[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Aha westchnęła Lana. To na mnie nie działa.Stanęłam twarzą w twarz z gaiaphage.Mogłabyś się odniego wiele nauczyć.Przestań.I to już.Inaczej strzelę.Zmiech uwiązł Penny w gardle.Wydawała sięurażona.Jakby ktoś powiedział jej coś okrutnego.Wizjeznikły tak nagle, jakby ktoś wyłączył telewizor. Nie popieram zabijania powiedziała Lana. Alejeśli natychmiast nie odwrócisz się i nie odejdziesz, tozamiast serca będziesz miała wielką dziurę. Nie możesz. zaczęła Penny. Ty.Nie. Kiedyś nie zdobyłam się na wykończenie potwora.I bardzo tego żałuję oświadczyła. Ale ty jesteśczłowiekiem.Tak jakby.Więc daję ci szansę: idz stąd.Poprostu odejdz.Penny wpatrywała się w Lanę przez chwilę, którawydawała się wiecznością.Nie z nienawiścią, lecz zniedowierzaniem.Lana widziała ją bardzo, bardzowyraznie: jej głowę tuż ponad lufą pistoletu.Penny zrobiła krok w tył.A potem następny.W jejoczach na chwilę pojawił się dziki opór.Wreszcie odwróciła się na pięcie i szybko odeszła.Quinn gestem głowy nakazał trójce swoich ludzi iśćza nią.Mniej więcej tuzin dzieciaków zaczął wrzeszczeć,żądając jej krwi.Lana schowała pistolet. Nie wydaje mi się, żeby Caine do czegoś się teraznadawał stwierdziła.Potem podniosła głos, by dobrze jąsłyszano.Jak zwykle wydawała się zirytowana izniecierpliwiona. Słuchajcie, teraz szefem jest Quinn.Przynajmniej na razie.Jeśli zadrzecie z nim, zadrzecie ize mną.A ja przestanę was leczyć.Jeśli ktoś straci nogę,będę stać i przyglądać się, jak się wykrwawia.Jasne?Najwyrazniej było to jasne. Zwietnie.Teraz mam robotę.Zejdzcie mi z drogi.Ruszyła ku pozostawionym przez Penny śladomjatki.Quinn podszedł do niej. Ja? spytał. Na razie tak.Upewnij się, że Penny opuściłamiasto.Możesz ją zabić, jeśli chcesz, bo pozostawionaprzy życiu na pewno narobi kłopotów.Quinn skrzywił się. Obawiam się, że nie jestem gościem, który zabijaludzi.Lana uśmiechnęła się, co zdarzało jej sięniezmiernie rzadko. Wcale mnie to nie dziwi, Quinn.Wyślij jednego zeswoich ludzi po Sanjita.Musi znalezć Sama.Załatw mujakąś broń.Taylor nam nie pomoże, a my musimywspółpracować z Samem, więc pozostała nam tylkotradycyjna komunikacja.Podziały nas zabiją. Dobra.Lana spoważniała. Ciemność szuka Diany.Trzeba ją ostrzec. Diany? Dlaczego? Bo nosi w brzuchu dziecko.A Ciemność musi sięnarodzić.ROZDZIAA 2314 GODZIN, 39 MINUTDrake znów się wyłonił.Nie miał pojęcia, gdzie jest.Było to ciasne, wilgotnemiejsce, pachnące olejem.Poruszył lekko głową i poczułwstrząs, który dawniej sprawiłby mu ból.Uderzył się ocoś metalowego.Zamrugał.Zwiatło było bardzo przytłumione.Dostawało się do środka przez kwadratową dziurę wniskim suficie w rodzaju włazu.Znajdowała się ledwiekilka centymetrów nad nim.Dłonią i macką zaczął badać otaczające go ściany.Przez dłuższą chwilę próbował zrozumieć, co się dzieje.Skomplikowany, metalowy przedmiot.Kwadrat światła.Delikatne kołysanie podłogi pod jego stopami.No izapach oleju.Był na łodzi.W maszynowni.Ledwie mógł się poruszyć.Uśmiechnął się.Niezle, niezle, Brittney wykazała sięsprytem.Dobra robota.Jakimś cudem udało jej się dostaćna jedną z łodzi.Prawdopodobnie nie na tę, na którejzobaczył Dianę.Czy coś takiego mogło jej się powieść?Prostej dziewusze z drutami na zębach?Nie.Ale był na łodzi.Na pewno.Zwietnie.Co teraz? Musiał dostać się do Diany.Aatwo powiedzieć.Najpierw musiał dowiedzieć się,gdzie ona jest.Spędził dobre dwadzieścia minut nawyginaniu ciała w taki sposób, żeby unieść głowę ioprzeć ją o właz.Nie był w stanie wytrzymać w tejpozycji zbyt długo.Oparł rękę o kadłub silnika, a czubkiem mackipowoli, delikatnie podnosił właz.Szło mu to niezle.Pół centymetra.Centymetr.Pochwili widział już długi, wąziutki kawałek świata.Szprychę sterownicy.Wiadro.Potem stopę.Opuścił właz równie bezgłośnie, jak wcześniej gouniósł.Coś uderzyło w bok łodzi.Usłyszał stłumiony, męskigłos.Potem drugi głos, który sprawił, że poczuł lodowatydreszcz.Sam.Sam!Drake usłyszał, że ktoś wspina się na górę.Terazsłyszał głosy znacznie wyrazniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Aha westchnęła Lana. To na mnie nie działa.Stanęłam twarzą w twarz z gaiaphage.Mogłabyś się odniego wiele nauczyć.Przestań.I to już.Inaczej strzelę.Zmiech uwiązł Penny w gardle.Wydawała sięurażona.Jakby ktoś powiedział jej coś okrutnego.Wizjeznikły tak nagle, jakby ktoś wyłączył telewizor. Nie popieram zabijania powiedziała Lana. Alejeśli natychmiast nie odwrócisz się i nie odejdziesz, tozamiast serca będziesz miała wielką dziurę. Nie możesz. zaczęła Penny. Ty.Nie. Kiedyś nie zdobyłam się na wykończenie potwora.I bardzo tego żałuję oświadczyła. Ale ty jesteśczłowiekiem.Tak jakby.Więc daję ci szansę: idz stąd.Poprostu odejdz.Penny wpatrywała się w Lanę przez chwilę, którawydawała się wiecznością.Nie z nienawiścią, lecz zniedowierzaniem.Lana widziała ją bardzo, bardzowyraznie: jej głowę tuż ponad lufą pistoletu.Penny zrobiła krok w tył.A potem następny.W jejoczach na chwilę pojawił się dziki opór.Wreszcie odwróciła się na pięcie i szybko odeszła.Quinn gestem głowy nakazał trójce swoich ludzi iśćza nią.Mniej więcej tuzin dzieciaków zaczął wrzeszczeć,żądając jej krwi.Lana schowała pistolet. Nie wydaje mi się, żeby Caine do czegoś się teraznadawał stwierdziła.Potem podniosła głos, by dobrze jąsłyszano.Jak zwykle wydawała się zirytowana izniecierpliwiona. Słuchajcie, teraz szefem jest Quinn.Przynajmniej na razie.Jeśli zadrzecie z nim, zadrzecie ize mną.A ja przestanę was leczyć.Jeśli ktoś straci nogę,będę stać i przyglądać się, jak się wykrwawia.Jasne?Najwyrazniej było to jasne. Zwietnie.Teraz mam robotę.Zejdzcie mi z drogi.Ruszyła ku pozostawionym przez Penny śladomjatki.Quinn podszedł do niej. Ja? spytał. Na razie tak.Upewnij się, że Penny opuściłamiasto.Możesz ją zabić, jeśli chcesz, bo pozostawionaprzy życiu na pewno narobi kłopotów.Quinn skrzywił się. Obawiam się, że nie jestem gościem, który zabijaludzi.Lana uśmiechnęła się, co zdarzało jej sięniezmiernie rzadko. Wcale mnie to nie dziwi, Quinn.Wyślij jednego zeswoich ludzi po Sanjita.Musi znalezć Sama.Załatw mujakąś broń.Taylor nam nie pomoże, a my musimywspółpracować z Samem, więc pozostała nam tylkotradycyjna komunikacja.Podziały nas zabiją. Dobra.Lana spoważniała. Ciemność szuka Diany.Trzeba ją ostrzec. Diany? Dlaczego? Bo nosi w brzuchu dziecko.A Ciemność musi sięnarodzić.ROZDZIAA 2314 GODZIN, 39 MINUTDrake znów się wyłonił.Nie miał pojęcia, gdzie jest.Było to ciasne, wilgotnemiejsce, pachnące olejem.Poruszył lekko głową i poczułwstrząs, który dawniej sprawiłby mu ból.Uderzył się ocoś metalowego.Zamrugał.Zwiatło było bardzo przytłumione.Dostawało się do środka przez kwadratową dziurę wniskim suficie w rodzaju włazu.Znajdowała się ledwiekilka centymetrów nad nim.Dłonią i macką zaczął badać otaczające go ściany.Przez dłuższą chwilę próbował zrozumieć, co się dzieje.Skomplikowany, metalowy przedmiot.Kwadrat światła.Delikatne kołysanie podłogi pod jego stopami.No izapach oleju.Był na łodzi.W maszynowni.Ledwie mógł się poruszyć.Uśmiechnął się.Niezle, niezle, Brittney wykazała sięsprytem.Dobra robota.Jakimś cudem udało jej się dostaćna jedną z łodzi.Prawdopodobnie nie na tę, na którejzobaczył Dianę.Czy coś takiego mogło jej się powieść?Prostej dziewusze z drutami na zębach?Nie.Ale był na łodzi.Na pewno.Zwietnie.Co teraz? Musiał dostać się do Diany.Aatwo powiedzieć.Najpierw musiał dowiedzieć się,gdzie ona jest.Spędził dobre dwadzieścia minut nawyginaniu ciała w taki sposób, żeby unieść głowę ioprzeć ją o właz.Nie był w stanie wytrzymać w tejpozycji zbyt długo.Oparł rękę o kadłub silnika, a czubkiem mackipowoli, delikatnie podnosił właz.Szło mu to niezle.Pół centymetra.Centymetr.Pochwili widział już długi, wąziutki kawałek świata.Szprychę sterownicy.Wiadro.Potem stopę.Opuścił właz równie bezgłośnie, jak wcześniej gouniósł.Coś uderzyło w bok łodzi.Usłyszał stłumiony, męskigłos.Potem drugi głos, który sprawił, że poczuł lodowatydreszcz.Sam.Sam!Drake usłyszał, że ktoś wspina się na górę.Terazsłyszał głosy znacznie wyrazniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]