[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Garść została.- Kto powiódł?- Pan Nowowiejski.- Piotrowicze zaś wyjechali do Krymu?- Już dawno.Ostały tylko dwie niewiasty i stary pan Nowowiejskiz nimi.- Gdzie Kryczyński?- Na drugiej stronie rzeki.Czeka!- Kto z nim jest?- Jest Adurowicz ze swoim ściahem.Obaj ci głową do strzemieniabiją, synu Tuhaj-bejowy, i pod rękę twoją się oddają - oni - i wszyscy,którzy jeszcze nie nadążyli.- Dobrze! - rzekł z ogniem w oczach Azja.- Leć do Kryczyńskiegonatychmiast i każ im, by zajmowali Raszków.380Pan Wołodyjowski- Wola twoja, panie!Po chwili Halim skoczył na konia i zniknął jak widmow tumanie.Straszny i złowrogi blask bił od twarzy Azji.Chwila stanowcza,chwila oczekiwana, chwila największego dla niego szczęścia - na-deszła.Serce biło mu jednak tak, że tchu mu brakło.Czas jakiśjechał w milczeniu koło Basi i dopiero gdy poczuł, że głos go niezawiedzie, zwrócił ku niej oczy niezgłębione a świetliste i rzekł:- Teraz mi rozmówić się szczerze z waszą miłością.- Słucham - odrzekła Basia patrząc na niego pilnie, jak gdybychciała czytać w jego zmienionej twarzy.381Henryk SienkiewiczRozdział XXXVIIIAzja przysunął swego konia do dzianeta Basi tak blisko, że nie-mal strzemieniem dotknął jej strzemienia, i jeszcze kilkanaście kro-ków jechał w milczeniu.Przez ten czas starał się uspokoić do resztyi dziwił się, dlaczego ten spokój z takim wysiłkiem mu przychodzi,skoro Basię miał w ręku, skoro nie było już żadnej siły ludzkiej, któ-ra zdołałaby była mu ją odjąć.Ale on sam nie wiedział, że w duszyjego, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu i mimo przeciwnejoczywistości, tliła jakaś skra nadziei, że pożądana niewiasta odpo-wie mu wzajemnością.Jeśli zaś ta nadzieja była słaba, to natomiastpragnienie, aby to się stało, było tak silne, że potrząsało nim jakfebra.Nie otworzy ta pożądana rąk, nie rzuci mu się w ramiona,nie powie tych słów, o których śnił po nocach całych: Azja, jamtwoja! - nie zawiśnie ustami na jego ustach - o tym wiedział.Alejak przyjmie jego słowa? Co powie? Czy straci czucie wszelkie, jakgołąb w pazurach drapieżnika, i pozwoli mu się tak chwycić, jakwłaśnie gołąb bezradny oddaje się jastrzębiowi? Czy będzie żebraćo miłosierdzie łzami, czy krzykiem przestrachu napełni tę pustynię?Czy stanie się od tego wszystkiego coś więcej, czy coś mniej?.Takie pytania wichrzyły się w głowie Tatara.A przecie przy-szedł czas, w którym trzeba odrzucić udawanie, pozory i pokazaćjej prawdziwą, straszną twarz.Ot, strach! ot, niepokój! ot, chwilajeszcze - i spełni się wszystko!382Pan WołodyjowskiWreszcie jednak ta duszna trwoga poczęła zmieniać się w Tatarzew to, w co zmienia się najczęściej trwoga dzikiego zwierzęcia, tojest we wściekłość.I począł się sam podniecać tą wściekłością. Cokolwiek się stanie - pomyślał - ona moja, moja cała jest i mojabędzie dziś jeszcze, i moja będzie jutro, a potem już nie wrócić jej domęża, jeno iść za mną.Na tę myśl dzika radość porwała go za włosy i nagle ozwał sięgłosem, który jemu samemu wydał się obcy:- Wasza miłość nie znała mnie dotąd!.- W tej mgle tak się waści głos zmienił - odrzekła nieco niespo-kojnie Basia - iż istotnie zdaje mi się, że kto inny mówi.- W Mohilowie wojsk nie ma, w Jampolu nie ma, w Raszkowienie ma! Ja tu jeden pan!.Kryczyński, Adurowicz i owi inni - raby383Henryk Sienkiewiczmoje, bo ja kniazia, ja władyki syn - ja im wezyr, ja im murza naj-wyższy, ja im wódz, jako Tuhaj-bej był wódz - ja im chan, ja jedenmam siłę, wszystko tu w mocy mojej.- Czemu zaś waćpan to mówisz?- Wasza miłość nie znała mnie dotąd.Raszków już niedaleko.Ja chciał hetmanem tatarskim być i Rzeczypospolitej służyć, alepan Sobieski nie dozwolił.Nie być mi dłużej Lipkiem, nie służyćpod niczyją komendą, jeno samemu wielkie czambuły wodzić, naDorosza albo na Rzeczpospolitą, jak wasza miłość chcesz, jak waszamiłość.rozkażesz!.- Jak ja rozkażę?.Azja, co z tobą?