[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzył je i wyszedł.Blask świeczników w wielkiej komnacie oślepił go na chwilę, ale sen nie mijał.Wyjął klucz z zamka, odniósł do kominka i wrzucił do czarnego garnka, z którego wcześniej go wyjął.Spojrzał na zegarek.Czternaście minut.Czy to możliwe?Przez chwilę stał pośrodku komnaty, zupełnie nieruchomo.Z bolesnym wysiłkiem starał się pomyśleć coś rozsądnego.Skąd brały się te zdumiewające stworzenia, którym nikt nie mógł się oprzeć? A przecież ani na sekundę nie zapomniał o Karolinie.Twarz jej mignęła mu w myślach, kiedy całował tamte miękkie, chłodne usta, do których tęsknił.„Będę czekała, nie zasnę…”— A ja? — powiedział Joe półgłosem.Z wolna schodził po kamiennych schodach, a kiedy stanął przed drzwiami jadalni, zatrzymał się.Gdzieś wysoko rozległ się rozpaczliwy wrzask niewieści, znów zaszczekały łańcuchy, cicho i długo dogasał płacz potępionej duszy.A za murami zamku nadal grzmiało wzburzone morze i lekkie drżenie przebiegało posadzkę.Ale choć słyszał, nie docierał do niego żaden dźwięk.Wreszcie uśmiechnął się, potrząsnął głową i nacisnął klamkę.Powitały go zmieszane, zaciekawione głosy.— Miałem szczęście… — powiedział Alex podchodząc do stołu z napojami — ale czy uda mi się zwyciężyć, nie wiem?Nalał sobie pół szklaneczki i wyjął szczypcami z pojemnika dwie kostki lodu.Wrzucił je i czekał w milczeniu, póki whisky nie ochłodziła się.Tymczasem Frank Tyler wyciągnął następną karteczkę z wazonu.— Sir Harold Edington! — obwieścił tryumfalnie.— Czy nie sądzi pan, że ten eschatologiczny zegar mógłby stanowić stosowną ozdobę pańskiego gabinetu?— Obawiam się — powiedział pogodnie sir Harold — że w ministerstwie nie należy przypominać wchodzącym o znikomości spraw tego świata.Staramy się, żeby odnieśli wręcz przeciwne wrażenie.Ale skoro stanąłem do boju, uczynię wszystko, żeby zginąć z honorem.Wziął zapieczętowaną kopertę i na znak dany przez Franka Tylera ruszył ku drzwiom.XVII„Bóg zlitował się nad tobą, Ewo!”Kiedy drzwi zamknęły się za sir Haroldem Edingtonem, Frank Tyler podszedł do Alexa.— Błagam o jedno — powiedział składając ręce jak do modlitwy — jeżeli znalazł pan Białą Damę, proszę nie zdradzić nikomu z obecnych nawet najdrobniejszego szczegółu pańskiej wędrówki.Musimy do końca zachować zasadę fair play.Żadnej pomocy.Wszyscy polegają na sobie i swojej spostrzegawczości!Zwrócił się do obecnych.— Bardzo prosimy, aby nikt z państwa, nie powiedział po powrocie, nawet żartem, niczego, co mogłoby innym dać do myślenia.— Nie leży to w naszym interesie — Dorothy Ormsby wskazała drobną dłonią zegar.— Ktokolwiek z nas chce otrzymać Śmierć na własność i zyskać pewność, że odmierzy mu ona własnoręcznie ostatnią godzinę, nie powinien okazywać współczucia rywalom, nie mówiąc o udzielaniu im pomocy!Uniosła swój notatnik i coś w nim zapisała.Frank Tyler ujął Alexa pod ramię i odprowadził go na bok.— Nie było to trudne, prawda? — zapytał półgłosem.— Nie — Joe potrząsnął głową — ale sama inscenizacja jest świetna, przez chwilę czułem ciarki na skórze.— Jak pan sądzi, czy jeszcze ktoś ją znajdzie? Byłoby fatalnie, gdybyśmy przecenili naszych gości i okazałoby się, że pan jeden odgadł naszą zagadkę.— Dogadzałoby to mojej próżności…Alex uśmiechnął się i poklepał go przyjaźnie po ramieniu.Ruszył w kierunku Parkera, którego dostrzegł w kącie sali, pochylonego nad siedzącą w fotelu panią Wardell i rozmawiającego z nią przyciszonym głosem.Stara dama uniosła głowę, zainteresowana najwyraźniej tym, co mówił.Lord Redland, Melwin Quarendon i Amanda Judd wsparta na ramieniu Franka Tylera, który właśnie podszedł do nich, mówili chyba o czymś zabawnym, bo Quarendon roześmiał się głośno, a Redlan rozłożył ręce.— Jeżeli znajdzie się jakiś fragment biżuterii, sprzączka paska jej sukni, spinka do włosów… a nie śmiem nawet marzyć o takim szczęściu jak znalezienie narzędzia zbrodni… będę szczęśliwy mogąc umieścić w moim skromny zbiorze, oczywiście ze stosownym napisem a określającym dramatis personae, miejsce i dzień zdarzenia, a także przyczynę, bo znamy ją przecież.— Ale czy mamy jakiekolwiek szansę po upływie trzech stuleci? Tylu ludzi szukało jej od pierwszego dnia, aż do dziś.Poprzedni właściciel tego zamku, który kupił go i przerobił na coś w rodzaju hotelu, kuł w tych murach, instalując nowoczesną kuchnię, przeprowadzając przewody centralnego ogrzewania, pełne oświetlenie elektryczne i budując łazienki.Nie znalazł nawet śladu ukrytego pomieszczenia, w którym Edward de Vere mógł ukryć swoją żonę.A nie mógł także wyrzucić jej przez okno na skały lub do morza, gdyż już wtedy wszystkie strzelnice zamku były potężnie okratowane tak jak dzisiaj.Zakładając hotel pozostawiono je, żeby stworzyć klimat niesamowitości, a ja nie widziałem teraz powodu, żeby zmieniać cokolwiek.Ale ona… to znaczy, jakiś ślad po niej, musi przecież gdzieś tu być [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Otworzył je i wyszedł.Blask świeczników w wielkiej komnacie oślepił go na chwilę, ale sen nie mijał.Wyjął klucz z zamka, odniósł do kominka i wrzucił do czarnego garnka, z którego wcześniej go wyjął.Spojrzał na zegarek.Czternaście minut.Czy to możliwe?Przez chwilę stał pośrodku komnaty, zupełnie nieruchomo.Z bolesnym wysiłkiem starał się pomyśleć coś rozsądnego.Skąd brały się te zdumiewające stworzenia, którym nikt nie mógł się oprzeć? A przecież ani na sekundę nie zapomniał o Karolinie.Twarz jej mignęła mu w myślach, kiedy całował tamte miękkie, chłodne usta, do których tęsknił.„Będę czekała, nie zasnę…”— A ja? — powiedział Joe półgłosem.Z wolna schodził po kamiennych schodach, a kiedy stanął przed drzwiami jadalni, zatrzymał się.Gdzieś wysoko rozległ się rozpaczliwy wrzask niewieści, znów zaszczekały łańcuchy, cicho i długo dogasał płacz potępionej duszy.A za murami zamku nadal grzmiało wzburzone morze i lekkie drżenie przebiegało posadzkę.Ale choć słyszał, nie docierał do niego żaden dźwięk.Wreszcie uśmiechnął się, potrząsnął głową i nacisnął klamkę.Powitały go zmieszane, zaciekawione głosy.— Miałem szczęście… — powiedział Alex podchodząc do stołu z napojami — ale czy uda mi się zwyciężyć, nie wiem?Nalał sobie pół szklaneczki i wyjął szczypcami z pojemnika dwie kostki lodu.Wrzucił je i czekał w milczeniu, póki whisky nie ochłodziła się.Tymczasem Frank Tyler wyciągnął następną karteczkę z wazonu.— Sir Harold Edington! — obwieścił tryumfalnie.— Czy nie sądzi pan, że ten eschatologiczny zegar mógłby stanowić stosowną ozdobę pańskiego gabinetu?