[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cienkie, długie wąsy rude.Wynędzniała, sczerniała od wiatrówi mrozów chuda twarz, jaką można widzieć na bardzo starych obrazach świętych.Leczwszystko to znikło, gdy spojrzałem na ogromne sklepienie czoła ze straszliwą blizną od cięciaszablą, z pod którego połyskiwały stalowe olbrzymie, okrągłe oczy jasne, które, jak dzikiezwierzęta z głębi jaskini, śledziły wyraz mej twarzy bacznie, bez zmrużenia powiek.Leweoko z powodu przekrwienia było jeszcze straszniejsze od prawego.Poczyniłem te spostrzeżenia w okamgnieniu i zrozumiałem, że mam przed sobąniebezpiecznego człowieka, zdolnego do odruchów natychmiastowych i bezpowrotnych.Niebezpieczeństwo było wyrazne, lecz i obelga, rzucona mi, była również ciężka. Proszę usiąść!  szepnął baron głosem syczącym, nie spuszczając ze mnie oczu i skubiącwąsy. Generał pozwolił sobie na zniewagę względem mnie  zacząłem, czując, jak stopniowowzmaga się we mnie szalony gniew. Moje imię jest dostatecznie znane, ażeby uchronić mięod przymiotników, wymienionych przez pana.Może pan uczynić nade mną gwałt, jaki mu siępodoba, ponieważ przemoc jest po pańskiej stronie, lecz nic nie potrafi mnie zmusić dorozmowy z panem.Baron nagłym, drapieżnym ruchem spuścił nogi z posłania i, wsparłszy się na boku, zacząłmi się przyglądać jeszcze uważniej, lecz przestał skubać wąsy i miałem wrażenie, żezatamował oddech w piersi.Zachowując zewnętrzny spokój i zimną krew, przyglądałem się postaci leżącego, orazjurcie.Dopiero wówczas spostrzegłem siedzącego w ciemnym kącie generała Riezuchina.Zamieniliśmy ukłony w milczeniu.Po chwili znowu spojrzałem na barona.Siedział,spuściwszy głowę na piersi i zamknąwszy oczy; widocznie myślał nad czemś.Chwilami mocno tarł ręką czoło i coś szeptał.Raptem podniósł się i rzekł, patrząc gdzieś powyżej mojej głowy: Odejdz! już nie trzeba.Szybko się obejrzałem.Ztyłu poza mną stał Wesełowskij z szablą w ręku, wpatrzonyswemi zimnemi oczyma w barona, jak w tęczę.Kapitan spuścił szablę i wyślizgnął się z jurty. Zmierć z ręki białego człowieka o rudych włosach stała za mną. pomyślałem. Leczczy odeszła naprawdę?Baron rozmyślał jeszcze długą chwilę, a pózniej, wyciągnąwszy ku mnie rękę, zacząłszybko mówić, plącząc się w słowach i nie kończąc zdań: Proszę mi wybaczyć.Pan powinien zrozumieć.Tylu zdrajców.Uczciwych ludziprawie już nie pozostało.Nikomu nie można ufać.Wszystkie nazwiska przybrane.fałszywe.Dokumenty łżą.Ażą oczy i języki.Wszystko splugawione, zepsute przezTiolszewizm.Przed przyjściem pana kazałem zarąbać pułkownika Filipowa.Dowodził mi,ze jest przedstawicielem białej organizacji oficerskiej.Zrewidowano go i znaleziono zapodszewką kurtki sowiecki tajny alfabet.Gdy Wesełowskij wzniósł szablę, Filipów.Dodjabła!.Tak się wżarła w ludzi przeklęta dyscyplina komunistyczna.Filipów v obliczuśmierci krzyknął:  Za co zabijacie mnie, towarzyszu kapitanie?! Nikomu niewolno ufać!Nikomu.Umilkł.Milczałem, nie ruszając się z miejsca. 105 Przepraszam pana z całego serca  zaczął znowu baron. Obraziłem pana ciężko.Pojmuję.pojmuję.Lecz jam nietylko człowiek, jam  wódz.Na mojej głowie tyleistnień.tyle trosk.i smutku.W głosie jego posłyszałem szczerość i rozpacz.Znowu wyciągnął ku mnie rękę, i uczułem nerwowy uścisk małej, silnej dłoni.Zapanowało milczenie.Przerwałem je zapytaniem: Co generał rozkaże mi czynić obecnie, gdyż nie posiadam ani fałszywych, aniprawdziwych dokumentów? Znają mię jednak niektórzy oficerowie z pańskiej dywizji; nadtomam nadzieję, iż znajdę w Urdze takich którzy dowiodą, że nie jestem prowokatorem, ani. Dość, dość!  zawołał przerywając mi baron. Wszystko skończone, wszystkozrozumiane! Wniknąłem w duszę pańską i wiem już wszystko.wszystko.Hutuhtu zNarabanczi pisał mi, że jesteś przeistoczonym bogiem.Modlił się w obecności pana, miałwidzenia.Opowiadał o  Wielkim Nieznanym.Prawdą jest wszystko! Czem mogę panusłużyć?Opowiedziałem mu o naszych przygodach i o tem, że nasza grupa polska dąży doPacyfiku, aby przedostać się nareszcie do ojczyzny, a więc proszę o pomoc w tej wyprawie. Z największą przyjemnością dopomogę panom zawołał baron. Do Urgi dowiozę panaswoim samochodem.Jutro jedziemy.W Urdze omówimy dalszy plan.Do widzenia, dojutra!Gdym wychodził z jurty barona, jeszcze raz spojrzałem na kałużę krwi.Teraz wiedziałem,że była to krew pułkownika Filipowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl