[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogępanią zapewnić, że ja nie chciałam, ale on napisał do niego i Danceny też tego żądał.Mniejest ciężko, kiedy muszę mu czegoś odmówić, zwłaszcza od czasu rozstania, nad którym ontak cierpi, że nareszcie musiałam się zgodzić.Nie przewidywałam, co za straszne rzeczy stądwynikną.Za pomocą tego klucza pan de Valmont wszedł wczoraj do mego pokoju, kiedy spałam.Nie spodziewałam się ani trochę i strasznie się przelękłam; ale ponieważ zaraz zagadał domnie, poznałam go i nie krzyczałam; a potem przyszło mi na myśl, że on może przyszedł, abymi oddać list od niego.Wcale nie po to.W chwileczkę potem chciał mnie pocałować; ja sięoczywiście broniłam; wtedy on tak zrobił, że za żadne skarby świata bym nie chciała., ale onżądał, żeby go przedtem pocałować.Nie było innej rady, cóż miałam robić? Próbowałamwołać o pomoc, ale po pierwsze nie mogłam, a potem on mi powiedział, że gdyby ktoś przy-szedł, potrafi zrzucić całą winę na mnie; i mógłby naprawdę z powodu tego klucza! A potemon też się nie usunął.Chciał, żeby go jeszcze pocałować: tym razem nie wiem, co to było ta-kiego, ale tak mi się dziwnie zrobiło; a potem to było jeszcze gorzej niż przedtem.O, to, tobyło bardzo niedobrze.Słowem.niech pani złota nie żąda, aby mówić wszystko, jak było;jestem tak strasznie nieszczęśliwa, że już nie wiem co począć.Najwięcej sobie wyrzucam (do tego koniecznie muszę się przyznać), że ja może nie bro-niłam się tyle, ile miałam siły.Nie wiem, jak się to stało: nie kocham przecież pana de Val-mont; całkiem przeciwnie; a były chwile, w których tak mi się działo, jakbym kochała.Wy-obraża pani sobie, że mimo to ciągle mówiłam, że nie, ale sama czułam, że nie robię tak, jakmówię; to było jakby mimo mojej woli; a potem znowu tak mi się dziwnie robiło! Jeżeli tozawsze tak trudno jest się bronić, to trzeba być bardzo wprawioną do tego! To prawda, że pande Valmont ma taki sposób mówienia, że nie wiadomo, co odpowiedzieć; czy pani uwierzy,kiedy już odchodził, miałam uczucie, jakbym była zmartwiona, i tak jakoś nie umiałam sięwymówić, że zgodziłam się, aby znów przyszedł dziś wieczór; to mnie gryzie bardziej jeszczeniż wszystko.Och, mimo to przyrzekam pani święcie, że nie pozwolę mu przyjść dzisiaj.Ledwie po-szedł, ja już uczułam, że bardzo zle zrobiłam, że przyrzekłam.Toteż płakałam potem calutkiczas.Zwłaszcza za każdym razem, kiedy pomyślałam o Dancenym, płacz chwytał mnie nanowo, dławiłam się po prostu, a wciąż o nim myślałam.I teraz jeszcze, widzi pani: o, papiercałkiem mokry.Nie, nie pocieszę się nigdy, chociażby tylko za niego.Wreszcie nie stało mijuż sił do płakania, a mimo to nie mogłam zasnąć ani na minutę.Dziś rano przy wstawaniu,kiedy popatrzyłam w lustro, aż się przelękłam, taka byłam zmieniona.Mama zauważyła to, jak tylko mnie zobaczyła, i pytała, co mi jest.Zaczęłam znowu pła-kać.Myślałam, że mnie wyłaje i może by mi to zrobiło mniej przykrości: ale przeciwnie.Mówiła tak łagodnie jak nigdy.Niewarta byłam tego.Mówiła, żebym się nie martwiła.Boona nie wiedziała, czemu ja się martwię.