[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeżeli pozostaniemy tutaj tak jak jesteśmy, w liczbie dziesięciorga, czeka nas nieuchronnie powolna degrengolada.Jeżeli przyjdą dzieci, będziemy mogli wykroić z pracy tylko, tyle czasu, żeby dać im rudymenty wykształcenia; jeszcze jedno pokolenie a będziemy mieli dzikusów lub matołów.Żeby się utrzymać na dawnym poziomie, żeby zużytkować całą wiedzę skupioną w bibliotekach, musimy mieć nauczyciela, lekarza i przywódcę, musimy też móc, ich wyżywić, gdy działają na naszą korzyść.- No więc? - zapytał Stefan po pauzie.- Myślę wciąż o dworze Tynsham, gdzie Bili i ja byliśmy przez parę dni.Opowiadaliśmy wam o nim.Kobiecie, która nim zarządza, potrzeba pomocy, i to pilnie.Ma pod opieką około sześćdziesięciu osób, z czego tylko dwanaście widzi.W ten sposób nie da sobie rady.Wie o tym, ale nie chciała się nam do tego przyznać.Nic chciała zaciągać u nas długów wdzięczności, prosząc, żebyśmy zostali.Ale byłaby szczerze zadowolona, gdybyśmy tam w końcu wrócili i poprosili o przyjęcie do wspólnoty.- Wielki Boże - zawołałem.- Nie sądzisz chyba, że rozmyślnie wysłała nas w złym kierunku?- Nie wiem.Może ja krzywdzę, ale to bardzo dziwne, że nie natrafimy na żaden ślad grupy Beadleya, prawda? W każdym razie, rozmyślnie czy nierozmyślnie, na jedno wychodzi, bo postanowiłem tam i wrócić.Jeżeli chcesz znać powody, którymi się kieruję, proszę bardzo: oto dwa główne.Po pierwsze, jeżeli się tam nie zaprowadzi ładu, całe przedsięwzięcie pójdzie w diabły, a szkoda zmarnowanych wysiłków i szkoda ludzi, - którzy, się tam znajdują.Po drugie.Tynsham jest znacznie lepiej położony niż ten dom.Ma gospodarstwo rolne, które bez trudu można doprowadzić do porządku, jest prawie samowystarczalny, a teren w razie potrzeby można rozszerzyć.Natomiast doprowadzenie tej posiadłości do użytecznego stanu wymagałoby znacznie więcej pracy.- Co ważniejsze, wspólnota w Tynsham jest liczebnie dość duża, aby można było wydzielić czas na naukę - na kształcenie obecnych tam teraz ociemniałych i na nauczenie normalnych dzieci, które z czasem przyjdą na świat.Sądzę, że to możliwe do wykonania, i zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby tego dokonać, a jeżeli się wyniosłej pannie Durrant nie spodoba, niech się każe wypchać.- Wniosek jest następujący - zakonkludował Coker.- Sądzę, że poradzę sobie z tym zadaniem, ale wiem na pewno, że jeżeli wszyscy tam pojedziemy, zreorganizujemy całe przedsięwzięcie i zaprowadzimy ład w ciągu dwóch lub trzech tygodni.Będziemy wówczas żyli w społeczności, która ma wszelkie szansę rozwoju i utrzymania odpowiedniego poziomu kulturalnego.Alternatywą jest pozostanie w małej grupie, która z upływem czasu zacznie chylić się ku upadkowi i coraz bardziej odczuwać straszliwe osamotnienie.Więc co wy na to?Rozpoczęła się dyskusja, wypytywanie o szczegóły, nikt się jednak właściwie nie wahał.Ci spośród nas, którzy brali udział w poszukiwaniach, poznali już smak okropnej samotności, która każdego może czekać.Nikt też nie był specjalnie przywiązany do obecnej naszej siedziby.Wybrano ją przede wszystkim dla jej zalet obronnych i nic poza tym nie przemawiało na jej korzyść.Większości obecnych zaczęła już doskwierać izolacja od reszty świata.Myśl o większym i bardziej urozmaiconym towarzystwie pociągała każdego.Po godzinie rozprawiano już tylko o sprawach transportu i szczegółach przeprowadzki, a decyzja o przyjęciu propozycji Cokera zapadła sama przez się.Wątpliwości miała jedynie przyjaciółka Stefana.- Czy ten Tynsham.to bardzo zapadły kąt.