[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwilami pieśń i muzyka milkły, a wówczas słychać było łopot chorągwi, tętent i parska-nie koni i skrzypienie wozów taborowych podobne do krzyku łabędzi lub żurawi.Na czele, pod wielką chorągwią malinową i pod buńczukiem, jechał Chmielnicki przybra-ny w czerwień, na białym koniu, z pozłocistą buławą w ręku.Cały tabor poruszał się z wolna i ciągnął na północ pokrywając jak grozna fala rzeczki,dąbrowy i mogiły, napełniając szumem i gwarem pustosz stepową.A od Czehryna z północnego krańca pustyni, płynęła przeciw tej fali inna fala wojsk ko-ronnych pod wodzą młodego Potockiego.Tu Zaporożcy i Tatarzy szli jakoby na wesele, zpieśnią radosną na ustach; tam poważna husaria postępowała w posępnym milczeniu, idącniechętnie na tę walkę bez sławy.Tu pod malinową chorągwią stary, doświadczony wódzpotrząsał groznie buławą, jakby pewien zwycięstwa i zemsty; tam na czele jechał młodzieniecz twarzą zamyśloną, jakby świadom swych smutnych a bliskich przeznaczeń.Dzieliła ich jeszcze wielka przestrzeń stepu.Chmielnicki nie spieszył się.Liczył bowiem, że im bardziej pogrąży się młody Potocki wpustynię, im dalej odsunie się od obu hetmanów, tym łatwiej będzie mógł być pokonany.Atymczasem coraz nowi zbiegowie z Czehryna, Powołoczy i wszystkich brzegowych miastukraińskich zwiększali codziennie siły zaporoskie przynosząc zarazem wieści z przeciwnegoobozu.Dowiedział się z nich Chmielnicki, że stary hetman wysłał syna z dwoma tylko tysią-cami jazdy lądem8, a zaś sześć tysięcy semenów i tysiąc niemieckiej piechoty bajdakamiDnieprem.Obie te siły miały rozkaz stałą z sobą utrzymać łączność, ale rozkaz został jużpierwszego dnia złamany, bo bajdaki, porwane bystrym prądem Dnieprowym, wyprzedziłyznacznie husarię idącą brzegiem, której pochód opózniały niezmiernie przeprawy przezwszystkie rzeczki wpadające do Dniepru.Chmielnicki więc pragnąc, by ten rozdział powiększył się jeszcze bardziej, nie śpieszył się.Trzeciego dnia pochodu zaległ taborem koło Komyszej Wody i odpoczywał.Tymczasem podjazdy Tuhaj-beja sprowadziły języka.Było to dwóch dragonów, którzy za-raz za Czehrynem zbiegli z taboru Potockiego.Pędząc dzień i noc zdołali znacznie wyprze-dzić swój obóz.Stawiono ich natychmiast przed Chmielnickim.Opowiadania ich potwierdziły to, co było już Chmielnickiemu wiadome o siłach młodegoStefana Potockiego; natomiast przynieśli mu nową wiadomość, że przywódcami semenów,płynących wraz z piechotą niemiecką na bajdakach, byli stary Barabasz i Krzeczowski.Usłyszawszy to ostatnie nazwisko Chmielnicki porwał się na równe nogi. Krzeczowski? pułkownik regestrowych perejasławskich? On sam, jaśnie wielmożny hetmanie! odpowiedzieli dragoni.Chmielnicki zwrócił się do otaczających go pułkowników. W pochód! zakomenderował grzmiącym głosem.8yródła rusińskie, np.Samoił Weliczko, podają liczbę wojsk koronnych na 22 000.Cyfra to oczywiście fałszy-wa.94W niespełna godzinę pózniej tabor ruszył naprzód, chociaż słońce już zachodziło i noc nieobiecywała być pogodną.Jakieś straszne, rude chmurzyska porozwalały się na zachodniejstronie nieba, podobne do smoków, do lewiatanów, i zbliżały się ku sobie, jakby chcąc sto-czyć walkę.Tabor posuwał się w lewo, ku brzegowi Dniepru.Szli teraz cicho, bez pieśni, bez bicia wkotły, w litaury, i szybko, o ile pozwalały im trawy, tak bujne w swej okolicy, że pogrążone wnich pułki chwilami traciły się z oczu, a różnobarwne chorągwie zdawały się same płynąć postepie.Jazda torowała drogę wozom i piechocie, które postępując z trudnością, wkrótce pozo-stały znacznie w tyle.Tymczasem noc pokryła stepy.Ogromny czerwony księżyc wytoczył sięz wolna na niebo, ale przesłaniany co chwila chmurami, rozpalał się i gasł jak lampa tłumionapowiewami wiatru.Było już dobrze z północy, gdy oczom Kozaków i Tatarów ukazały się czarne, olbrzymiemasy odrzynające się wyraznie na ciemnym tle nieba.Były to mury Kudaku.Podjazdy zakryte ciemnością zbliżyły się pod zamek tak ostrożnie i cicho, jak wilcy lubptactwo nocne.A nuż można by ubiec niespodzianie senną fortecę!Ale nagła błyskawica na wałach rozdarła ciemności, huk straszliwy wstrząsnął skałamiDniepru i kula ognista zatoczywszy jaskrawy łuk na niebie upadła w trawy stepowe.To posępny cyklop Grodzicki dawał znać, że czuwa. Pies jednooki! mruknął do Tuhaj-beja Chmielnicki widzi w nocy.Kozacy pominęli zamek o którego wzięciu w chwili, gdy przeciw nim samym ciągnęływojska koronne, nie mogli myśleć i ruszyli dalej.Ale pan Grodzicki walił za nimi z dział, ażsię mury zamkowe trzęsły, nie tyle, by im szkody przyczynić, gdyż przechodzili w znacznejodległości, ale aby ostrzec wojska nadpływające Dnieprem, które mogły znajdować się jużniedaleko.Przede wszystkim jednak huk dział kudackich odbił się w sercu i uszach pana Skrzetuskie-go.Młody rycerz, prowadzony z rozkazu Chmiela z taborem kozackim, drugiego dnia zacho-rował ciężko.W walce na Chortycy nie otrzymał on wprawdzie żadnej śmiertelnej rany, aleutracił tyle krwi, że niewiele w nim życia zostało.Rany jego, opatrzone po kozacku przezstarego kantarzeja, otworzyły się, owładnęła nim gorączka i nocy owej leżał wpółprzytomnyna kozackiej teledze, nie wiedząc o świecie bożym.Zbudziły go dopiero działa kudackie.Roztworzył oczy, podniósł się na wozie i począł rozglądać się naokoło.Kozacki tabor prze-mykał się w ciemnościach jak korowód mar, a zamek huczał i świecił różowymi dymami;kule ogniste podskakiwały po stepie charkocząc i warcząc jak psy rozzłoszczone, więc na tenwidok taka żałość, taka tęsknota ogarnęły pana Skrzetuskiego, że gotów był i umrzeć zaraz,byle choć duszą ulecieć do swoich.Wojna! wojna! a oto on w obozie wrogów, bezbronny,chory, z woza nie mogący się podnieść.Rzeczpospolita w niebezpieczeństwie, on zaś nie lecijej ratować! A tam, w Aubniach, wojska pewno już ruszają.Książę z błyskawicami w oczachlata przed szeregami, a w którą stronę buławą skinie, tam wnet trzysta kopii jakby trzystagromów uderzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Chwilami pieśń i muzyka milkły, a wówczas słychać było łopot chorągwi, tętent i parska-nie koni i skrzypienie wozów taborowych podobne do krzyku łabędzi lub żurawi.Na czele, pod wielką chorągwią malinową i pod buńczukiem, jechał Chmielnicki przybra-ny w czerwień, na białym koniu, z pozłocistą buławą w ręku.Cały tabor poruszał się z wolna i ciągnął na północ pokrywając jak grozna fala rzeczki,dąbrowy i mogiły, napełniając szumem i gwarem pustosz stepową.A od Czehryna z północnego krańca pustyni, płynęła przeciw tej fali inna fala wojsk ko-ronnych pod wodzą młodego Potockiego.Tu Zaporożcy i Tatarzy szli jakoby na wesele, zpieśnią radosną na ustach; tam poważna husaria postępowała w posępnym milczeniu, idącniechętnie na tę walkę bez sławy.Tu pod malinową chorągwią stary, doświadczony wódzpotrząsał groznie buławą, jakby pewien zwycięstwa i zemsty; tam na czele jechał młodzieniecz twarzą zamyśloną, jakby świadom swych smutnych a bliskich przeznaczeń.Dzieliła ich jeszcze wielka przestrzeń stepu.Chmielnicki nie spieszył się.Liczył bowiem, że im bardziej pogrąży się młody Potocki wpustynię, im dalej odsunie się od obu hetmanów, tym łatwiej będzie mógł być pokonany.Atymczasem coraz nowi zbiegowie z Czehryna, Powołoczy i wszystkich brzegowych miastukraińskich zwiększali codziennie siły zaporoskie przynosząc zarazem wieści z przeciwnegoobozu.Dowiedział się z nich Chmielnicki, że stary hetman wysłał syna z dwoma tylko tysią-cami jazdy lądem8, a zaś sześć tysięcy semenów i tysiąc niemieckiej piechoty bajdakamiDnieprem.Obie te siły miały rozkaz stałą z sobą utrzymać łączność, ale rozkaz został jużpierwszego dnia złamany, bo bajdaki, porwane bystrym prądem Dnieprowym, wyprzedziłyznacznie husarię idącą brzegiem, której pochód opózniały niezmiernie przeprawy przezwszystkie rzeczki wpadające do Dniepru.Chmielnicki więc pragnąc, by ten rozdział powiększył się jeszcze bardziej, nie śpieszył się.Trzeciego dnia pochodu zaległ taborem koło Komyszej Wody i odpoczywał.Tymczasem podjazdy Tuhaj-beja sprowadziły języka.Było to dwóch dragonów, którzy za-raz za Czehrynem zbiegli z taboru Potockiego.Pędząc dzień i noc zdołali znacznie wyprze-dzić swój obóz.Stawiono ich natychmiast przed Chmielnickim.Opowiadania ich potwierdziły to, co było już Chmielnickiemu wiadome o siłach młodegoStefana Potockiego; natomiast przynieśli mu nową wiadomość, że przywódcami semenów,płynących wraz z piechotą niemiecką na bajdakach, byli stary Barabasz i Krzeczowski.Usłyszawszy to ostatnie nazwisko Chmielnicki porwał się na równe nogi. Krzeczowski? pułkownik regestrowych perejasławskich? On sam, jaśnie wielmożny hetmanie! odpowiedzieli dragoni.Chmielnicki zwrócił się do otaczających go pułkowników. W pochód! zakomenderował grzmiącym głosem.8yródła rusińskie, np.Samoił Weliczko, podają liczbę wojsk koronnych na 22 000.Cyfra to oczywiście fałszy-wa.94W niespełna godzinę pózniej tabor ruszył naprzód, chociaż słońce już zachodziło i noc nieobiecywała być pogodną.Jakieś straszne, rude chmurzyska porozwalały się na zachodniejstronie nieba, podobne do smoków, do lewiatanów, i zbliżały się ku sobie, jakby chcąc sto-czyć walkę.Tabor posuwał się w lewo, ku brzegowi Dniepru.Szli teraz cicho, bez pieśni, bez bicia wkotły, w litaury, i szybko, o ile pozwalały im trawy, tak bujne w swej okolicy, że pogrążone wnich pułki chwilami traciły się z oczu, a różnobarwne chorągwie zdawały się same płynąć postepie.Jazda torowała drogę wozom i piechocie, które postępując z trudnością, wkrótce pozo-stały znacznie w tyle.Tymczasem noc pokryła stepy.Ogromny czerwony księżyc wytoczył sięz wolna na niebo, ale przesłaniany co chwila chmurami, rozpalał się i gasł jak lampa tłumionapowiewami wiatru.Było już dobrze z północy, gdy oczom Kozaków i Tatarów ukazały się czarne, olbrzymiemasy odrzynające się wyraznie na ciemnym tle nieba.Były to mury Kudaku.Podjazdy zakryte ciemnością zbliżyły się pod zamek tak ostrożnie i cicho, jak wilcy lubptactwo nocne.A nuż można by ubiec niespodzianie senną fortecę!Ale nagła błyskawica na wałach rozdarła ciemności, huk straszliwy wstrząsnął skałamiDniepru i kula ognista zatoczywszy jaskrawy łuk na niebie upadła w trawy stepowe.To posępny cyklop Grodzicki dawał znać, że czuwa. Pies jednooki! mruknął do Tuhaj-beja Chmielnicki widzi w nocy.Kozacy pominęli zamek o którego wzięciu w chwili, gdy przeciw nim samym ciągnęływojska koronne, nie mogli myśleć i ruszyli dalej.Ale pan Grodzicki walił za nimi z dział, ażsię mury zamkowe trzęsły, nie tyle, by im szkody przyczynić, gdyż przechodzili w znacznejodległości, ale aby ostrzec wojska nadpływające Dnieprem, które mogły znajdować się jużniedaleko.Przede wszystkim jednak huk dział kudackich odbił się w sercu i uszach pana Skrzetuskie-go.Młody rycerz, prowadzony z rozkazu Chmiela z taborem kozackim, drugiego dnia zacho-rował ciężko.W walce na Chortycy nie otrzymał on wprawdzie żadnej śmiertelnej rany, aleutracił tyle krwi, że niewiele w nim życia zostało.Rany jego, opatrzone po kozacku przezstarego kantarzeja, otworzyły się, owładnęła nim gorączka i nocy owej leżał wpółprzytomnyna kozackiej teledze, nie wiedząc o świecie bożym.Zbudziły go dopiero działa kudackie.Roztworzył oczy, podniósł się na wozie i począł rozglądać się naokoło.Kozacki tabor prze-mykał się w ciemnościach jak korowód mar, a zamek huczał i świecił różowymi dymami;kule ogniste podskakiwały po stepie charkocząc i warcząc jak psy rozzłoszczone, więc na tenwidok taka żałość, taka tęsknota ogarnęły pana Skrzetuskiego, że gotów był i umrzeć zaraz,byle choć duszą ulecieć do swoich.Wojna! wojna! a oto on w obozie wrogów, bezbronny,chory, z woza nie mogący się podnieść.Rzeczpospolita w niebezpieczeństwie, on zaś nie lecijej ratować! A tam, w Aubniach, wojska pewno już ruszają.Książę z błyskawicami w oczachlata przed szeregami, a w którą stronę buławą skinie, tam wnet trzysta kopii jakby trzystagromów uderzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]