%7łe się jeszcze doprowadzę do choroby! Są chwile, wktórych bym chciała, żeby już umrzeć.Nie mogłam dłużej wytrzymać.Rzuciłam się jej wramiona szlochając, i mówiąc: Och, mamo, bardzo jestem nieszczęśliwa! Mama też niemogła się powstrzymać od płaczu, a mnie coraz gorzej się robiło na sercu.Na szczęście niezapytała, z czego jestem taka nieszczęśliwa, bo nie wiedziałabym, co odpowiedzieć.Błagam panią, złota pani, niech mi pani odpisze jak najprędzej i niech mi pani powie, corobić: bo nie mam odwagi myśleć o niczym i tylko się martwię ciągle.Niech pani będzie takdobra przesłać list przez pana de Valmont; ale proszę bardzo, jeżeli będzie pani równocześniepisała do niego, niech mu pani nie zdradzi, że ja coś powiedziałam.120Mam zaszczyt być, z całą serdeczną przyjaznią, jej bardzo uniżoną i powolną sługą.Nie śmiem podpisać tego listu.Z zamku***, 1 pazdziernika 17**LIST XCVIIIPani de Volanges do markizy de MerteuilNiewiele dni, urocza przyjaciółko, upłynęło od czasu, jak zwracałaś się do mnie o słowapociechy i rady; dziś na mnie przyszła kolej, ja udaję się do ciebie z podobną prośbą.Mamciężką zgryzotę, a obawiam się, czy dobrą obrałam drogę dla zaradzenia złemu.Niespokojna jestem o córkę.Od wyjazdu widziałam, co prawda, że jest ciągle smutna izgnębiona, ale byłam na to przygotowana; uzbroiłam serce matki konieczną, wedle mnie, su-rowością.Miałam nadzieję, że oddalenie, rozrywki zniweczą wkrótce tę miłość, którą uwa-żałam raczej za wybryk dzieciństwa niż za prawdziwą namiętność [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Mogępanią zapewnić, że ja nie chciałam, ale on napisał do niego i Danceny też tego żądał.Mniejest ciężko, kiedy muszę mu czegoś odmówić, zwłaszcza od czasu rozstania, nad którym ontak cierpi, że nareszcie musiałam się zgodzić.Nie przewidywałam, co za straszne rzeczy stądwynikną.Za pomocą tego klucza pan de Valmont wszedł wczoraj do mego pokoju, kiedy spałam.Nie spodziewałam się ani trochę i strasznie się przelękłam; ale ponieważ zaraz zagadał domnie, poznałam go i nie krzyczałam; a potem przyszło mi na myśl, że on może przyszedł, abymi oddać list od niego.Wcale nie po to.W chwileczkę potem chciał mnie pocałować; ja sięoczywiście broniłam; wtedy on tak zrobił, że za żadne skarby świata bym nie chciała., ale onżądał, żeby go przedtem pocałować.Nie było innej rady, cóż miałam robić? Próbowałamwołać o pomoc, ale po pierwsze nie mogłam, a potem on mi powiedział, że gdyby ktoś przy-szedł, potrafi zrzucić całą winę na mnie; i mógłby naprawdę z powodu tego klucza! A potemon też się nie usunął.Chciał, żeby go jeszcze pocałować: tym razem nie wiem, co to było ta-kiego, ale tak mi się dziwnie zrobiło; a potem to było jeszcze gorzej niż przedtem.O, to, tobyło bardzo niedobrze.Słowem.niech pani złota nie żąda, aby mówić wszystko, jak było;jestem tak strasznie nieszczęśliwa, że już nie wiem co począć.Najwięcej sobie wyrzucam (do tego koniecznie muszę się przyznać), że ja może nie bro-niłam się tyle, ile miałam siły.Nie wiem, jak się to stało: nie kocham przecież pana de Val-mont; całkiem przeciwnie; a były chwile, w których tak mi się działo, jakbym kochała.Wy-obraża pani sobie, że mimo to ciągle mówiłam, że nie, ale sama czułam, że nie robię tak, jakmówię; to było jakby mimo mojej woli; a potem znowu tak mi się dziwnie robiło! Jeżeli tozawsze tak trudno jest się bronić, to trzeba być bardzo wprawioną do tego! To prawda, że pande Valmont ma taki sposób mówienia, że nie wiadomo, co odpowiedzieć; czy pani uwierzy,kiedy już odchodził, miałam uczucie, jakbym była zmartwiona, i tak jakoś nie umiałam sięwymówić, że zgodziłam się, aby znów przyszedł dziś wieczór; to mnie gryzie bardziej jeszczeniż wszystko.Och, mimo to przyrzekam pani święcie, że nie pozwolę mu przyjść dzisiaj.Ledwie po-szedł, ja już uczułam, że bardzo zle zrobiłam, że przyrzekłam.Toteż płakałam potem calutkiczas.Zwłaszcza za każdym razem, kiedy pomyślałam o Dancenym, płacz chwytał mnie nanowo, dławiłam się po prostu, a wciąż o nim myślałam.I teraz jeszcze, widzi pani: o, papiercałkiem mokry.Nie, nie pocieszę się nigdy, chociażby tylko za niego.Wreszcie nie stało mijuż sił do płakania, a mimo to nie mogłam zasnąć ani na minutę.Dziś rano przy wstawaniu,kiedy popatrzyłam w lustro, aż się przelękłam, taka byłam zmieniona.Mama zauważyła to, jak tylko mnie zobaczyła, i pytała, co mi jest.Zaczęłam znowu pła-kać.Myślałam, że mnie wyłaje i może by mi to zrobiło mniej przykrości: ale przeciwnie.Mówiła tak łagodnie jak nigdy.Niewarta byłam tego.Mówiła, żebym się nie martwiła.Boona nie wiedziała, czemu ja się martwię.%7łe się jeszcze doprowadzę do choroby! Są chwile, wktórych bym chciała, żeby już umrzeć.Nie mogłam dłużej wytrzymać.Rzuciłam się jej wramiona szlochając, i mówiąc: Och, mamo, bardzo jestem nieszczęśliwa! Mama też niemogła się powstrzymać od płaczu, a mnie coraz gorzej się robiło na sercu.Na szczęście niezapytała, z czego jestem taka nieszczęśliwa, bo nie wiedziałabym, co odpowiedzieć.Błagam panią, złota pani, niech mi pani odpisze jak najprędzej i niech mi pani powie, corobić: bo nie mam odwagi myśleć o niczym i tylko się martwię ciągle.Niech pani będzie takdobra przesłać list przez pana de Valmont; ale proszę bardzo, jeżeli będzie pani równocześniepisała do niego, niech mu pani nie zdradzi, że ja coś powiedziałam.120Mam zaszczyt być, z całą serdeczną przyjaznią, jej bardzo uniżoną i powolną sługą.Nie śmiem podpisać tego listu.Z zamku***, 1 pazdziernika 17**LIST XCVIIIPani de Volanges do markizy de MerteuilNiewiele dni, urocza przyjaciółko, upłynęło od czasu, jak zwracałaś się do mnie o słowapociechy i rady; dziś na mnie przyszła kolej, ja udaję się do ciebie z podobną prośbą.Mamciężką zgryzotę, a obawiam się, czy dobrą obrałam drogę dla zaradzenia złemu.Niespokojna jestem o córkę.Od wyjazdu widziałam, co prawda, że jest ciągle smutna izgnębiona, ale byłam na to przygotowana; uzbroiłam serce matki konieczną, wedle mnie, su-rowością.Miałam nadzieję, że oddalenie, rozrywki zniweczą wkrótce tę miłość, którą uwa-żałam raczej za wybryk dzieciństwa niż za prawdziwą namiętność [ Pobierz całość w formacie PDF ]