— Obawiam się — powiedział pogodnie sir Harold — że w ministerstwie nie należy przypominać wchodzącym o znikomości spraw tego świata.Staramy się, żeby odnieśli wręcz przeciwne wrażenie.Ale skoro stanąłem do boju, uczynię wszystko, żeby zginąć z honorem.Wziął zapieczętowaną kopertę i na znak dany przez Franka Tylera ruszył ku drzwiom.XVII„Bóg zlitował się nad tobą, Ewo!”Kiedy drzwi zamknęły się za sir Haroldem Edingtonem, Frank Tyler podszedł do Alexa.— Błagam o jedno — powiedział składając ręce jak do modlitwy — jeżeli znalazł pan Białą Damę, proszę nie zdradzić nikomu z obecnych nawet najdrobniejszego szczegółu pańskiej wędrówki.Musimy do końca zachować zasadę fair play.Żadnej pomocy.Wszyscy polegają na sobie i swojej spostrzegawczości!Zwrócił się do obecnych.— Bardzo prosimy, aby nikt z państwa, nie powiedział po powrocie, nawet żartem, niczego, co mogłoby innym dać do myślenia.— Nie leży to w naszym interesie — Dorothy Ormsby wskazała drobną dłonią zegar.— Ktokolwiek z nas chce otrzymać Śmierć na własność i zyskać pewność, że odmierzy mu ona własnoręcznie ostatnią godzinę, nie powinien okazywać współczucia rywalom, nie mówiąc o udzielaniu im pomocy!Uniosła swój notatnik i coś w nim zapisała.Frank Tyler ujął Alexa pod ramię i odprowadził go na bok.— Nie było to trudne, prawda? — zapytał półgłosem.— Nie — Joe potrząsnął głową — ale sama inscenizacja jest świetna, przez chwilę czułem ciarki na skórze.— Jak pan sądzi, czy jeszcze ktoś ją znajdzie? Byłoby fatalnie, gdybyśmy przecenili naszych gości i okazałoby się, że pan jeden odgadł naszą zagadkę.— Dogadzałoby to mojej próżności…Alex uśmiechnął się i poklepał go przyjaźnie po ramieniu.Ruszył w kierunku Parkera, którego dostrzegł w kącie sali, pochylonego nad siedzącą w fotelu panią Wardell i rozmawiającego z nią przyciszonym głosem.Stara dama uniosła głowę, zainteresowana najwyraźniej tym, co mówił.Lord Redland, Melwin Quarendon i Amanda Judd wsparta na ramieniu Franka Tylera, który właśnie podszedł do nich, mówili chyba o czymś zabawnym, bo Quarendon roześmiał się głośno, a Redlan rozłożył ręce.— Jeżeli znajdzie się jakiś fragment biżuterii, sprzączka paska jej sukni, spinka do włosów… a nie śmiem nawet marzyć o takim szczęściu jak znalezienie narzędzia zbrodni… będę szczęśliwy mogąc umieścić w moim skromny zbiorze, oczywiście ze stosownym napisem a określającym dramatis personae, miejsce i dzień zdarzenia, a także przyczynę, bo znamy ją przecież.— Ale czy mamy jakiekolwiek szansę po upływie trzech stuleci? Tylu ludzi szukało jej od pierwszego dnia, aż do dziś.Poprzedni właściciel tego zamku, który kupił go i przerobił na coś w rodzaju hotelu, kuł w tych murach, instalując nowoczesną kuchnię, przeprowadzając przewody centralnego ogrzewania, pełne oświetlenie elektryczne i budując łazienki.Nie znalazł nawet śladu ukrytego pomieszczenia, w którym Edward de Vere mógł ukryć swoją żonę.A nie mógł także wyrzucić jej przez okno na skały lub do morza, gdyż już wtedy wszystkie strzelnice zamku były potężnie okratowane tak jak dzisiaj.Zakładając hotel pozostawiono je, żeby stworzyć klimat niesamowitości, a ja nie widziałem teraz powodu, żeby zmieniać cokolwiek.Ale ona… to znaczy, jakiś ślad po niej, musi przecież gdzieś tu być [ Pobierz całość w formacie PDF ]