[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poszło nie najgorzej, a w czasie mojej rekonwalescencji doszli do wniosku, ze na skutek przeżyć w kosmosie mam przebudowaną w organizmie strukturę subatomową.Wynikało z tego, że jestem w stanie zregenerować się z byle kawałka własnej powłoki, przy czym odradzała się zawsze część największa, więc nic mogłem się powielać.W razie potrzeby mogłem powstać wręcz z jednej komórki.Jak działał licznik, który je rachował, tego moi mędrcy nie wiedzieli.I to tyle.Oczywiście, nie wróciłem do bazy "Arki".Zresztą program robił bokami i dni jego były policzone.Z wielką pompą NASA wywiązała się wobec mnie z wszelkich zobowiązań, i poszedłem - wolny, zdrowy i bogaty - na zieloną trawkę.Ci z Agencji nie chcieli mnie więcej widzieć na oczy.Swoim powrotem dość im zalazłem za pazury.A tu jeszcze nieśmiertelny!Przez jakiś czas interesowały się mną liczne instytuty naukowe i medyczne.ale nie pozwoliłem im się dotknąć.Moja nieśmiertelność była tylko moja, i basta.To samo stwierdził Sąd Najwyższy, do którego wystąpił jakiś szalony naukowiec z propozycją ubezwłasnowolnienia mnie i przekazania jako obiektu doświadczalnego do którejś / placówek badawczych! Po ogłoszeniu wyroku szalonego naukowca skopałem ze stopni gmachu sądu, za co zaraz za rogiem, w pierwszej instancji, otrzymałem trzy miesiące odsiadki.Bez zawieszenia.Moja niezniszczalność nie była okolicznością łagodzącą.To właśnie wtedy, w czasie trwania obu procesów, prasa nazwała mnie Mr Immortal, Pan Nieśmiertelny, co przyjąłem za swoje nowe nazwisko.Z tej ostatniej sprawy wyniosłem jeszcze jedną korzyść - jakiś pijaczyna, który przez tydzień dzielił ze mną cele, podpowiedział mi, w jaki sposób mogę pomnożyć swój milion.Pijaczyna nazywał się Thomson i był lekarzem pozbawionym prawa wykonywania praktyki we wszystkich pięćdziesięciu stanach.Moje pieniądze zmieniły, przynajmniej częściowo, ten stan rzeczy.Po wyjściu z pudła dałem ogłoszenie: "Bezkarne zabójstwo! Za milion dolarów możesz zabić Mr Immortala.Tortury wykluczone.Warunki do uzgodnienia.Zgłoszenia p.box."Potrzebowałem pieniędzy.Potrzebowałem, bo chciałem odkupić od NASA własny statek za sto trzydzieści dwa miliony nowych dolarów i polecieć jeszcze raz w stronę neutronowego karła.Próby podjęte przez innych pilotów po moim powrocie nie powiodły się o tyle, że ludzie albo wracali nie zmienieni, albo nie wracali w ogóle.Mój casus mógł być wynikiem przypadku, ale mogło też być i tak, że zostałem w jakiś sposób przez Czarną Gwiazdę wybrany i naznaczony.A to by znaczyło, że albo może mi przywrócić poprzednią mą kondycję, albo dać jeszcze więcej, niż mam teraz.Może stanę się wszechmocny i duchem będę stwarzał byt? Z natury jestem chytry i zachłanny, więc pomału uwierzyłem w tę legendę.Wierzyłem tym bardziej, iż inni zdawali się również podejrzewać tę możliwość.Bali się mnie i nienawidzili.Dlatego musiałem mieć ten statek za wszelką cenę.Biegłem przez las, osłaniając twarz od smagających mnie gałęzi.Byłem potwornie zmęczony i chciałem, by ta zabawa, ta ostatnia Gra, już się skończyła.Mimo to rwałem przed obławą wciąż naprzód.Nie mogłem dopuścić do tego, by zwycięstwo tamtych okazało się zbyt łatwe.Myśliwi mogliby być wtedy rozczarowani i czuć się oszukani, co prostą drogą wiodło do kłopotów natury płatniczej.A tych nie cierpiałem z całej duszy.Ostatnia zawarta umowa - i pierwsza w mojej karierze zbiorowa nie satysfakcjonowała mnie do końca.Nie chodziło tu o wysokość stawki, nie.Tu wszystko było w porządku: pięćdziesięciu Myśliwych wpłacało po milionie dolarów, w zamian za co mogli na prywatnym terenie łowieckim jednego z nich urządzić na mnie polowanie! Ten z Myśliwych, który powali mnie pierwszy, otrzyma pięć milionów, czyli zarobi cztery na czysto.W umowie była cała strona poświęcona technicznym szczegółom rozstrzygającym o pierwszeństwie lub też precyzująca warunki podziału łupu, gdybym padł od kilku trafień.W najbardziej niekorzystnym przypadku, to znaczy wtedy, gdyby wszystkie one z medycznego punktu widzenia okazały się śmiertelne, każdy ze szczęśliwych Graczy otrzymywał po prostu zwrot kosztów, czyli swój milionik.To było jasne i uczciwe, a to co pozostało, było dla mnie.Jednak realizacja przekazania tej forsy była z gatunku tych, które nazywam podejrzanymi, bo nieodparcie nasuwała myśl o tym, że Myśliwi chcą mnie wyrolować.Ponieważ za obopólnym - jeśli można tak powiedzieć zważywszy ich liczbę - porozumieniem doszliśmy do wniosku, iż cała impreza będzie tajemnicą dla urzędu podatkowego, więc złożone w gotówce pieniądze zostały zamknięte w sejfie bankowym, do którego otwarcia potrzebne były trzy klucze.Jeden miałem ja, jeden d'Orcada, a trzeci Starszy Łowczy.Niby było to w porządku, a jednak świadczyło o tym, że jedna ze stron, me dowierzając drugiej, widzi jakiś sposób na to, by wygrać Grę i zniknąć z forsą.Niejasno podejrzewałem, że to ja mam być wystrychnięty na dudka, wypchany i powieszony na ścianie jako trofeum, na dodatek.Swój klucz od sejfu zakopałem, ma się rozumieć tak, że ani diabeł, ani d'Orcada - który był gorszy od samego Księcia Ciemności - nie byli w stanie go znaleźć.Mimo to nie czułem się wcale pewnie, cwałując przez gęsty młodniak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Poszło nie najgorzej, a w czasie mojej rekonwalescencji doszli do wniosku, ze na skutek przeżyć w kosmosie mam przebudowaną w organizmie strukturę subatomową.Wynikało z tego, że jestem w stanie zregenerować się z byle kawałka własnej powłoki, przy czym odradzała się zawsze część największa, więc nic mogłem się powielać.W razie potrzeby mogłem powstać wręcz z jednej komórki.Jak działał licznik, który je rachował, tego moi mędrcy nie wiedzieli.I to tyle.Oczywiście, nie wróciłem do bazy "Arki".Zresztą program robił bokami i dni jego były policzone.Z wielką pompą NASA wywiązała się wobec mnie z wszelkich zobowiązań, i poszedłem - wolny, zdrowy i bogaty - na zieloną trawkę.Ci z Agencji nie chcieli mnie więcej widzieć na oczy.Swoim powrotem dość im zalazłem za pazury.A tu jeszcze nieśmiertelny!Przez jakiś czas interesowały się mną liczne instytuty naukowe i medyczne.ale nie pozwoliłem im się dotknąć.Moja nieśmiertelność była tylko moja, i basta.To samo stwierdził Sąd Najwyższy, do którego wystąpił jakiś szalony naukowiec z propozycją ubezwłasnowolnienia mnie i przekazania jako obiektu doświadczalnego do którejś / placówek badawczych! Po ogłoszeniu wyroku szalonego naukowca skopałem ze stopni gmachu sądu, za co zaraz za rogiem, w pierwszej instancji, otrzymałem trzy miesiące odsiadki.Bez zawieszenia.Moja niezniszczalność nie była okolicznością łagodzącą.To właśnie wtedy, w czasie trwania obu procesów, prasa nazwała mnie Mr Immortal, Pan Nieśmiertelny, co przyjąłem za swoje nowe nazwisko.Z tej ostatniej sprawy wyniosłem jeszcze jedną korzyść - jakiś pijaczyna, który przez tydzień dzielił ze mną cele, podpowiedział mi, w jaki sposób mogę pomnożyć swój milion.Pijaczyna nazywał się Thomson i był lekarzem pozbawionym prawa wykonywania praktyki we wszystkich pięćdziesięciu stanach.Moje pieniądze zmieniły, przynajmniej częściowo, ten stan rzeczy.Po wyjściu z pudła dałem ogłoszenie: "Bezkarne zabójstwo! Za milion dolarów możesz zabić Mr Immortala.Tortury wykluczone.Warunki do uzgodnienia.Zgłoszenia p.box."Potrzebowałem pieniędzy.Potrzebowałem, bo chciałem odkupić od NASA własny statek za sto trzydzieści dwa miliony nowych dolarów i polecieć jeszcze raz w stronę neutronowego karła.Próby podjęte przez innych pilotów po moim powrocie nie powiodły się o tyle, że ludzie albo wracali nie zmienieni, albo nie wracali w ogóle.Mój casus mógł być wynikiem przypadku, ale mogło też być i tak, że zostałem w jakiś sposób przez Czarną Gwiazdę wybrany i naznaczony.A to by znaczyło, że albo może mi przywrócić poprzednią mą kondycję, albo dać jeszcze więcej, niż mam teraz.Może stanę się wszechmocny i duchem będę stwarzał byt? Z natury jestem chytry i zachłanny, więc pomału uwierzyłem w tę legendę.Wierzyłem tym bardziej, iż inni zdawali się również podejrzewać tę możliwość.Bali się mnie i nienawidzili.Dlatego musiałem mieć ten statek za wszelką cenę.Biegłem przez las, osłaniając twarz od smagających mnie gałęzi.Byłem potwornie zmęczony i chciałem, by ta zabawa, ta ostatnia Gra, już się skończyła.Mimo to rwałem przed obławą wciąż naprzód.Nie mogłem dopuścić do tego, by zwycięstwo tamtych okazało się zbyt łatwe.Myśliwi mogliby być wtedy rozczarowani i czuć się oszukani, co prostą drogą wiodło do kłopotów natury płatniczej.A tych nie cierpiałem z całej duszy.Ostatnia zawarta umowa - i pierwsza w mojej karierze zbiorowa nie satysfakcjonowała mnie do końca.Nie chodziło tu o wysokość stawki, nie.Tu wszystko było w porządku: pięćdziesięciu Myśliwych wpłacało po milionie dolarów, w zamian za co mogli na prywatnym terenie łowieckim jednego z nich urządzić na mnie polowanie! Ten z Myśliwych, który powali mnie pierwszy, otrzyma pięć milionów, czyli zarobi cztery na czysto.W umowie była cała strona poświęcona technicznym szczegółom rozstrzygającym o pierwszeństwie lub też precyzująca warunki podziału łupu, gdybym padł od kilku trafień.W najbardziej niekorzystnym przypadku, to znaczy wtedy, gdyby wszystkie one z medycznego punktu widzenia okazały się śmiertelne, każdy ze szczęśliwych Graczy otrzymywał po prostu zwrot kosztów, czyli swój milionik.To było jasne i uczciwe, a to co pozostało, było dla mnie.Jednak realizacja przekazania tej forsy była z gatunku tych, które nazywam podejrzanymi, bo nieodparcie nasuwała myśl o tym, że Myśliwi chcą mnie wyrolować.Ponieważ za obopólnym - jeśli można tak powiedzieć zważywszy ich liczbę - porozumieniem doszliśmy do wniosku, iż cała impreza będzie tajemnicą dla urzędu podatkowego, więc złożone w gotówce pieniądze zostały zamknięte w sejfie bankowym, do którego otwarcia potrzebne były trzy klucze.Jeden miałem ja, jeden d'Orcada, a trzeci Starszy Łowczy.Niby było to w porządku, a jednak świadczyło o tym, że jedna ze stron, me dowierzając drugiej, widzi jakiś sposób na to, by wygrać Grę i zniknąć z forsą.Niejasno podejrzewałem, że to ja mam być wystrychnięty na dudka, wypchany i powieszony na ścianie jako trofeum, na dodatek.Swój klucz od sejfu zakopałem, ma się rozumieć tak, że ani diabeł, ani d'Orcada - który był gorszy od samego Księcia Ciemności - nie byli w stanie go znaleźć.Mimo to nie czułem się wcale pewnie, cwałując przez gęsty młodniak [ Pobierz całość w formacie PDF ]