[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aż raz Pambóg szed, a za dziada był przybrany i widzi, człowiek łata płot słomo! Zdziwił sie Pambóg: czemu ty nie łatasz płota łozino, Jak Bóg Przykazał, pyta sie, toż tobie słoma raz dwa zgnije! A ten człowiek mówi tak: A co ja mam za łozo chodzić, jak ja i tak w druge środę beknę.Zezłościł sie Pambóg: O, nie, bekniesz czy nie bekniesz, ale gównianej roboty ja nie lubie.I zrobił tak, że ludzi nie wiedzo, kiedy umrzo, i pracujo sprawiedliwie.Tak.A panienki ociec matka żyjo?Żyjo.Urzendniki?Nie bardzo.Ojciec kierowco jest, no, szoferem.Autobusem jeździ.I nie boi sie?Nie.A mama w fabryce pracuje, w tkalni.No, no? I co tam tkajo w tej tkalni?Materiały na ubrania i sukienki.Ale to maszynami?Oczywiście.Oczywiście? Ho, ho! Ważnych ojca matkę panienka ma, pańska rodzina.To krów nie trzymacie?Nie mamy ziemi.A, to już terez wiadomo, czemu panienka taka cienka w sobie.To niechaj u nas je dużo kartoflow, to sie rozbendzie.A w mieście był ja kiedyś na Jana.Straszny targ, jak dziesięć suraskich.Miastowe żuliki obcięli mnie wtedy chwosta.Nie wam, tylko waszej kobyle, poprawia Handzia.Toż mowie, obcięli chwosta mojej kobyle.A czy w tem białym kościele ta większa wieża już dobudowana?Nie, jest jak było, tylko ta mniejsza.O, i ona strasznie wysoka! Gada j o, że jak z niej wyskoczyć, to sie leci już nie na ziemie ale do nieba! A podobno dzieś koło stacji jest takie miejsce, że dołem jado pociągi, góro samochody, czyż to prawda?Tak, wjadukt koło dworca.Dołem pociągi, góro samochody! słyszysz Handzia? A tego człowieka, co chodzi w czapce z dzwoneczkami, zna?Znam, znam.Ma dzwoneczki na czapce i woła: komu terpentyny! Komu terpentyny!To ten! Mówio, że on bardzo uczony i od nauki sfiksował, prawda?Tego nie wiem.To może i Natośnikowego Stacha zna, pyta sie Handzia, on też w Białymstoku.Nie zna? W budce stoi, piwo sprzedaje?Chyba nie znam, budek w mieście dużo.E, jego to na pewno zna: ma dwa złote zęby na przedzie.Nie przypominam sobie.Mieszkanie ma takie, że opowiadajo, woda sama leci.Pan teras z niego, w kapelusie chodzi.A do Taplarow całkiem nie zagląda.Żenił sie i nikogo, nawet matki nie zaprosił.Wyrodził sie.Pogadawszy, dzieci wyiskawszy, Handzia do garkow sie bierze.W jednym ciepła woda czeka, w drugim kapusta i zacierka pod przykrywko.Z komórki przynosi miskę z masłem, bo sie w subote zbiło w tłuczce trochu śmietany.Uczycielka umyła sie, odziała, a pojadszy chce iść do Dunaja, ale Handzia przypomina, że w te porę wszędzie po chatach różaniec mówiono: niechaj odczeka póki zmówio, abo jak chce z nami klęka.Jak różaniec, to różaniec.Wołam Ziutka z drogi, bo buszował z rówieśnikami: krążek kaczali jedne przeciw drugim, kto kogo przetoczy, a po grudzie daleko sie toczy, dobrze podskakuje.I klękamy.Handzia piersza, na przedzie, z różańcem w palcach, dzieci za nio, tato przy piecy, ja koło okna, uczycielka trochu z boku, koło popielnika, dzie ja przedtem siedział: na stołku łokciami sie podperła, popatruje w węgli.Handzia zaczyna: Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech.Dołączamy sie.Ojczenasz kończym, wchodzim w Zdrowaś, ze Zdrowaś w Wierze w Boga Ojca, z Wierze w Dziesięcioro Przykazań.A potem już zdrowaś idzie za zdrowaś, Handzia każde słowo wyraźnie księdzuje, my za nio poburkujem, pojękujem: dziesiątkę odliczy na różańcu, puszcza ostatni paciorek, mówi Chwała ojcu, synowi, duchowi świentemu, a my: Jak Było Na Początku, Teraz i Zawsze i Na Wieki Wieków, Amen.I znowuś ojcze nasz i zdrowaśki zaczyna, jakby nowy dziesiątek stawiać zaczynała: zdrowaś do zdrowaś, jak snopek do snopka, chwało ojcu przykryć i zaczynać nowy.Abo jakby sie trawę kosiło: zdrowaśkami pociachać, pociachać, potem chwało ojcu kose poostrzyć i zaczynać nowy przekos.W chacie nidzielnie, ale i na dworze inaczej niż co dnia: nidzielne powietrze zawsze jaśniejsze, łyskliwsze.Gumna cichsze, bo żywinie lepiej dano, nie ryczy, stodoły odpoczywa-jo od cepa.Wrony śpio sobie na sokorach, a obudziwszy sie leco pomalej, ciężej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl