[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oklina lekko westchnęła.- Jestem Tuero - ciągnął harfiarz.- Alessanie, jakie rozkazy na dzisiaj?I w ten sposób Tuero odwrócił nasze myśli od smutnej przeszłości.Nie mieliśmy zresztą czasu na rozmyślania.Pochłonęła nas teraźniejszość.Alessan wydał prędko dyspozycje.Po pierwsze, należało przenieść tych niewielu chorych, którzy pozostali jeszcze w głównej sali, do kwater na drugim poziomie Warowni.Następnie należało wyszorować salę wywarem krasnoziela.Mówiąc to popatrzył na Pola i Sala.- Musimy przygotować dostateczną ilość serum, aby zaszczepić biegonie.- Odwrócił się w stronę łąki.- Pobierzmy krew od tych, które przeżyły zarazę.Pol zamarł na moment i popatrzył na Sala.Musze przyznać, że widok biegoni i mnie zaskoczył.Wiele zwierząt bardzo wychudło - skóra i kości.Miały wysokie zady i patykowate szyje.Wszystko to różniło je zdecydowanie od mocno zbudowanych, umięśnionych i wytrzymałych rumaków stanowiących dumę Warowni Ruatha.Niektóre robiły wrażenie chodzących szkieletów.Alessan zauważył naszą konsternację.- Większość zwierząt wyhodowanych przez mego ojca padła - powiedział rzeczowym, spokojnym tonem.- Krzyżówki, które ja sam wyhodowałem, przeznaczone do szybkiej jazdy na krótkich dystansach, okazały się odporniejsze, podobnie jak niektóre mieszańce sprowadzone przez naszych gości.- Jakie to przykre, jakie to przykre - mruknął Pol potrząsając siwą głową.Jego brat zachowywał się dokładnie tak samo.- Och, jeszcze wyhoduję piękne silne zwierzęta.Czy znacie mojego stajennego Daga? - zapytał Alessan.Bracia ucieszyli się i pokiwali głowami z większym zapałem.- Zachował kilka źrebnych klaczy i młodego ogiera na górskich pastwiskach.Mamy więc z czego wyhodować nowe stado.- Miło to słyszeć, panie.Miło słyszeć.- Sal przemawiał bardziej do biegoni niż do Alessana, który uśmiechnął się przepraszająco.- Zanim zabierzemy się do pobierania krwi na serum, musimy przygotować czyste, wolne od zarazków pomieszczenia do pracy.Poi zaczął zawijać rękawy.- Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby ci pomóc, panie.Sprzątaliśmy już nieraz.- Dobrze - rzekł Alessan, uśmiechając się ponownie.- Jeśli nie wyszorujemy wszystkiego jak należy za pierwszym razem, czeladniczka Desdra każe nam to powtarzać do skutku! Przybędzie jutro, aby sprawdzić wyniki naszej pracy.Kiedy znaleźliśmy się na podwórcu przed wejściem do Warowni, zobaczyliśmy grupę pracujących ludzi.Tuero, mężczyzna zwany Deeferem, pięciu wychowanków i czterech rekonwalescentów z gospodarstw należących do Ruathy budowało jakieś dziwne urządzenie z kół od wozów.- Zrobimy kilka centryfug, żeby oddzielać cudowne serum od krwi - wyjaśnił nam Alessan.Bracia pokiwali głowami, jakby dobrze wiedzieli, o co chodzi.Sal wydawał się jednak nieco zmieszany i zaskoczony.Oklinę spotkaliśmy wewnątrz Warowni.Szła na czele procesji sług niosących wiadra z gorącą wodą, szmaty i szczotki.Sama dźwigała pojemniki, w których trzyma się zwykle silny płyn do czyszczenia.Wszyscy podwinęliśmy rękawy.Zauważyłam, że Alessan miał zaczerwienione dłonie, choć na ramionach prawie nie widać było śladów podrażnienia.Zabraliśmy się do pracy.Sprzątaliśmy, póki koszyki dawały światło.Gdy zgłodnieliśmy, chrupaliśmy bułki nie przerywając pracy.Nie zwracaliśmy uwagi na ostry smak, jaki przemożny zapach krasnoziela nadawał jedzeniu.Szorowaliśmy, dopóki nie trzeba było wymienić świetlików.Alessan potrząsnął mną energicznie, abym zaprzestała mycia, i dopiero wtedy zauważyłam, że inni już nie pracują.- Szorujesz śpiąc, Rill - powiedział kpiąco, ale z niezwykłą czułością.Posłałam mu smutny uśmiech.Ledwie zdołałam dowlec się po schodach do pokoju na pierwszym piętrze, który wyznaczyła mi Oklina.Pamiętam, że zamykając drzwi życzyłam jej dobrej nocy.Wiedziałam, że powinnam przemyśleć, co mam powiedzieć Desdrze następnego dnia, by nie wydała mnie jako zbuntowanej córki Tolocampa.Ale ledwo położyłam się do łóżka, natychmiast zasnęłam.Rozdział VIII3.21.43-3.22.43Obudziłam się przerażona.Musiałam się upewnić, że nie jestem w swoim pokoju w Warowni Fort.Cisza wokół była tak głęboka, że zaniepokoiło mnie to jeszcze bardziej aniżeli nie znane otoczenie.Potem zrozumiałam, czego mi brak - bębny milczały.Wstałam i narzuciłam ubranie.Tak zaczął się mój pierwszy poranek w Ruathcie.Piłam właśnie klah i jadłam owsiankę, gdy pojawiła się Desdra na grzbiecie Aritha.Wyszliśmy przed budynek.Smok znów był udekorowany butelkami - dużymi i małymi - na serum.Nie udało mi się porozmawiać z Desdrą, bo Alessan zabrał mnie wraz z braćmi na pole.Albo zwierzęta nie otrząsnęły się jeszcze z apatii po przebytej chorobie, albo też dobrze je wytresowano.W każdym razie byliśmy w stanie prowadzić po dwa naraz.Za trzecim obrotem stajnie były pełne.Alessan pokazał nam, jak pobierać krew z szyi zwierząt.Stworzenia poddawały się cierpliwie zabiegowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl