[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Akt już podpisany i przez posłów, i przez Karola.Starosta począł kiwać głową, wreszcie zwrócił się do Kmicica:- Patrz! - rzekł - i ty jeszcze myślisz, że znajdzie się ów, któryduszy swej nie oszczędzi dla miłości prawdy?Kmicic szarpać począł włosy w czuprynie.- Desperacja! desperacja - powtarzał w uniesieniu.A pan Szczebrzycki mówił dalej:- Prawią też, że te resztki wojska, które przy panu hetmaniePotockim się znajdują, już wypowiadają posłuszeństwo i do Szweda156Potop t.2chcą iść.Hetman podobno zdrowia i życia między nimi niepewien,musi uczynić, co zechcą.- Rokosz sieją, a utrapieni i boleść odmierzą - rzekł starosta.-Kto chce pokutować za grzechy, temu czas!Lecz Kmicic nie mógł już słuchać dłużej ani proroctw, ani no-win; chciał jak najprędzej siąść na koń i na wietrze głowę ochłodzić.Zerwał się więc i począł żegnać starostę.- A dokąd to tak spieszno? - zapytał go starzec.- Do Częstochowy, bom też grzesznik!- Tedy nie zatrzymuję, chociaż rad bym ugościć, ale to sprawapilniejsza, bo dzień sądu niedaleko.Kmicic wyszedł, a za nim wyszła panna chcąc w zastępstwieojca honory odjeżdżającemu uczynić, bo starosta na nogi juższwankował.- Ostawaj w dobrym zdrowiu, panienko - rzekł Kmicic - niewiesz, jakom ci życzliwy!- Jeśliś mi waćpan życzliwy - odrzekła na to panna - to uczyńżemi jedną przysługę.Waćpan jedziesz do Częstochowy.oto czerwo-ny złoty.wez go, proszę, i oddaj na mszę w kaplicy.- Na czyją intencję? - spytał Kmicic.Prorokini spuściła oczy, smutek oblał jej twarz, a jednocześniesłabe rumieńce wybiły na policzki i odrzekła cichym, do szmeruliści podobnym głosem:- Na intencję Andrzeja, aby go Bóg z grzesznej drogi nawrócił.Kmicic cofnął się dwa kroki, oczy wytrzeszczył i ze zdumieniaprzez chwilę nic przemówić nie mógł.- Na rany Chrystusa! - rzekł wreszcie - co to za dom? Gdzie jajestem?.Same proroctwa, wróżby i wskazówki.Waćpanna zwieszsię Oleńka i na intencję grzesznego Andrzeja na mszę dajesz?.Tonie może być prosty trafunek, to palec boży.to.to.jać oszaleję!.Na Boga, oszaleję!.- Co waćpanu jest?157Henryk SienkiewiczLecz on chwycił ją gwałtownie za ręce i począł nimi potrząsać.- Prorokujże mi dalej, mów do końca!.Jeżeli ów Andrzej sięnawróci i winy zmaże, zali Oleńka jemu wiary dochowa?.Mów,odpowiadaj, bo nie odjadę bez tego!.- Co waćpanu jest?- Zali Oleńka mu wiary dochowa? - powtarzał Kmicic.Pannie nagle łzy puściły się z oczu.- Do ostatniego tchnienia, do godziny śmierci! - odrzekła zełkaniem.Jeszcze nie dopowiedziała, a już Kmicic grzmotnął się jak, długijej do nóg.Chciała uciekać, nie puścił i całując jej stopy, powtarzał:- Jam także grzeszny Andrzej, który nawrócić się pragnie!.Ja mam także swoją Oleńkę umiłowaną.Niechże twój się nawróci,a moja mi wiary dochowa.Niech słowa twoje proroctwem będą.Balsam i nadzieję wlałaś mi do duszy strapionej.Bóg ci zapłać, Bógzapłać!Po czym zerwał się, siadł na koń i odjechał.158Potop t.2ROZDZIAA 11Słowa panny starościanki sochaczewskiej wielką napełniłypana Kmicica otuchą i przez trzy dni nie wychodziły mu z gło-wy.W dzień na koniu, w nocy na łożu rozmyślał o tym, co sięprzytrafiło, i zawsze dochodził do wniosku, że nie mógł to byćprosty przypadek, ale prędzej wskazówka boża i przepowiednia,że jeśli wytrwa, jeśli z dobrej drogi nie zejdzie, z tej właśnie, którąmu Oleńka ukazała, to dziewczyna mu wiary dochowa i dawnymafektem obdarzy. Bo jeśli starościanka - rozmyślał pan Kmicic - dochowuje ob-serwancji swojemu Andrzejowi, który dotąd poprawy nie zaczął,to i dla mnie, mającego szczerą intencję służenia ojczyznie, cnociei królowi, nie zagasła jeszcze nadzieja!Lecz z drugiej strony nie brakło panu Andrzejowi i umar-twień.Intencję szczerą miał, ale czy nie za pózno się z nią wybrał?Czy jeszcze była jakakolwiek droga, jakakolwiek sposobność?Rzeczpospolita z każdym dniem zdawała się być więcej pogrążonąi trudno było zamykać oczu na straszliwą prawdę, że nie masz dlaniej ratunku.Niczego sobie więcej nie życzył Kmicic, jak poczy-nać jakowąś robotę, lecz ludzi chętnych nie widział.Coraz nowepostacie, coraz nowe twarze przewijały się przed nim w czasiepodróży, ale ich widok, słuchanie ich rozmów i dyskusyj odbierałotylko resztę nadziei.159Henryk SienkiewiczJedni duszą i ciałem przeszli do szwedzkiego obozu, szukającw nim własnej prywaty; ci pili, hulali i weselili się jak na stypie,topiąc w kielichach i rozpuście wstyd i szlachecki honor.Drudzy rozprawiali w niepojętym zaślepieniu o potędze, jakąutworzy Rzeczpospolita w połączeniu ze Szwecją, pod berłempierwszego w świecie wojownika, i tacy byli najniebezpieczniejsi, boprzekonani szczerze, że orbis terrarum musi przed takim aliansemuchylić głowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Akt już podpisany i przez posłów, i przez Karola.Starosta począł kiwać głową, wreszcie zwrócił się do Kmicica:- Patrz! - rzekł - i ty jeszcze myślisz, że znajdzie się ów, któryduszy swej nie oszczędzi dla miłości prawdy?Kmicic szarpać począł włosy w czuprynie.- Desperacja! desperacja - powtarzał w uniesieniu.A pan Szczebrzycki mówił dalej:- Prawią też, że te resztki wojska, które przy panu hetmaniePotockim się znajdują, już wypowiadają posłuszeństwo i do Szweda156Potop t.2chcą iść.Hetman podobno zdrowia i życia między nimi niepewien,musi uczynić, co zechcą.- Rokosz sieją, a utrapieni i boleść odmierzą - rzekł starosta.-Kto chce pokutować za grzechy, temu czas!Lecz Kmicic nie mógł już słuchać dłużej ani proroctw, ani no-win; chciał jak najprędzej siąść na koń i na wietrze głowę ochłodzić.Zerwał się więc i począł żegnać starostę.- A dokąd to tak spieszno? - zapytał go starzec.- Do Częstochowy, bom też grzesznik!- Tedy nie zatrzymuję, chociaż rad bym ugościć, ale to sprawapilniejsza, bo dzień sądu niedaleko.Kmicic wyszedł, a za nim wyszła panna chcąc w zastępstwieojca honory odjeżdżającemu uczynić, bo starosta na nogi juższwankował.- Ostawaj w dobrym zdrowiu, panienko - rzekł Kmicic - niewiesz, jakom ci życzliwy!- Jeśliś mi waćpan życzliwy - odrzekła na to panna - to uczyńżemi jedną przysługę.Waćpan jedziesz do Częstochowy.oto czerwo-ny złoty.wez go, proszę, i oddaj na mszę w kaplicy.- Na czyją intencję? - spytał Kmicic.Prorokini spuściła oczy, smutek oblał jej twarz, a jednocześniesłabe rumieńce wybiły na policzki i odrzekła cichym, do szmeruliści podobnym głosem:- Na intencję Andrzeja, aby go Bóg z grzesznej drogi nawrócił.Kmicic cofnął się dwa kroki, oczy wytrzeszczył i ze zdumieniaprzez chwilę nic przemówić nie mógł.- Na rany Chrystusa! - rzekł wreszcie - co to za dom? Gdzie jajestem?.Same proroctwa, wróżby i wskazówki.Waćpanna zwieszsię Oleńka i na intencję grzesznego Andrzeja na mszę dajesz?.Tonie może być prosty trafunek, to palec boży.to.to.jać oszaleję!.Na Boga, oszaleję!.- Co waćpanu jest?157Henryk SienkiewiczLecz on chwycił ją gwałtownie za ręce i począł nimi potrząsać.- Prorokujże mi dalej, mów do końca!.Jeżeli ów Andrzej sięnawróci i winy zmaże, zali Oleńka jemu wiary dochowa?.Mów,odpowiadaj, bo nie odjadę bez tego!.- Co waćpanu jest?- Zali Oleńka mu wiary dochowa? - powtarzał Kmicic.Pannie nagle łzy puściły się z oczu.- Do ostatniego tchnienia, do godziny śmierci! - odrzekła zełkaniem.Jeszcze nie dopowiedziała, a już Kmicic grzmotnął się jak, długijej do nóg.Chciała uciekać, nie puścił i całując jej stopy, powtarzał:- Jam także grzeszny Andrzej, który nawrócić się pragnie!.Ja mam także swoją Oleńkę umiłowaną.Niechże twój się nawróci,a moja mi wiary dochowa.Niech słowa twoje proroctwem będą.Balsam i nadzieję wlałaś mi do duszy strapionej.Bóg ci zapłać, Bógzapłać!Po czym zerwał się, siadł na koń i odjechał.158Potop t.2ROZDZIAA 11Słowa panny starościanki sochaczewskiej wielką napełniłypana Kmicica otuchą i przez trzy dni nie wychodziły mu z gło-wy.W dzień na koniu, w nocy na łożu rozmyślał o tym, co sięprzytrafiło, i zawsze dochodził do wniosku, że nie mógł to byćprosty przypadek, ale prędzej wskazówka boża i przepowiednia,że jeśli wytrwa, jeśli z dobrej drogi nie zejdzie, z tej właśnie, którąmu Oleńka ukazała, to dziewczyna mu wiary dochowa i dawnymafektem obdarzy. Bo jeśli starościanka - rozmyślał pan Kmicic - dochowuje ob-serwancji swojemu Andrzejowi, który dotąd poprawy nie zaczął,to i dla mnie, mającego szczerą intencję służenia ojczyznie, cnociei królowi, nie zagasła jeszcze nadzieja!Lecz z drugiej strony nie brakło panu Andrzejowi i umar-twień.Intencję szczerą miał, ale czy nie za pózno się z nią wybrał?Czy jeszcze była jakakolwiek droga, jakakolwiek sposobność?Rzeczpospolita z każdym dniem zdawała się być więcej pogrążonąi trudno było zamykać oczu na straszliwą prawdę, że nie masz dlaniej ratunku.Niczego sobie więcej nie życzył Kmicic, jak poczy-nać jakowąś robotę, lecz ludzi chętnych nie widział.Coraz nowepostacie, coraz nowe twarze przewijały się przed nim w czasiepodróży, ale ich widok, słuchanie ich rozmów i dyskusyj odbierałotylko resztę nadziei.159Henryk SienkiewiczJedni duszą i ciałem przeszli do szwedzkiego obozu, szukającw nim własnej prywaty; ci pili, hulali i weselili się jak na stypie,topiąc w kielichach i rozpuście wstyd i szlachecki honor.Drudzy rozprawiali w niepojętym zaślepieniu o potędze, jakąutworzy Rzeczpospolita w połączeniu ze Szwecją, pod berłempierwszego w świecie wojownika, i tacy byli najniebezpieczniejsi, boprzekonani szczerze, że orbis terrarum musi przed takim aliansemuchylić głowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]