[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czerwony z gniewu, charczący z bólu i furii Faks wyprostował się i ruszył do ataku, zmuszając F’lara do szybkiego usunięcia się za stół z mięsem.Jeździec zaczął ostrożnie okrążać stół, napinając mięśnie zranionej ręki, by sprawdzić jej sprawność.Nagle Faks chwycił garść tłustych okrawków z tacy i rzucił nimi w F’lara.Jeździec zrobił unik, a Faks dopadł go jednym skokiem.Robinton o mało co nie krzyknął z radości, gdy F’lar instynktownie obrócił się i uskoczył, a lśniące ostrze Faksa przeszło o kilka centymetrów od jego brzucha.W tej samej chwili nóż jeźdźca ciął od zewnątrz ramię przeciwnika.W jednej chwili obrócili się i stanęli twarzą w twarz, ale ramię Faksa zwisło bezwładnie.F’lar rzucił się jak strzała, wykorzystując korzystny moment, gdy Faks zachwiał się na nogach.Ale rana musiała być lżejsza niż jeździec przypuszczał, bo otrzymał potężnego kopniaka w bok, gdy starał się uchylić przed podstępnym ciosem noża.Robintona coś ścisnęło w gardle.F’lar, zgięty z bólu, rozpaczliwie poturlał się po podłodze, unikając wściekłego ataku.Faks rzucił się naprzód, by rzucić się na niego i zadać ostateczny cios.F’lar jakimś cudem zerwał się na nogi, by odeprzeć nazbyt szybki atak przeciwnika.To zaskoczyło Faksa.Chybił i stracił równowagę.F’lar wziął prawą ręką potężny zamach i wbił nóż głęboko w odsłonięte plecy samozwańczego lorda.Faks padł na kamienną posadzkę.Siła jego upadku wybiła sztylet z powrotem, tak że z ciała wysunął się kawałek krwawej klingi.Ciszę przerwało cieniutkie popłakiwanie.Robinton spokojnie spojrzał w górę.U szczytu schodów stała kobieta, trzymając na rękach zawiniątko.— Nowy Władca Warowni — mruknął Harfiarz.Strażnicy po obu stronach spojrzeli na niego ze zdziwieniem.Czy mam już wystąpić jako Mistrz Harfiarzy? — zastanowił się i rozejrzał, ciekawy, kto przejmie dowodzenie.F’nor, C’gan i K’net wystąpili naprzód, gotowi otoczyć F’lara, w razie gdyby strażnicy zapragnęli zemsty.F’lar otarł czoło rękawem i potykając się podszedł do nieprzytomnej służącej.Obrócił ją delikatnie.Nawet z miejsca, gdzie stał Robinton, na jej brudnym policzku było widać okropny siniak — ślad pięści Faksa.— Czy ktoś chciałby zakwestionować wynik tego pojedynku? — rzucił wyzwanie F’nor.Rękę.przezornie opuścił do boku, jakby był gotów dobyć sztyletu, gdy tylko ktoś spróbuje atakować.Coś w tej służącej — może szczupła twarz, może kształt oczu — przykuło uwagę Robintona.F’lar wziął bezwładne ciało na ręce.Brudne, poskręcane kosmyki opadły w dół.Gdy spiżowy jeździec się odwrócił, Robinton po raz drugi miał okazję dobrze się przyjrzeć tej twarzy.Coś drgnęło w jego pamięci.Zamrugał oszołomiony.Nie, to musi być pomyłka.Przecież wszyscy zginęli, nawet ci, w których żyłach płynęła zaledwie odrobina ruathańskiej krwi.Ta dziewczyna przecież… w żadnym wypadku nie mogła być… Lessą?A jednak… Ród Ruathy dał Pernowi wielu smoczych jeźdźców i kilka Władczyń Weyrów.Rozumni ludzie, posiadający… moc? Robinton znowu zamrugał.Tak, to, co pulsowało w Sali, nakazując smokom ryczeć, a F’larowi działać i w tak niezwykły sposób wyzwać Faksa na pojedynek, to na pewno była moc.Mistrz Harfiarz wreszcie wszystko zrozumiał.Bardzo dobrze zrozumiał.To Lessa sprawiła, że Łaps odczuwał podskórny nurt buntu przeciw Faksowi w tej warowni.Jest czystej krwi Ruathanką, a w tym rodzie zawsze zdarzały się silne kobiety.Wystarczająco silne, by być Władczyniami Weyru, szczególnie teraz, w tak ważnym okresie dla Pernu.Z trudem powstrzymał wzbierający mu w gardle okrzyk triumfu.C’gan! Trzeba mu o tym powiedzieć, żeby błękitny jeździec obserwował ją w Weyrze i nie pozwolił nią manipulować temu drugiemu nierobowi, R’gulowi.Trzeba będzie koniecznie doprowadzić do tego, by Mnementh, smok F’lara, poleciał z nową królową, by F’lar został Władcą Weyru.Nici zaczną opadać już niedługo.Oczywiście, będzie wiadomo, kiedy Czerwona Gwiazda znajdzie się w Skalnym Oku wśród Gwiezdnych Kamieni na krawędzi bendeńskiego krateru, a jednocześnie Skalny Palec wskaże wschodzące słońce w dzień przesilenia.Może nie zdarzy się to zaraz, ale za kilka Obrotów ostrzeżenie stanie się oczywiste dla wszystkich, którzy je zobaczą.Tak wyraźne, jak wydarzenia dzisiejszego dnia.Więc jako Mistrz Harfiarzy, Robinton powinien dołączyć swój głos do chóru smoczych jeźdźców.To bardzo ważne, choć nikt nie spodziewa się tu jego obecności.— Aha, jesteś, jak widać — rozległ się u jego boku czyjś cichy szept.— Łaps, kiedyś przestraszysz mnie na śmierć, jak będziesz tak się pojawiał znienacka — Robinton oparł się o ścianę i odetchnął z ulgą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl