[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem.wskakujr, na niego.- I to wszystko? - spytał Michael.Coom roześmiała się, a zabrzmiało to tak, jakby ktoś przeciągał dachówkę między zaciśniętymi zębami.- Tak - powiedziała Spart.- Ale żeby w to uwierzyć, musisz być zdolny do radzenia sobie z koniem jak Sidh.Żaden człowiek nie potrafi jeździć na koniu tak jak Sidh.Macie już dusze.Niewiele miejsca pozostaje dla konia.- Może potrafię się nauczyć - powiedział Michael wyzywają­co.- Może będę jeździł równie dobrze.- No to spróbuj.- Spart splotła dłonie w koszyczek i pod­stawiła mu je jak strzemię.- Lewa stopa w górę, prawą przerzuć przez grzbiet.- Nie ma siodła?- Chyba że przyniosłeś swoje.Postawił lewą stopę na jej dłoniach, złapał się za szyję konia, odbił prawą stopą od ziemi i wskoczył na grzbiet.Na moment zawisł w powietrzu i wylądował bez tchu na czworakach.Koń stał kilka kroków dalej potrząsając łbem i parskając.- Jeśli nie potrafisz jeździć na koniu - powiedziała Nare przypatrując mu się stamtąd, gdzie siedziała - postępuj jak on.Michael pozbierał się z ziemi.- Szybki jest - mruknął.- Kiedy indziej - odezwała się Spart.I znowu poczuł, że jegowartość spadła w ich oczach do zera.Żeby wyjść z tego z twarzą, podszedł po raz drugi do konia i poklepał go po boku.Koń zwrócił ku niemu perłowoszary łeb mrugając enigmatycznie wiel­kimi srebrnymi ślepiami.- Hej - przemówił do niego Michael ­czy jak ci tam.Zostaniemy przyjaciółmi?Sidhowy koń machnął ogonem opędzając się od wyimaginowa­nej muchy i uniósł przednią nogę.- Posłuchaj - szepnął mu Michael do ucha kładąc zwierzęciu dłoń na chrapach i przyciąga­lyc łagodnie jego łeb do poziomu swych ust.- Nie dobijaj mnie, bo i tak jest ze mną źle.One uważają mnie za łamagę - wskazał ruchem głowy na Żurawice - i ja się z nimi zgadzam.Jeśli już nie chcesz zostać moją duszą, to może zostaniesz moim kumplem?Koń uniósł łeb odtrącając rękę Michaela, a potem przygiął ku niemu uszy i delikatnie pchnął go nosem w pierś.- Czyżbyś potrafił postępować z końmi? - spytała Spart.- Nie wiem; to pierwszy raz.- Spróbuj jeszcze raz - zachęciła go Spart.- Jeśli ci się uda, może nie będziesz musiał brnąć przez Przeklętą Równinę na piechotę.- Znowu podała mu dłonie splecione w strzemię.Wsparł się o nie nogą i wskoczył na grzbiet konia.Koń napiął mięśnie grzbietu i potrząsnął łbem, ale stał spokojnie.Michael mocniej ścisnął go kolanami i zapytał z lekkim drżeniem w gło­sie: - Czy teraz na nim pojadę?Oczy Spart zwróciły się ku zachodowi, na step, gdzie w odległo­ści ponad kilometra galopowała grupka złożona z trzech konnych Sidhów.- Kto to? - spytał Michael.- Buńczucznik - odparła Spart mrugając wolno powiekami i ujmując konia pod brodę.- Czego on tu chce?- Chce się spotkać z tymi, którzy nas oczekują - powiedziała Nare wstając.- Chodź.Przejdźmy teraz.Żurawice zeszły przeciwległym stokiem z pagórka.Koń ruszył za nimi bardziej idąc pod Michaelem niż będąc przez niego kierowanym.Michael nie miał pojęcia, jak nim kierować, a nie sądził, aby była to odpowiednia pora na pytania.Alyons i dwaj jego jeźdźcy zbliżyli się do nich na sto metrów i zwolnili.Obie grupy, zachowując już ten dystans skierowały się ku granicy Ziemi Paktu i leżącej ,za nią zasnutej dymami krainie.Na granicy Żurawice przystanęły.Zielona trawa urwała się wzdłuż idealnej geometrycznie linii prostej, a po drugiej stronie zaczynał się połyskliwy, czarno-umbrowy piasek Przeklętej Rów­niny.Nare schyliła się, żeby zaczerpnąć garść piasku; przeciekał jej między palcami tak samo pozbawiony życia, jak kurz w worku odkurzacza.Wytarła ręce o spodnie krzywiąc się z obrzydzeniem.- Będziemy szły przy tobie, blisko konia - powiedziała Spart.Coom obejrzała dokładnie boki wierzchowca.- To ten pył nas chroni? Chciałem powiedzieć, sani?- Częściowo - odparła.Coom.Ona też nie spuszczała wzroku z Alyonsa i jeźdźców, którzy zatrzymali się na granicy jakieś sześćdziesiąt metrów dalej.Alyons mierzył ich zimnym wzrokiem gładząc pewnymi, płynnymi ruchami łopatkę swego złocistego konia.Michael zastanawiał się, dlaczego Buńczucznik zachowuje się tak dziwnie.Pierwsza przekroczyła granicę Nare.Koń ruszył za nią nie­chętnie; jego boki falowały.- Czterdzieści mil - powiedziała Spart wskazując na wschód.- Bezludzie.Wojenne pobojowisko.Dobry teren do treningu.Ale powinieneś być ostrożny.Adonna grzebie w ziemi swoje pomyłki; wykop albo wysadź w powietrze dostatecznie głęboki dół na terenie Królestwa, a odkryjesz je ponownie.W którą stronę spojrzeć, wszędzie wznosiły się powykręcane spirale stopionych niegdyś skał; niektóre, pochylone, wspierały się o siebie tworząc pętle i łuki.Ziemia rozstępowała się, pojawiały się w niej pęknięcia i rozpadliny, z których buchały kłęby siarczanego dymu i gryzące opary.Tu i ówdzie, niczym wypełnione ropą rany, rozlewały się bulgocące kałuże żółtopomarańczowej brei.Michae­la strasznie piekły oczy; dopiero Spart kazała mu się nachylić i nałożyła mu ciemnej, gęstej maści na oba policzki, tuż pod oczodołami.Nie potrafiła jednak znieczulić jego zmysłu powonie­nia.Z nosa ciekło mu bez przerwy i pociągając nim tracił tę namiastkę godności, jaką zyskał dosiadając konia.Michaela niepokoił fakt, że nie zabrali ze sobą ani żywności, ani wody.W razie jakiejkolwiek zwłoki w marszu przeoczenie to mogło okazać się tragiczne w skutkach; na Przeklętej Równinie nie znaleźliby niczego do jedzenia ani do picia.Otaczały ich tumany gęstego, drażniącego kurzu.Michael wziął od Coom pasek tkaniny i obwiązał sobie nim nos i usta; Żurawice uczyniły to samo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl