[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawahał się i zatrzymał na moment, z wyrazem niechęci na twarzy.Półprzytomna z napięcia Marietta odebrała gest i wyraz jako potwierdzenienajgorszych obaw.Zlepo runęła ku niemu przez jezdnię wprost pod koła rozpę-dzonej karety hiszpańskiego ambasadora.Wątpliwe, czy nawet w sto lat pózniej zdołano by uratować jej życie.Początekdrugiej połowy XIX wieku dysponował mniejszymi możliwościami i po kwadran-sie umarła w objęciach niedoszłego oblubieńca lub też niedoszłej ofiary.Zważywszy wysokie sfery, do jakich należała kareta, w której zresztą jechałnie ambasador, tylko jego wiecznie śpieszący się sekretarz, wydarzenie doczekałosię aż dwóch wzmianek w prasie.Trzecia wzmianka, podająca ten sam adres, po-jawiła się w tydzień pózniej i zawiadamiała o tajemniczej śmierci dwóch kobietdzień po dniu.Zmarła mianowicie gospodyni domu, a zaraz nazajutrz jej służąca,obie otrute substancją, której resztki znaleziono w pustym mieszkaniu po zabitejw katastrofie lokatorce.W archiwach policyjnych pozostały zeznania świadków,z których to zeznań wynikało, że obie damy kolejno spróbowały napoju z eleganc-kiej, kryształowej karafki.Uczyniły to całkowicie dobrowolnie, a napój okazał siękoncentratem bardzo silnej trucizny pochodzenia roślinnego.Wicehrabia obie wzmianki nawet przeczytał, ale żadne podejrzenia nie zaświ-tały mu w głowie.Pozostał w przekonaniu, że narzeczona-wspólniczka kochałago nad życie i wielką ulgę sprawiała mu myśl, iż nie zdążył jej unieszczęśliwićwyjawieniem swoich wątpliwości.Resztę pieniędzy Marietty w postaci czterystu franków osobiście odwiózł ko-walowi, diament jednakże zatrzymał dla siebie.%7ładne wyrzuty sumienia go niedotknęły, głęboko wierzył bowiem, iż takie właśnie byłoby życzenie nieboszczki.Cóż kowalowi po diamencie, z którym on sam nie wie, co zrobić? A ileż skompli-kowanych wyjaśnień.!W każdym razie nieoczekiwana i wielce dramatyczna śmierć Marietty wstrzy-mała go we wszystkich poczynaniach.Jubilerowi wyjaśnił, że właściciel zmieniłzdanie i już nie chce klejnotu sprzedawać, po czym sam przystąpił do bezradnegobicia się z myślami.W niepewności wytrwał całe dwa lata, ku ogromnej ucieszeswoich rodziców, większość tego czasu spędził bowiem w rodowej posiadłości.Paryż go denerwował.Potem zaś z kraju, będącego niegdyś Polską, przybyła nowa emigracja, wypę-dzona na obczyznę upadkiem kolejnego powstania.59 * * *Hrabia Dębski, którego pradziad otrzymał tytuł od samego Napoleona, zagro-żony osobiście, uciekł z kraju w ostatniej chwili, zabierając ze sobą jedyną córkę,a może raczej należałoby powiedzieć, że to córka zabrała lekko rannego ojca.Jego dobra, rzecz jasna, zostały skonfiskowane, na szczęście jednak zasadniczaczęść rodzinnego majątku znajdowała się w rękach babci, starej hrabiny Dęb-skiej, wywodzącej się z bogatych kupców gdańskich.Swymi czasy małżeństwodziadka stanowiło mezalians, wówczas gwałtownie potępiany, a teraz owocującyzyskiem.Posagowych dóbr hrabiny konfiskata nie obejmowała, hrabia Dębski zaśbył ich jedynym dziedzicem, bez względu na to, gdzie przebywał, na Syberii czyw Paryżu.Wolał w Paryżu.Przekazanie funduszów via Gdańsk nie napotkało żadnych trudności i hrabiaz córką, wynająwszy mały i skromny pałacyk przy Chaussee d Antin, błyskawicz-nie wszedł do najlepszego towarzystwa, znanego mu zresztą z lat młodości.Jegopiękna córka z miejsca zrobiła furorę.W siedemnastoletniej hrabiance Klementynie starszy od niej o lat jedenaście,ale wciąż bardzo młodzieńczy wicehrabia de Noirmont zakochał się na śmierći życie, zanim się zdążył obejrzeć.Powodzenie zawsze miał szaleńcze, od dwóch lat jednakże, od chwili wej-ścia w posiadanie diamentu, przestał je wykorzystywać i prowadził się niena-gannie, z czego prawie nie zdawał sobie sprawy.W tajemniczy sposób WielkiDiament zmienił mu charakter.Niegdysiejszy złoty młodzieniec, lekkomyślny,niedbały utracjusz, przeistoczył się w istotę myślącą.Roziskrzona bryła działa-ła jakby dwukierunkowo, z jednej strony wyraznie się czuło, że jej pochodzeniejest podejrzane i należy ją ukrywać, z drugiej stwarzała olśniewające możliwo-ści finansowe, których wyrzeczenie się byłoby idiotyzmem.Wicehrabia nie po-trafił się na nie zdobyć, równie niezdolny do tych jakichś niezbędnych zabiegów,przecięcia kamienia, sprzedaży, konszachtów z jubilerami oraz innych wysiłków.W tym wszystkim nie miał pieniędzy, grzązł w długach, na rodzinę nie miał jużco liczyć, i całymi tygodniami obijał się po ostatniej, okrojonej posiadłości, gdzieojciec z matką, obydwoje mocno wiekowi, wegetowali w resztkach zrujnowane-go zameczku.Dochód z tych pozostałości po przodkach wystarczał zaledwie nanędzne utrzymanie, a diament świecił własnym blaskiem i kusił, ostrzegając zara-zem przed nierozważną lekkomyślnością.Wicehrabia zatem w pierwszym rzędziezwalczył w sobie lekkomyślność.Cały paryski wielki świat, a także półświatek, najpierw się zdziwił, potemnie uwierzył, a wreszcie pogodził się z tą osobliwą odmianą dotychczasowegoognistego galanta.Poszła fama, że wicehrabia musi się bogato ożenić i stąd na-60 gły zwrot ku moralności, chociaż liczne młodsze i starsze damy chętnie by gozaakceptowały nawet bez żadnych dodatkowych cnót.Dwadzieścia lat wcześniej ośmioletni wówczas wicehrabia został przedsta-wiony młodemu hrabiemu Dębskiemu przez własnego ojca, który wprowadzałw życie paryskie polskiego arystokratę, i teraz odnowienie znajomości przyszłobez trudu.Dostęp do Klementyny był otwarty.Klementyna, wychowana w kraju o skomplikowanej sytuacji politycznej,z jednej strony pełna surowych zasad, podbudowanych nieugiętym patriotyzmem,z drugiej tryskała życiem i energią, chciwa wrażeń, wytchnienia po rozmaitychokropnościach, beztroski i zabawy.Nie miała zadatków na matronę i cierpiętnicę,wręcz przeciwnie.Fakt, że osobiście, przekradając się konno i pieszo wśród lasówi ugorów, donosiła powstańcom pożywienie i nawet opatrywała rany, wcale niedobił jej nieodwracalnie, a upadek powstania nie pozbawił optymizmu.Wszyst-ko to razem stanowiło acz dość ponurą, to jednak wspaniałą przygodę i nauczyłoją korzystać z każdej chwili radości i ulgi, regenerować siły dla zniesienia na-stępnych nieszczęść i wierzyć niezłomnie w tak zwane lepsze jutro.Należała dokobiet, stanowiących czyste błogosławieństwo dla całego rodzaju męskiego, we-wnętrznie zaś była starsza niż wskazywał jej wiek.Zwieżo minione wydarzeniahistoryczne obdarzyły ją dojrzałością umysłu i charakteru.I do tego była naprawdę piękna.Wicehrabia na jej punkcie oszalał do tego stopnia, że prawie zapomniał o dia-mencie.Klementyna, w nieco wolniejszym tempie, odpowiedziała mu wzajemno-ścią.Na oko podobał jej się od razu, rozejrzawszy się zaś wokół siebie, doceniłazdumiewająco moralny tryb życia młodego człowieka, o którym krążyły obecniekąśliwe opinie, jakoby pokutował za wcześniejsze grzechy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl