[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sante! - wykrzyknęli.Dobbs spojrzał na pracowników obsługi naziemnej, przeniósł wzrok na Crespina i podszedł doświętujących.Wziął butelkę z ich rąk i wzniósł ja w kierunku promu, spowitego w kłęby dymu i pary.- Sante! - powiedział, a po chwili dodał - Waya con Dios.Kiedy Francuzi i Niemcy popatrzyli na niego zakłopotani, wyjaśnił uroczyście:- Leć, draniu.Technicy roześmieli się.Dobbs i Crespin wymienili porozumiewawcze spojrzenie i pociągnęli zpodanych im kubeczków.Dobbs poczuł, że upał trochę mniej mu doskwiera.-Neuf.huit.sept.six.cinq.Czarny dym, przez który z trudnością przebijały się promienie słoneczne, spowijał dolną częśćrakiety.Widok na ogromnym, ekranie monitora był wspaniały.Dobbsowi nie sprawiał jednakprzyjemności.Na myśl, że już niedługo będzie musiał znaleźć się w innej roli niż obserwator, robiło mu się słabo.- Quatre.trois.deux.un.Cztery główne silniki i dwa pomocnicze zadziałały od razu, oślepiając błyskiem i ogłuszająchukiem.Dobbs nie był pewien, czy jest to złudzenie, czy rzeczywistość, ale podłoga drżała mu podstopami.- Lancez - zabrzmiał głos kontrolera w chwili, kiedy Ariane 5 oderwała się od Ziemi i pomknęła wbezchmurne niebo.Ryk silników docierał do centrum kontroli poprzez system nagłaśniający, ale jeden z pracownikówobsługi przyciszył go, aby nie przeszkadzał w rozmowach.Kamera, eksponująca obraz na monitorze,śledziła lecący prom.Stał się on już niewielkim punktem, za którym ciągnął się biały warkocz spalin.Zkabiny obserwacyjnej Dobbs przyglądał się pracownikom kontroli, tłoczącym się przy stacjachroboczych i przeglądającym z uwagą wydruki oraz informacje na ekranach terminali.Pod każdymwzględem był to udany start.- Europejska sprawność - przyszło mu na myśl.Dobra, stara niemiecka umiejętność.Oberth, VonBraun i reszta zespołu naukowców z Peenemunde zapoczątkowali tę tradycję, a ich potomkowie kul-tywowali ją do dzisiaj.Uśmiechnął się pod nosem.- Volkswagenem do gwiazd - pomyślał.Czyjaśręka spoczęła na jego ramieniu.- No cóż, Ciay, wygląda na to, że twój system już niedługo zacznie działać - rzekł Crespin.Dobbsskrzywił się.- Oszczędź sobie tego - odpowiedział.- Oglądam start, więc mógłbyś zostawić mnie w spokoju.Crespin wzruszył ramionami.- Myślałem, że po kilku setkach startów jeszcze jeden nie będzie dla ciebie interesujący.Dobbsspojrzał na Crespina.- Ken, tylko idiota może być z góry pewien powodzenia.Od czasu katastrofy Challengera nikt winteresie kosmicznym nie traktuje udanego startu z załogą na pokładzie jako coś naturalnego.Crespin parsknął:- Synu, urodziłeś się dwa lata po tym wydarzeniu.Jesteś zbyt młody, aby zachować z tamtychczasów jakiekolwiek wspomnienia, nie uważasz?- A czy ty myślisz, że nie chodziłem na lekcje historii?- Mam nadzieję, że te obawy nie zmuszą cię do zrezygnowania z wycieczki na górę za kilkatygodni?Dobbs nic nie odpowiedział, tylko wstał i wyprostował się.Mając wzrok utkwiony w monitorze,zauważył, że Ariane pozbyła się już silników wspomagających i leciała z szybkością prawie ponad-dźwiękową ponad Atlantykiem.Była właśnie nad równikiem.Cyfrowy zegar w rogu ekranu odmierzałsekundy przed odłączeniem pierwszego stopnia rakiety.- Ależ skąd.Polecę tam z przyjemnością.Mógłbyś przesłać im wiadomość, że nie czuję się najle-piej i na razie zostanę tutaj?- Oczywiście.- Miło z twojej strony.Przy okazji zrewanżuję ci się.- Przecież wiesz, o co nam chodzi.Potrzebujemy na stacji Freedom kogoś naprawdę dobrego, ktosprawdzi wszystko na miejscu i zajmie się uruchomieniem systemu.Kto inny zna się na tej aparaturze lepiej niż sam jej twórca? - Crespin pokręcił głową i położył ręce na oparciu krzesła.- Nie rozumiem, czego się tak obawiasz.Podróże kosmiczne były stosunkowo bezpieczne nawet przed wypadkiemChallengera, a stały się jeszcze mniej ryzykowne po tym wydarzeniu.Dzięki postępowi w inżynieriikosmicznej na orbicie żyją dziś setki ludzi.Do diabła, to przecież twój zawód i ty lepiej od innych powinieneś o tym wiedzieć.Dobbs milczał.Pierwszy stopień rakiety został odłączony.Sądząc po spokoju, panującym w cen-trum dowodzenia, wszystko odbywało się jak należy.- Nie chodzi tu o strach - rzekł wreszcie zdecydowanie.- A o co?- Nie chcę być po prostu tym, który przekręci kluczyk i uruchomi cały ten system.Może takiestwierdzenie, pochodzące z ust samego projektanta Wielkiego Ucha, wyda ci się paradoksalne, alewolałbym, żeby ktoś inny zrobił za mnie tę brudną robotę - zdobył się na słaby uśmiech.- Wolałbymbyć w swoim biurze, wymyślając na przykład jakieś zabezpieczenia systemu.Jestem pewien, że kiedyjego istnienie zostanie odkryte, jacyś mądrzy ludzie wymyślą.- przerwał i zaśmiał się - zatyczkę do Ucha.Dobbs spostrzegł wyraz dezaprobaty na twarzy Cre spina.- Nie obawiaj się, Ken.Nie zamierzam zatelefonować do "Timesa" albo "Washington Post", aby wyjawić wszystkie szczegóły.Jeżeli spodziewacie się zagrożenia systemu, to nie z mojej strony.Nie zamierzam trafić do więzienia tylko po to, żeby uspokoić sumienie.- Mam taką nadzieję - powiedział Crespin oficjalnym tonem.- To nie jest kwestia tego, kto to zrobi - Dobbs powoli skierował się do wyjścia.- Siedzę w tym, bo kocham tę robotę.Zrobię, co będę mógł i kiedy to się stanie, gdy pewnego dnia ktoś zadzwoni dojakiejś gazety z informacją o wspólnym przedsięwzięciu rządu i Skycorpu, przedsięwzięciu, którełamie prawo w imię pokoju, będziesz w stanie dowiedzieć się, kto to był i skąd dzwonił.Po chwili milczenia dodał:- Kto wie? Może to twój numer telefonu odkryje Ucho?Mrugnął do Crespina i wyszedł.20Popeye idzie do niebaRozpoznał go od razu, gdy wszedł do mieszkania:Rocky, który walczył z rekinami dla uciechy turystów.Ale Rocky nie wyglądał na faceta, którymógłby szaleć na blacie baru w knajpie M.ikeya.Siedział na kanapie w pokoju z zaciągniętymiżaluzjami, które nie pozwalały dotrzeć tu promieniom słońca.Ręce oparł na stoliku, obok automatuSmith Gf Wesson, kaliber 45.Uśmiechał się w sposób, który miał oznaczać szczere rozbawienie, ale mógł tylko przerazić.Hooker doprowadzony do ostateczności nie obawiał się jednak niczego i nikogo.- To dosyć nieoczekiwane pytanie - zauważył Rocky.- Myślałem, że przyszedłeś tu, żeby ubić zemną interes, a nie py^ć o lalę, której mogłem nigdy nie spotkać.Pozwoliłem d wejść, bo wydawało mi się, że chciałeś czegoś innego.-^^A kto powiedział, że nie - odpowiedział Hooker.- Najpierw odpowiedz jednak na mojepytanie.Czy ona tu była?Popeye w zamyśleniu pukał opuszkami palców w brzeg koi.Było ciemno, gdyż zaciągnął zasłonę.Jedynie ekran znajdującego się u jego stóp monitora,na którym migotały i przesuwały się jakieś dane, jarzył się słabą poświatą.Rocky zmierzył go w milczeniu wzrokiem, aż wreszcie nachylił się do przodu, przez cały czas łypiącciemnymi, budzącymi grozę oczami.- Chcę, żebyś posłuchał - podjął niskim głosem.- Bez znaczenia jest, czy twoja była żonaprzychodziła tutaj, czy też nie.Co tu robię, z kim się spotykam i jakie interesy załatwiam.to nie twoja sprawa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Sante! - wykrzyknęli.Dobbs spojrzał na pracowników obsługi naziemnej, przeniósł wzrok na Crespina i podszedł doświętujących.Wziął butelkę z ich rąk i wzniósł ja w kierunku promu, spowitego w kłęby dymu i pary.- Sante! - powiedział, a po chwili dodał - Waya con Dios.Kiedy Francuzi i Niemcy popatrzyli na niego zakłopotani, wyjaśnił uroczyście:- Leć, draniu.Technicy roześmieli się.Dobbs i Crespin wymienili porozumiewawcze spojrzenie i pociągnęli zpodanych im kubeczków.Dobbs poczuł, że upał trochę mniej mu doskwiera.-Neuf.huit.sept.six.cinq.Czarny dym, przez który z trudnością przebijały się promienie słoneczne, spowijał dolną częśćrakiety.Widok na ogromnym, ekranie monitora był wspaniały.Dobbsowi nie sprawiał jednakprzyjemności.Na myśl, że już niedługo będzie musiał znaleźć się w innej roli niż obserwator, robiło mu się słabo.- Quatre.trois.deux.un.Cztery główne silniki i dwa pomocnicze zadziałały od razu, oślepiając błyskiem i ogłuszająchukiem.Dobbs nie był pewien, czy jest to złudzenie, czy rzeczywistość, ale podłoga drżała mu podstopami.- Lancez - zabrzmiał głos kontrolera w chwili, kiedy Ariane 5 oderwała się od Ziemi i pomknęła wbezchmurne niebo.Ryk silników docierał do centrum kontroli poprzez system nagłaśniający, ale jeden z pracownikówobsługi przyciszył go, aby nie przeszkadzał w rozmowach.Kamera, eksponująca obraz na monitorze,śledziła lecący prom.Stał się on już niewielkim punktem, za którym ciągnął się biały warkocz spalin.Zkabiny obserwacyjnej Dobbs przyglądał się pracownikom kontroli, tłoczącym się przy stacjachroboczych i przeglądającym z uwagą wydruki oraz informacje na ekranach terminali.Pod każdymwzględem był to udany start.- Europejska sprawność - przyszło mu na myśl.Dobra, stara niemiecka umiejętność.Oberth, VonBraun i reszta zespołu naukowców z Peenemunde zapoczątkowali tę tradycję, a ich potomkowie kul-tywowali ją do dzisiaj.Uśmiechnął się pod nosem.- Volkswagenem do gwiazd - pomyślał.Czyjaśręka spoczęła na jego ramieniu.- No cóż, Ciay, wygląda na to, że twój system już niedługo zacznie działać - rzekł Crespin.Dobbsskrzywił się.- Oszczędź sobie tego - odpowiedział.- Oglądam start, więc mógłbyś zostawić mnie w spokoju.Crespin wzruszył ramionami.- Myślałem, że po kilku setkach startów jeszcze jeden nie będzie dla ciebie interesujący.Dobbsspojrzał na Crespina.- Ken, tylko idiota może być z góry pewien powodzenia.Od czasu katastrofy Challengera nikt winteresie kosmicznym nie traktuje udanego startu z załogą na pokładzie jako coś naturalnego.Crespin parsknął:- Synu, urodziłeś się dwa lata po tym wydarzeniu.Jesteś zbyt młody, aby zachować z tamtychczasów jakiekolwiek wspomnienia, nie uważasz?- A czy ty myślisz, że nie chodziłem na lekcje historii?- Mam nadzieję, że te obawy nie zmuszą cię do zrezygnowania z wycieczki na górę za kilkatygodni?Dobbs nic nie odpowiedział, tylko wstał i wyprostował się.Mając wzrok utkwiony w monitorze,zauważył, że Ariane pozbyła się już silników wspomagających i leciała z szybkością prawie ponad-dźwiękową ponad Atlantykiem.Była właśnie nad równikiem.Cyfrowy zegar w rogu ekranu odmierzałsekundy przed odłączeniem pierwszego stopnia rakiety.- Ależ skąd.Polecę tam z przyjemnością.Mógłbyś przesłać im wiadomość, że nie czuję się najle-piej i na razie zostanę tutaj?- Oczywiście.- Miło z twojej strony.Przy okazji zrewanżuję ci się.- Przecież wiesz, o co nam chodzi.Potrzebujemy na stacji Freedom kogoś naprawdę dobrego, ktosprawdzi wszystko na miejscu i zajmie się uruchomieniem systemu.Kto inny zna się na tej aparaturze lepiej niż sam jej twórca? - Crespin pokręcił głową i położył ręce na oparciu krzesła.- Nie rozumiem, czego się tak obawiasz.Podróże kosmiczne były stosunkowo bezpieczne nawet przed wypadkiemChallengera, a stały się jeszcze mniej ryzykowne po tym wydarzeniu.Dzięki postępowi w inżynieriikosmicznej na orbicie żyją dziś setki ludzi.Do diabła, to przecież twój zawód i ty lepiej od innych powinieneś o tym wiedzieć.Dobbs milczał.Pierwszy stopień rakiety został odłączony.Sądząc po spokoju, panującym w cen-trum dowodzenia, wszystko odbywało się jak należy.- Nie chodzi tu o strach - rzekł wreszcie zdecydowanie.- A o co?- Nie chcę być po prostu tym, który przekręci kluczyk i uruchomi cały ten system.Może takiestwierdzenie, pochodzące z ust samego projektanta Wielkiego Ucha, wyda ci się paradoksalne, alewolałbym, żeby ktoś inny zrobił za mnie tę brudną robotę - zdobył się na słaby uśmiech.- Wolałbymbyć w swoim biurze, wymyślając na przykład jakieś zabezpieczenia systemu.Jestem pewien, że kiedyjego istnienie zostanie odkryte, jacyś mądrzy ludzie wymyślą.- przerwał i zaśmiał się - zatyczkę do Ucha.Dobbs spostrzegł wyraz dezaprobaty na twarzy Cre spina.- Nie obawiaj się, Ken.Nie zamierzam zatelefonować do "Timesa" albo "Washington Post", aby wyjawić wszystkie szczegóły.Jeżeli spodziewacie się zagrożenia systemu, to nie z mojej strony.Nie zamierzam trafić do więzienia tylko po to, żeby uspokoić sumienie.- Mam taką nadzieję - powiedział Crespin oficjalnym tonem.- To nie jest kwestia tego, kto to zrobi - Dobbs powoli skierował się do wyjścia.- Siedzę w tym, bo kocham tę robotę.Zrobię, co będę mógł i kiedy to się stanie, gdy pewnego dnia ktoś zadzwoni dojakiejś gazety z informacją o wspólnym przedsięwzięciu rządu i Skycorpu, przedsięwzięciu, którełamie prawo w imię pokoju, będziesz w stanie dowiedzieć się, kto to był i skąd dzwonił.Po chwili milczenia dodał:- Kto wie? Może to twój numer telefonu odkryje Ucho?Mrugnął do Crespina i wyszedł.20Popeye idzie do niebaRozpoznał go od razu, gdy wszedł do mieszkania:Rocky, który walczył z rekinami dla uciechy turystów.Ale Rocky nie wyglądał na faceta, którymógłby szaleć na blacie baru w knajpie M.ikeya.Siedział na kanapie w pokoju z zaciągniętymiżaluzjami, które nie pozwalały dotrzeć tu promieniom słońca.Ręce oparł na stoliku, obok automatuSmith Gf Wesson, kaliber 45.Uśmiechał się w sposób, który miał oznaczać szczere rozbawienie, ale mógł tylko przerazić.Hooker doprowadzony do ostateczności nie obawiał się jednak niczego i nikogo.- To dosyć nieoczekiwane pytanie - zauważył Rocky.- Myślałem, że przyszedłeś tu, żeby ubić zemną interes, a nie py^ć o lalę, której mogłem nigdy nie spotkać.Pozwoliłem d wejść, bo wydawało mi się, że chciałeś czegoś innego.-^^A kto powiedział, że nie - odpowiedział Hooker.- Najpierw odpowiedz jednak na mojepytanie.Czy ona tu była?Popeye w zamyśleniu pukał opuszkami palców w brzeg koi.Było ciemno, gdyż zaciągnął zasłonę.Jedynie ekran znajdującego się u jego stóp monitora,na którym migotały i przesuwały się jakieś dane, jarzył się słabą poświatą.Rocky zmierzył go w milczeniu wzrokiem, aż wreszcie nachylił się do przodu, przez cały czas łypiącciemnymi, budzącymi grozę oczami.- Chcę, żebyś posłuchał - podjął niskim głosem.- Bez znaczenia jest, czy twoja była żonaprzychodziła tutaj, czy też nie.Co tu robię, z kim się spotykam i jakie interesy załatwiam.to nie twoja sprawa [ Pobierz całość w formacie PDF ]