[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-I co?-Nic.Stoją.- A nasi? Policja, dzieci, pies?- Nie ma nikogo kompletnie.%7ładnej osoby nie widać.Ach.! Babcia umilkła,jakby ją zadławiło, i pani Krystyna zdenerwowała się natychmiast.- Co, ach? Cosię stało? Niech mama mówi, co tam widać!-Proszę teściowej, tylko spokój może nas uratować - powiedział do drugiejsłuchawki wujek Andrzej.- Niech mama zdaje relację jak porządny korespondentwojenny.-E tam - powiedziała niecierpliwie babcia.- Oni łgali na potęgę, teczołgi im się mnożyły jak króliki.Mnie się nic nie mnoży, ta ciężarówkawróciła.Stoi obok, tak trochę przed twoim fiatem.- Mam nadzieję, że niezamierzają ukraść mojego fiata - mruknął wujek Andrzej.- A nawet gdyby, małastrata - powiedziała ciotka Monika.- Jest ubezpieczony i kupimy coś nowszego.-Raz, dwa, trzy, cztery.- policzyła babcia.- Sześciu ludzi widzę! Kręcą się koło samochodów jak owsiki, wysiedli z tejciężarówki.Strasznie wielka, istny potwór.Jezus Mario! -Mamo, na litośćboską! --.krzyknęła pani Krystyna.Ciotka Monika nie wytrzymała, porzuciła swoją bratową i wybiegła z holu.Popędziła do tego drugiego wyjścia, chwytając po drodze z wieszaka kurtkę paniKrystyny.Zmieniać butów nie miała czasu.Na zewnątrz działo się coś okropnego.Czterech ludzi chwyciło małego fiata Rafała i przestawiło go o dwa metry dotyłu.Następnie podbiegli do dużego fiata wujka Andrzeja, unieśli tył iprzekręcili go do przodu, dzięki czemu wokół volkswagena pani Krystyny pojawiłasię wolna przestrzeń.Jeden z owych ludzi zaczął manipulować kluczykiem przyzamku i natychmiast wybuchło przerazliwe wycie.Człowiek z miejsca dał spokójkluczykowi.Tylna klapa ogromnej ciężarówki opadła ze szczękiem, na zewnątrzwyjechała pochylnia.Sześciu ludzi zaczęło wpychać na nią volkswagena, pokawałku, unosząc go, bo koła miał zablokowane ręcznym hamulcem, a do tegojeszcze pani Krystyna zostawiła go na biegu.Znajdował się już w połowie, kiedynastąpiły dalsze wydarzenia.Z dwóch stron pojawiły się nagle dwa samochody.Jeden stanął w poprzek przed maską ciężarówki, drugi znalazł się z tyłu.Zastawiły jej drogę.Równocześnie jak spod ziemi wyrośli policjanci, błysnęłyflesze, zaświecił potężny reflektor.Złodzieje na króciutki moment skamienieli,po czym dali spokój volkswagenowi, zepchnęli go na jezdnię, skoczyli dociężarówki, dwóch do szoferki, reszta do pudła, pochylnia wjechała z powrotem,warknął silnik.Nie bacząc na przeszkodę w postaci granatowego volvo, olbrzymiaciężarówa ruszyła.Przedtem jednakże wkroczył do akcji Pawełek.Przepychanie napochylnię volks wagena zaabsorbowało wszystkich, nawet kierowcę ciężarówki, dotego stopnia, że nikt nie zwracał uwagi na nic innego.W szoferce było pusto.Bez chwili namysłu Pawełek przemknął za przestawionym fiatem wujka Andrzeja idopadł przednich kół ciężarówki.Spod kurtki wyrwał parasolkę Janeczki, zabranąz domu wyłącznie na wszelki wypadek.Dwa energiczne ruchy wystarczyły, para kółz sykiem zaczęła siadać, na co nikt nie zwrócił najmniejszej uwagi.Pawełekzawahał się na ułamek sekundy, w kucki prześlizgnął się dalej, z drugiej, parykoło zewnętrzne nie stanowiło problemu, z wewnętrznym było trudniej.Zdołał wkońcu wbić parasolkę poza protektorem, przy czym aż się spocił z wysiłku iemocji.Nie zwlekając, przemknął z powrotem i ukrył się za fiatem.W tym samymmomencie porucznika dopadł Chaber.Porucznik był zajęty, miał dać sygnał doataku, na jego znak miały zapalić się reflektory i błysnąć flesze, tymczasempies najwyrazniej w świecie o czymś gwałtownie zawiadamiał i czegoś chciał.Przytulony do żywopłotu obok furtki porucznik zakłopotał się, trwało to dwiesekundy, po czym za psem zmaterializowała się Janeczka.- No, już! - wysyczaładzikim szeptem.- Niech pan idzie! On coś znalazł! Ważnego! Porucznik przestałsię wahać, w nim również ugruntowała się wiara w nadprzyrodzoną mądrość psa.-Zapalać! - zakomenderował szeptem w radiotelefon i nie patrząc na rezultatyrozkazu, popędził za Chabrem.Za nim bezgłośnie, na gumowych zelówkach,popędziła Janeczka.Za żywopłotem została ciotka Monika, gubiąca w błocie rannepantofle, wpatrzona równocześnie w volkswagena na pochylni i w jakiś ruch, którydostrzegła z drugiej strony.Zaświeciły reflektory, ciotka Monika przetarłaoczy.Wielka ciężarówka przejechała zaledwie metr.Te prawe przednie kołajednakże były jej potrzebne, same obręcze nie nadawały się do jazdy.Całeolbrzymie pudło przechyliło się lekko na jedną stronę, przysiadło, zarzuciło izamarło w bezruchu, o parę centymetrów od granatowego volvo.Zabrzmiały rozmaiteokrzyki, ilość policjantów wzrosła zdumiewająco, złodzieje nie mieli szans.Dobrowolnie zaczęli wyłazić z szoferki i pudła, jeden rzucił się do ucieczki,ale został natychmiast złapany.Najbliższy policjant poświecił do wnętrzapojazdu.- O kurza twarz! - wrzasnął z zachwytem.- Mamy dowód rzeczowy! BMW!Babcia na górze również wydawała rozmaite okrzyki, których słuchali z przejęciempani Krystyna i wujek Andrzej przy dwóch różnych aparatach telefonicznych.Wkońcu, w wyniku nieopanowanych emocji, wyrwała wtyczkę z gniazdka.Nie bacząc nato, nadal relacjonowała wydarzenia, na szczęście jednak dziadek już był na górzei wetknął wtyczkę z powrotem, odbierając babci słuchawkę.- Zdumiewające -powiedział.- Taki nadzwyczajny przypadek jest wręcz niemożliwy.Mam wrażenie,że chcieli staranować to volvo i uciec, ale właśnie w tym momencie wysiadło imprzednie koło.Oba, bo mają podwójne.W jedno jeszcze mógłbym uwierzyć, aledwa.? Nie, więcej! Widzę, że środkowe też siedzi.Dwie pary kół.! Czynasze dzieci nie rozrzuciły tam przypadkiem jakichś gwozdzi.? Chaberdoprowadził porucznika wraz z biegnącą za nim Janeczką aż za skrzyżowanie.Zaich plecami było już widno jak w dzień i rozkręcała się cała akcja.Przed nimipanował mrok, rozjaśniony gdzieniegdzie blaskiem latarń, i w tym mroku porucznikdostrzegł psa, wystawiającego jakiś samochód.Popędził ku niemu na wszelkiwypadek, nie mając pojęcia, czy jest mu to do czegoś potrzebne.Był o pół metra,kiedy samochód nagle zaszumiał silnikiem, odbił od krawężnika i wyprysnął doprzodu.- WAW 1824 - powiedziała z tyłu Janeczka nieco zdyszanym głosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.-I co?-Nic.Stoją.- A nasi? Policja, dzieci, pies?- Nie ma nikogo kompletnie.%7ładnej osoby nie widać.Ach.! Babcia umilkła,jakby ją zadławiło, i pani Krystyna zdenerwowała się natychmiast.- Co, ach? Cosię stało? Niech mama mówi, co tam widać!-Proszę teściowej, tylko spokój może nas uratować - powiedział do drugiejsłuchawki wujek Andrzej.- Niech mama zdaje relację jak porządny korespondentwojenny.-E tam - powiedziała niecierpliwie babcia.- Oni łgali na potęgę, teczołgi im się mnożyły jak króliki.Mnie się nic nie mnoży, ta ciężarówkawróciła.Stoi obok, tak trochę przed twoim fiatem.- Mam nadzieję, że niezamierzają ukraść mojego fiata - mruknął wujek Andrzej.- A nawet gdyby, małastrata - powiedziała ciotka Monika.- Jest ubezpieczony i kupimy coś nowszego.-Raz, dwa, trzy, cztery.- policzyła babcia.- Sześciu ludzi widzę! Kręcą się koło samochodów jak owsiki, wysiedli z tejciężarówki.Strasznie wielka, istny potwór.Jezus Mario! -Mamo, na litośćboską! --.krzyknęła pani Krystyna.Ciotka Monika nie wytrzymała, porzuciła swoją bratową i wybiegła z holu.Popędziła do tego drugiego wyjścia, chwytając po drodze z wieszaka kurtkę paniKrystyny.Zmieniać butów nie miała czasu.Na zewnątrz działo się coś okropnego.Czterech ludzi chwyciło małego fiata Rafała i przestawiło go o dwa metry dotyłu.Następnie podbiegli do dużego fiata wujka Andrzeja, unieśli tył iprzekręcili go do przodu, dzięki czemu wokół volkswagena pani Krystyny pojawiłasię wolna przestrzeń.Jeden z owych ludzi zaczął manipulować kluczykiem przyzamku i natychmiast wybuchło przerazliwe wycie.Człowiek z miejsca dał spokójkluczykowi.Tylna klapa ogromnej ciężarówki opadła ze szczękiem, na zewnątrzwyjechała pochylnia.Sześciu ludzi zaczęło wpychać na nią volkswagena, pokawałku, unosząc go, bo koła miał zablokowane ręcznym hamulcem, a do tegojeszcze pani Krystyna zostawiła go na biegu.Znajdował się już w połowie, kiedynastąpiły dalsze wydarzenia.Z dwóch stron pojawiły się nagle dwa samochody.Jeden stanął w poprzek przed maską ciężarówki, drugi znalazł się z tyłu.Zastawiły jej drogę.Równocześnie jak spod ziemi wyrośli policjanci, błysnęłyflesze, zaświecił potężny reflektor.Złodzieje na króciutki moment skamienieli,po czym dali spokój volkswagenowi, zepchnęli go na jezdnię, skoczyli dociężarówki, dwóch do szoferki, reszta do pudła, pochylnia wjechała z powrotem,warknął silnik.Nie bacząc na przeszkodę w postaci granatowego volvo, olbrzymiaciężarówa ruszyła.Przedtem jednakże wkroczył do akcji Pawełek.Przepychanie napochylnię volks wagena zaabsorbowało wszystkich, nawet kierowcę ciężarówki, dotego stopnia, że nikt nie zwracał uwagi na nic innego.W szoferce było pusto.Bez chwili namysłu Pawełek przemknął za przestawionym fiatem wujka Andrzeja idopadł przednich kół ciężarówki.Spod kurtki wyrwał parasolkę Janeczki, zabranąz domu wyłącznie na wszelki wypadek.Dwa energiczne ruchy wystarczyły, para kółz sykiem zaczęła siadać, na co nikt nie zwrócił najmniejszej uwagi.Pawełekzawahał się na ułamek sekundy, w kucki prześlizgnął się dalej, z drugiej, parykoło zewnętrzne nie stanowiło problemu, z wewnętrznym było trudniej.Zdołał wkońcu wbić parasolkę poza protektorem, przy czym aż się spocił z wysiłku iemocji.Nie zwlekając, przemknął z powrotem i ukrył się za fiatem.W tym samymmomencie porucznika dopadł Chaber.Porucznik był zajęty, miał dać sygnał doataku, na jego znak miały zapalić się reflektory i błysnąć flesze, tymczasempies najwyrazniej w świecie o czymś gwałtownie zawiadamiał i czegoś chciał.Przytulony do żywopłotu obok furtki porucznik zakłopotał się, trwało to dwiesekundy, po czym za psem zmaterializowała się Janeczka.- No, już! - wysyczaładzikim szeptem.- Niech pan idzie! On coś znalazł! Ważnego! Porucznik przestałsię wahać, w nim również ugruntowała się wiara w nadprzyrodzoną mądrość psa.-Zapalać! - zakomenderował szeptem w radiotelefon i nie patrząc na rezultatyrozkazu, popędził za Chabrem.Za nim bezgłośnie, na gumowych zelówkach,popędziła Janeczka.Za żywopłotem została ciotka Monika, gubiąca w błocie rannepantofle, wpatrzona równocześnie w volkswagena na pochylni i w jakiś ruch, którydostrzegła z drugiej strony.Zaświeciły reflektory, ciotka Monika przetarłaoczy.Wielka ciężarówka przejechała zaledwie metr.Te prawe przednie kołajednakże były jej potrzebne, same obręcze nie nadawały się do jazdy.Całeolbrzymie pudło przechyliło się lekko na jedną stronę, przysiadło, zarzuciło izamarło w bezruchu, o parę centymetrów od granatowego volvo.Zabrzmiały rozmaiteokrzyki, ilość policjantów wzrosła zdumiewająco, złodzieje nie mieli szans.Dobrowolnie zaczęli wyłazić z szoferki i pudła, jeden rzucił się do ucieczki,ale został natychmiast złapany.Najbliższy policjant poświecił do wnętrzapojazdu.- O kurza twarz! - wrzasnął z zachwytem.- Mamy dowód rzeczowy! BMW!Babcia na górze również wydawała rozmaite okrzyki, których słuchali z przejęciempani Krystyna i wujek Andrzej przy dwóch różnych aparatach telefonicznych.Wkońcu, w wyniku nieopanowanych emocji, wyrwała wtyczkę z gniazdka.Nie bacząc nato, nadal relacjonowała wydarzenia, na szczęście jednak dziadek już był na górzei wetknął wtyczkę z powrotem, odbierając babci słuchawkę.- Zdumiewające -powiedział.- Taki nadzwyczajny przypadek jest wręcz niemożliwy.Mam wrażenie,że chcieli staranować to volvo i uciec, ale właśnie w tym momencie wysiadło imprzednie koło.Oba, bo mają podwójne.W jedno jeszcze mógłbym uwierzyć, aledwa.? Nie, więcej! Widzę, że środkowe też siedzi.Dwie pary kół.! Czynasze dzieci nie rozrzuciły tam przypadkiem jakichś gwozdzi.? Chaberdoprowadził porucznika wraz z biegnącą za nim Janeczką aż za skrzyżowanie.Zaich plecami było już widno jak w dzień i rozkręcała się cała akcja.Przed nimipanował mrok, rozjaśniony gdzieniegdzie blaskiem latarń, i w tym mroku porucznikdostrzegł psa, wystawiającego jakiś samochód.Popędził ku niemu na wszelkiwypadek, nie mając pojęcia, czy jest mu to do czegoś potrzebne.Był o pół metra,kiedy samochód nagle zaszumiał silnikiem, odbił od krawężnika i wyprysnął doprzodu.- WAW 1824 - powiedziała z tyłu Janeczka nieco zdyszanym głosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]