[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nim słowa przebrzmiały, pochwycił żołnierza.Lerena odepchnęła Nosacza,rzucając się na siostrę.Ta upadła, wypuszczając kuszę ale nie łuczywo.W następnej chwili Lerena zawyła.Nosacz zerwał się z ziemi i przytrzymał ją,Riolata w mgnieniu oka znalazła się przy duszącym żołnierza pilocie, wpychającmu płomień pod pachę.%7łołnierz ryknął, bo i jemu osmaliło twarz, ale Raladanpuścił go, a wtedy z całej siły uderzyła żagwią. Wiąż go! wrzasnęła do poparzonego żołnierza.Raladan potrząsał głową, oszołomiony.We włosach miał iskry, gasnące kolej-no.222Lerena szarpała się z Nosaczem; utrzymywał ją z najwyższym trudem. Uderz ją! padł rozkaz. Dość tej szarpaniny!%7łołnierz odepchnął Lerenę; trzasnęła go w szczękę, ale jego cios był silniej-szy otworzyła usta, próbując chwycić powietrze, zgięła się wpół i powoli opa-dła na kolana.Klęczała przez chwilę z wytrzeszczonymi oczami, skulona, ale po-wietrza wciąż nie było; zgięła się jeszcze bardziej, chyląc czoło do samej ziemi. Bardzo dobrze.Riolata zatknęła pochodnię w szczelinie w skalnej ścianie, po czym odwróciłasię nagle i z wyszczerzonymi wściekle zębami kopnęła leżącą w bok tak silnie, żepękły żebra.Rozległ się cienki szloch, a może raczej pisk. Zwiąż ją! warknęła. Ale tak, żeby czuła! Usiadła pod ścianą, pocie-rając mocno dłonią o dłoń.Uspokajała się powoli. Teraz wyjdzcie przed jaskinię.Nie chcę tu żadnych gości.Wzięła miecz siostry, wskazując żołnierzom kusze.Zabrali je i wyszli.W jaskini zaległa cisza, przerywana tylko mimowolnymi spazmami Lereny,brzmiącymi w połowie jak szloch, w połowie jak urywany oddech.Pęknięte żebrai szorstki sznur, wrzynający się w rozległe oparzenie na nodze, sprawiały ból niedo zniesienia. Raladan.Czy załoga coś zwącha, gdy wrócę na pokład zamiast niej?Pilot drgnął.Krzywiąc się, uniósł bolącą głowę. Strój już mam wskazała ręką. Choć doprawdy nie wiem, jak to za-łożyć. Sztychem miecza uniosła hajdawery. Czy ona to zdejmuje, zanimodda mocz?Lerena, mimo bólu, wydała z siebie coś na kształt śmiechu. Jesteś mi potrzebny, Raladan powiedziała Riolata. Wolałabym miećna statku kogoś, kogo znam.Piratka parsknęła szyderczo. Musimy się spieszyć, Raladan ciągnęła tamta, niezrażona. Straciłamstatek, a czas wracać do Dorony.Mam ją.Wiesz kogo.Ridaretę.Umrze, jeśliwkrótce nie przybędę.Pilot stracił spokój. Kłamiesz powiedział. No, chyba nie.Po ostatniej rozmowie z tą tam wskazała siostrę pomy-ślałam, że dość już niespodzianek.Zresztą, wiele mogę darować, Raladan, ale takobieta, którą nazywałam matką, okłamywała mnie od zawsze, nie dbając o to, comyślę i czuję, przywłaszczyła sobie prawo wyboru tego, co mam wiedzieć, a conie.Przed wyruszeniem z portu wysłałam po nią ludzi.Bardzo pewnych ludzi,Raladan. Kłamiesz powtórzył. Zechcesz to sprawdzić?Lerena z jękiem przetoczyła się na drugi bok, wbijając w pilota spojrzenie.223 Raladan.? jęknęła. On już się poddał orzekła Riolata. Nie wiedziałaś? Na Szerń, sio-strzyczko, twój pilot beznadziejnie kocha naszą siostrę-matkę.Trzeba być śle-pym, by tego nie widzieć.Zrobił wszystko co w ludzkiej mocy, by uchronić naj-pierw jej życie, a w drugim rzędzie ten skarb, który uważa za jej własność.Mówi-łaś mi o tej rozmowie w tawernie.Istotnie, skarb naszego ojca miał iść na dnorazem ze statkiem, bo tak chciała ona.Ale to miał być twój statek, Lereno.Gdy-byś tylko zabrała to wszystko, posłałby tę twoją beczkę na dno, na pierwszychnapotkanych skałach!Lerena gryzła wargi, czekając uparcie na spojrzenie pilota. Raladan? To.prawda?Skinął głową ponuro. Tak jest.Spojrzał na Riolatę. Przystaję, pani. Nie powiedziała z bezradną wściekłością Lerena. Raladan.ty ko-chasz Ridaretę? Spojrzał jej prosto w oczy. Nie tak, jak to sobie wyobraża twoja siostra.Ale jednak zrobię dla niejwszystko.Dziewczyna jakby nagle przestała czuć ból.Dzwignęła się na tyle, na ile po-zwalały jej więzy i powiedziała: Zbyt wielu paniom chciałbyś służyć, Raladan.To przyniesie ci zgubę,przysięgam.Riolata powstała, oparła nogę na piersi siostry i pchnęła mocno.Lerena opadłado tyłu, uderzając głową o skałę.Nie jęknęła.Ostrze miecza dotknęło więzów Raladana.Cofnęło się zaraz, nie rozcinającich.Riolata przekrzywiła głowę i zmarszczyła brwi, popadając w krótkie zamy-ślenie. Zaraz cię uwolnię przyrzekła. Ale.czy załoga jest pewna?Spojrzał dziwnie. Załoga? Najgorsza, jaką można mieć. Straszysz?Wzruszył ramionami. A więc skarb.? zapytała. To szaleństwo.Skinęła głową. Więc na razie niech zostanie tu, gdzie jest.Podniosła się, wzięła pochodnię i wyszła z jaskini.%7łołnierze czuwali.Spoj-rzała w stronę lasku, gdzie kryła się reszta jej ludzi. Wciąż tam są? zapytała Nosacza. Tak, pani.224 Trzeba się ich pozbyć, za wiele wiedzą.Zdołacie sami dowiezć mnie łodziąna Garrę? Od wyspy do wyspy.Spojrzeli po sobie. Chyba tak, pani. Chyba? Na pewno, pani. Więc zabijcie ich.Dacie radę? Tak, pani.Mają tylko noże. A zatem.Wróciła do jaskini, wzięła miecz i uwolniła pilota. Musimy pozbyć się tych dwóch powiedziała. %7łołnierzy?Potwierdziła. Nie masz tu więcej ludzi, pani?Zawahała się. Cóż, trzymamy się w garści.Miałam.Jeszcze przed chwilą.Zrozumiał.Pochyliła się, podniosła trzyłokciowy kawał sznura i dała go pilotowi. Przyprowadzę tu jednego powiedziała. Uduś go.Potem zajmiesz siędrugim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Nim słowa przebrzmiały, pochwycił żołnierza.Lerena odepchnęła Nosacza,rzucając się na siostrę.Ta upadła, wypuszczając kuszę ale nie łuczywo.W następnej chwili Lerena zawyła.Nosacz zerwał się z ziemi i przytrzymał ją,Riolata w mgnieniu oka znalazła się przy duszącym żołnierza pilocie, wpychającmu płomień pod pachę.%7łołnierz ryknął, bo i jemu osmaliło twarz, ale Raladanpuścił go, a wtedy z całej siły uderzyła żagwią. Wiąż go! wrzasnęła do poparzonego żołnierza.Raladan potrząsał głową, oszołomiony.We włosach miał iskry, gasnące kolej-no.222Lerena szarpała się z Nosaczem; utrzymywał ją z najwyższym trudem. Uderz ją! padł rozkaz. Dość tej szarpaniny!%7łołnierz odepchnął Lerenę; trzasnęła go w szczękę, ale jego cios był silniej-szy otworzyła usta, próbując chwycić powietrze, zgięła się wpół i powoli opa-dła na kolana.Klęczała przez chwilę z wytrzeszczonymi oczami, skulona, ale po-wietrza wciąż nie było; zgięła się jeszcze bardziej, chyląc czoło do samej ziemi. Bardzo dobrze.Riolata zatknęła pochodnię w szczelinie w skalnej ścianie, po czym odwróciłasię nagle i z wyszczerzonymi wściekle zębami kopnęła leżącą w bok tak silnie, żepękły żebra.Rozległ się cienki szloch, a może raczej pisk. Zwiąż ją! warknęła. Ale tak, żeby czuła! Usiadła pod ścianą, pocie-rając mocno dłonią o dłoń.Uspokajała się powoli. Teraz wyjdzcie przed jaskinię.Nie chcę tu żadnych gości.Wzięła miecz siostry, wskazując żołnierzom kusze.Zabrali je i wyszli.W jaskini zaległa cisza, przerywana tylko mimowolnymi spazmami Lereny,brzmiącymi w połowie jak szloch, w połowie jak urywany oddech.Pęknięte żebrai szorstki sznur, wrzynający się w rozległe oparzenie na nodze, sprawiały ból niedo zniesienia. Raladan.Czy załoga coś zwącha, gdy wrócę na pokład zamiast niej?Pilot drgnął.Krzywiąc się, uniósł bolącą głowę. Strój już mam wskazała ręką. Choć doprawdy nie wiem, jak to za-łożyć. Sztychem miecza uniosła hajdawery. Czy ona to zdejmuje, zanimodda mocz?Lerena, mimo bólu, wydała z siebie coś na kształt śmiechu. Jesteś mi potrzebny, Raladan powiedziała Riolata. Wolałabym miećna statku kogoś, kogo znam.Piratka parsknęła szyderczo. Musimy się spieszyć, Raladan ciągnęła tamta, niezrażona. Straciłamstatek, a czas wracać do Dorony.Mam ją.Wiesz kogo.Ridaretę.Umrze, jeśliwkrótce nie przybędę.Pilot stracił spokój. Kłamiesz powiedział. No, chyba nie.Po ostatniej rozmowie z tą tam wskazała siostrę pomy-ślałam, że dość już niespodzianek.Zresztą, wiele mogę darować, Raladan, ale takobieta, którą nazywałam matką, okłamywała mnie od zawsze, nie dbając o to, comyślę i czuję, przywłaszczyła sobie prawo wyboru tego, co mam wiedzieć, a conie.Przed wyruszeniem z portu wysłałam po nią ludzi.Bardzo pewnych ludzi,Raladan. Kłamiesz powtórzył. Zechcesz to sprawdzić?Lerena z jękiem przetoczyła się na drugi bok, wbijając w pilota spojrzenie.223 Raladan.? jęknęła. On już się poddał orzekła Riolata. Nie wiedziałaś? Na Szerń, sio-strzyczko, twój pilot beznadziejnie kocha naszą siostrę-matkę.Trzeba być śle-pym, by tego nie widzieć.Zrobił wszystko co w ludzkiej mocy, by uchronić naj-pierw jej życie, a w drugim rzędzie ten skarb, który uważa za jej własność.Mówi-łaś mi o tej rozmowie w tawernie.Istotnie, skarb naszego ojca miał iść na dnorazem ze statkiem, bo tak chciała ona.Ale to miał być twój statek, Lereno.Gdy-byś tylko zabrała to wszystko, posłałby tę twoją beczkę na dno, na pierwszychnapotkanych skałach!Lerena gryzła wargi, czekając uparcie na spojrzenie pilota. Raladan? To.prawda?Skinął głową ponuro. Tak jest.Spojrzał na Riolatę. Przystaję, pani. Nie powiedziała z bezradną wściekłością Lerena. Raladan.ty ko-chasz Ridaretę? Spojrzał jej prosto w oczy. Nie tak, jak to sobie wyobraża twoja siostra.Ale jednak zrobię dla niejwszystko.Dziewczyna jakby nagle przestała czuć ból.Dzwignęła się na tyle, na ile po-zwalały jej więzy i powiedziała: Zbyt wielu paniom chciałbyś służyć, Raladan.To przyniesie ci zgubę,przysięgam.Riolata powstała, oparła nogę na piersi siostry i pchnęła mocno.Lerena opadłado tyłu, uderzając głową o skałę.Nie jęknęła.Ostrze miecza dotknęło więzów Raladana.Cofnęło się zaraz, nie rozcinającich.Riolata przekrzywiła głowę i zmarszczyła brwi, popadając w krótkie zamy-ślenie. Zaraz cię uwolnię przyrzekła. Ale.czy załoga jest pewna?Spojrzał dziwnie. Załoga? Najgorsza, jaką można mieć. Straszysz?Wzruszył ramionami. A więc skarb.? zapytała. To szaleństwo.Skinęła głową. Więc na razie niech zostanie tu, gdzie jest.Podniosła się, wzięła pochodnię i wyszła z jaskini.%7łołnierze czuwali.Spoj-rzała w stronę lasku, gdzie kryła się reszta jej ludzi. Wciąż tam są? zapytała Nosacza. Tak, pani.224 Trzeba się ich pozbyć, za wiele wiedzą.Zdołacie sami dowiezć mnie łodziąna Garrę? Od wyspy do wyspy.Spojrzeli po sobie. Chyba tak, pani. Chyba? Na pewno, pani. Więc zabijcie ich.Dacie radę? Tak, pani.Mają tylko noże. A zatem.Wróciła do jaskini, wzięła miecz i uwolniła pilota. Musimy pozbyć się tych dwóch powiedziała. %7łołnierzy?Potwierdziła. Nie masz tu więcej ludzi, pani?Zawahała się. Cóż, trzymamy się w garści.Miałam.Jeszcze przed chwilą.Zrozumiał.Pochyliła się, podniosła trzyłokciowy kawał sznura i dała go pilotowi. Przyprowadzę tu jednego powiedziała. Uduś go.Potem zajmiesz siędrugim [ Pobierz całość w formacie PDF ]