[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zimna woda nagle stała się ciepła i przyjazna.Księżniczka zapragnęła kilkoma wierzgnięciami uwolnić się od trzymających ją za kostki dłoni, ale jej nogi złączyły się razem i zesztywniały.Ramiona, jakby kierowane własną wolą, przylgnęły do jej boków.Poczuła nagłą panikę, gdy zrozumiała, że Dargonestyjczycy ciągną ją w tył.Cały świat zachybotał się.Trzymający ją podmorcy nagle wrzasnęli jednym głosem i odskoczyli jak oparzeni.Okazało się, że nogi, w które się wczepili, są w rzeczy samej muskularnym ogonem delfina.Znali zmiennokształtnych jako członków własnego ludu - ale nagła transformacja suchawca kompletnie ich zaskoczyła.Vixa trzepnęła wodę ogonem i pomknęła ku wiodącemu na wolność otworowi.Zaraz też śmignęła w górę, wzbijając się niczym ptak.Wodę wokół niej wypełniały głosy morskich braci.- Dalejże! Spieszmy! - wołały delfiny.- Do bitwy! Vixa popłynęła w stronę dźwięków.Mknęła przez wodę jak ryba, roztrącając w pędzie ławice małych żyjątek.W mrocznej wodzie zbierały się także inne delfiny.Wkrótce dziewczyna przyłączyła się do atakującej wrogów całej ,chmary dargonestyjskich zmiennokształtnych.Cały ocean pełen był odgłosów bitwy.Z dołu dolatywały okrzyki Dargonestyjczyków wzywających na pomoc wszystkie delfiny.Obejrzawszy się za siebie, Vixa ujrzała, że na zew sprzymierzeńców odpowiedziały setki mieszkańców mórz.W dole chilkity utworzyły potężny półksiężyc, rogami skierowany ku grodowi.Morskie elfy ustawiły się w szyk, składający się z czterech oddziałów.Dwa środkowe cofnęły się głęboko pod naporem wrogów.Jak do tej pory, nigdzie , nie było widać błysku gnomich płomieni.Vixa zaniosła modły do wszystkich morskich bogów, by wytworzona przez Gundabyra substancja spełniła pokładane w niej nadzieje.Wszystko przygotowano w takim pośpiechu!Jakiś delfin okrzyknął księżniczkę z daleka.Nie poznała go, dopóki się nie przedstawił.Kios, zmiennokształtny, którego spotkała wcześniej.Księżniczka podążyła za nim i przyłączyła się do setki innych delfinów zmierzających ku bitwie.Nieopodal miasta, chilkity zepchnęły aż do koralowych ogrodów najeżony włóczniami prostokąt dargonestyjskich wojów.Walczące w zwartym szyku skorupiaki tłoczyły się zajadle, włażąc niekiedy jeden na drugiego, byle tylko dopaść wroga.Stopy i łapy przeciwników wznieciły chmury wolno opadającego piasku.Wszędzie też były widoczne smugi krwi.Kios wydał wysoki, przeraźliwy tryl i niczym pocisk ugodził łbem w grzbiet chilkita.Ułamek sekundy później i Vixa znalazła swego wroga.Wstrząs zderzenia poczuła , nawet w ogonie, ale czerwona skorupa trzasnęła jak gnieciony orzech.Sprężyście pracując płetwami, dziewczyna cofnęła się z zasięgu kleszczy, zatoczyła niewielki łuk i uderzyła ponownie.Obok niej śmignął kolejny zmienno- kształtny i wyprzedzając ją nieco, runął na ten sam cel.Chilkit stawił mu czoło i odparł natarcie strasznymi szczypcami, które z niemiłosiernym zgrzytem zamknęły się na.smukłym czarno-białym korpusie.Na chwilę obu przeciwników przesłoniła chmura krwi - po czym Vixa zobaczyła martwe ciało zmiennokształtnego opadające wolno na dno.Wstrząśnięta śmiercią towarzysza i tym, że sama o włos nie została zmiażdżona, dziewczyna skierowała pysk ku górze.Ogarnięta ślepą trwogą gnała ku górze, aż jej białoczarny łeb przebił powierzchnię, wzbijając fontannę skrzących się w słońcu tęczowo kropli.Dziewczyna miała w głowie okropny zamęt - i oślepiło ją słońce.Okręciła się wokół osi, przeszukując horyzont i wypatrując jakiegoś lądu.Niestety, dostrzegła tylko bezkresne fale.Nieskazitelnie gładkiej linii dzielącej morze i niebo nie brukała żadna plamka czerni znamionującej ląd.Wiedziała, że znajduje się gdzieś na rozległym oceanie południowym, zwanym Turbidusem.Jeżeli będzie płynęła prosto na północ, w końcu natknie się na ląd.Dzięki jej nowemu wcieleniu będzie to dość łatwa wyprawa - choć może okazać się długotrwała.Czy powinna teraz uciec? Ciążył na niej przecież obowiązek ostrzeżenia narodów żyjących na Ansalonie przed inwazją podmorców i - co ważniejsze - przed szaleństwem Uriony, która zamierzała podbić wszystkie plemiona elfów.A co z jej przyjaciółmi? Coryphen przysiągł uwolnić ich po zwycięskiej bitwie.Oto była jej pierwsza powinność! Nie mogła po prostu zostawić bliskich na pastwę losu.Księżniczka zaczerpnęła tchu i ponownie dała nura w głąb oceanu.Opadając ku miastu, zatoczyła łuk i zbliżyła się do pola bitwy z boku.Do dzikiej kakofonii wrzasków dołączyły się okrzyki Dargonestyjczyków.Ze swego miejsca księżniczka zobaczyła, że chilkity przebiły się już przez koralowe ogrody i dotarły do samej kopuły grodu.Skrzydła dargonestyjskiego wojska trzymały się jakoś, tak więc szyki chilkitów przypominały teraz gigantyczną podkowę.Na co, u licha, czekał Coryphen? Był już przecież najwyższy czas na gnomi ogień!Odrzuciwszy wszelką ostrożność, księżniczka zanurkowała ku centrum dargonestyjskich szeregów.Łatwo jej przyszło odnalezienie Coryphena - stał w pierwszej linii, otoczony resztkami swej gwardii.Jego wysoki, ozdobny hełm wystawał ponad głowy żołnierzy.Księżniczka rzuciła się ku niemu przez wodę i głośno zawołała jego imię.Protektor nie odpowiedział - właśnie toczył zajadły bój z jakimś skorupiakiem.Vixa zwinęła się jak sprężyna i rąbnęła jego wroga w grzbiet.- Hola, ty tam! Morski bracie!Okrążyła go, patrząc nań bystro i uważnie.- Dziękuję za pomoc! - zawołał w podwodnym języku.- Czy ja cię znam?- Dlaczego nie używacie ognistych włóczni?- Na otchłań! Kim ty jesteś, że dajesz mi taką radę? - pod osłoną hełmu, Coryphen zmarszczył brwi.I nagle obie uniosły się w górę w bezbrzeżnym zdumieniu.- Ależ tak! Vixa Ambrodel! Co.co ty tu robisz pod tą postacią?Dziewczyna zignorowała to pytanie.- Wkrótce będziecie musieli wycofać się do grodu! Dlaczego nie używacie ognistych lanc?Inni morscy bracia zaczęli zadawać Coryphenowi to samo pytanie, przyniesione od dowódców skrzydeł.- Mało macie wiary w geniusz swej Królowej - odpowiedział im posępnym tonem.- Ale niech i tak będzie - zdecydował w końcu.- Ogniste lance naprzód! Do ataku!Vixa śmignęła ku lewemu skrzydłu i zaniosła tam rozkaz Coryphena, wykrzykując go w języku delfinów.Woda daleko zaniosła jej słowa.Zanim księżniczka dotarła na miejsce, długie drzewca z glinianymi, tępymi grotami były już gotowe do użycia.Chilkity najwyraźniej zlekceważyły nową broń.Zwarły szeregi i ruszyły do zwycięskiego natarcia.- Teraz!Kopijnicy pierwszej linii ugodzili kilkudziesięciu wrogów swoim orężem.Gliniane groty pękły w zderzeniu z twardym pancerzem skorupiaków i morska woda wdarła się do wnętrza pojemników.Bez mała setka chilkitów stanęła natychmiast w płomieniach.Pierwsze szeregi w obu wrogich armiach cofnęły się natychmiast.Ci, którzy do niedawna zaciekłe walczyli, ze zgrozą obserwowali teraz ogarnięte ogniem ofiary pomysłowości niepozornego, zgorzkniałego krasnoluda [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Zimna woda nagle stała się ciepła i przyjazna.Księżniczka zapragnęła kilkoma wierzgnięciami uwolnić się od trzymających ją za kostki dłoni, ale jej nogi złączyły się razem i zesztywniały.Ramiona, jakby kierowane własną wolą, przylgnęły do jej boków.Poczuła nagłą panikę, gdy zrozumiała, że Dargonestyjczycy ciągną ją w tył.Cały świat zachybotał się.Trzymający ją podmorcy nagle wrzasnęli jednym głosem i odskoczyli jak oparzeni.Okazało się, że nogi, w które się wczepili, są w rzeczy samej muskularnym ogonem delfina.Znali zmiennokształtnych jako członków własnego ludu - ale nagła transformacja suchawca kompletnie ich zaskoczyła.Vixa trzepnęła wodę ogonem i pomknęła ku wiodącemu na wolność otworowi.Zaraz też śmignęła w górę, wzbijając się niczym ptak.Wodę wokół niej wypełniały głosy morskich braci.- Dalejże! Spieszmy! - wołały delfiny.- Do bitwy! Vixa popłynęła w stronę dźwięków.Mknęła przez wodę jak ryba, roztrącając w pędzie ławice małych żyjątek.W mrocznej wodzie zbierały się także inne delfiny.Wkrótce dziewczyna przyłączyła się do atakującej wrogów całej ,chmary dargonestyjskich zmiennokształtnych.Cały ocean pełen był odgłosów bitwy.Z dołu dolatywały okrzyki Dargonestyjczyków wzywających na pomoc wszystkie delfiny.Obejrzawszy się za siebie, Vixa ujrzała, że na zew sprzymierzeńców odpowiedziały setki mieszkańców mórz.W dole chilkity utworzyły potężny półksiężyc, rogami skierowany ku grodowi.Morskie elfy ustawiły się w szyk, składający się z czterech oddziałów.Dwa środkowe cofnęły się głęboko pod naporem wrogów.Jak do tej pory, nigdzie , nie było widać błysku gnomich płomieni.Vixa zaniosła modły do wszystkich morskich bogów, by wytworzona przez Gundabyra substancja spełniła pokładane w niej nadzieje.Wszystko przygotowano w takim pośpiechu!Jakiś delfin okrzyknął księżniczkę z daleka.Nie poznała go, dopóki się nie przedstawił.Kios, zmiennokształtny, którego spotkała wcześniej.Księżniczka podążyła za nim i przyłączyła się do setki innych delfinów zmierzających ku bitwie.Nieopodal miasta, chilkity zepchnęły aż do koralowych ogrodów najeżony włóczniami prostokąt dargonestyjskich wojów.Walczące w zwartym szyku skorupiaki tłoczyły się zajadle, włażąc niekiedy jeden na drugiego, byle tylko dopaść wroga.Stopy i łapy przeciwników wznieciły chmury wolno opadającego piasku.Wszędzie też były widoczne smugi krwi.Kios wydał wysoki, przeraźliwy tryl i niczym pocisk ugodził łbem w grzbiet chilkita.Ułamek sekundy później i Vixa znalazła swego wroga.Wstrząs zderzenia poczuła , nawet w ogonie, ale czerwona skorupa trzasnęła jak gnieciony orzech.Sprężyście pracując płetwami, dziewczyna cofnęła się z zasięgu kleszczy, zatoczyła niewielki łuk i uderzyła ponownie.Obok niej śmignął kolejny zmienno- kształtny i wyprzedzając ją nieco, runął na ten sam cel.Chilkit stawił mu czoło i odparł natarcie strasznymi szczypcami, które z niemiłosiernym zgrzytem zamknęły się na.smukłym czarno-białym korpusie.Na chwilę obu przeciwników przesłoniła chmura krwi - po czym Vixa zobaczyła martwe ciało zmiennokształtnego opadające wolno na dno.Wstrząśnięta śmiercią towarzysza i tym, że sama o włos nie została zmiażdżona, dziewczyna skierowała pysk ku górze.Ogarnięta ślepą trwogą gnała ku górze, aż jej białoczarny łeb przebił powierzchnię, wzbijając fontannę skrzących się w słońcu tęczowo kropli.Dziewczyna miała w głowie okropny zamęt - i oślepiło ją słońce.Okręciła się wokół osi, przeszukując horyzont i wypatrując jakiegoś lądu.Niestety, dostrzegła tylko bezkresne fale.Nieskazitelnie gładkiej linii dzielącej morze i niebo nie brukała żadna plamka czerni znamionującej ląd.Wiedziała, że znajduje się gdzieś na rozległym oceanie południowym, zwanym Turbidusem.Jeżeli będzie płynęła prosto na północ, w końcu natknie się na ląd.Dzięki jej nowemu wcieleniu będzie to dość łatwa wyprawa - choć może okazać się długotrwała.Czy powinna teraz uciec? Ciążył na niej przecież obowiązek ostrzeżenia narodów żyjących na Ansalonie przed inwazją podmorców i - co ważniejsze - przed szaleństwem Uriony, która zamierzała podbić wszystkie plemiona elfów.A co z jej przyjaciółmi? Coryphen przysiągł uwolnić ich po zwycięskiej bitwie.Oto była jej pierwsza powinność! Nie mogła po prostu zostawić bliskich na pastwę losu.Księżniczka zaczerpnęła tchu i ponownie dała nura w głąb oceanu.Opadając ku miastu, zatoczyła łuk i zbliżyła się do pola bitwy z boku.Do dzikiej kakofonii wrzasków dołączyły się okrzyki Dargonestyjczyków.Ze swego miejsca księżniczka zobaczyła, że chilkity przebiły się już przez koralowe ogrody i dotarły do samej kopuły grodu.Skrzydła dargonestyjskiego wojska trzymały się jakoś, tak więc szyki chilkitów przypominały teraz gigantyczną podkowę.Na co, u licha, czekał Coryphen? Był już przecież najwyższy czas na gnomi ogień!Odrzuciwszy wszelką ostrożność, księżniczka zanurkowała ku centrum dargonestyjskich szeregów.Łatwo jej przyszło odnalezienie Coryphena - stał w pierwszej linii, otoczony resztkami swej gwardii.Jego wysoki, ozdobny hełm wystawał ponad głowy żołnierzy.Księżniczka rzuciła się ku niemu przez wodę i głośno zawołała jego imię.Protektor nie odpowiedział - właśnie toczył zajadły bój z jakimś skorupiakiem.Vixa zwinęła się jak sprężyna i rąbnęła jego wroga w grzbiet.- Hola, ty tam! Morski bracie!Okrążyła go, patrząc nań bystro i uważnie.- Dziękuję za pomoc! - zawołał w podwodnym języku.- Czy ja cię znam?- Dlaczego nie używacie ognistych włóczni?- Na otchłań! Kim ty jesteś, że dajesz mi taką radę? - pod osłoną hełmu, Coryphen zmarszczył brwi.I nagle obie uniosły się w górę w bezbrzeżnym zdumieniu.- Ależ tak! Vixa Ambrodel! Co.co ty tu robisz pod tą postacią?Dziewczyna zignorowała to pytanie.- Wkrótce będziecie musieli wycofać się do grodu! Dlaczego nie używacie ognistych lanc?Inni morscy bracia zaczęli zadawać Coryphenowi to samo pytanie, przyniesione od dowódców skrzydeł.- Mało macie wiary w geniusz swej Królowej - odpowiedział im posępnym tonem.- Ale niech i tak będzie - zdecydował w końcu.- Ogniste lance naprzód! Do ataku!Vixa śmignęła ku lewemu skrzydłu i zaniosła tam rozkaz Coryphena, wykrzykując go w języku delfinów.Woda daleko zaniosła jej słowa.Zanim księżniczka dotarła na miejsce, długie drzewca z glinianymi, tępymi grotami były już gotowe do użycia.Chilkity najwyraźniej zlekceważyły nową broń.Zwarły szeregi i ruszyły do zwycięskiego natarcia.- Teraz!Kopijnicy pierwszej linii ugodzili kilkudziesięciu wrogów swoim orężem.Gliniane groty pękły w zderzeniu z twardym pancerzem skorupiaków i morska woda wdarła się do wnętrza pojemników.Bez mała setka chilkitów stanęła natychmiast w płomieniach.Pierwsze szeregi w obu wrogich armiach cofnęły się natychmiast.Ci, którzy do niedawna zaciekłe walczyli, ze zgrozą obserwowali teraz ogarnięte ogniem ofiary pomysłowości niepozornego, zgorzkniałego krasnoluda [ Pobierz całość w formacie PDF ]