeśli mam rację, z przodu powinien się znajdować drugi taki reaktor.Ziemianie w Bazie Głównej pokazywali mi rysunki urządzenia, które przypomina reaktor, ale dla uzyskania absolutnej pewności powinniśmy sami sprawdzić, co jest na dziobie.Chciałbym też zobaczyć główny sektor konwertorów energii i poznać jego budowę.– Hm.mogło być gorzej – mruknął Jassilane w zamyśleniu.– O czym rozmawialiście, Rog? – spytał Hunt.Ganimed odwrócił się i wskazując ręką wrak, odparł:– ZORAK potwierdził moje domysły.Jakkolwiek statek został zbudowany dużo później niż „Szapieron”, to jednak główne zasady konstrukcyjne pozostały, jak się zdaje, nie zmienione.– Czy to znaczy, że macie szansę naprawić swój statek? – wtrącił Mills.– Tak sądzę – odparł Jassilane.– Musimy się najpierw upewnić – powiedziała ostrożnie Szilohin.Hunt odwrócił się do pozostałych członków ekspedycji i rozkładając ręce zapraszającym gestem, powiedział:– A więc zejdźmy na dół i upewnijmy się.Grupa zwiedzających odeszła od ściany widokowej i utorowała sobie drogę do drzwi między stojakami z narzędziami i konsolami, by zejść na niższy poziom.Gdy za ostatnim z wychodzących zamknęły się drzwi, jeden z siedzących przy konsolach operatorów odwrócił głowę i rzekł do kolegi śmiejąc się:– A widzisz, Ed, nikogo nie zjedli.Siedzący kilka metrów dalej Ed zmarszczył czoło i odparł z powątpiewaniem:– Może dzisiaj nie są głodni.Tymczasem grupa ziemian i ganimedów, po przebyciu śluzy, znalazła się na dnie pieczary, tuż pod oknem, i po stalowej siatce, którą przykryto lód, ruszyła ku statkowi, mijając po drodze różne urządzenia.– Ciepło tu – powiedziała Szilohin do idącego obok Hunta.– A jednak na lodowych ścianach nie znać śladu topnienia.Jak wy to robicie?– System cyrkulacyjny powietrza został bardzo dokładnie zaplanowany – wyjaśnił Hunt.– Ciepłe powietrze koncentruje się na dole, gdzie trwają prace, ściany zaś są izolowane przy pomocy strumieni zimnego powietrza, skierowanych ku otworom wentylacyjnym w suficie.Dzięki temu, że ściany przechodzą stopniowo w partię sufitową, zagwarantowany został właściwy przepływ powietrza.System się sprawdził.– Genialne – mruknęła ganimedka.– A ryzyko eksplozji gazów wydzielających się z lodu? – spytał inny ganimed.– To chyba niebezpieczne?– Na początku, gdy zaczynaliśmy drążyć pieczarę, mieliśmy z tym problemy – odparł Hunt.– Topnienie lodu było wtedy obfite.Aby zapobiec ryzyku, o którym pan wspomniał, pracowało się tu w skafandrach, w atmosferze argonowej.Teraz, kiedy system wentylacyjny zdał egzamin, ryzyko jest niewielkie, możemy więc poruszać się swobodniej.Zasłony zimnego powietrza też robią swoje; ulatnianie się gazów z lodu jest zredukowane praktycznie do zera, a jeśli nawet coś się wydziela, zostaje wyrzucone na zewnątrz wraz z tłoczonym powietrzem.Groźba wybuchu tu na dole jest prawdopodobnie niższa niż trafienie nadszybia przez zabłąkany meteoryt.– Jesteśmy na miejscu – zawołał idący z przodu Mills.Zatrzymali się u stóp wyrastającej z posadzki szerokiej, płytkiej metalowej rampy, prowadzącej pośród plątaniny kabli do wnętrza statku przez wycięty w powłoce duży otwór.Ponad ich głowami kontur boku statku wybrzuszał się olbrzymim łukiem w górę i niknął z oczu patrzącym.Poczuli się nagle jak myszki, stojące u stóp walca drogowego.– Wejdźmy – powiedział Hunt.W ciągu dwóch godzin metr po metrze przemierzyli labirynt chodników i pomostów, zbudowanych wewnątrz statku, który spoczywając na boku, nie zawierał prawie nadających się do chodzenia poziomych płaszczyzn.Olbrzymi kierowali się wzdłuż przewodów i duktów, jakby doskonale wiedzieli, czego szukają.Często zatrzymywali się, by zręcznie wyjąć tu i ówdzie jakieś urządzenie lub zbadać jego połączenie z innymi częściami lub urządzeniami; sprawdzali każdy detal dostarczonych przez uczonych SKONZ planów, gdzie znalazło się wszystko, co ziemianie zdołali zrozumieć z konstrukcji statku.Kiedy skończyli, Jassilane po długich naradach z ZORAKIEM oznajmił:– Jesteśmy dobrej myśli.Są szansę na doprowadzenie „Szapierona” do stanu pełnej funkcjonalności.Chcielibyśmy jednak dokładniej zbadać niektóre partie statku i musimy sprowadzić jeszcze kilku ekspertów z Bazy Głównej.Czy znalazłoby się tu miejsce dla grupki naszych ludzi na jakieś dwa, trzy tygodnie?Ostatnie słowa skierowane były do Millsa.Kapitan wzruszył ramionami, rozkładając ręce zapraszającym gestem.– Jesteśmy do waszej dyspozycji.Załatwione [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ziemianie stali w milczeniu, czekając aż ganimedzi napatrzą się do syta.Pierwszy odezwał się Jassilane:– Rzeczywiście kolos.dokładnie taki, jak się spodziewaliśmy.W porównaniu z tym, co znaliśmy, opuszczając Minerwę, konstrukcja jest zdecydowanie unowocześniona.Co ty na to, ZORAK?– Sektory terroidalne sterczące w nacięciu o sto metrów od miejsca, w którym się znajdujesz, stanowią prawie na pewno induktory różnicowego naprężenia rezonansu, służące do zmniejszania ogniskowej punktu promieniowania silnika głównego – recytował ZORAK.– Ten duży mechanizm w dole na podłodze, tam gdzie stoi tych dwóch ziemian, jeden z przodu, drugi poniżej, jest mi nie znany, ale wszystko wskazuje, że to unowocześniony model rufowego reaktora kompensacyjnego.Jeśli tak, napęd statku polegał na standardowym rozchodzeniu się fal naprężenia.Jeśli mam rację, z przodu powinien się znajdować drugi taki reaktor.Ziemianie w Bazie Głównej pokazywali mi rysunki urządzenia, które przypomina reaktor, ale dla uzyskania absolutnej pewności powinniśmy sami sprawdzić, co jest na dziobie.Chciałbym też zobaczyć główny sektor konwertorów energii i poznać jego budowę.– Hm.mogło być gorzej – mruknął Jassilane w zamyśleniu.– O czym rozmawialiście, Rog? – spytał Hunt.Ganimed odwrócił się i wskazując ręką wrak, odparł:– ZORAK potwierdził moje domysły.Jakkolwiek statek został zbudowany dużo później niż „Szapieron”, to jednak główne zasady konstrukcyjne pozostały, jak się zdaje, nie zmienione.– Czy to znaczy, że macie szansę naprawić swój statek? – wtrącił Mills.– Tak sądzę – odparł Jassilane.– Musimy się najpierw upewnić – powiedziała ostrożnie Szilohin.Hunt odwrócił się do pozostałych członków ekspedycji i rozkładając ręce zapraszającym gestem, powiedział:– A więc zejdźmy na dół i upewnijmy się.Grupa zwiedzających odeszła od ściany widokowej i utorowała sobie drogę do drzwi między stojakami z narzędziami i konsolami, by zejść na niższy poziom.Gdy za ostatnim z wychodzących zamknęły się drzwi, jeden z siedzących przy konsolach operatorów odwrócił głowę i rzekł do kolegi śmiejąc się:– A widzisz, Ed, nikogo nie zjedli.Siedzący kilka metrów dalej Ed zmarszczył czoło i odparł z powątpiewaniem:– Może dzisiaj nie są głodni.Tymczasem grupa ziemian i ganimedów, po przebyciu śluzy, znalazła się na dnie pieczary, tuż pod oknem, i po stalowej siatce, którą przykryto lód, ruszyła ku statkowi, mijając po drodze różne urządzenia.– Ciepło tu – powiedziała Szilohin do idącego obok Hunta.– A jednak na lodowych ścianach nie znać śladu topnienia.Jak wy to robicie?– System cyrkulacyjny powietrza został bardzo dokładnie zaplanowany – wyjaśnił Hunt.– Ciepłe powietrze koncentruje się na dole, gdzie trwają prace, ściany zaś są izolowane przy pomocy strumieni zimnego powietrza, skierowanych ku otworom wentylacyjnym w suficie.Dzięki temu, że ściany przechodzą stopniowo w partię sufitową, zagwarantowany został właściwy przepływ powietrza.System się sprawdził.– Genialne – mruknęła ganimedka.– A ryzyko eksplozji gazów wydzielających się z lodu? – spytał inny ganimed.– To chyba niebezpieczne?– Na początku, gdy zaczynaliśmy drążyć pieczarę, mieliśmy z tym problemy – odparł Hunt.– Topnienie lodu było wtedy obfite.Aby zapobiec ryzyku, o którym pan wspomniał, pracowało się tu w skafandrach, w atmosferze argonowej.Teraz, kiedy system wentylacyjny zdał egzamin, ryzyko jest niewielkie, możemy więc poruszać się swobodniej.Zasłony zimnego powietrza też robią swoje; ulatnianie się gazów z lodu jest zredukowane praktycznie do zera, a jeśli nawet coś się wydziela, zostaje wyrzucone na zewnątrz wraz z tłoczonym powietrzem.Groźba wybuchu tu na dole jest prawdopodobnie niższa niż trafienie nadszybia przez zabłąkany meteoryt.– Jesteśmy na miejscu – zawołał idący z przodu Mills.Zatrzymali się u stóp wyrastającej z posadzki szerokiej, płytkiej metalowej rampy, prowadzącej pośród plątaniny kabli do wnętrza statku przez wycięty w powłoce duży otwór.Ponad ich głowami kontur boku statku wybrzuszał się olbrzymim łukiem w górę i niknął z oczu patrzącym.Poczuli się nagle jak myszki, stojące u stóp walca drogowego.– Wejdźmy – powiedział Hunt.W ciągu dwóch godzin metr po metrze przemierzyli labirynt chodników i pomostów, zbudowanych wewnątrz statku, który spoczywając na boku, nie zawierał prawie nadających się do chodzenia poziomych płaszczyzn.Olbrzymi kierowali się wzdłuż przewodów i duktów, jakby doskonale wiedzieli, czego szukają.Często zatrzymywali się, by zręcznie wyjąć tu i ówdzie jakieś urządzenie lub zbadać jego połączenie z innymi częściami lub urządzeniami; sprawdzali każdy detal dostarczonych przez uczonych SKONZ planów, gdzie znalazło się wszystko, co ziemianie zdołali zrozumieć z konstrukcji statku.Kiedy skończyli, Jassilane po długich naradach z ZORAKIEM oznajmił:– Jesteśmy dobrej myśli.Są szansę na doprowadzenie „Szapierona” do stanu pełnej funkcjonalności.Chcielibyśmy jednak dokładniej zbadać niektóre partie statku i musimy sprowadzić jeszcze kilku ekspertów z Bazy Głównej.Czy znalazłoby się tu miejsce dla grupki naszych ludzi na jakieś dwa, trzy tygodnie?Ostatnie słowa skierowane były do Millsa.Kapitan wzruszył ramionami, rozkładając ręce zapraszającym gestem.– Jesteśmy do waszej dyspozycji.Załatwione [ Pobierz całość w formacie PDF ]