[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było już pewne, że majądo czynienia z trzema nowymi alkaloidami.Po ich porannej rozmowie przez długiczas analizowała wyniki; nie pasowały do żadnego ze znanych związków. Mamy więcej przetrwalników? spytał Edward. Trochę odpowiedziała Eleanor. Kevin Scranton powiedział, że przy-śle więcej, ale jeszcze nie wie kiedy.Nie chciałam poświęcać tych, które mamy,bez porozumienia z tobą.Jak chcesz rozdzielić te alkaloidy? Za pomocą rozpusz-czalników organicznych? Zastosujmy elektroforezę włośniczkową zaproponował Edward. Jeślibędzie trzeba, uciekniemy się do elektrokinetycznej chromatografii włośniczko-wej. Mam zrobić nie opracowaną próbkę, tak jak do spektrometrii masowej? Nie.Wyekstrahujemy te alkaloidy wodą destylowaną i wytrącimy słaby-mi kwasami.Robiłem tak zawsze w laboratorium biologicznym i bardzo dobrzewychodziło.W ten sposób będziemy mieć czystsze próbki i ułatwioną pracę nadstrukturą tych związków.Eleanor ruszyła w kierunku swojego stołu, ale Edward przytrzymał ją za ra-mię. Zanim zaczniesz, chcę cię prosić, żebyś zrobiła coś jeszcze rzekł.Bez żadnych wstępów otworzył pudło i wyjął zmumifikowaną głowę.Eleanorwzdrygnęła się na ten upiorny widok. Mogłeś mnie uprzedzić. Mogłem przyznał Edward ze śmiechem.Po raz pierwszy przyjrzał się głowie dokładniej.Wyglądała dość niesamowi-cie.Skóra miała kolor ciemnobrązowy, prawie mahoniowy.Wyschnięta i obkur-czona na kościach jarzmowych, obnażała zęby jakby w makabrycznym uśmiechu.Włosy też były suche i matowe jak włókno szklane. Co to jest? spytała Eleanor. Mumia egipska?Edward opowiedział jej całą historię.Wyjaśnił też, że przyniósł głowę do pra-cowni po to, żeby zobaczyć, czy w jamie czaszkowej nie ma czegoś, z czego107dałoby się pobrać próbki. Niech zgadnę rzekła Eleanor. Chcesz zrobić spektrometrię masową. Otóż to.Gdybyśmy otrzymali wynik korespondujący z wynikiem badaniatych alkaloidów, to mielibyśmy elegancki pod względem naukowym i niezbitydowód, że ta kobieta spożywała nasz nieznany grzyb.Eleanor pobiegła na wydział biologii pożyczyć narzędzia do sekcji.Edwardzaś stawił czoło studentom i asystentom, którzy już przyszli do pracy i nerwowoczekali na swoją kolej.Odpowiedział po kolei na wszystkie ich pytania i odesłałdo swoich zajęć.Akurat skończył, gdy wróciła Eleanor. Asystent z anatomii powiedział mi, że musimy zdjąć sklepienie czaszki powiedziała, unosząc w górę piłę elektryczną.Edward wziął się do dzieła.Naciął skalp i odsłonił czaszkę.Potem odciął skle-pienie.Zajrzeli do wnętrza.Niewiele tego było.Mózg obkurczył się w zbitą grudęw tylnym dole czaszkowym.Co o tym sądzisz? Edward trącił ją czubkiem skalpela.Była twarda. Odetnij kawałek, a ja spróbuję to w czymś rozpuścić.Edward poszedł zajej radą.Otrzymaną próbkę próbowali traktować różnymi rozpuszczalnikami.Nie wie-dząc, co właściwie badają, użyli spektrometru.Za drugim razem wyszło.Kilkapików odpowiadało dokładnie pikom alkaloidów z nie opracowanego wyciągu,który Eleanor badała poprzedniego wieczoru. Czyż nauka nie jest wspaniała? skomentował radośnie Edward. To rzeczywiście podniecające zgodziła się Eleanor.Edward podszedł doswojego biurka i zadzwonił do Kim.Tak jak przewidywał, odpowiedziała mu au-tomatyczna sekretarka.Po sygnale nagrał wiadomość, że w przypadku ElizabethStewart diabelskie moce znalazły swoje naukowe wytłumaczenie.Odłożywszy słuchawkę, posuwistym krokiem wrócił do Eleanor.Był w wy-śmienitym nastroju. Dobra, dość tej zabawy.Wezmy się do prawdziwej pracy.Zobaczmy, czyuda nam się rozdzielić te alkaloidy, żebyśmy w końcu mogli się zorientować,z czym mamy do czynienia. To nie do wytrzymania powiedziała do siebie Kim.Pchnęła szufladę i zamknęła ją biodrem.Była spocona, oblepiona kurzemi zniechęcona.Odwiózłszy Edwarda na stację, wróciła do zamku i przez czterygodziny prowadziła poszukiwania od skrzydła dla służby aż do gościnnego.Nietylko nie znalazła nic istotnego, ale w ogóle nic z siedemnastego wieku. To nie będzie łatwe zadanie powiedziała sobie jeszcze raz.Omiotła wzrokiem nieprzeliczone szafki, kufry, pudła i komody ciągnące się108jak okiem sięgnąć w całej widocznej z jej miejsca części poddasza, aż do zakrę-tu w prawo.Przytłaczała ją sama ilość materiału.Było tego jeszcze więcej niżw piwnicy.I, podobnie jak w piwnicy, nie był uporządkowany ani pod wzglę-dem tematycznym, ani chronologicznym.Częstokroć sąsiadowały ze sobą doku-menty, które dzielił dystans nawet stu lat, a ich tematyka wahała się od danychhandlowych i sprawozdań do domowych przepisów; od urzędowych dokumen-tów po prywatną korespondencję.Jedynie przeglądając stronę po stronie możnabyło mieć nadzieję, że się coś znajdzie.W tej sytuacji Kim zaczęła pojmować, jakie miała niezwykłe szczęście w tenponiedziałek, kiedy znalazła list Jamesa Flanagana do Ronalda Stewarta.Nabra-ła przez to fałszywego wyobrażenia, że jej śledztwo w sprawie Elizabeth będzieprzyjemnym, wręcz łatwym przedsięwzięciem.W końcu głód, zmęczenie i rozczarowanie wzięły górę nad pragnieniempoznania prawdy o rozstrzygającym dowodzie użytym przeciwko Elizabeth.Gwałtownie zachciało jej się wykąpać.Opuściła zamek i wyszła w letni popo-łudniowy skwar.Wsiadła do samochodu i ruszyła w drogę powrotną do Bostonu.ROZDZIAA 6PONIEDZIAAEK, 25 LIPCA 1994Edward zamrugał powiekami i otworzył oczy po zaledwie czterech godzinachsnu.Była piąta rano.Ilekroć pochłaniał go jakiś problem, miał dużo mniejszezapotrzebowanie na sen niż normalnie.A od dawna nie pamiętał, żeby był takpodniecony jak teraz.Intuicja naukowca, która jeszcze nigdy go nie zawiodła,mówiła mu, że trafił na coś naprawdę wielkiego.Wyskoczył z łóżka, na co Bufor zareagował spazmatycznym szczekaniem.Biedny pies pomyślał, że wydarzyła się jakaś katastrofa.Dopiero lekki klaps przy-wołał go do porządku.Błyskawicznie odprawiwszy poranne obrządki, w tym krótki spacer z Bufo-rem, Edward pojechał do pracowni.Dochodziła właśnie siódma, gdy wszedł.Ele-anor już była. Nie mogłam spać przyznała.Jej długie jasne włosy, zwykle starannieuczesane, były w lekkim nieładzie. Ja też odparł Edward.W sobotę pracowali do pierwszej w nocy, a potem przez całą niedzielę.Wo-bec perspektywy bliskiego sukcesu Edward uprosił Kim o przełożenie spotkaniazaplanowanego na wieczór.Gdy wytłumaczył jej, że cel jest w zasięgu ręki, Kimokazała zrozumienie.Wreszcie tuż po północy z niedzieli na poniedziałek Edward i Eleanor do-szlifowali metodę rozdziału.Trudności wynikały głównie z faktu, że dwa z tychalkaloidów miały wiele identycznych własności fizycznych.Teraz, w poniedzia-łek rano, potrzebowali już tylko więcej materiału i jakby w odpowiedzi na ichmodły zadzwonił Kevin Scranton z wiadomością, że wysyła im kolejną partięprzetrwalników. Kiedy materiał przyjdzie, wszystko ma być przygotowane poleciłEdward. To będzie gdzieś około dziewiątej. Tak jest! Eleanor trzasnęła obcasami i zasalutowała.Edward usiłował trzepnąć ją po głowie, ale była od niego zwinniejsza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Było już pewne, że majądo czynienia z trzema nowymi alkaloidami.Po ich porannej rozmowie przez długiczas analizowała wyniki; nie pasowały do żadnego ze znanych związków. Mamy więcej przetrwalników? spytał Edward. Trochę odpowiedziała Eleanor. Kevin Scranton powiedział, że przy-śle więcej, ale jeszcze nie wie kiedy.Nie chciałam poświęcać tych, które mamy,bez porozumienia z tobą.Jak chcesz rozdzielić te alkaloidy? Za pomocą rozpusz-czalników organicznych? Zastosujmy elektroforezę włośniczkową zaproponował Edward. Jeślibędzie trzeba, uciekniemy się do elektrokinetycznej chromatografii włośniczko-wej. Mam zrobić nie opracowaną próbkę, tak jak do spektrometrii masowej? Nie.Wyekstrahujemy te alkaloidy wodą destylowaną i wytrącimy słaby-mi kwasami.Robiłem tak zawsze w laboratorium biologicznym i bardzo dobrzewychodziło.W ten sposób będziemy mieć czystsze próbki i ułatwioną pracę nadstrukturą tych związków.Eleanor ruszyła w kierunku swojego stołu, ale Edward przytrzymał ją za ra-mię. Zanim zaczniesz, chcę cię prosić, żebyś zrobiła coś jeszcze rzekł.Bez żadnych wstępów otworzył pudło i wyjął zmumifikowaną głowę.Eleanorwzdrygnęła się na ten upiorny widok. Mogłeś mnie uprzedzić. Mogłem przyznał Edward ze śmiechem.Po raz pierwszy przyjrzał się głowie dokładniej.Wyglądała dość niesamowi-cie.Skóra miała kolor ciemnobrązowy, prawie mahoniowy.Wyschnięta i obkur-czona na kościach jarzmowych, obnażała zęby jakby w makabrycznym uśmiechu.Włosy też były suche i matowe jak włókno szklane. Co to jest? spytała Eleanor. Mumia egipska?Edward opowiedział jej całą historię.Wyjaśnił też, że przyniósł głowę do pra-cowni po to, żeby zobaczyć, czy w jamie czaszkowej nie ma czegoś, z czego107dałoby się pobrać próbki. Niech zgadnę rzekła Eleanor. Chcesz zrobić spektrometrię masową. Otóż to.Gdybyśmy otrzymali wynik korespondujący z wynikiem badaniatych alkaloidów, to mielibyśmy elegancki pod względem naukowym i niezbitydowód, że ta kobieta spożywała nasz nieznany grzyb.Eleanor pobiegła na wydział biologii pożyczyć narzędzia do sekcji.Edwardzaś stawił czoło studentom i asystentom, którzy już przyszli do pracy i nerwowoczekali na swoją kolej.Odpowiedział po kolei na wszystkie ich pytania i odesłałdo swoich zajęć.Akurat skończył, gdy wróciła Eleanor. Asystent z anatomii powiedział mi, że musimy zdjąć sklepienie czaszki powiedziała, unosząc w górę piłę elektryczną.Edward wziął się do dzieła.Naciął skalp i odsłonił czaszkę.Potem odciął skle-pienie.Zajrzeli do wnętrza.Niewiele tego było.Mózg obkurczył się w zbitą grudęw tylnym dole czaszkowym.Co o tym sądzisz? Edward trącił ją czubkiem skalpela.Była twarda. Odetnij kawałek, a ja spróbuję to w czymś rozpuścić.Edward poszedł zajej radą.Otrzymaną próbkę próbowali traktować różnymi rozpuszczalnikami.Nie wie-dząc, co właściwie badają, użyli spektrometru.Za drugim razem wyszło.Kilkapików odpowiadało dokładnie pikom alkaloidów z nie opracowanego wyciągu,który Eleanor badała poprzedniego wieczoru. Czyż nauka nie jest wspaniała? skomentował radośnie Edward. To rzeczywiście podniecające zgodziła się Eleanor.Edward podszedł doswojego biurka i zadzwonił do Kim.Tak jak przewidywał, odpowiedziała mu au-tomatyczna sekretarka.Po sygnale nagrał wiadomość, że w przypadku ElizabethStewart diabelskie moce znalazły swoje naukowe wytłumaczenie.Odłożywszy słuchawkę, posuwistym krokiem wrócił do Eleanor.Był w wy-śmienitym nastroju. Dobra, dość tej zabawy.Wezmy się do prawdziwej pracy.Zobaczmy, czyuda nam się rozdzielić te alkaloidy, żebyśmy w końcu mogli się zorientować,z czym mamy do czynienia. To nie do wytrzymania powiedziała do siebie Kim.Pchnęła szufladę i zamknęła ją biodrem.Była spocona, oblepiona kurzemi zniechęcona.Odwiózłszy Edwarda na stację, wróciła do zamku i przez czterygodziny prowadziła poszukiwania od skrzydła dla służby aż do gościnnego.Nietylko nie znalazła nic istotnego, ale w ogóle nic z siedemnastego wieku. To nie będzie łatwe zadanie powiedziała sobie jeszcze raz.Omiotła wzrokiem nieprzeliczone szafki, kufry, pudła i komody ciągnące się108jak okiem sięgnąć w całej widocznej z jej miejsca części poddasza, aż do zakrę-tu w prawo.Przytłaczała ją sama ilość materiału.Było tego jeszcze więcej niżw piwnicy.I, podobnie jak w piwnicy, nie był uporządkowany ani pod wzglę-dem tematycznym, ani chronologicznym.Częstokroć sąsiadowały ze sobą doku-menty, które dzielił dystans nawet stu lat, a ich tematyka wahała się od danychhandlowych i sprawozdań do domowych przepisów; od urzędowych dokumen-tów po prywatną korespondencję.Jedynie przeglądając stronę po stronie możnabyło mieć nadzieję, że się coś znajdzie.W tej sytuacji Kim zaczęła pojmować, jakie miała niezwykłe szczęście w tenponiedziałek, kiedy znalazła list Jamesa Flanagana do Ronalda Stewarta.Nabra-ła przez to fałszywego wyobrażenia, że jej śledztwo w sprawie Elizabeth będzieprzyjemnym, wręcz łatwym przedsięwzięciem.W końcu głód, zmęczenie i rozczarowanie wzięły górę nad pragnieniempoznania prawdy o rozstrzygającym dowodzie użytym przeciwko Elizabeth.Gwałtownie zachciało jej się wykąpać.Opuściła zamek i wyszła w letni popo-łudniowy skwar.Wsiadła do samochodu i ruszyła w drogę powrotną do Bostonu.ROZDZIAA 6PONIEDZIAAEK, 25 LIPCA 1994Edward zamrugał powiekami i otworzył oczy po zaledwie czterech godzinachsnu.Była piąta rano.Ilekroć pochłaniał go jakiś problem, miał dużo mniejszezapotrzebowanie na sen niż normalnie.A od dawna nie pamiętał, żeby był takpodniecony jak teraz.Intuicja naukowca, która jeszcze nigdy go nie zawiodła,mówiła mu, że trafił na coś naprawdę wielkiego.Wyskoczył z łóżka, na co Bufor zareagował spazmatycznym szczekaniem.Biedny pies pomyślał, że wydarzyła się jakaś katastrofa.Dopiero lekki klaps przy-wołał go do porządku.Błyskawicznie odprawiwszy poranne obrządki, w tym krótki spacer z Bufo-rem, Edward pojechał do pracowni.Dochodziła właśnie siódma, gdy wszedł.Ele-anor już była. Nie mogłam spać przyznała.Jej długie jasne włosy, zwykle starannieuczesane, były w lekkim nieładzie. Ja też odparł Edward.W sobotę pracowali do pierwszej w nocy, a potem przez całą niedzielę.Wo-bec perspektywy bliskiego sukcesu Edward uprosił Kim o przełożenie spotkaniazaplanowanego na wieczór.Gdy wytłumaczył jej, że cel jest w zasięgu ręki, Kimokazała zrozumienie.Wreszcie tuż po północy z niedzieli na poniedziałek Edward i Eleanor do-szlifowali metodę rozdziału.Trudności wynikały głównie z faktu, że dwa z tychalkaloidów miały wiele identycznych własności fizycznych.Teraz, w poniedzia-łek rano, potrzebowali już tylko więcej materiału i jakby w odpowiedzi na ichmodły zadzwonił Kevin Scranton z wiadomością, że wysyła im kolejną partięprzetrwalników. Kiedy materiał przyjdzie, wszystko ma być przygotowane poleciłEdward. To będzie gdzieś około dziewiątej. Tak jest! Eleanor trzasnęła obcasami i zasalutowała.Edward usiłował trzepnąć ją po głowie, ale była od niego zwinniejsza [ Pobierz całość w formacie PDF ]