[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozmyślania przerwał jej fotograf.Ciepłe wzruszenia w sercu sprawiły, że spojrzałana niego życzliwie. Nic nie wiem  odparła. Tyle co panu powiedziałam.Ta jego żona też nie wie-działa więcej, bo leżała w szpitalu i zawiadomili ją jakąś depeszą czy czymś takim.Byłw Gnatach i złamał rękę.I podobno rozbił samochód. I samochód! Cholera.Głupia sprawa.Tarł brodę z zakłopotaniem, poruszającszyją i niepewnie spoglądając na Okrętkę.Okrętka patrzyła pytająco. Wie pani  rzekł wreszcie  mam prośbę.W razie gdyby się pani dowiedziałaczegoś więcej.Przepraszam, że pani zawracam głowę, ale niezręcznie mi pytać tej żony,czy jego samego, układy takie.Więc gdyby się pani przypadkiem dowiedziała, bardzoproszę o telefon.Tu jest moja wizytówka, dopiszę pani biurowy.I gdyby pani była takauprzejma nikomu o tym nie mówić, bo co tu ukrywać, będą się ze mnie śmieli.Bar-dzo proszę.Wetknął zdumionej Okrętce wizytówkę do ręki i prawie biegiem oddalił się w kie-runku swego samochodu.Okrętka patrzyła za nim długą chwilę, odruchowo schowaławizytówkę, po czym z wolna ruszyła do pojazdu, z którego niecierpliwie machali na niąZygmunt i Januszek.Zachowanie fotografa-elektryka wytrąciło ją z równowagi kom-pletnie.104 ***Zwiędłe liście i suche badyle paliły się dość niemrawo, dymiąc niczym stara loko-motywa.Tereska wyrywała resztki suchych roślin, Okrętka zgarniała je grabiami bli-żej ogniska.Jesienne porządki w ogródku stanowiły miłe wytchnienie po uciążliwychszkolnych obowiązkach. Jeżeli nawet się nie odezwał, to albo umarł, albo jest zwykła świnia  zawyroko-wała surowo Okrętka, dorzucając do ognia kolejne, wielkie naręcze zielska.Tereska wyprostowała się nad rabatką. Ani jedno, ani drugie.Właśnie sobie uprzytomniłam, że w ogóle nie zostawiłamjej swojego adresu.Wyleciało mi to z głowy, a i jej pewnie też, czemu się specjalnie niedziwię. No wiesz!  zgorszyła się Okrętka. Coś podobnego.! A ja miałam nadzieję.Chciałam się dowiedzieć, jak on złamał tę rękę. Po co ci to?  zdziwiła się Tereska, wracając do wyrywania łodyg. Aha, prze-padło mi przy okazji dwieście złotych.No trudno, nie mam pretensji. Ale ja mam.Słuchaj, może byś do nich poszła? Oszalałaś? W ogóle wykluczone i to z dwóch powodów.Po pierwsze, wyglądałobyna to, że tak lecę na te dwieście złotych, a po drugie, nie pamiętam, gdzie oni mieszkają.Nie trafiłabym tam.Na tych nowych osiedlach wszystko jest do siebie podobne.Okrętka przez chwilę podgarniała liście ku środkowi ogniska. Mogłabyś nie wziąć tych dwustu złotych  zaproponowała niepewnie. To już byłby zupełny idiotyzm.Co ci tak na tym zależy? Chciałam się dowiedzieć, jak on złamał tę rękę. Co cię napadło, do licha, robisz statystykę złamanych rąk czy co?Okrętka w milczeniu nadal podgarniała liście.Tereska znów się wyprostowała i po-patrzyła na nią podejrzliwie.Sięgnęła po łopatę i przepchnęła na ścieżkę wielki stos po-deschniętego zielska.Okrętka zaczęła je zgarniać grabiami. Słuchaj, czy ty mu mówisz wszystko?  spytała ostrożnie.Tereska wygrzebała z zielska kawał drewna i odrzuciła na bok.Garść łodyg we-pchnęła do ognia i odsunęła się, bo dym poleciał w jej stroną. Nie wiem  odparła w zadumie, jak zawsze doskonale wiedząc, kogo Okrętkama na myśli. To zależy.Ale mam uczucie, że mogę mu powiedzieć wszystko, a on touszanuje.Kłąb dymu buchnął na Okrętkę, która przesunęła się w stronę przyjaciółki, wlokącza sobą grabie. W jakim sensie uszanuje?  spytała, ciągle ostrożnie. Zrozumie, co mówię, i nie będzie się z tego natrząsał.105  No tak.Ale ja miałam na myśli.na przykład jakieś cudze sekrety.Na przykładktoś ci coś powie o sobie, mogę być ja, i poproszę, żebyś nikomu nie mówiła.Nie, po-wiesz nikomu, ale jemu owszem.Dym zmienił kierunek, przesunęły się zatem obie. Nie wiem  powtórzyła Tereska trochę niecierpliwie. Chyba tylko w razie ko-nieczności.Nie lecę do niego z wywieszonym jęzorem po każdej usłyszanej informacji. Co to znaczy, w razie konieczności? Nie wiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl