[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy czapa, oficjalnie zwana z początku nakładką mózgową, weszła powszechnie do użycia, niektórzy wysoce inteligentni i aż nazbyt przedsiębiorczy urzędnicy uznali, że oto pcha im się w ręce cudowny sposób na stworzenie systemu wczesnego ostrzegania społecznego.Podczas dopasowywania czapy nowemu użytkownikowi, łatwo było zanalizować przy okazji jego umysł pod kątem rozpoznania psychoz, które z czasem mogłyby stać się niebezpieczne.W razie czego, należało zastosować odpowiednią terapię, a w przypadku braku lekarstwa, stymulację elektroniczną.W ostateczności zalecono izolację od społeczeństwa.Oczywiście to mogło objąć tylko amatorów czapy, ale pod koniec trzeciego tysiąclecia owo urządzenie było równie powszednie jak niegdysiejszy telefon.Doszło do tego, że każdą jednostkę nie używającą czapy z miejsca podejrzewano o diabli wiedzą jakie dewiacje.Nie trzeba dodawać, że organizacje zajmujące się obroną praw człowieka podniosły alarm, ledwo zatwierdzono tę procedurę jako legalną.W świecie anglojęzycznym szybko ukuto hasło: “Braincap or Braincop?" Chociaż powoli i niechętnie, jednak przyjmowano podobną formę profilaktyki w coraz to nowych krajach świata.Uznano, że może to i złe, ale zapobiega złu jeszcze większemu.Nie przypadkiem wraz ze wzrostem ogólnego stanu zdrowia psychicznego raptownie zmalała liczba wałęsających się fanatyków religijnych.Gdy wreszcie skończyła się z dawna przeciągana wojna z sieciowymi kryminalistami, zwycięzcom ostała się kolekcja zupełnie nieprzydatnych już narzędzi przestępstwa.Poza setkami wirusów, trudniejszych do znalezienia niż do zniszczenia, w “galerii" znalazły się też inne jeszcze “byty realne" (bo i jak je inaczej nazwać?), które budziły o wiele większą grozę.Na te sztucznie stworzone choroby nie było lekarstwa.Można powiedzieć, że niektóre powstały jako z założenia nieuleczalne.Ich istnienie kojarzono z losem paru wielkich matematyków przerażonych strasznymi skutkami własnych odkryć.Zgodnie z powszechną w ludzkiej kulturze skłonnością do “oswajania" upiorów poprzez nadawanie im swojsko brzmiących imion, tak i ci twórcy chrzcili swe dzieła całkiem niewinnie: Gremil Godela, Labirynt Mandelbrota, Kombinatoryczna Katastrofa, Pułapka Ponadskończoności, Zagadka Conwaya, Torpeda Turinga, Labirynt Lorentza, Bomba Boole'a, Sidła Shannona, Kataklizm Cantora.O ile można by rzecz uogólnić, wszystkie te matematyczne horrory działały na tej samej zasadzie.Nie mazały pamięci, nie łamały kodów, wręcz przeciwnie.W swej subtelności nakazywały nosicielowi uruchomić program na tyle złożony, że zarażony komputer miałby szansę ukończyć dzieło nie prędzej niż parę miliardów lat po końcu wszechświata.Ewentualnie, jak w przypadku Labiryntu Mandelbrota, nigdy, gdyż program ten wikłał się w dosłownie nieskończony ciąg operacji.Trywialnym odpowiednikiem tego samego byłoby polecenie dokładnego wyliczenia liczby Pi lub innej irracjonalnej wartości.Oczywiście, nawet najgłupszy elektrooptyczny komputer nie dałby się na to złapać, dawno minęły już czasy, gdy dym szedł z lutowań i maszynka w złom się obracała, bo kazano jej dzielić przez zero.Największe wyzwanie szaleni programiści widzieli w tym, aby zmyślnie przekonać coraz lepsze komputery, że postawione zadanie posiada jednak rozwiązanie i że można owo rozwiązanie znaleźć w skończonym czasie.W tej wojnie maszyn z ludźmi (mężczyznami zazwyczaj, chociaż przybierali miana tak sugestywne, jak Lady Ada Lovelace, Admirał Grace Hopper, Doktor Susan Calvin) maszynki niemal niezmiennie przegrywały z kretesem.Z pewną dozą szczęścia dawało się czasem usunąć tę matematyczną pornografię komendami WYMAŻ czy NAPISZ, jednak w gruncie rzeczy żal było niszczyć tak doszczętnie twory poniekąd genialne.A przede wszystkim należało je najpierw dokładnie zbadać, najlepiej w jakimś bezpiecznym miejscu, gdzie żaden szalony naukowiec nie znajdzie im nowego zajęcia.Rozwiązanie nasuwało się automatycznie.Cyfrowe demony dołączyły do swych chemicznych i biologicznych braci w Lochu Pico.Oby na zawsze.37 - OPERACJA DAMOKLESPoole prawie nie kontaktował się z zespołem, który przygotowywał fatalny oręż, i tylko jak wszyscy miał nadzieję, że owa broń okaże się ostatecznie zbyteczna.Operacja nazwana złowieszczo, choć stosownie “Damokles" wymagała współpracy ludzi tak wąsko wyspecjalizowanych, że tysiącletni inżynier nie miał przy niej nic do roboty.Widział jednak dość, aby powziąć podejrzenia, iż chyba nie wszyscy zaangażowani są do końca ludźmi.I rzeczywiście, jedna z kluczowych dla projektu postaci przebywała akurat w lunarnym ośrodku psychiatrycznym, Poole był zdumiony, że takowe instytucje nadal istnieją.Dodatkowo pani przewodnicząca nalegała nieustannie, by dokooptować do zespołu jeszcze co najmniej dwóch pensjonariuszy.- Słyszałeś kiedyś o sprawie Enigmy? - spytała Poole'a po pewnej szczególnie frustrującej naradzie.Ten potrząsnął głową.- Dziwne, bo to było kilkadziesiąt lat przed twoim narodzeniem.Trafiłam na nią, szukając materiałów do “Damoklesa".Bardzo podobny problem.Tuż przed jedną z waszych wojen zgromadzono grupę błyskotliwych matematyków, naturalnie w tajemnicy, by złamali szyfr przeciwnika.Zupełnym przypadkiem zbudowano przy tej okazji pierwszy prawdziwy komputer.I wiąże się z tym pewna anegdota, mam nadzieję, że prawdziwa, bo kojarzy mi się z naszym małym zespołem.Pewnego dnia przybył do ośrodka premier, chciał przeprowadzić inspekcję.Obejrzał, pogadał, a po wszystkim odezwał się do szefa programu w te słowa: “Gdy powiedziałem, że macie wytrzasnąć potrzebnych nam ludzi choćby spod ziemi, nie sądziłem, że potraktujecie polecenie aż tak poważnie."Tym razem szukano zarówno pod ziemią, jak i wysoko ponad jej powierzchnią.Ponieważ nikt wciąż nie wiedział, czy dzieło ma być gotowe na jutro, na przyszły tydzień czy za rok, należało się spieszyć niejako dla zasady.Zachowanie pełnej tajemnicy stanowiło kolejny problem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Gdy czapa, oficjalnie zwana z początku nakładką mózgową, weszła powszechnie do użycia, niektórzy wysoce inteligentni i aż nazbyt przedsiębiorczy urzędnicy uznali, że oto pcha im się w ręce cudowny sposób na stworzenie systemu wczesnego ostrzegania społecznego.Podczas dopasowywania czapy nowemu użytkownikowi, łatwo było zanalizować przy okazji jego umysł pod kątem rozpoznania psychoz, które z czasem mogłyby stać się niebezpieczne.W razie czego, należało zastosować odpowiednią terapię, a w przypadku braku lekarstwa, stymulację elektroniczną.W ostateczności zalecono izolację od społeczeństwa.Oczywiście to mogło objąć tylko amatorów czapy, ale pod koniec trzeciego tysiąclecia owo urządzenie było równie powszednie jak niegdysiejszy telefon.Doszło do tego, że każdą jednostkę nie używającą czapy z miejsca podejrzewano o diabli wiedzą jakie dewiacje.Nie trzeba dodawać, że organizacje zajmujące się obroną praw człowieka podniosły alarm, ledwo zatwierdzono tę procedurę jako legalną.W świecie anglojęzycznym szybko ukuto hasło: “Braincap or Braincop?" Chociaż powoli i niechętnie, jednak przyjmowano podobną formę profilaktyki w coraz to nowych krajach świata.Uznano, że może to i złe, ale zapobiega złu jeszcze większemu.Nie przypadkiem wraz ze wzrostem ogólnego stanu zdrowia psychicznego raptownie zmalała liczba wałęsających się fanatyków religijnych.Gdy wreszcie skończyła się z dawna przeciągana wojna z sieciowymi kryminalistami, zwycięzcom ostała się kolekcja zupełnie nieprzydatnych już narzędzi przestępstwa.Poza setkami wirusów, trudniejszych do znalezienia niż do zniszczenia, w “galerii" znalazły się też inne jeszcze “byty realne" (bo i jak je inaczej nazwać?), które budziły o wiele większą grozę.Na te sztucznie stworzone choroby nie było lekarstwa.Można powiedzieć, że niektóre powstały jako z założenia nieuleczalne.Ich istnienie kojarzono z losem paru wielkich matematyków przerażonych strasznymi skutkami własnych odkryć.Zgodnie z powszechną w ludzkiej kulturze skłonnością do “oswajania" upiorów poprzez nadawanie im swojsko brzmiących imion, tak i ci twórcy chrzcili swe dzieła całkiem niewinnie: Gremil Godela, Labirynt Mandelbrota, Kombinatoryczna Katastrofa, Pułapka Ponadskończoności, Zagadka Conwaya, Torpeda Turinga, Labirynt Lorentza, Bomba Boole'a, Sidła Shannona, Kataklizm Cantora.O ile można by rzecz uogólnić, wszystkie te matematyczne horrory działały na tej samej zasadzie.Nie mazały pamięci, nie łamały kodów, wręcz przeciwnie.W swej subtelności nakazywały nosicielowi uruchomić program na tyle złożony, że zarażony komputer miałby szansę ukończyć dzieło nie prędzej niż parę miliardów lat po końcu wszechświata.Ewentualnie, jak w przypadku Labiryntu Mandelbrota, nigdy, gdyż program ten wikłał się w dosłownie nieskończony ciąg operacji.Trywialnym odpowiednikiem tego samego byłoby polecenie dokładnego wyliczenia liczby Pi lub innej irracjonalnej wartości.Oczywiście, nawet najgłupszy elektrooptyczny komputer nie dałby się na to złapać, dawno minęły już czasy, gdy dym szedł z lutowań i maszynka w złom się obracała, bo kazano jej dzielić przez zero.Największe wyzwanie szaleni programiści widzieli w tym, aby zmyślnie przekonać coraz lepsze komputery, że postawione zadanie posiada jednak rozwiązanie i że można owo rozwiązanie znaleźć w skończonym czasie.W tej wojnie maszyn z ludźmi (mężczyznami zazwyczaj, chociaż przybierali miana tak sugestywne, jak Lady Ada Lovelace, Admirał Grace Hopper, Doktor Susan Calvin) maszynki niemal niezmiennie przegrywały z kretesem.Z pewną dozą szczęścia dawało się czasem usunąć tę matematyczną pornografię komendami WYMAŻ czy NAPISZ, jednak w gruncie rzeczy żal było niszczyć tak doszczętnie twory poniekąd genialne.A przede wszystkim należało je najpierw dokładnie zbadać, najlepiej w jakimś bezpiecznym miejscu, gdzie żaden szalony naukowiec nie znajdzie im nowego zajęcia.Rozwiązanie nasuwało się automatycznie.Cyfrowe demony dołączyły do swych chemicznych i biologicznych braci w Lochu Pico.Oby na zawsze.37 - OPERACJA DAMOKLESPoole prawie nie kontaktował się z zespołem, który przygotowywał fatalny oręż, i tylko jak wszyscy miał nadzieję, że owa broń okaże się ostatecznie zbyteczna.Operacja nazwana złowieszczo, choć stosownie “Damokles" wymagała współpracy ludzi tak wąsko wyspecjalizowanych, że tysiącletni inżynier nie miał przy niej nic do roboty.Widział jednak dość, aby powziąć podejrzenia, iż chyba nie wszyscy zaangażowani są do końca ludźmi.I rzeczywiście, jedna z kluczowych dla projektu postaci przebywała akurat w lunarnym ośrodku psychiatrycznym, Poole był zdumiony, że takowe instytucje nadal istnieją.Dodatkowo pani przewodnicząca nalegała nieustannie, by dokooptować do zespołu jeszcze co najmniej dwóch pensjonariuszy.- Słyszałeś kiedyś o sprawie Enigmy? - spytała Poole'a po pewnej szczególnie frustrującej naradzie.Ten potrząsnął głową.- Dziwne, bo to było kilkadziesiąt lat przed twoim narodzeniem.Trafiłam na nią, szukając materiałów do “Damoklesa".Bardzo podobny problem.Tuż przed jedną z waszych wojen zgromadzono grupę błyskotliwych matematyków, naturalnie w tajemnicy, by złamali szyfr przeciwnika.Zupełnym przypadkiem zbudowano przy tej okazji pierwszy prawdziwy komputer.I wiąże się z tym pewna anegdota, mam nadzieję, że prawdziwa, bo kojarzy mi się z naszym małym zespołem.Pewnego dnia przybył do ośrodka premier, chciał przeprowadzić inspekcję.Obejrzał, pogadał, a po wszystkim odezwał się do szefa programu w te słowa: “Gdy powiedziałem, że macie wytrzasnąć potrzebnych nam ludzi choćby spod ziemi, nie sądziłem, że potraktujecie polecenie aż tak poważnie."Tym razem szukano zarówno pod ziemią, jak i wysoko ponad jej powierzchnią.Ponieważ nikt wciąż nie wiedział, czy dzieło ma być gotowe na jutro, na przyszły tydzień czy za rok, należało się spieszyć niejako dla zasady.Zachowanie pełnej tajemnicy stanowiło kolejny problem [ Pobierz całość w formacie PDF ]