[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam leczył, pocieszał i ratował.Sam biedny, nie mógł nędzy poratować złotem; sam dziurawym okryty płaszczem, niczym nie mógł okryć nagich kości żebraczych.Przynosił jednak więcej niż złoto, bo serce pełne współczucia i tak słodkiej dobroci, że w najciemniejszym zaułku czyniło się jasno, kiedy on tam wchodził z jasnym spojrzeniem i ze słowem pełnym gorącego wzruszenia.Umiał jakby czarodziejskim zaklęciem najtwardsze otworzyć serce, a wielką tajemnicą pokornej dobroci każdej ulżyć zgryzocie.Był lekarzem mądrym, przeto leczył chorych i czasem najniższe spełniał przy nich posługi: Wyżebranym groszem dzielił się z biedniejszym od siebie, nie dbając o to, że sam może zemrzeć z głodu.Czczono go jednakże i wielbiono nie tylko wśród nieszczęsnej biedoty; schylali przed nim głowy możni i najmożniejsi, a król jeden potężny uczynił raz rzecz niesłychaną, albowiem na jego widok ukląkł przed nim wobec ciżby dworzan i wasalów.- Co czynisz, miłościwy panie? - zakrzyknęli zdumieni.- Kłaniam się wielkości - odrzekł król - albowiem on jest mędrcem, a ja tylko królem!Witalis miał zawsze uśmiech na twarzy, jak gdyby złoty jakiś pająk w jego duszy ukryty wieczyście prządł jasną przędzę promieni, z nich ten uśmiech się stawał.Nie wiedział ten mędrzec, co to jest gniew, znał tylko przebaczenie; ból cudzy stokroć więcej bolał go, niż własny.Nie znał umęczenia, lecz wielki trud swojego żywota dźwigał radośnie a niezmordowanie.A kiedy mu zabrakło już sił na wędrowanie, kiedy mu posiwiały włosy, a szlachetna twarz, zmarszczkami pocięta, przypominała zoraną ziemię, zawędrował w to pustkowie.Możny jeden grabia pozwolił mu zamieszkać w ruinach zamku, a przyjaciele jego, sławni uczeni, doktorowie i magistrowie, zaopatrzyli go w niezbędne przedmioty, w księgi i przyrządy tajemnicze, które służą do badania tego, co na niezmiernym dzieje się niebie.Do tych ruin zajechał na śmiesznym koniu, którego nikt dosiadać nie chciał, więc go darowano dobremu mędrcowi i w ten sposób niezbyt przystojny Huragan stał się jego wiernym sługą.Raz do roku dosiadał go Witalis i udawał się w daleką drogę do wielkiego miasta, i tam przez wiele dni i wiele nocy wiódł dysputy z innymi mędrcami, zdumiewając ich nie tylko rozumem niezmiernym, lecz przede wszystkim, opowieściami o tym, co mu się udało odkryć na niebieskim sklepieniu.Badał on ruchy gwiazd i tajemnicze ich drogi; wśród złotego ich mrowia odnajdywał nowe, dotąd przez człowieka nie widziane.Myślą tak ostrą, jak nóż, płatał czarny mrok nocy, jak płat sukna, i promieniem bystrego spojrzenia docierał do niebieskich głębin, w otchłań niezgłębioną tego morza, po której słońce pływa jak łódź złota, a księżyc, jak łódź srebrna, A co dojrzał tak wielką męką spojrzenia, że w oczach czuł ból ostry i przeszywający, to zapisywał w księgi.Błądził wśród świetnych gwiazd, jak kiedyś wędrował wśród ludzkiej gromady i jak wśród ludzi szukał miłości, tak wśród gwiazd szukał Boga.Chciał w niezmiernej i nieogarnionej postaci niebieskiej znaleźć tę potęgę najcudowniejszą, która stworzyła człowieka i gwiazdy, i miłość, i cierpienie.Czemuż to czynił i czemu oczy zalewała mu krew podczas nocy bezsennych? Oto pragnął wśród rojowiska gwiazd odnaleźć miłość najwyższą i nieskończoną, znaleźć Stwórcę najwspanialszego i wtedy, na kolana upadłszy, wybłagać łzami i płaczem serca, aby i ziemię biedną i pełną cierpienia zamienił na niebo przeczyste i wzniosłe.Dusza ludzka, po niebie oczyma choćby wędrująca, pragnąca wznieść się ku gwiazdom i ku słońcu, staje się lepsza i czystsza; serce ludzkie pragnie się oderwać od ziemi i odetchnąć tym bezmiarem jasności, co jest ponad nami.Witalis zapominał o wszystkim, kiedy przez szkła przybliżające badał niebo.Pragnął dojrzeć na nim wszystko, aby później donieść o tym ludziom i uradować ich wieścią o tym, że niby mały i mizerny, i przyziemny człowiek zdoła wybiec myślą poza świat.A jeśli to zdołał uczynić, może kiedyś, kiedyś, zdoła tak spotężnieć sercem i duchem, że pognębi zgryzoty i cierpienie.Witalis mówił sobie w pokorze, że jest jednym z tych wielu tysięcy, co życie własne oddadzą, aby inni byli szczęśliwi.Czasem upadał ze znużenia, lecz nie ustawał w trudzie.Szukał drogi do Boga przez gęstwinę gwiazd, niezmordowanie, niestrudzenie.Cały zamieniał się w oczy, bystre i czujne, śledząc drogę słońca, wschody i zachody księżyca.Przez lata całe wypatrywał na nim śladu życia i żyjących istot.Znał drogi planet i wszystkie cudy Drogi Mlecznej oglądał z pokornym zachwytem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Tam leczył, pocieszał i ratował.Sam biedny, nie mógł nędzy poratować złotem; sam dziurawym okryty płaszczem, niczym nie mógł okryć nagich kości żebraczych.Przynosił jednak więcej niż złoto, bo serce pełne współczucia i tak słodkiej dobroci, że w najciemniejszym zaułku czyniło się jasno, kiedy on tam wchodził z jasnym spojrzeniem i ze słowem pełnym gorącego wzruszenia.Umiał jakby czarodziejskim zaklęciem najtwardsze otworzyć serce, a wielką tajemnicą pokornej dobroci każdej ulżyć zgryzocie.Był lekarzem mądrym, przeto leczył chorych i czasem najniższe spełniał przy nich posługi: Wyżebranym groszem dzielił się z biedniejszym od siebie, nie dbając o to, że sam może zemrzeć z głodu.Czczono go jednakże i wielbiono nie tylko wśród nieszczęsnej biedoty; schylali przed nim głowy możni i najmożniejsi, a król jeden potężny uczynił raz rzecz niesłychaną, albowiem na jego widok ukląkł przed nim wobec ciżby dworzan i wasalów.- Co czynisz, miłościwy panie? - zakrzyknęli zdumieni.- Kłaniam się wielkości - odrzekł król - albowiem on jest mędrcem, a ja tylko królem!Witalis miał zawsze uśmiech na twarzy, jak gdyby złoty jakiś pająk w jego duszy ukryty wieczyście prządł jasną przędzę promieni, z nich ten uśmiech się stawał.Nie wiedział ten mędrzec, co to jest gniew, znał tylko przebaczenie; ból cudzy stokroć więcej bolał go, niż własny.Nie znał umęczenia, lecz wielki trud swojego żywota dźwigał radośnie a niezmordowanie.A kiedy mu zabrakło już sił na wędrowanie, kiedy mu posiwiały włosy, a szlachetna twarz, zmarszczkami pocięta, przypominała zoraną ziemię, zawędrował w to pustkowie.Możny jeden grabia pozwolił mu zamieszkać w ruinach zamku, a przyjaciele jego, sławni uczeni, doktorowie i magistrowie, zaopatrzyli go w niezbędne przedmioty, w księgi i przyrządy tajemnicze, które służą do badania tego, co na niezmiernym dzieje się niebie.Do tych ruin zajechał na śmiesznym koniu, którego nikt dosiadać nie chciał, więc go darowano dobremu mędrcowi i w ten sposób niezbyt przystojny Huragan stał się jego wiernym sługą.Raz do roku dosiadał go Witalis i udawał się w daleką drogę do wielkiego miasta, i tam przez wiele dni i wiele nocy wiódł dysputy z innymi mędrcami, zdumiewając ich nie tylko rozumem niezmiernym, lecz przede wszystkim, opowieściami o tym, co mu się udało odkryć na niebieskim sklepieniu.Badał on ruchy gwiazd i tajemnicze ich drogi; wśród złotego ich mrowia odnajdywał nowe, dotąd przez człowieka nie widziane.Myślą tak ostrą, jak nóż, płatał czarny mrok nocy, jak płat sukna, i promieniem bystrego spojrzenia docierał do niebieskich głębin, w otchłań niezgłębioną tego morza, po której słońce pływa jak łódź złota, a księżyc, jak łódź srebrna, A co dojrzał tak wielką męką spojrzenia, że w oczach czuł ból ostry i przeszywający, to zapisywał w księgi.Błądził wśród świetnych gwiazd, jak kiedyś wędrował wśród ludzkiej gromady i jak wśród ludzi szukał miłości, tak wśród gwiazd szukał Boga.Chciał w niezmiernej i nieogarnionej postaci niebieskiej znaleźć tę potęgę najcudowniejszą, która stworzyła człowieka i gwiazdy, i miłość, i cierpienie.Czemuż to czynił i czemu oczy zalewała mu krew podczas nocy bezsennych? Oto pragnął wśród rojowiska gwiazd odnaleźć miłość najwyższą i nieskończoną, znaleźć Stwórcę najwspanialszego i wtedy, na kolana upadłszy, wybłagać łzami i płaczem serca, aby i ziemię biedną i pełną cierpienia zamienił na niebo przeczyste i wzniosłe.Dusza ludzka, po niebie oczyma choćby wędrująca, pragnąca wznieść się ku gwiazdom i ku słońcu, staje się lepsza i czystsza; serce ludzkie pragnie się oderwać od ziemi i odetchnąć tym bezmiarem jasności, co jest ponad nami.Witalis zapominał o wszystkim, kiedy przez szkła przybliżające badał niebo.Pragnął dojrzeć na nim wszystko, aby później donieść o tym ludziom i uradować ich wieścią o tym, że niby mały i mizerny, i przyziemny człowiek zdoła wybiec myślą poza świat.A jeśli to zdołał uczynić, może kiedyś, kiedyś, zdoła tak spotężnieć sercem i duchem, że pognębi zgryzoty i cierpienie.Witalis mówił sobie w pokorze, że jest jednym z tych wielu tysięcy, co życie własne oddadzą, aby inni byli szczęśliwi.Czasem upadał ze znużenia, lecz nie ustawał w trudzie.Szukał drogi do Boga przez gęstwinę gwiazd, niezmordowanie, niestrudzenie.Cały zamieniał się w oczy, bystre i czujne, śledząc drogę słońca, wschody i zachody księżyca.Przez lata całe wypatrywał na nim śladu życia i żyjących istot.Znał drogi planet i wszystkie cudy Drogi Mlecznej oglądał z pokornym zachwytem [ Pobierz całość w formacie PDF ]