- spytała niepewnie.- Nic się nie martw - uspokoił ją Coker.- Figuruje - na wszystkich najlepszych amerykańskich mapach.Nad ranem, po bezsennej nocy, uświadomiłem sobie, że nie pojadę do Tynsham z resztą grupy.Może przyłączę się do nich później, ale jeszcze nie teraz.Pierwszym moim odruchem było towarzyszyć im, choćby po to, żeby wydusić z panny Durrant prawdę o miejscowości, do której udał się Beadley ze swoją grupą.Musiałem jednak znów przyznać się przed sobą, że wcale nie wiem, czy Josella jest z nimi, i że właściwie wszystkie informacje, jakie zdołałem dotychczas zebrać, wskazują na coś wręcz przeciwnego.Z pewnością nie przejeżdżała przez Tynsham.Ale jeżeli nie pojechała szukać Beadleya i jego towarzyszy, dokąd mogła pojechać? Było rzeczą mało prawdopodobną, aby w gmachu uniwersytetu znajdował się gdzieś na.ścianie jeszcze jeden adres, który przeoczyłem.Nagle, jak w świetle błyskawicy, przypomniałem sobie rozmowę z zarekwirowanym przez nas mieszkaniu.Ujrzałem Josellę, gdy siedzi w niebieskiej sukni balowej, a płomyki świec dobywają iskry z brylantowej kolii.A może by tak Sussex Downs? Znam śliczny stary dom, dawną farmę, na północnym zboczu." Zrozumiałem, co powinienem zrobić.Rano powiedziałem o tym Cokerowi.Wysłuchał mnie bardzo życzliwie, ale najwyraźniej starał się nie budzić we mnie zbyt wielkich nadziei.- Dobra.Rób to, co według ciebie jest słuszne - zgodził się.- Oby ci się.no, w każdym razie wiesz, gdzie będziemy, i możecie oboje przyjechać do Tynsham i pomóc mi podtresować tamtą babę, żeby nabrała trochę rozumu.Pogoda się tego ranka popsuła.Kiedy znów wsiadłem do tak dobrze już znanej ciężarówki, deszcz lał jak z cebra.Mimo to czułem się podniesiony na duchu i pełen nadziei.Mogłoby lać dziesięć razy gorzej, a nie uległbym depresji ani nie zmienił planu.Goker odprowadził mnie do samochodu.Wiedziałem, dlaczego tak mnie żegna - miał wyrzuty sumienia z powodu swego pierwszego nie przemyślanego przedsięwzięcia i jego konsekwencji.Stał przy szoferce, włosy miał zupełnie mokre, woda spływała mu za kołnierz.Podniósł rękę.- Jedź ostrożnie, Bili.Na karetki pogotowia ostatnimi czasy trudno liczyć, a ona wolałaby na pewno dostać cię w całości.Powodzenia - i przeproś za wszystko twoją panią, kiedy ją znajdziesz.Powiedział: “kiedy", ale w podtekście było: “jeżeli".Ze swej strony życzyłem im szczęścia w Tynsham.Potem wcisnąłem sprzęgło i ruszyłem naprzód, rozpryskując błoto.PODRÓŻ POD ZNAKIEM NADZIEIPoranek najeżony był drobnymi niepowodzeniami.Najpierw woda dostała się do gaźnika.Potem przejechałem jakie piętnaście kilometrów na północ sądząc, że jadę na wschód, a zanim naprawiłem ten błąd, miałem kłopoty z zapłonem, w dodatku na ponurej drodze pod górę Bóg wie jak daleko od miasta.Niemiłe te przygody w znacznej mierze popsuły radosny humor, w jakim wyruszyłem.Zanim uporałem się ze wszystkimi kłopotami, była już pierwsza po południu i zaczęło się wypogadzać.Słońce wyjrzało zza chmur.Wszystko wokół poweselało, ale nawet pogoda i fakt, że przez następne czterdzieści kilometrów wszystko szło mi gładko, nie rozproszyły ogarniającej mnie depresji.Teraz, kiedy zostałem naprawdę sarn, nie mogłem się pozbyć uczucia osamotnienia.Zaatakowało mnie znowu, jak owego dnia, kiedy rozdzieliliśmy się, żeby szukać Beadleya - tym razem jednak ze zdwojoną siłą.Dotychczas myślałem zawsze o samotności jako o czymś negatywnym - nazwijmy to nieobecnością innych osób - no i zupełnie chwilowym.Tego dnia stwierdziłem, że samotność to coś znacznie większego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl