[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W chwili ostatecznego zdenerwowania Uljanowa póxno w nocy do mieszkania jegow Schwabing zapukano pod³ug umówionego znaku.Wszed³ Walcis.Mia³ tajemnicz¹ minê.Szepn¹³: Zapalcie lampê!Gdy Swiat³o b³ysnê³o, £otysz wyj¹³ spod po³y palta spor¹ paczkê, mocno obowi¹zan¹sznurkiem.88Uljanow spojrza³ i krzykn¹³: Pieni¹dze! Iskra bêdzie ¿y³a! Piêæset banknotów po 10 rubli ka¿dy! chwali³ siê Walcis. Robota czysta! Tu nikti nic nie spostrze¿e! Zrobi³em próbê.Zmieni³em w banku dziesiêæ takich papierków.Posz³og³adko!W³odzimierz Sciska³ rêce grawera i dziêkowa³ mu, Smiej¹c siê i ciesz¹c. Nigdy nie zapomnê wam tej przys³ugi! mówi³. Dajcie-no mi teraz kliszê, mo¿e siêjeszcze raz przydaæ! Klisza pêk³a przy odbijaniu 511-go banknotu mrukn¹³ Walcis, spuszczaj¹c oczy.Uljanow przelotnie spojrza³ na niego i rzek³ spokojnie: Pêk³a powiadacie? No, niech i tak bêdzie! Dziêkujê wam, towarzyszu!Walcis odszed³.Krupskaja, patrz¹c na mê¿a, spyta³a: Czy nie mySlisz, Wo³odzia, ¿e ten cz³owiek bêdzie teraz bi³ fa³szywe banknoty? Niezawodnie, ¿e bêdzie! zawo³a³ weso³ym g³osem. Nic to mnie nie obchodzi.Bê-dzie bi³, a¿ go wpakuj¹ do wiêzienia.tymczasem do roboty!Podzieli³ du¿¹ paczkê na ma³e, po sto rubli w ka¿dej.Nazajutrz rozdano je towarzyszom,aby w ró¿nych dzielnicach zmienili na pieni¹dze niemieckie.Ko³o godziny trzeciej W³odzimierz Uljanow kupowa³ ju¿ funty angielskie i bilety do Lon-dynu, a Nadzieja Konstantynówna pakowa³a ksi¹¿ki i szczup³¹ walizkê, gdzie siê mieSci ichskromny, raczej ubogi dobytek.W Londynie rozpoczê³a siê o¿ywiona praca.Przyby³ nowy wspó³pracownik.By³ to m³ody socjalista, Leon Bronsztejn, znany pod pseu-donimem Trockij.Niedawno uciek³ z wiêzienia syberyjskiego i przedar³ siê zagranicê.Znaligo ju¿ w kó³kach studenckich i robotniczych, gdzie z powodzeniem wystêpowa³ jako komen-tator marksizmu.M³ody rewolucjonista mia³ nieprzeparty poci¹g do dziennikarstwa i zacz¹³ codziennie pi-sywaæ w Iskrze.Uljanow przygl¹da³ mu siê uwa¿nie.Pewnego razu, gdy Trockij wyszed³ do niego, rzek³do Krupskiej: Ten m³odzieniec posiada pierwszorzêdne zdolnoSci agitacyjne i, poniewa¿ niczem siênie krêpuje, niezawodnie wysoko zajdzie.Jako cz³owiek swej rasy jest impulsywny, rzutki,lecz niewytrwa³y.Potrzebuje on takiego mentora, jak ja, który nigdy siê nie zapala, ja zaSpotrzebujê jego, bo tymczasem tylko on, jak mi siê zdaje, potrafi do koñca mySleæ i dzia³aæ,pod³ug mego planu.Nadzieja Konstantynówna odezwa³a siê cicho: Ma za du¿o aplombu i styl posiada przykry, arogancki, feljetonowy, arbitralny, a bezprzekonywuj¹cej g³êbi i prostoty. M³ody jeszcze! zaSmia³ siê W³odzimierz. Niebawem nauczy siê wszystkiego! Chcêgo wprowadziæ do naszej grupy z Plechanowym.Bêdzie on siódmym, co dobrze dla g³oso-wania, i nasz co niezbêdne dla przeprowadzenia moich wniosków!Jednak Plechanow s³yszeæ nie chcia³ o Trockim, do grupy nie przyj¹³ i do komitetu swojej Jutrzni oraz Iskry nie dopuSci³.Trockij obra¿ony wyjecha³ do Pary¿a.89Kierunek, nadany Iskrze przez Uljanowa, nie podoba³ siê Plechanowowi.Pró¿no jednakprzyje¿d¿a³ sam do Londynu i konferowa³ z W³odzimierzem, ten powtarza³: Jestem zwolennikiem rewolucyjnego, wojuj¹cego marksizmu i takim pozostanê, chocia¿-bym mia³ byæ porzuconym przez wszystkich!Pewnego razu zaprosi³ Plechanowa na przechadzkê.Powióz³ go do Highgate i zaprowadzi³ na cmentarz. Co za fantazja w³Ã³czyæ siê po tym Smietniku? zapyta³ Plechanow. Za chwilê, Jerzy Walentynowiczu, nie powtórzycie tych s³Ã³w! szepn¹³ Uljanow.Przeszli jeszcze kilkaset kroków i stanêli przed skromnym pomnikiem. Karol Marks! przeczyta³ na g³os Plechanow. Karol Marks powtórzy³ W³odzimierz. Usi¹dxmy tu w milczeniu i oddajmy siê zadu-mie.Miejsce to zas³uguje na to.Siedzieli d³ugo, nic nie mówi¹c do siebie.Uljanow pochyli³ g³owê i z pod oka obserwowa³ starego rewolucjonistê.Z¿yma³ siê, bopoczu³, jak zimny dreszcz przebiega³ mu po grzbiecie. Ten cz³owiek mySli w tej chwili o sobie. szepn¹³ bezdxwiêcznie.Wyprostowa³ siê i zacz¹³ mówiæ, wbijaj¹c wzrok w blade oczy Plechanowa: Ja nie umiem wyg³aszaæ b³yskotliwych frazesów.Powiem wprost, co mySlê w tej chwili.Uk³ada³o siê to w mojej g³owie od dawna, od dnia, gdy po raz pierwszy spotka³em was,Jerzy Walentynowiczu; zg³êbi³em wszystko do dna, dok³adnie, bo tylko tak¹ mySl uznajê.Nag³os powtarza³em to, co mam powiedzieæ w tej chwili, powtarza³em tu, wywo³uj¹c w pamiê-ci oblicze najwiêkszego z proroków, starego Karola Marksa.On s³ysza³ spowiedx moj¹i utwierdzi³ mnie w zamiarze.Plechanow podniós³ krzaczase brwi i s³ucha³. Je¿eli pracuj¹ca klasa bêdzie oczekiwa³a swego uprawnienia przez panuj¹c¹ bur¿uazjê wszystko przepadnie.Uprawnienie to bêdzie dane wtedy, gdy nasi wrogowie posi¹d¹ broñnie do zwalczenia.Technika i chemja d¹¿¹ ku temu.Musimy przedtem zgnieSæ bur¿uazjê,musimy przedtem trzymaæ ca³y Swiat w stanie nigdy nie gasn¹cej rewolucji, musimy odrzu-caæ wszystko, co nam zdradliwie obiecuje i daje pañstwo bur¿uazyjne, musimy mieæ zawszew pogotowiu ukryty sztylet i kamieñ w zanadrzu, aby uderzyæ znienacka w momencie najod-powiedniejszym! Innej drogi niema, niema, Jerzy Walentynowiczu!Stary socjalista nachmurzy³ czo³o i mrukn¹³ niechêtnie: Tymczasem fa³szujecie pieni¹dze! Hañbicie Swiête idea³y rewolucji i socjalizmu?Uljanow zacisn¹³ szczêki i zmru¿y³ oczy. Fa³szujê pieni¹dze, lecz z chwil¹, gdy zaczynaj¹ one s³u¿yæ rewolucji, staj¹ siê prawdzi-wemi! wybuchn¹³. Hañbê odczuwaj¹ zwyciê¿eni, zwyciêzcy nie znaj¹ tego s³owa! A jednak. zacz¹³ Plechanow. Nic wiêcej! przerwa³ mu W³odzimierz. Bol¹ mnie s³owa wasze, och, jak bol¹!Dokoñczê wiêc tego, o czem mySla³em nieraz nad grobem Marksa.Muszê dokoñczyæ,szczególnie po tem, com us³ysza³ od was! Wiedxcie, ¿e nie zatrzymam siê przed rozbi-ciem partji, przed zerwaniem z wami, przed oskar¿eniem najciê¿szem i druzgoc¹cem,które rzucê wam, nie zamySlê siê ani na chwilê, ¿eby zgnieSæ was, którego kochami uwielbiam szczerem sercem, zdeptaæ, a imiê wasze zohydziæ na wieki! Nie mam nic dlasiebie, oprócz idei, a tej broniæ bêdê zêbami, pazurami, s³owem, bagnetami i szubienica-90mi! Idxcie ze mn¹ do koñca, a imiê wasze pozostanie jasnem, jak s³oñce! Je¿eli odst¹pi-cie mnie gorzej wam! Pogró¿ka? spyta³ Plechanow. Ostrze¿enie i gor¹ce b³aganie! wyrwa³ siê Uljanowowi namiêtny szept.Wiêcej nic nie mówili do siebie i powracali do Londynu, zgnêbieni, zamySleni.Plechanow wkrótce wyjecha³.Rozstanie siê by³o zimne i krêpuj¹ce dla obydwóch.Na po-¿egnanie obaj nie wiedzieli, co maj¹ sobie powiedzieæ.Wkrótce Uljanow wyjecha³ na ca³y miesi¹c do Bretanji.Pozostawi³ w redakcji kilka artyku³Ã³w dla Iskry , podpisanych owym pseudonimem Lenin.Pierwszy raz uczyni³ to bezwiednie.Napisa³ pierwsze nazwisko, jakie przysz³o mu na pamiêæ. Lenin ?Nagle wyp³ynê³a we wspomnieniach niegdyS kochana, uduchowiona twarz Heleny, z³oci-ste warkocze, oczy pe³ne zachwytu i b³ysków rzewnych. Czy s³ysza³a ona o mnie? pomySla³ z westchnieniem. Mo¿e, uwa¿a mnie za potwo-ra, jak ta Szumi³owa? Ech! Z pewnoSci¹ dawno ju¿ zapomnia³a! W innem niezawodnie obra-ca siê Srodowisku ta.córka genera³a.Jednak czu³ woko³o siebie jakieS lekkie szmery, jakieS drgania powietrza, jakgdyby drob-ne motyle muska³y twarz jego i dotyka³y powiek.Zdziwi³ siê nawet, bo wpad³ w zadumê, ogarniêty wspomnieniami m³odoSci.W tej chwili Nadzieja Konstantynówna zapyta³a go o adres jednego z towarzyszy w No-wym Jorku.Niestosowne mySli rozwia³y siê natychmiast, niespodziewanie nap³ywaj¹ce wspo-mnienia prysnê³y sp³oszone. G³upstwo wszystko! szepn¹³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.W chwili ostatecznego zdenerwowania Uljanowa póxno w nocy do mieszkania jegow Schwabing zapukano pod³ug umówionego znaku.Wszed³ Walcis.Mia³ tajemnicz¹ minê.Szepn¹³: Zapalcie lampê!Gdy Swiat³o b³ysnê³o, £otysz wyj¹³ spod po³y palta spor¹ paczkê, mocno obowi¹zan¹sznurkiem.88Uljanow spojrza³ i krzykn¹³: Pieni¹dze! Iskra bêdzie ¿y³a! Piêæset banknotów po 10 rubli ka¿dy! chwali³ siê Walcis. Robota czysta! Tu nikti nic nie spostrze¿e! Zrobi³em próbê.Zmieni³em w banku dziesiêæ takich papierków.Posz³og³adko!W³odzimierz Sciska³ rêce grawera i dziêkowa³ mu, Smiej¹c siê i ciesz¹c. Nigdy nie zapomnê wam tej przys³ugi! mówi³. Dajcie-no mi teraz kliszê, mo¿e siêjeszcze raz przydaæ! Klisza pêk³a przy odbijaniu 511-go banknotu mrukn¹³ Walcis, spuszczaj¹c oczy.Uljanow przelotnie spojrza³ na niego i rzek³ spokojnie: Pêk³a powiadacie? No, niech i tak bêdzie! Dziêkujê wam, towarzyszu!Walcis odszed³.Krupskaja, patrz¹c na mê¿a, spyta³a: Czy nie mySlisz, Wo³odzia, ¿e ten cz³owiek bêdzie teraz bi³ fa³szywe banknoty? Niezawodnie, ¿e bêdzie! zawo³a³ weso³ym g³osem. Nic to mnie nie obchodzi.Bê-dzie bi³, a¿ go wpakuj¹ do wiêzienia.tymczasem do roboty!Podzieli³ du¿¹ paczkê na ma³e, po sto rubli w ka¿dej.Nazajutrz rozdano je towarzyszom,aby w ró¿nych dzielnicach zmienili na pieni¹dze niemieckie.Ko³o godziny trzeciej W³odzimierz Uljanow kupowa³ ju¿ funty angielskie i bilety do Lon-dynu, a Nadzieja Konstantynówna pakowa³a ksi¹¿ki i szczup³¹ walizkê, gdzie siê mieSci ichskromny, raczej ubogi dobytek.W Londynie rozpoczê³a siê o¿ywiona praca.Przyby³ nowy wspó³pracownik.By³ to m³ody socjalista, Leon Bronsztejn, znany pod pseu-donimem Trockij.Niedawno uciek³ z wiêzienia syberyjskiego i przedar³ siê zagranicê.Znaligo ju¿ w kó³kach studenckich i robotniczych, gdzie z powodzeniem wystêpowa³ jako komen-tator marksizmu.M³ody rewolucjonista mia³ nieprzeparty poci¹g do dziennikarstwa i zacz¹³ codziennie pi-sywaæ w Iskrze.Uljanow przygl¹da³ mu siê uwa¿nie.Pewnego razu, gdy Trockij wyszed³ do niego, rzek³do Krupskiej: Ten m³odzieniec posiada pierwszorzêdne zdolnoSci agitacyjne i, poniewa¿ niczem siênie krêpuje, niezawodnie wysoko zajdzie.Jako cz³owiek swej rasy jest impulsywny, rzutki,lecz niewytrwa³y.Potrzebuje on takiego mentora, jak ja, który nigdy siê nie zapala, ja zaSpotrzebujê jego, bo tymczasem tylko on, jak mi siê zdaje, potrafi do koñca mySleæ i dzia³aæ,pod³ug mego planu.Nadzieja Konstantynówna odezwa³a siê cicho: Ma za du¿o aplombu i styl posiada przykry, arogancki, feljetonowy, arbitralny, a bezprzekonywuj¹cej g³êbi i prostoty. M³ody jeszcze! zaSmia³ siê W³odzimierz. Niebawem nauczy siê wszystkiego! Chcêgo wprowadziæ do naszej grupy z Plechanowym.Bêdzie on siódmym, co dobrze dla g³oso-wania, i nasz co niezbêdne dla przeprowadzenia moich wniosków!Jednak Plechanow s³yszeæ nie chcia³ o Trockim, do grupy nie przyj¹³ i do komitetu swojej Jutrzni oraz Iskry nie dopuSci³.Trockij obra¿ony wyjecha³ do Pary¿a.89Kierunek, nadany Iskrze przez Uljanowa, nie podoba³ siê Plechanowowi.Pró¿no jednakprzyje¿d¿a³ sam do Londynu i konferowa³ z W³odzimierzem, ten powtarza³: Jestem zwolennikiem rewolucyjnego, wojuj¹cego marksizmu i takim pozostanê, chocia¿-bym mia³ byæ porzuconym przez wszystkich!Pewnego razu zaprosi³ Plechanowa na przechadzkê.Powióz³ go do Highgate i zaprowadzi³ na cmentarz. Co za fantazja w³Ã³czyæ siê po tym Smietniku? zapyta³ Plechanow. Za chwilê, Jerzy Walentynowiczu, nie powtórzycie tych s³Ã³w! szepn¹³ Uljanow.Przeszli jeszcze kilkaset kroków i stanêli przed skromnym pomnikiem. Karol Marks! przeczyta³ na g³os Plechanow. Karol Marks powtórzy³ W³odzimierz. Usi¹dxmy tu w milczeniu i oddajmy siê zadu-mie.Miejsce to zas³uguje na to.Siedzieli d³ugo, nic nie mówi¹c do siebie.Uljanow pochyli³ g³owê i z pod oka obserwowa³ starego rewolucjonistê.Z¿yma³ siê, bopoczu³, jak zimny dreszcz przebiega³ mu po grzbiecie. Ten cz³owiek mySli w tej chwili o sobie. szepn¹³ bezdxwiêcznie.Wyprostowa³ siê i zacz¹³ mówiæ, wbijaj¹c wzrok w blade oczy Plechanowa: Ja nie umiem wyg³aszaæ b³yskotliwych frazesów.Powiem wprost, co mySlê w tej chwili.Uk³ada³o siê to w mojej g³owie od dawna, od dnia, gdy po raz pierwszy spotka³em was,Jerzy Walentynowiczu; zg³êbi³em wszystko do dna, dok³adnie, bo tylko tak¹ mySl uznajê.Nag³os powtarza³em to, co mam powiedzieæ w tej chwili, powtarza³em tu, wywo³uj¹c w pamiê-ci oblicze najwiêkszego z proroków, starego Karola Marksa.On s³ysza³ spowiedx moj¹i utwierdzi³ mnie w zamiarze.Plechanow podniós³ krzaczase brwi i s³ucha³. Je¿eli pracuj¹ca klasa bêdzie oczekiwa³a swego uprawnienia przez panuj¹c¹ bur¿uazjê wszystko przepadnie.Uprawnienie to bêdzie dane wtedy, gdy nasi wrogowie posi¹d¹ broñnie do zwalczenia.Technika i chemja d¹¿¹ ku temu.Musimy przedtem zgnieSæ bur¿uazjê,musimy przedtem trzymaæ ca³y Swiat w stanie nigdy nie gasn¹cej rewolucji, musimy odrzu-caæ wszystko, co nam zdradliwie obiecuje i daje pañstwo bur¿uazyjne, musimy mieæ zawszew pogotowiu ukryty sztylet i kamieñ w zanadrzu, aby uderzyæ znienacka w momencie najod-powiedniejszym! Innej drogi niema, niema, Jerzy Walentynowiczu!Stary socjalista nachmurzy³ czo³o i mrukn¹³ niechêtnie: Tymczasem fa³szujecie pieni¹dze! Hañbicie Swiête idea³y rewolucji i socjalizmu?Uljanow zacisn¹³ szczêki i zmru¿y³ oczy. Fa³szujê pieni¹dze, lecz z chwil¹, gdy zaczynaj¹ one s³u¿yæ rewolucji, staj¹ siê prawdzi-wemi! wybuchn¹³. Hañbê odczuwaj¹ zwyciê¿eni, zwyciêzcy nie znaj¹ tego s³owa! A jednak. zacz¹³ Plechanow. Nic wiêcej! przerwa³ mu W³odzimierz. Bol¹ mnie s³owa wasze, och, jak bol¹!Dokoñczê wiêc tego, o czem mySla³em nieraz nad grobem Marksa.Muszê dokoñczyæ,szczególnie po tem, com us³ysza³ od was! Wiedxcie, ¿e nie zatrzymam siê przed rozbi-ciem partji, przed zerwaniem z wami, przed oskar¿eniem najciê¿szem i druzgoc¹cem,które rzucê wam, nie zamySlê siê ani na chwilê, ¿eby zgnieSæ was, którego kochami uwielbiam szczerem sercem, zdeptaæ, a imiê wasze zohydziæ na wieki! Nie mam nic dlasiebie, oprócz idei, a tej broniæ bêdê zêbami, pazurami, s³owem, bagnetami i szubienica-90mi! Idxcie ze mn¹ do koñca, a imiê wasze pozostanie jasnem, jak s³oñce! Je¿eli odst¹pi-cie mnie gorzej wam! Pogró¿ka? spyta³ Plechanow. Ostrze¿enie i gor¹ce b³aganie! wyrwa³ siê Uljanowowi namiêtny szept.Wiêcej nic nie mówili do siebie i powracali do Londynu, zgnêbieni, zamySleni.Plechanow wkrótce wyjecha³.Rozstanie siê by³o zimne i krêpuj¹ce dla obydwóch.Na po-¿egnanie obaj nie wiedzieli, co maj¹ sobie powiedzieæ.Wkrótce Uljanow wyjecha³ na ca³y miesi¹c do Bretanji.Pozostawi³ w redakcji kilka artyku³Ã³w dla Iskry , podpisanych owym pseudonimem Lenin.Pierwszy raz uczyni³ to bezwiednie.Napisa³ pierwsze nazwisko, jakie przysz³o mu na pamiêæ. Lenin ?Nagle wyp³ynê³a we wspomnieniach niegdyS kochana, uduchowiona twarz Heleny, z³oci-ste warkocze, oczy pe³ne zachwytu i b³ysków rzewnych. Czy s³ysza³a ona o mnie? pomySla³ z westchnieniem. Mo¿e, uwa¿a mnie za potwo-ra, jak ta Szumi³owa? Ech! Z pewnoSci¹ dawno ju¿ zapomnia³a! W innem niezawodnie obra-ca siê Srodowisku ta.córka genera³a.Jednak czu³ woko³o siebie jakieS lekkie szmery, jakieS drgania powietrza, jakgdyby drob-ne motyle muska³y twarz jego i dotyka³y powiek.Zdziwi³ siê nawet, bo wpad³ w zadumê, ogarniêty wspomnieniami m³odoSci.W tej chwili Nadzieja Konstantynówna zapyta³a go o adres jednego z towarzyszy w No-wym Jorku.Niestosowne mySli rozwia³y siê natychmiast, niespodziewanie nap³ywaj¹ce wspo-mnienia prysnê³y sp³oszone. G³upstwo wszystko! szepn¹³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]