- To ze mną, że tu wszyscy moje raby, a jam twój rab! Co mniehetman! Pozwolił czy nie pozwolił! Słowo, wasza miłość, rzeknij,a ja waszej miłości Akerman pod nogi położę i Dobrudżę położę -i te ordy, które tu ałusy mają - i te, które w Dzikich Polach koczują- i te, co wszędy tu w zimownikach leżą, będą raby twoje, jako jatwój rab!.Każesz - chana krymskiego nie usłucham i sułtana nieusłucham, i mieczem ich będę wojował, i pomoc Rzeczypospolitejdam, i nową ordę w tych stronach założę, a nad nią ja będę chanem,a nade mną ty będziesz jedna, tobie jednej będę pokłony bił, twojejłaski i zmiłowania prosił!To rzekłszy przechylił się na kulbace i porwawszy wpół przera-żoną i jakoby ogłuszoną słowami jego niewiastę, tak dalej mówiłprędkim, chrapliwym głosem:- Zaliś nie widziała, żem ja cię jedną miłował!.A nacierpiałsię!.Ja cię i tak wezmę!.Ty moja już i będziesz moja !.Nikt cię tunie wyrwie z moich rąk! Ty moja! ty moja! ty moja!- Jezus, Maria! - zawołała Basia.Lecz on ją cisnął tak w ramionach, jakby chciał zadławić.Krótkioddech wydobywał się z jego warg; oczy zachodziły mu mgłą,wreszcie wywlókł ją ze strzemion, z kulbaki i wziął przed siebie ci-snąc jej piersi do swoich, i sinawe wargi jego, otwierając się łakomie384Pan Wołodyjowskijak usta ryby, poczęły szukać jej ust.Ona nie wydała ani okrzyku,lecz poczęła się opierać z niespodziewaną siłą.Zaczęła się międzynimi walka, w której słychać było tylko zdyszane ich oddechy.Gwałtowne ruchy i bliskość jego twarzy wróciły jej przytomność.Przyszła na nią chwila takiego jasnowidzenia, jaka przychodzi natonących.Od razu z największą jasnością odczuła wszystko.Więc naprzód,że ziemia zarwała się pod jej nogami i otworzyła się w jar bezdenny,do którego on ją ciągnął koniecznie; ujrzała jego miłość, jego zdra-dę, swój straszny los, swoją niemoc i bezradność, odczuła trwogę,odczuła okropną boleść i żal- i jednocześnie buchnął w niej płomieńniezmierzonego oburzenia i wściekłości, i zemsty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Garść została.- Kto powiódł?- Pan Nowowiejski.- Piotrowicze zaś wyjechali do Krymu?- Już dawno.Ostały tylko dwie niewiasty i stary pan Nowowiejskiz nimi.- Gdzie Kryczyński?- Na drugiej stronie rzeki.Czeka!- Kto z nim jest?- Jest Adurowicz ze swoim ściahem.Obaj ci głową do strzemieniabiją, synu Tuhaj-bejowy, i pod rękę twoją się oddają - oni - i wszyscy,którzy jeszcze nie nadążyli.- Dobrze! - rzekł z ogniem w oczach Azja.- Leć do Kryczyńskiegonatychmiast i każ im, by zajmowali Raszków.380Pan Wołodyjowski- Wola twoja, panie!Po chwili Halim skoczył na konia i zniknął jak widmow tumanie.Straszny i złowrogi blask bił od twarzy Azji.Chwila stanowcza,chwila oczekiwana, chwila największego dla niego szczęścia - na-deszła.Serce biło mu jednak tak, że tchu mu brakło.Czas jakiśjechał w milczeniu koło Basi i dopiero gdy poczuł, że głos go niezawiedzie, zwrócił ku niej oczy niezgłębione a świetliste i rzekł:- Teraz mi rozmówić się szczerze z waszą miłością.- Słucham - odrzekła Basia patrząc na niego pilnie, jak gdybychciała czytać w jego zmienionej twarzy.381Henryk SienkiewiczRozdział XXXVIIIAzja przysunął swego konia do dzianeta Basi tak blisko, że nie-mal strzemieniem dotknął jej strzemienia, i jeszcze kilkanaście kro-ków jechał w milczeniu.Przez ten czas starał się uspokoić do resztyi dziwił się, dlaczego ten spokój z takim wysiłkiem mu przychodzi,skoro Basię miał w ręku, skoro nie było już żadnej siły ludzkiej, któ-ra zdołałaby była mu ją odjąć.Ale on sam nie wiedział, że w duszyjego, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu i mimo przeciwnejoczywistości, tliła jakaś skra nadziei, że pożądana niewiasta odpo-wie mu wzajemnością.Jeśli zaś ta nadzieja była słaba, to natomiastpragnienie, aby to się stało, było tak silne, że potrząsało nim jakfebra.Nie otworzy ta pożądana rąk, nie rzuci mu się w ramiona,nie powie tych słów, o których śnił po nocach całych: Azja, jamtwoja! - nie zawiśnie ustami na jego ustach - o tym wiedział.Alejak przyjmie jego słowa? Co powie? Czy straci czucie wszelkie, jakgołąb w pazurach drapieżnika, i pozwoli mu się tak chwycić, jakwłaśnie gołąb bezradny oddaje się jastrzębiowi? Czy będzie żebraćo miłosierdzie łzami, czy krzykiem przestrachu napełni tę pustynię?Czy stanie się od tego wszystkiego coś więcej, czy coś mniej?.Takie pytania wichrzyły się w głowie Tatara.A przecie przy-szedł czas, w którym trzeba odrzucić udawanie, pozory i pokazaćjej prawdziwą, straszną twarz.Ot, strach! ot, niepokój! ot, chwilajeszcze - i spełni się wszystko!382Pan WołodyjowskiWreszcie jednak ta duszna trwoga poczęła zmieniać się w Tatarzew to, w co zmienia się najczęściej trwoga dzikiego zwierzęcia, tojest we wściekłość.I począł się sam podniecać tą wściekłością. Cokolwiek się stanie - pomyślał - ona moja, moja cała jest i mojabędzie dziś jeszcze, i moja będzie jutro, a potem już nie wrócić jej domęża, jeno iść za mną.Na tę myśl dzika radość porwała go za włosy i nagle ozwał sięgłosem, który jemu samemu wydał się obcy:- Wasza miłość nie znała mnie dotąd!.- W tej mgle tak się waści głos zmienił - odrzekła nieco niespo-kojnie Basia - iż istotnie zdaje mi się, że kto inny mówi.- W Mohilowie wojsk nie ma, w Jampolu nie ma, w Raszkowienie ma! Ja tu jeden pan!.Kryczyński, Adurowicz i owi inni - raby383Henryk Sienkiewiczmoje, bo ja kniazia, ja władyki syn - ja im wezyr, ja im murza naj-wyższy, ja im wódz, jako Tuhaj-bej był wódz - ja im chan, ja jedenmam siłę, wszystko tu w mocy mojej.- Czemu zaś waćpan to mówisz?- Wasza miłość nie znała mnie dotąd.Raszków już niedaleko.Ja chciał hetmanem tatarskim być i Rzeczypospolitej służyć, alepan Sobieski nie dozwolił.Nie być mi dłużej Lipkiem, nie służyćpod niczyją komendą, jeno samemu wielkie czambuły wodzić, naDorosza albo na Rzeczpospolitą, jak wasza miłość chcesz, jak waszamiłość.rozkażesz!.- Jak ja rozkażę?.Azja, co z tobą?- To ze mną, że tu wszyscy moje raby, a jam twój rab! Co mniehetman! Pozwolił czy nie pozwolił! Słowo, wasza miłość, rzeknij,a ja waszej miłości Akerman pod nogi położę i Dobrudżę położę -i te ordy, które tu ałusy mają - i te, które w Dzikich Polach koczują- i te, co wszędy tu w zimownikach leżą, będą raby twoje, jako jatwój rab!.Każesz - chana krymskiego nie usłucham i sułtana nieusłucham, i mieczem ich będę wojował, i pomoc Rzeczypospolitejdam, i nową ordę w tych stronach założę, a nad nią ja będę chanem,a nade mną ty będziesz jedna, tobie jednej będę pokłony bił, twojejłaski i zmiłowania prosił!To rzekłszy przechylił się na kulbace i porwawszy wpół przera-żoną i jakoby ogłuszoną słowami jego niewiastę, tak dalej mówiłprędkim, chrapliwym głosem:- Zaliś nie widziała, żem ja cię jedną miłował!.A nacierpiałsię!.Ja cię i tak wezmę!.Ty moja już i będziesz moja !.Nikt cię tunie wyrwie z moich rąk! Ty moja! ty moja! ty moja!- Jezus, Maria! - zawołała Basia.Lecz on ją cisnął tak w ramionach, jakby chciał zadławić.Krótkioddech wydobywał się z jego warg; oczy zachodziły mu mgłą,wreszcie wywlókł ją ze strzemion, z kulbaki i wziął przed siebie ci-snąc jej piersi do swoich, i sinawe wargi jego, otwierając się łakomie384Pan Wołodyjowskijak usta ryby, poczęły szukać jej ust.Ona nie wydała ani okrzyku,lecz poczęła się opierać z niespodziewaną siłą.Zaczęła się międzynimi walka, w której słychać było tylko zdyszane ich oddechy.Gwałtowne ruchy i bliskość jego twarzy wróciły jej przytomność.Przyszła na nią chwila takiego jasnowidzenia, jaka przychodzi natonących.Od razu z największą jasnością odczuła wszystko.Więc naprzód,że ziemia zarwała się pod jej nogami i otworzyła się w jar bezdenny,do którego on ją ciągnął koniecznie; ujrzała jego miłość, jego zdra-dę, swój straszny los, swoją niemoc i bezradność, odczuła trwogę,odczuła okropną boleść i żal- i jednocześnie buchnął w niej płomieńniezmierzonego oburzenia i wściekłości, i zemsty [ Pobierz całość w formacie PDF ]