[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakoż gniotący ją kolanami mołojcy uczuli, że jużnie usiłuje się wyrwać z ich rąk.255 Henryk SienkiewiczKniaz drgnął, ale wnet zastawił się krzyżem od strony, z którejdochodził głos, i odrzekł:- Duszo potępiona, wołająca z głębokości, gorze ci!- Hospody pomyłuj! - powtórzyli Kozacy.- Do mnie, semenowie! - zawołał w tej chwili Bohun i zachwiałsię na nogach.Kozacy skoczyli i podparli go pod ramiona.- Bat ku! tyś ranny?- Tak jest! Ale to nic! Krew mnie uszła.Hej, chłopcy! strzec mitej doni jak oka w głowie.Dom otoczyć, nikogo nie wypuszczać.Kniaziówno.Nie mógł więcej mówić, wargi mu zbielały, a oczy zaszły mgłą.- Przenieść atamana do komnat! - zawołał pan Zagłoba, któ-ry wylazłszy z jakiegoś kąta, niespodzianie pojawił się przy Bo-hunie.- To nic, to nic - mówił, zmacawszy palcami rany.- Jutrozdrów będzie.Już ja się nim zajmę.Chleba z pajęczyną mi ugnieść.Wy, chłopcy, ruszajcie sobie do diabła, pohulać z dziewkami w cze-ladnej, bo nic tu po was, a dwóch niech zaniesie atamana.Bierzciego.Ot, tak.Ruszajcieże, do licha, czego stoicie? Domu mi pilnować- ja sam będę doglądał.Dwóch semenów poniosło Bohuna do przyległej izby, reszta wy-szła z sieni.Zagłoba zbliżył się do Heleny i mrugając mocno okiem,rzekł szybko a cicho:- Jam przyjaciel pana Skrzetuskiego, nie bój się.Odprowadz jenospać swojego proroka i czekaj na mnie.To rzekłszy wyszedł do izby, w której dwóch esaułów złożyło nasofie tureckiej Bohuna.Wnet wysłał ich po chleb i pajęczynę, a gdyje przyniesiono z czeladnej, zajął się opatrunkiem młodego atamanaz całą biegłością, jaką wówczas każdy szlachcic posiadał, a której na-bywał sklejając łby porozbijane w pojedynkach lub na sejmikach.- A powiedzcie też semenom - rzekł do esaułów - że jutro ata-man zdrów będzie jak ryba, żeby się zaś o niego nie troszczyli.256 Ogniem i Mieczem - t.1Oberwał, bo oberwał, ale gracko się spisał i jutro jego wesele, chociażi bez popa.Jeśli jest w domu piwniczka, to sobie możecie pozwolić.Ot, już i ranki przewiązane.Idzcie teraz, by ataman miał spokój.Esaułowie ruszyli ku drzwiom.- A nie wypijcie tam całej piwnicy! - rzekł jeszcze pan Zagłoba.I siadłszy przy wezgłowiu watażki, wpatrzył się w niego uważnie.- No, czort cię nie wezmie od tych ran, chociażeś dostał dobrze.Ze dwa dni ni ręką, ni nogą nie ruszysz - mruczał sam do siebie, pa-trząc na bladą twarz i zamknięte oczy Kozaka.- Szabla nie chciałakatu krzywdy zrobić, boś ty jego własność i od niego się nie wy-winiesz.Gdy cię powieszą, diabeł zrobi z ciebie kukłę dla swoichdzieci, boś gładki.Nie, braciszku, pijesz ty dobrze, ale ze mną dłużejnie będziesz pił.Szukaj ty sobie kompanii między rakarzami, bowidzę, że lubisz dusić, ale ja nie będę z tobą szlacheckich dworów ponocach napadał.Niech ci kat świeci! niech ci świeci!Bohun jęknął z cicha.- O, jęcz, o, wzdychaj! Jutro będziesz lepiej wzdychał.Poczekaj-że, tatarska duszo, kniaziówny ci się zachciało? Ba, nie dziwię ci się,dziewka specjał,ale jeśli ty go pokosztujesz, to niech mój dowcip psizjedzą.Pierwej mi też włosy na dłoni wyrosną.Gwar zmieszanych głosów doszedł z majdanu do uszu panaZagłoby.- Aha, pewnie się już do piwniczki dobrali - mruknął.- Popijciesię jak bąki, żeby się wam dobrze spało, już ja będę czuwał za waswszystkich, choć nie wiem, jeżeli radzi jutro z tego będziecie.To rzekłszy wstał zobaczyć, azali i rzeczywiście mołojcy zabralijuż znajomość z kniaziowską piwnicą, i wszedł naprzód do sieni.Sień wyglądała strasznie.Na środku leżały sztywne już ciała Sy-meona i Mikołaja, a w kącie trup kniahini w postawie siedząceji skulonej, tak jak ją przygniotły kolana mołojców.Oczy jej byłyotwarte, zęby wyszczerzone.Ogień palący się w grubach napeł-niał całą sień mdłym światłem drgającym na kałużach krwi; głąb257 Henryk Sienkiewiczmroczyła się cieniem.Pan Zagłoba zbliżył się do kniahini, zoba-czyć, czy nie oddycha jeszcze, i położył jej rękę na twarzy, ale twarzta była już zimna - więc wyszedł pośpiesznie na majdan, bo gow tej izbie strach brał.Na majdanie Kozacy zaczęli już hulan-kę.Ognie były porozpalane, a przy ich blasku ujrzał pan Zagłobastojące beczki miodu, wina i gorzałki z poodbijanymi górnymidnami.Kozacy czerpali z nich jak u studni i pili na śmierć.Inni,rozgrzani już trunkiem, gonili się za mołodyciami z czeladnej,z których jedne, zdjęte strachem, szamotały się lub uciekały naoślep, skacząc przez ogień; inne wśród wybuchów śmiechu i wrza-sków pozwalały chwytać się i ciągnąć do beczek lub do ognisk,przy których tańczono kozaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl