[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postąpił bardzo okrutnie.Potem uwięził mnie w pniu dębu.Nie wiem, co się stało z Williamem i Alicją.Ani z naszymi kuzynami - zakończył miecz.- Tego niełatwo będzie się dowiedzieć.Tkwiłaś w tym dębie przez długi czas.Kilka miesięcy przed swoją fatalną pomyłką Vorvas obchodził pięćsetne urodziny.- We wnętrzu dębu traci się rachubę czasu.Ale na pewno pomożesz mi znaleźć rodzeństwo i uwolnisz nas od czaru - oświadczył miecz z przekonaniem.- Obawiam się, że muszę cię rozczarować - powiedział czarodziej, mocno ujmując miecz i wstając z tronu.- Po pierwsze wolę nie majstro­wać przy żadnych zaklęciach Vorvasa.On był znacznie potężniejszy ode mnie i miał paskudny charakter.Po drugie, w tej chwili bynajmniej nie potrzebuję wdzięcznej księżniczki ani wdzięcznego księcia, natomiast bardzo mi się przyda zaklęty miecz.O tak, bardzo się przyda.- Więc nie pomożesz nam! - wykrzyknęła Panstygia.- Przeciwnie, to wy mi pomożecie.Panstygia, tak? Bardzo efek­towne imię.Jak się naprawdę nazywasz?- Nigdy ci tego nie zdradzę!-Ależ zdradzisz, prędzej czy później.Spędzimy razem sporo czasu, Panstygio.Znam się trochę na tych zaklęciach i wiem, że mu­sisz słuchać i chronić tego, kto cię trzyma.- Aleja nie chcę być mieczem! Żądam, żebyś mnie odczarował! -Jeszcze nie teraz, może nigdy.Proponuję, żebyś nauczyła się cieszyć swoją postacią.W ten sposób oszczędzisz sobie nieskończo­nej frustracji.- Nienawidzę być mieczem! - wrzasnęła udręczona Panstygia.- Nic, tylko siekanie, rąbanie i kłucie.i ten hałas! I te dumy! To nie jest odpowiednie zajęcie dla księżniczki.Lepiej mi było w drzewie! Pomóż mi, Mergith.wynagrodzę cię hojnie.- Czym? - zapytał czarodziej i zaśmiał się okrutnie, z wyższością.- Po tylu latach twoje królestwo przepadło bezpowrotnie.Zniknęło, odeszło w zapomnienie.- Zdobędziesz moją dozgonną wdzięczność i szacunek!- Wolałbym raczej zaklęty miecz.-Przecieżjesteś czarodziejem, Mergidi, a czarodzieje nie po­trzebują zaklętych mieczy.Mergidi rozejrzał się bystro po pokoju, sprawdzając każdy ciem­ny kąt; potem zniżonym głosem powiedział:- Skoro wiem, że mogę rozmawiać z tobą poufnie, mój wierny mieczu, wyznam ci mój sekret: nie jestem za dobrym czarodziejem.Och, potrafię rzucać niewielkie skuteczne zaklęcia, ale żadne z nich nie umywa się do osiągnięć Vorvasa.A po każdym seansie magii je­stem wyczerpany przez całe tygodnie.W konsekwencji moja władza nad Dendorrik coraz bardziej słabnie.Dzięki zręcznym sztuczkom magicznym potrafię napędzić strachu moim poddanym, a lenie mogą dłużej utrzymać w ryzach bandytów z lasu.Są zbyt głodni.Ale z pomocą zaklętego miecza.- Podniósł wysoko ciemną klingę i spojrzał czule na błyszczące ostrze.- Nadchodzą czasy chwały dla Mergitha Wspaniałego, króla-czarodzieja-wojownika.Wielkie zada­nia czekają na jego miecz, Panstygię.- Nigdy ci nie pomogę! Przekręcę się w twojej dłoni i chybię za każdym ciosem! - rzuciła wysywająco Panstygia.- Chyba powinienem od razu ci pokazać, kto rządzi w naszej spółce, Panstygio - powiedział czarodziej.Podszedł do kominka i wetknął ostrze pomiędzy rozżarzone głownie.-Jak się porządnie przypieczesz, łatwiej dasz się namówić do współpracy.- Rozhartujesz mnie!- Musisz tylko trochę zmięknąć.- Zniszczysz mnie! Hamaraku, wyciągnij mnie z ognia!- Niestety Hamarak zasnął mocno i głęboko, dzięki moim hip­notycznym zdolnościom - oświadczył czarodziej z lekkim uśmie­chem triumfu.- Hamaraku, zbudź się! - krzyknęła Panstygia w rozpaczy.Hamarak drgnął, odwrócił się, zamrugał i popatrzył na miecz oraz czarodzieja z wyraźnym zdumieniem.- Co ty robisz w kominku, Panstygio? Chcesz wyjść? - zapytał.-Tak! Natychmiast!Oszołomiony Mergith zatoczył się do tyłu.- Przecież miałeś głęboko spać! Zahipnotyzowałem cię! Co się stało?Hamarak wyciągnął miecz z ognia.- Przepraszam, ale wcale nie spałem - odparł powoli.- Nigdy nie sypiam w dzień.Pewien człowiek mi powiedział, że to niezdro­wo sypiać we dnie.- Ale ty wyglądałeś, jakby.przecież zrobiłeś, co ci kazałem! Usiadłeś przy kominku i nie ruszałeś się więcej - zaprotestował Mergith cienkim, piskliwym głosem.- Myślałem, że tego chcesz ode mnie, więc tak zrobiłem - wyja­śnił Hamarak, podnosząc dymiące ostrze i oglądając je z widoczną troską.- Nigdy przedtem nie spotkałem króla, więc chciałem oka­zać uprzejmość i robiłem to, co król mi kazał.- Pod jednym względem masz rację, Mergith - odezwała się Panstygia.- Nie jesteś za dobrym czarodziejem.Nie potrafisz nawet zahipnotyzować zwykłego wieśniaka.- Zaczekaj chwilę, Hamaraku - zawołał Mergith, wycofując się za tron.- Nie rób niczego w pośpiechu.Głos Panstygii był mroźny niczym arktyczny wicher.- Nie będziemy się spieszyć.Załatwimy cię powoli i dokładnie.- Nie! Czekaj! Odczaruję cię.co ty na to?- Za późno, Mergith - odparła poważnie Panstygia.- Zdobyłam już pewne pojęcie o twoich kwalifikacjach.- Ale pozwól mi spróbować! Przynajmniej daj mi szansę!- Przy twoich zdolnościach, Mergith, mogłabym skończyć jako czajnik.Nie, dziękuję.- Będę ostrożny.Błagam.Po chwili ciężkiego, brzemiennego milczenia miecz powiedział:- No dobrze.Spróbuj.- Świetnie! Doskonale.A teraz.trzymaj ją prosto, Hamaraku.Trzymaj za uchwyt Równolegle do ciała, ostrze w dół, rękojeść nad głową.Właśnie.Tak trzymaj - mówił szybko Mergith.Pogrzebał w fał­dach rękawa i wyciągnął trzy krótkie, grube czarne świece oraz kawa­łek niebieskiej kredy.- Stój spokojnie - rozkazał.Następnie narysował krzywy trójkąt wokół Hamaraka i w każdym rogu ustawił świecę.Z jakiegoś zaka­marka odzieży wydobył małą czarną książeczkę i drżącą dłonią przewertował kartki, aż odnalazł właściwą stronicę.Zerknął na Panstygię i Hamaraka, nerwowo oblizując wargi.- Pragnę was uprzedzić, że to bardzo niebezpieczne przedsię­wzięcie.Nie wiadomo, jakie zaklęcia wspomagające zastosował Vorvas.Ktoś taki jak Vorvas nie znosi, żeby majstrowano przy jego dzie­łach - oświadczył Mergith napiętym głosem.- Nie boję się - odparł śmiało miecz.-Ja też się nie boję - dodał Hamarak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl