[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy Krzyżacy napadli zdradziecko na Pomorze, kraj chrześcijański, opinia Europy była tak tym faktem oburzona, że wielki mistrz, Zygfryd von Feuchtwangen, musiał umknąć z Wenecji do Malborka.W tym czasie zresztą toczyła się już sprawa przeciwko zakonowi templariuszy, co było dodatkową okolicznością do ucieczki.Nie wiadomo zresztą, czy Zygfryd Feuchtwangen, w sytuacji, gdy cała Europa trzęsła się od oskarżeń wysuwanych pod adresem templariuszy, był zachwycony faktem, że podlegli mu Krzyżacy zagarnęli chrześcijański kraj, Pomorze Gdańskie.W Prusach wówczas rządził mistrz krajowy, Henryk von Plotzke, człowiek okrutny i twardy, zwolennik twardej ręki.Nie wahał się on przed najnikczemniejszą zbrodnią, byle tylko zdobyć dla Zakonu nowe terytoria.Następca Feuchtwangena, wielki mistrz Karol z Trewiru, do tego stopnia popadł w konflikt ze zwolennikami Henryka von Plotzke, że w 1318 roku wyjechał z Malborka do posiadłości krzyżackich nad Ren i zrzekł się swej godności.Wprawdzie kapituła generalna tego zrzeczenia nie przyjęła i Karol z Trewiru sprawował swój urząd aż do 1324 roku, ale do Prus już nie wrócił.Następnym po Karolu z Trewiru wielkim mistrzem został właśnie Werner von Orseln.Z historii władomo, że w 1330 roku skłaniał się do układów z Władysławem Łokietkiem.I właśnie wtedy został zamordowany.- Zabito go pewnie z rozkazu Henryka von Plotzke - podchwycił Tell.- Henryk von Plotzke już wówczas nie żył.Zginął w roku 1320 podczas kolejnej wyprawy przeciw Żmudzi.Ale oczywiście żyła jego idea i jej zwolennicy, przekonani, że zamiast układów należy tylko stosować siłę.W tym czasie zresztą zakon krzyżacki bardzo się już zdemoralizował i zeświecczył.Zapomniano, że powołany został przecież do tego, aby krzewić i umacniać wiarę chrześcijańską.Jakiż sens miała wałka z chrześcijańskim królem, jakim był Władysław Łokietek? Zakon stał się najzwyklejszym państwem, rządzonym przez ludzi, którzy niewiele mieli wspólnego z religią, myśleli o coraz nowych podbojach i umacnianiu swej władzy.Ale ponieważ z tymi zamysłami nie mogli zbyt otwarcie występować, zaczęły wewnątrz Zakonu działać tak zwane sądy kapturowe.W jednej z wież schodzili się nocą rycerze zakonni w czarnych maskach na twarzy, aby nikt, nawet inni członkowie sądu kapturowego nie wiedzieli, kto do niego należy.Zakapturzeni mnisi-rycerze sądzili oskarżonych o zdradę najtajniejszych interesów Zakonu.Przez pojęcie zdrady rozumiano właśnie zbyt łagodną politykę w stosunku do wrogów.Jest rzeczą prawdopodobną, że taki właśnie sąd kapturowy odbył się również i nad Wernerem von Orselnem, którego oskarżono o chęć układów z Łokietkiem.Być możer także do uszu Krzyżaków doszła wieść, że Werner von Orseln zamierza zwrócić ocalałym z pogromu templariuszom w Szkocji skarb, jaki w swoim czasie powierzyli oni Krzyżakom.Tajne zamysły von Orselna zdradził członkom sądu kapturowego spowiednik wielkiego mistrza.Krzyżacy, nawykli do nieustannego łamania przysiąg i przyrzeczeń, oburzyli się na myśl, że Orseln mógłby zwrócić templariuszom ich bogactwa.Oczywiście, nie mieli pojęcia, gdzie skarb się znajduje.Lecz wydawało się im, że odnalezienie go będzie sprawą łatwą.Dlatego wydali na Orselna wyrok śmierci.Jak się taki wyrok odbywał? - opowiadałem.- Najpierw było tajne głosowanie.A gdy okazało się, że zapadł wyrok śmierci, wybierano przyszłego wykonawcę wyroku.Do specjalnego naczynia wrzucano tyle gałek, ilu było członków sądu kapturowego.Gałki z wyjątkiem jednej były białe.Kto wyciągnął czurną gałkę, musiał stać się wykonawcą wyroku.A ponieważ członkowie sądu kapturowego nosili na twarzy maski, nikt nie wiedział ani kto wydał wyrok śmierci, ani nie znał nazwiska mordercy, dopóki nie dokonał on zabójstwa.Później wszyscy członkowie sądu kapturowego mieli obowiązek bronić zabójcy przed karą.Moim zdaniem, rycerz Neudorf wyciągnął czarną gałkę.Zasztyletował wielkiego mistrza, wykonując wyrok sądu kapturowego.Jest rzeczą jasną, że po zabójstwie, aby ratować mordercę, członkowie sądu kapturowego, którzy zazwyczaj rekrutowali się z najwyższych władz Zakonu, wymyślili wersję o obłąkaniu brata Neudorfa.Nie doszło do układów z Łokietkiem, a w rok później, to jest w 1331 roku, ruszyła na Polskę wyprawa krzyżacka, zakończona bitwą pod Płowcami.- A skarb templariuszy? - spytała Ewa.- Orscln prawdopodobnie zabrał tajemnicę do grobu, choć wydaje mi się, że wielcy mistrzowie nie do końca posiadali tajemnicę tego skarbu.Nie przypuszczam, aby de Molay nie liczył się z tym, że Krzyżacy mogą mu kiedyś odmówić zwrotu depozytu.Zygfryd von Feuchtwangen dopomógł ukryć skarb w którymś ze swoich zamków, ale templariusze zrobili to tak zręcznie, że tylko oni znali do niego dostęp.Urwałem.Ewa chwyciła mnie za rękę i ścisnąwszy ją mocno, nakazała mi milczenie.Usłyszeliśmy tupot kroków i dwa cienie przemknęły przez kamienny podworzec zamku.Skryły się w mrocznym krużganku i znowu nastąpiła cisza.Na krótko zresztą.Po chwili doszedł naszych uszu powolny odgłos kroków, zbliżających się od strony Zamku Średniego.Nadchodził nocny dozorca.Szedł wolno z latarnią, kołyszącą mu się w ręku, rozglądał się na wszystkie strony.Ewa wciągnęła nas z powrotem do „pokutnej” izdebki, gdzie ciasno stłoczeni oczekiwaliśmy, aż nas minie.Po jakimś czasie ucichło echo jego oddalających się kroków.Wybiegliśmy na galeryjkę krużganku i spojrzeliśmy w dół.Ciekawiło nas, czy tajemnicze dwa cienie, które spłoszył dozorca, znowu pojawią się na podwórzu.Czekaliśmy dość długo z oddechem przytajonym w piersiach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Gdy Krzyżacy napadli zdradziecko na Pomorze, kraj chrześcijański, opinia Europy była tak tym faktem oburzona, że wielki mistrz, Zygfryd von Feuchtwangen, musiał umknąć z Wenecji do Malborka.W tym czasie zresztą toczyła się już sprawa przeciwko zakonowi templariuszy, co było dodatkową okolicznością do ucieczki.Nie wiadomo zresztą, czy Zygfryd Feuchtwangen, w sytuacji, gdy cała Europa trzęsła się od oskarżeń wysuwanych pod adresem templariuszy, był zachwycony faktem, że podlegli mu Krzyżacy zagarnęli chrześcijański kraj, Pomorze Gdańskie.W Prusach wówczas rządził mistrz krajowy, Henryk von Plotzke, człowiek okrutny i twardy, zwolennik twardej ręki.Nie wahał się on przed najnikczemniejszą zbrodnią, byle tylko zdobyć dla Zakonu nowe terytoria.Następca Feuchtwangena, wielki mistrz Karol z Trewiru, do tego stopnia popadł w konflikt ze zwolennikami Henryka von Plotzke, że w 1318 roku wyjechał z Malborka do posiadłości krzyżackich nad Ren i zrzekł się swej godności.Wprawdzie kapituła generalna tego zrzeczenia nie przyjęła i Karol z Trewiru sprawował swój urząd aż do 1324 roku, ale do Prus już nie wrócił.Następnym po Karolu z Trewiru wielkim mistrzem został właśnie Werner von Orseln.Z historii władomo, że w 1330 roku skłaniał się do układów z Władysławem Łokietkiem.I właśnie wtedy został zamordowany.- Zabito go pewnie z rozkazu Henryka von Plotzke - podchwycił Tell.- Henryk von Plotzke już wówczas nie żył.Zginął w roku 1320 podczas kolejnej wyprawy przeciw Żmudzi.Ale oczywiście żyła jego idea i jej zwolennicy, przekonani, że zamiast układów należy tylko stosować siłę.W tym czasie zresztą zakon krzyżacki bardzo się już zdemoralizował i zeświecczył.Zapomniano, że powołany został przecież do tego, aby krzewić i umacniać wiarę chrześcijańską.Jakiż sens miała wałka z chrześcijańskim królem, jakim był Władysław Łokietek? Zakon stał się najzwyklejszym państwem, rządzonym przez ludzi, którzy niewiele mieli wspólnego z religią, myśleli o coraz nowych podbojach i umacnianiu swej władzy.Ale ponieważ z tymi zamysłami nie mogli zbyt otwarcie występować, zaczęły wewnątrz Zakonu działać tak zwane sądy kapturowe.W jednej z wież schodzili się nocą rycerze zakonni w czarnych maskach na twarzy, aby nikt, nawet inni członkowie sądu kapturowego nie wiedzieli, kto do niego należy.Zakapturzeni mnisi-rycerze sądzili oskarżonych o zdradę najtajniejszych interesów Zakonu.Przez pojęcie zdrady rozumiano właśnie zbyt łagodną politykę w stosunku do wrogów.Jest rzeczą prawdopodobną, że taki właśnie sąd kapturowy odbył się również i nad Wernerem von Orselnem, którego oskarżono o chęć układów z Łokietkiem.Być możer także do uszu Krzyżaków doszła wieść, że Werner von Orseln zamierza zwrócić ocalałym z pogromu templariuszom w Szkocji skarb, jaki w swoim czasie powierzyli oni Krzyżakom.Tajne zamysły von Orselna zdradził członkom sądu kapturowego spowiednik wielkiego mistrza.Krzyżacy, nawykli do nieustannego łamania przysiąg i przyrzeczeń, oburzyli się na myśl, że Orseln mógłby zwrócić templariuszom ich bogactwa.Oczywiście, nie mieli pojęcia, gdzie skarb się znajduje.Lecz wydawało się im, że odnalezienie go będzie sprawą łatwą.Dlatego wydali na Orselna wyrok śmierci.Jak się taki wyrok odbywał? - opowiadałem.- Najpierw było tajne głosowanie.A gdy okazało się, że zapadł wyrok śmierci, wybierano przyszłego wykonawcę wyroku.Do specjalnego naczynia wrzucano tyle gałek, ilu było członków sądu kapturowego.Gałki z wyjątkiem jednej były białe.Kto wyciągnął czurną gałkę, musiał stać się wykonawcą wyroku.A ponieważ członkowie sądu kapturowego nosili na twarzy maski, nikt nie wiedział ani kto wydał wyrok śmierci, ani nie znał nazwiska mordercy, dopóki nie dokonał on zabójstwa.Później wszyscy członkowie sądu kapturowego mieli obowiązek bronić zabójcy przed karą.Moim zdaniem, rycerz Neudorf wyciągnął czarną gałkę.Zasztyletował wielkiego mistrza, wykonując wyrok sądu kapturowego.Jest rzeczą jasną, że po zabójstwie, aby ratować mordercę, członkowie sądu kapturowego, którzy zazwyczaj rekrutowali się z najwyższych władz Zakonu, wymyślili wersję o obłąkaniu brata Neudorfa.Nie doszło do układów z Łokietkiem, a w rok później, to jest w 1331 roku, ruszyła na Polskę wyprawa krzyżacka, zakończona bitwą pod Płowcami.- A skarb templariuszy? - spytała Ewa.- Orscln prawdopodobnie zabrał tajemnicę do grobu, choć wydaje mi się, że wielcy mistrzowie nie do końca posiadali tajemnicę tego skarbu.Nie przypuszczam, aby de Molay nie liczył się z tym, że Krzyżacy mogą mu kiedyś odmówić zwrotu depozytu.Zygfryd von Feuchtwangen dopomógł ukryć skarb w którymś ze swoich zamków, ale templariusze zrobili to tak zręcznie, że tylko oni znali do niego dostęp.Urwałem.Ewa chwyciła mnie za rękę i ścisnąwszy ją mocno, nakazała mi milczenie.Usłyszeliśmy tupot kroków i dwa cienie przemknęły przez kamienny podworzec zamku.Skryły się w mrocznym krużganku i znowu nastąpiła cisza.Na krótko zresztą.Po chwili doszedł naszych uszu powolny odgłos kroków, zbliżających się od strony Zamku Średniego.Nadchodził nocny dozorca.Szedł wolno z latarnią, kołyszącą mu się w ręku, rozglądał się na wszystkie strony.Ewa wciągnęła nas z powrotem do „pokutnej” izdebki, gdzie ciasno stłoczeni oczekiwaliśmy, aż nas minie.Po jakimś czasie ucichło echo jego oddalających się kroków.Wybiegliśmy na galeryjkę krużganku i spojrzeliśmy w dół.Ciekawiło nas, czy tajemnicze dwa cienie, które spłoszył dozorca, znowu pojawią się na podwórzu.Czekaliśmy dość długo z oddechem przytajonym w piersiach [ Pobierz całość w formacie PDF ]