[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciągnąłemdalej szczęśliwe poszukiwania; znalazłem wszystkie swoje listy po porządku, ułożone datami;co mnie jeszcze milej zdumiało, to, iż znalazłem ów pierwszy, ten, który mi zwróciła z obu-rzeniem, wiernie skopiowany jej ręką, zmienionym i drżącym pismem, które dowodnieświadczyło o słodkim wzruszeniu.Dotąd tonąłem w uczuciach miłości; wkrótce jednak wściekłość zajęła jej miejsce.Kto,mniemasz, pragnie mnie zgubić w oczach ubóstwianej? W jakiej furii przypuszczałabyś tylezłości i jadu? Znasz ją, to twoja przyjaciółka, krewna, pani de Volanges.Nie wyobrażasz so-bie, jaki stek potworności wypisała o mnie ta megiera.To ona, jedynie ona, zmąciła spokój tejanielskiej kobiety; dzięki jej radom, przestrogom zmuszony jestem się oddalić; dla niej topoświęcono mnie.Ha! Teraz zgoda, markizo: trzeba uwieść jej córkę; ale to nie dosyć; trzebają zgubić; skoro wiek tej przeklętej kobiety zabezpiecza ją samą od zemsty, trzeba ją ugodzićw przedmiocie jej przywiązania.Chce zatem, bym wrócił do Paryża! Zmusza mnie! Dobrze, wrócę.Ale ciężko jej przyjdzieopłacić mój powrót.%7łałuję, że to Danceny jest bohaterem owej przygody; to w gruncieuczciwy chłopak, możemy z nim mieć nieco kłopotu; ale z drugiej strony, jest zakochany, a jamam na niego dość wpływu: jakoś damy sobie radę.Wściekam się zamiast dokończyć biule-tynu dzisiejszych wydarzeń.Wróćmy do przedmiotu.Dziś rano znów ujrzałem mą tkliwą świętoszkę.Nigdy nie wydała mi się równie piękna.To całkiem naturalne: najpiękniejsza chwila u kobiety, jedyna, w której zdolna jest stworzyćowo upojenie duszy, o którym mówi się zawsze, a którego doświadcza się tak rzadko, to ta,kiedy przekonani o jej miłości, nie jesteśmy jeszcze pewni jej ustępstw; to właśnie moje poło-żenie.Może i myśl, że niebawem mam postradać szczęście jej widoku, przystroiła ją w nowepowaby.Toteż kiedy z przybyciem posłańca oddano mi twój list z 27-go, czytając, nie wie-działem jeszcze, czy dotrzymam słowa: ale spotkałem jej oczy i uczułem, że niepodobień-stwem mi jest czegokolwiek jej odmówić.Oznajmiłem tedy wyjazd.W chwilę pózniej pani de Rosemonde zostawiła nas samych;nim zdołałem się zbliżyć, ona, zrywając się z wyrazem przerażenia, zawołała: Zostaw mniepan, zostaw, błagam, na miłość Boga, niech mnie pan zostawi! Ta gorąca prośba, wyrazniezdradzająca jej wzruszenie, mogła mnie tylko zachęcić.W jednej chwili znalazłem się przyniej; chwyciłem ręce, które złożyła jak do modlitwy, czarującym ruchem, i jąłem zawodzićtkliwe skargi, kiedy diabeł jakiś przyniósł z powrotem panią de Rosemonde.Biedna trusia,która w istocie ma czego się obawiać, skorzystała z tego, aby się udać do siebie.Mimo to ofiarowałem jej ramię, które przyjęła; dobrze wróżąc sobie z tej łaskawości, jakąnie obdarzyła mnie już od dawna, podjąłem na nowo kwilenia, a zarazem zacząłem po troszeprzyciskać rączkę.Zrazu chciała mi ją odebrać; ale gdy ponowiłem zabiegi, poddała się dośćłaskawie, mimo iż nie odpowiadając ani na słowa, ani na uczynki.Znalazłszy się u drzwi,chciałem ucałować jej rękę.Tutaj napotkałem na energiczny opór, ale słowa: Pomyśl, pani,że odjeżdżam , wymówione najtkliwszym głosem, uczyniły ją miękką i bezradną.Ledwiezdołałem uzyskać ów pocałunek, ręka jej znalazła dość siły, aby się wysunąć z mojej: lube57stworzenie schroniło się do swego pokoju pod opiekuńcze skrzydło panny służącej.Tu koń-czą się moje dzieje.Ponieważ przypuszczam, markizo, że będziesz jutro u marszałkowej ***, gdzie z pewno-ścią nie pójdę cię szukać, ponieważ z drugiej strony mniemam, że za pierwszym widzeniembędziemy mieli niejedno do omówienia, zwłaszcza sprawę małej Volanges, o której nie za-pominam, postanowiłem tedy uprzedzić moje przybycie tym listem.Mimo jego potężnychrozmiarów zamknę go dopiero w chwili wysłania na pocztę; w obecnej bowiem sytuacjiwszystko może zależeć od jednej sposobności.%7łegnaj mi zatem, markizo, pośpieszam naczaty.P.S.Dziewiąta wieczór.Nic nowego, żadnego kroku z jej strony: przeciwnie, nawet starania, aby uniknąć wszel-kiego zbliżenia.Natomiast na twarzy smutek silnie przekraczający granice konwenansu.Dru-gi szczegół, który może nie być obojętny, to, iż mam imieniem ciotki zaprosić panią de Vo-langes, aby zechciała jakiś czas spędzić u niej na wsi.Do widzenia, piękna przyjaciółko; do jutra lub pojutrza najdalej.28 sierpnia 17**LIST XLVPrezydentowa de Tourvel do pani de VolangesPan de Valmont wyjechał dziś rano; zdawała się pani tak bardzo pragnąć tego wyjazdu, iżuważam za stosowne uwiadomić ją o nim.Pani de Rosemnde dotkliwie odczuła stratę jegotowarzystwa, trzeba przyznać, w istocie pełnego uroku: całe rano rozmawiała ze mną o panude Valmont nie szczędząc mu pochwał i zachwytów.Zdawało mi się, iż nie byłoby właści-wym z mej strony przeczyć, tym bardziej że trzeba jej przyznać słuszność w wielu rzeczach.Co więcej, czułam niejaki wyrzut, iż stałam się przyczyną tego rozłączenia; nie spodziewamsię, bym zdołała wynagrodzić zacnej staruszce przyjemność, której ją pozbawiłam.Wie pani,iż z natury nie jestem zbyt skłonna do wesołości, a tryb życia, jaki nas tu czeka, również niebardzo jest sposobny, aby ją rozbudzić.Gdyby nie to, żem stosowała się ściśle do twoich wskazówek, obawiałabym się, czym niepostąpiła nieco lekkomyślnie: istotnie, głęboko obeszło mnie zmartwienie czcigodnej przyja-ciółki; wzruszyła mnie do tego stopnia, że gotowa byłam podzielić jej łzy i żałość.%7łyjemy obecnie nadzieją, że pani zechce przyjąć zaproszenie, które pan de Valmontprzedłoży jej imieniem pani de Rosemonde.Spodziewam się, iż nie wątpi pani o przyjemno-ści, z jaką ujrzałabym ją tutaj; doprawdy należy się nam to odszkodowanie.Będę bardzoszczęśliwa zyskując sposobność rychlejszego poznania panny de Volanges, jak również wy-rażenia pani moich pełnych czci etc.Z zamku***, 29 sierpnia 17**LIST XLVIKawaler Danceny do Cecylii VolangesI cóż się stało, Cecylio moja ubóstwiana? Co mogło sprowadzić tak nagłą i okrutną zmia-nę? Co się stało z zaklęciami, iż nic cię odmienić nie zdoła? Wczoraj jeszcze powtarzałaś je z58takim upojeniem! Któż zdołał do dziś wymazać je z twej pamięci? Próżno się zastanawiam,nie mogę w sobie odszukać przyczyny, a straszne jest wprost dla mnie szukać jej w tobie,pani.Ach, wiem, że nie jesteś płocha ani fałszywa; w chwili rozpaczy nawet dusza moja niesplami się obrażającym posądzeniem.Jakaż więc złowroga fatalność mogła cię odmienić?Tak, okrutna, odmieniłaś się! Tkliwa Cecylia, Cecylia, którą ubóstwiam i z której ust tylezaklęć otrzymałem, nie byłaby unikała moich spojrzeń, mego sąsiedztwa; lub gdyby jakiśpowód, którego nie mogę sobie wyobrazić, zmusił ją do tego, raczyłaby przynajmniej o nimuprzedzić.Ach, bo ty nie wiesz, nigdy nie będziesz wiedziała, Cesiu moja, ile przez ciebie wycier-piałem, ile jeszcze cierpię! Czy myślisz, że byłbym zdolny żyć bez twej miłości? A kiedy cięprosiłem o słowo, które by mogło rozprószyć moje obawy, ty, bezlitosna, pod jakimś pozo-rem uchyliłaś się od odpowiedzi.Kiedy, zmuszony opuścić cię, pytałem, o której godziniejutro będę mógł cię oglądać, dopiero z ust pani de Volanges otrzymałem odpowiedz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ciągnąłemdalej szczęśliwe poszukiwania; znalazłem wszystkie swoje listy po porządku, ułożone datami;co mnie jeszcze milej zdumiało, to, iż znalazłem ów pierwszy, ten, który mi zwróciła z obu-rzeniem, wiernie skopiowany jej ręką, zmienionym i drżącym pismem, które dowodnieświadczyło o słodkim wzruszeniu.Dotąd tonąłem w uczuciach miłości; wkrótce jednak wściekłość zajęła jej miejsce.Kto,mniemasz, pragnie mnie zgubić w oczach ubóstwianej? W jakiej furii przypuszczałabyś tylezłości i jadu? Znasz ją, to twoja przyjaciółka, krewna, pani de Volanges.Nie wyobrażasz so-bie, jaki stek potworności wypisała o mnie ta megiera.To ona, jedynie ona, zmąciła spokój tejanielskiej kobiety; dzięki jej radom, przestrogom zmuszony jestem się oddalić; dla niej topoświęcono mnie.Ha! Teraz zgoda, markizo: trzeba uwieść jej córkę; ale to nie dosyć; trzebają zgubić; skoro wiek tej przeklętej kobiety zabezpiecza ją samą od zemsty, trzeba ją ugodzićw przedmiocie jej przywiązania.Chce zatem, bym wrócił do Paryża! Zmusza mnie! Dobrze, wrócę.Ale ciężko jej przyjdzieopłacić mój powrót.%7łałuję, że to Danceny jest bohaterem owej przygody; to w gruncieuczciwy chłopak, możemy z nim mieć nieco kłopotu; ale z drugiej strony, jest zakochany, a jamam na niego dość wpływu: jakoś damy sobie radę.Wściekam się zamiast dokończyć biule-tynu dzisiejszych wydarzeń.Wróćmy do przedmiotu.Dziś rano znów ujrzałem mą tkliwą świętoszkę.Nigdy nie wydała mi się równie piękna.To całkiem naturalne: najpiękniejsza chwila u kobiety, jedyna, w której zdolna jest stworzyćowo upojenie duszy, o którym mówi się zawsze, a którego doświadcza się tak rzadko, to ta,kiedy przekonani o jej miłości, nie jesteśmy jeszcze pewni jej ustępstw; to właśnie moje poło-żenie.Może i myśl, że niebawem mam postradać szczęście jej widoku, przystroiła ją w nowepowaby.Toteż kiedy z przybyciem posłańca oddano mi twój list z 27-go, czytając, nie wie-działem jeszcze, czy dotrzymam słowa: ale spotkałem jej oczy i uczułem, że niepodobień-stwem mi jest czegokolwiek jej odmówić.Oznajmiłem tedy wyjazd.W chwilę pózniej pani de Rosemonde zostawiła nas samych;nim zdołałem się zbliżyć, ona, zrywając się z wyrazem przerażenia, zawołała: Zostaw mniepan, zostaw, błagam, na miłość Boga, niech mnie pan zostawi! Ta gorąca prośba, wyrazniezdradzająca jej wzruszenie, mogła mnie tylko zachęcić.W jednej chwili znalazłem się przyniej; chwyciłem ręce, które złożyła jak do modlitwy, czarującym ruchem, i jąłem zawodzićtkliwe skargi, kiedy diabeł jakiś przyniósł z powrotem panią de Rosemonde.Biedna trusia,która w istocie ma czego się obawiać, skorzystała z tego, aby się udać do siebie.Mimo to ofiarowałem jej ramię, które przyjęła; dobrze wróżąc sobie z tej łaskawości, jakąnie obdarzyła mnie już od dawna, podjąłem na nowo kwilenia, a zarazem zacząłem po troszeprzyciskać rączkę.Zrazu chciała mi ją odebrać; ale gdy ponowiłem zabiegi, poddała się dośćłaskawie, mimo iż nie odpowiadając ani na słowa, ani na uczynki.Znalazłszy się u drzwi,chciałem ucałować jej rękę.Tutaj napotkałem na energiczny opór, ale słowa: Pomyśl, pani,że odjeżdżam , wymówione najtkliwszym głosem, uczyniły ją miękką i bezradną.Ledwiezdołałem uzyskać ów pocałunek, ręka jej znalazła dość siły, aby się wysunąć z mojej: lube57stworzenie schroniło się do swego pokoju pod opiekuńcze skrzydło panny służącej.Tu koń-czą się moje dzieje.Ponieważ przypuszczam, markizo, że będziesz jutro u marszałkowej ***, gdzie z pewno-ścią nie pójdę cię szukać, ponieważ z drugiej strony mniemam, że za pierwszym widzeniembędziemy mieli niejedno do omówienia, zwłaszcza sprawę małej Volanges, o której nie za-pominam, postanowiłem tedy uprzedzić moje przybycie tym listem.Mimo jego potężnychrozmiarów zamknę go dopiero w chwili wysłania na pocztę; w obecnej bowiem sytuacjiwszystko może zależeć od jednej sposobności.%7łegnaj mi zatem, markizo, pośpieszam naczaty.P.S.Dziewiąta wieczór.Nic nowego, żadnego kroku z jej strony: przeciwnie, nawet starania, aby uniknąć wszel-kiego zbliżenia.Natomiast na twarzy smutek silnie przekraczający granice konwenansu.Dru-gi szczegół, który może nie być obojętny, to, iż mam imieniem ciotki zaprosić panią de Vo-langes, aby zechciała jakiś czas spędzić u niej na wsi.Do widzenia, piękna przyjaciółko; do jutra lub pojutrza najdalej.28 sierpnia 17**LIST XLVPrezydentowa de Tourvel do pani de VolangesPan de Valmont wyjechał dziś rano; zdawała się pani tak bardzo pragnąć tego wyjazdu, iżuważam za stosowne uwiadomić ją o nim.Pani de Rosemnde dotkliwie odczuła stratę jegotowarzystwa, trzeba przyznać, w istocie pełnego uroku: całe rano rozmawiała ze mną o panude Valmont nie szczędząc mu pochwał i zachwytów.Zdawało mi się, iż nie byłoby właści-wym z mej strony przeczyć, tym bardziej że trzeba jej przyznać słuszność w wielu rzeczach.Co więcej, czułam niejaki wyrzut, iż stałam się przyczyną tego rozłączenia; nie spodziewamsię, bym zdołała wynagrodzić zacnej staruszce przyjemność, której ją pozbawiłam.Wie pani,iż z natury nie jestem zbyt skłonna do wesołości, a tryb życia, jaki nas tu czeka, również niebardzo jest sposobny, aby ją rozbudzić.Gdyby nie to, żem stosowała się ściśle do twoich wskazówek, obawiałabym się, czym niepostąpiła nieco lekkomyślnie: istotnie, głęboko obeszło mnie zmartwienie czcigodnej przyja-ciółki; wzruszyła mnie do tego stopnia, że gotowa byłam podzielić jej łzy i żałość.%7łyjemy obecnie nadzieją, że pani zechce przyjąć zaproszenie, które pan de Valmontprzedłoży jej imieniem pani de Rosemonde.Spodziewam się, iż nie wątpi pani o przyjemno-ści, z jaką ujrzałabym ją tutaj; doprawdy należy się nam to odszkodowanie.Będę bardzoszczęśliwa zyskując sposobność rychlejszego poznania panny de Volanges, jak również wy-rażenia pani moich pełnych czci etc.Z zamku***, 29 sierpnia 17**LIST XLVIKawaler Danceny do Cecylii VolangesI cóż się stało, Cecylio moja ubóstwiana? Co mogło sprowadzić tak nagłą i okrutną zmia-nę? Co się stało z zaklęciami, iż nic cię odmienić nie zdoła? Wczoraj jeszcze powtarzałaś je z58takim upojeniem! Któż zdołał do dziś wymazać je z twej pamięci? Próżno się zastanawiam,nie mogę w sobie odszukać przyczyny, a straszne jest wprost dla mnie szukać jej w tobie,pani.Ach, wiem, że nie jesteś płocha ani fałszywa; w chwili rozpaczy nawet dusza moja niesplami się obrażającym posądzeniem.Jakaż więc złowroga fatalność mogła cię odmienić?Tak, okrutna, odmieniłaś się! Tkliwa Cecylia, Cecylia, którą ubóstwiam i z której ust tylezaklęć otrzymałem, nie byłaby unikała moich spojrzeń, mego sąsiedztwa; lub gdyby jakiśpowód, którego nie mogę sobie wyobrazić, zmusił ją do tego, raczyłaby przynajmniej o nimuprzedzić.Ach, bo ty nie wiesz, nigdy nie będziesz wiedziała, Cesiu moja, ile przez ciebie wycier-piałem, ile jeszcze cierpię! Czy myślisz, że byłbym zdolny żyć bez twej miłości? A kiedy cięprosiłem o słowo, które by mogło rozprószyć moje obawy, ty, bezlitosna, pod jakimś pozo-rem uchyliłaś się od odpowiedzi.Kiedy, zmuszony opuścić cię, pytałem, o której godziniejutro będę mógł cię oglądać, dopiero z ust pani de Volanges otrzymałem odpowiedz [ Pobierz całość w formacie PDF ]