[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przeprowadzka? To jasne, że musiałem to zrobić.Niemogły z Emmą zostać w mieszkaniu Brady ego, skorodrań, za którego wyszła, wie, gdzie mieszkają, i wkażdym momencie może się tam zjawić.Oczywiście tonic nie znaczy, nie robimy tego na stałe.Mieszkanienawet nie jest moje, tylko je wynajmuję; nie zostanę tuwiecznie.Gdy będzie po wszystkim, dziewczyny wrócądo siebie, a ja przejdę do kolejnego zadania.Jestemkomandosem: chronienie ludzi to moja praca,niezależnie od tego, kim są.W żadnym wypadku niepotrzebna mi kobieta zdzieckiem; zresztą niedługo na pewno pożałuję, żepozwoliłem im się wprowadzić.Lubię być sam.Przywykłem do samotności i do tego, że nie muszę sięnikomu spowiadać, więc jeśli już, obecność Gwen iEmmy z całym tym różowym dziadostwem, którymzawaliły mi chałupę, ułatwi mi pózniej odejście.Jasne, mów sobie tak dalej. Naprawdę musiałaś zabierać ze sobą wszystkie lalkiBarbie razem z ubrankami? pytam Emmę, któraukłada lalki w rzędzie na kanapie. Nie mogłam ich zostawić, bo byłoby im smutnosamym tłumaczy mała, wyciągając ostatnią lalkę ztorby i kładąc ją na stoliku, z dala od pozostałych. Czy jest jakiś powód, dla którego ta lalka jestprzyklejona taśmą do swojego krzesełka? pyta Gwen,wchodząc do salonu po kolejnym telefonie do Ellie.Ellie uparła się, żeby Gwen po nią nie przyjeżdżała.Mówiła, że boi się o jej bezpieczeństwo i nie chce, żebyGwen przyjeżdżała do hotelu, w którym się zatrzymała,na wypadek gdyby miał wrócić William.Mnie toodpowiadało.Zresztą i tak nie pozwoliłbym Gwenjechać samej.Patrzę na Gwen i udaję, że wcale nie jest mi miło miećją u siebie w domu. To guwernantka, mamo.Chcieliśmy z panemAustinem zmusić ją do mówienia wyjaśnia Emma.Gwen patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem, a japarskam śmiechem. Rebeliantka, smarku.Ale zgadza się, Barbieprzeholowała i musieliśmy się uciec do wyjątkowychśrodków.Gwen kręci głową.Idę do kuchni i skinieniem głowydaję jej znak, żeby poszła ze mną. Zaraz wracamy, smarku.Przyciśnij tę Barbie i daj miznać, czy puściła parę z ust.W kuchni, gdzie Emma nie może nas już słyszeć, pytamo Ellie. Co się dzieje?Gwen wzdycha i siada przy stole. Wciąż nie chce, żebym po nią przyjechała.Obiecała,że przeniesie się do innego hotelu i stamtąd zadzwoni.Kazałam jej się upewnić, że nikt jej nie śledzi: jechaćbocznymi ulicami, skręcać nie tam, gdzie trzeba, ikontrolować w lusterku, czy nikt za nią nie jedzie.Powinna zadzwonić lada moment.Jadę po nią, czy tegochce, czy nie.Zaplatam przed sobą ręce i patrzę na nią. Nigdzie nie jedziesz.Kiedy zadzwoni, ja po niąpojadę.Gwen otwiera usta, żeby zaprotestować, ale unoszę rękę. Nawet o tym nie myśl, skarbie.Nie ma mowy.Niepozwolę ci jechać nigdzie samej, skoro istniejemożliwość, że ten drań tam będzie.Teraz nie wie, gdziejesteś, i niech tak zostanie.Gwen prycha, ale dzięki Bogu już się nie sprzeciwia.Pół godziny pózniej, gdy mój salon zdążył się jużzamienić w pieprzony dom dla lalek, dzwoni Ellie.Dojechała do innego hotelu i zapewnia Gwen, że nikt zanią nie jechał.Zabraniam stanowczo Gwen otwieraćkomukolwiek drzwi, na co ona odpowiadasarkastycznie, że nie jest przecież głupia.Zamyka zamną, a ja jadę po Ellie.Po drodze dzwonię do znajomego z Nowego Jorku. Cześć, Mark.Mówi Austin Conrad. A niech mnie, kopę lat! Jak to możliwe, że do mniedzwonisz? Nie powinieneś być na jakimś zadupiu iratować świat jak na prawdziwego twardziela przystało? pyta Mark.Chodziliśmy razem do ogólniaka i nadal utrzymujemyze sobą kontakt, wymieniając się przysługami. Pomagam kumplowi w Nashville.Byłbymwdzięczny, gdybyś sprawdził dla mnie jednego gościa,nazywa się William Stratford.Jest lekarzem w NowymJorku wyjaśniam. Tak, znam go.To znaczy słyszałem o nim.Nieobracamy się raczej w tych samych kręgach parskaMark. Stratford to jakaś szycha w szpitalu MountSinai.Daje mnóstwo kasy na cele dobroczynne, co rokuwspiera hojnym datkiem bal policjanta.Dobry człowiek,wszyscy go kochają.Jak tak dalej pójdzie, chybazostanie świętym.Cudownie.Po prostu, kurwa, cudownie.Gnój wszystkichomotał. Masz kogoś w wydziale miejskim policji wNashville? pytam. Tak.Współpracowałem z nimi kilka razy.A co?Namyślam się przez chwilę, bo nie wiem, ilepowinienem powiedzieć Markowi.Mam do niegozaufanie, ale nie chcę, żeby się wydało, że rozpytuję oWilliama, bo drań mógłby się o tym dowiedzieć i sięspłoszyć.Jeśli zniknie, nie będę mógł obić mu mordy. Chciałbym, żebyś do nich zadzwonił i poprosił, żebyodnalezli Stratforda.Powiedz, że to nic takiego, żechcecie tylko zadać mu kilka pytań czy coś.Nieobchodzi mnie, co im powiesz, byle zadziałało.Mark milczy dłuższą chwilę. Co jest grane, Austin? Skąd wiesz, że Stratford jest wNashville? Długo by opowiadać.Przyrzekam, że jak będę mógł,wszystko ci wyjaśnię.Obiecaj mi tylko, że to zrobisz.Mark wzdycha, a ja zajeżdżam na parking przed hotelemEllie. W porządku, nie ma problemu.Ale pewnie mi się zato oberwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.A przeprowadzka? To jasne, że musiałem to zrobić.Niemogły z Emmą zostać w mieszkaniu Brady ego, skorodrań, za którego wyszła, wie, gdzie mieszkają, i wkażdym momencie może się tam zjawić.Oczywiście tonic nie znaczy, nie robimy tego na stałe.Mieszkanienawet nie jest moje, tylko je wynajmuję; nie zostanę tuwiecznie.Gdy będzie po wszystkim, dziewczyny wrócądo siebie, a ja przejdę do kolejnego zadania.Jestemkomandosem: chronienie ludzi to moja praca,niezależnie od tego, kim są.W żadnym wypadku niepotrzebna mi kobieta zdzieckiem; zresztą niedługo na pewno pożałuję, żepozwoliłem im się wprowadzić.Lubię być sam.Przywykłem do samotności i do tego, że nie muszę sięnikomu spowiadać, więc jeśli już, obecność Gwen iEmmy z całym tym różowym dziadostwem, którymzawaliły mi chałupę, ułatwi mi pózniej odejście.Jasne, mów sobie tak dalej. Naprawdę musiałaś zabierać ze sobą wszystkie lalkiBarbie razem z ubrankami? pytam Emmę, któraukłada lalki w rzędzie na kanapie. Nie mogłam ich zostawić, bo byłoby im smutnosamym tłumaczy mała, wyciągając ostatnią lalkę ztorby i kładąc ją na stoliku, z dala od pozostałych. Czy jest jakiś powód, dla którego ta lalka jestprzyklejona taśmą do swojego krzesełka? pyta Gwen,wchodząc do salonu po kolejnym telefonie do Ellie.Ellie uparła się, żeby Gwen po nią nie przyjeżdżała.Mówiła, że boi się o jej bezpieczeństwo i nie chce, żebyGwen przyjeżdżała do hotelu, w którym się zatrzymała,na wypadek gdyby miał wrócić William.Mnie toodpowiadało.Zresztą i tak nie pozwoliłbym Gwenjechać samej.Patrzę na Gwen i udaję, że wcale nie jest mi miło miećją u siebie w domu. To guwernantka, mamo.Chcieliśmy z panemAustinem zmusić ją do mówienia wyjaśnia Emma.Gwen patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem, a japarskam śmiechem. Rebeliantka, smarku.Ale zgadza się, Barbieprzeholowała i musieliśmy się uciec do wyjątkowychśrodków.Gwen kręci głową.Idę do kuchni i skinieniem głowydaję jej znak, żeby poszła ze mną. Zaraz wracamy, smarku.Przyciśnij tę Barbie i daj miznać, czy puściła parę z ust.W kuchni, gdzie Emma nie może nas już słyszeć, pytamo Ellie. Co się dzieje?Gwen wzdycha i siada przy stole. Wciąż nie chce, żebym po nią przyjechała.Obiecała,że przeniesie się do innego hotelu i stamtąd zadzwoni.Kazałam jej się upewnić, że nikt jej nie śledzi: jechaćbocznymi ulicami, skręcać nie tam, gdzie trzeba, ikontrolować w lusterku, czy nikt za nią nie jedzie.Powinna zadzwonić lada moment.Jadę po nią, czy tegochce, czy nie.Zaplatam przed sobą ręce i patrzę na nią. Nigdzie nie jedziesz.Kiedy zadzwoni, ja po niąpojadę.Gwen otwiera usta, żeby zaprotestować, ale unoszę rękę. Nawet o tym nie myśl, skarbie.Nie ma mowy.Niepozwolę ci jechać nigdzie samej, skoro istniejemożliwość, że ten drań tam będzie.Teraz nie wie, gdziejesteś, i niech tak zostanie.Gwen prycha, ale dzięki Bogu już się nie sprzeciwia.Pół godziny pózniej, gdy mój salon zdążył się jużzamienić w pieprzony dom dla lalek, dzwoni Ellie.Dojechała do innego hotelu i zapewnia Gwen, że nikt zanią nie jechał.Zabraniam stanowczo Gwen otwieraćkomukolwiek drzwi, na co ona odpowiadasarkastycznie, że nie jest przecież głupia.Zamyka zamną, a ja jadę po Ellie.Po drodze dzwonię do znajomego z Nowego Jorku. Cześć, Mark.Mówi Austin Conrad. A niech mnie, kopę lat! Jak to możliwe, że do mniedzwonisz? Nie powinieneś być na jakimś zadupiu iratować świat jak na prawdziwego twardziela przystało? pyta Mark.Chodziliśmy razem do ogólniaka i nadal utrzymujemyze sobą kontakt, wymieniając się przysługami. Pomagam kumplowi w Nashville.Byłbymwdzięczny, gdybyś sprawdził dla mnie jednego gościa,nazywa się William Stratford.Jest lekarzem w NowymJorku wyjaśniam. Tak, znam go.To znaczy słyszałem o nim.Nieobracamy się raczej w tych samych kręgach parskaMark. Stratford to jakaś szycha w szpitalu MountSinai.Daje mnóstwo kasy na cele dobroczynne, co rokuwspiera hojnym datkiem bal policjanta.Dobry człowiek,wszyscy go kochają.Jak tak dalej pójdzie, chybazostanie świętym.Cudownie.Po prostu, kurwa, cudownie.Gnój wszystkichomotał. Masz kogoś w wydziale miejskim policji wNashville? pytam. Tak.Współpracowałem z nimi kilka razy.A co?Namyślam się przez chwilę, bo nie wiem, ilepowinienem powiedzieć Markowi.Mam do niegozaufanie, ale nie chcę, żeby się wydało, że rozpytuję oWilliama, bo drań mógłby się o tym dowiedzieć i sięspłoszyć.Jeśli zniknie, nie będę mógł obić mu mordy. Chciałbym, żebyś do nich zadzwonił i poprosił, żebyodnalezli Stratforda.Powiedz, że to nic takiego, żechcecie tylko zadać mu kilka pytań czy coś.Nieobchodzi mnie, co im powiesz, byle zadziałało.Mark milczy dłuższą chwilę. Co jest grane, Austin? Skąd wiesz, że Stratford jest wNashville? Długo by opowiadać.Przyrzekam, że jak będę mógł,wszystko ci wyjaśnię.Obiecaj mi tylko, że to zrobisz.Mark wzdycha, a ja zajeżdżam na parking przed hotelemEllie. W porządku, nie ma problemu.Ale pewnie mi się zato oberwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]