[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydobył grubykajet, już w większej części zapisany, potem książkę z polsko-an-gielskimi ćwiczeniami i zaczął pisać zdania wymawiając je pół-głosem i usiłując jak najdokładniej naśladować nauczyciela swego,pana Wiliama Colinsa.331Bolesław PrusW kilkuminutowych zaś przerwach myślał to o jutrzejszej wizy-cie u barona Krzeszowskiego i o sposobie wydobycia go z długów, too Obermanie, którego wybawił z nieszczęścia.„Jeżeli błogosławieństwo ma jaką wartość - mówił do siebie-całykapitał błogosławieństw Obermana, wraz ze składanym procentem,ceduję jej.”Potem przyszło mu na myśl, że nie jest to zbyt świetnym pre-zentem dla panny Izabeli - uszczęśliwić jednego tylko człowieka.Całego świata - nie może; ale warto by z okazji bliższego poznaniasię z panną Izabelą podźwignąć bodaj kilka osób.„Drugim będzie Krzeszowski - myślał - ale ratować takich zu-chów - żadna zasługa.Aha!.” Uderzył się ręką w czoło i porzuciw-szy ćwiczenia angielskie wydobył archiwum swoich korespondencyjprywatnych.Była to safianowa okładka, gdzie podług dat umiesz-czał nadchodzące listy, których spis znajdował się na początku.„Aha! - mówił - list mojej magdalenki i jej opiekunek, stronicasześćset trzy.”Znalazł stronicę i z uwagą przeczytał dwa listy: jeden pisanyelegancko, drugi - jakby go kreśliła dziecinna ręka.W pierwszymzawiadomiono go, że taka to a taka Maria, niegdyś dziewczynazłego prowadzenia, obecnie nauczyła się szyć bielizny, krawiectwai odznacza się pobożnością, posłuszeństwem, łagodnością i dobrymiobyczajami.W drugim liście sama owa Maria.dziękowała mu zadotychczasową pomoc i prosiła tylko o wyszukanie jakiego zajęcia.„Niech już wielmożny i dobrotliwy pan - pisała - kiedy z łaskiBoga ma takie duże fundusze, na mnie grzeszną ich nie wydaje.Boja teraz sama sobie poradzę, bylem miała o co ręce zaczepić, a ludzi,co potrzebują gorzej niż ja, nieszczęśliwa, zhańbiona, w Warszawienie brak.”Wokulskiemu przykro się zrobiło, że podobna prośba kilka dniczekała na odpowiedź.Natychmiast odpisał i zawołał służącego.- List ten - rzekł - odeślesz rano do magdalenek.332LALKA- Żrobi się - odparł służący usiłując zapanować nad ziewaniem.- Sprowadzisz mi także furmana Wysockiego, tego z Tamki,wiesz?.- O jeszcze nie miałbym wiedzieć.Ale pan słyszał.- Tylko żeby mi tu przyszedł z rana.- O!.czemu nie.Ale pan słyszał, że Oberman zgubił wielkiepieniądze? Był tu z wieczora i przysięgał, że zabiję się albo zrobi so-bie co złego, jeżeli pan nie okaże nad nim litości.Ja mówię: „Niebądźcie głupi, nie żabijajcie się, poczekajcie.Nasz stary ma miętkieszercze.”A on gada: „Ja se też tak kalkuluję, ale zawsze będzie heca,bo mi choć trochę strącą, a tu syn idzie na medyka, a tu starośćchwyta człowieka za poły.”- Proszę cię, idź spać - przerwał mu Wokulski.- Pójść pójdę - odparł z gniewem służący - ale u pana to takasłużba, że gorzej niż w kryminale: nawet szpać nie można iść, kiedysię chce.Zabrał list i wyszedł.Na drugi dzień około dziewiątej rano służący obudził Wokul-skiego, donosząc mu, że czeka Wysocki.- Niech no wejdzie.Po chwili wszedł furman.Był przyzwoicieubrany, miał czerstwą cerę i wesołe spojrzenie.Zbliżył się do łóżka iucałował Wokulskiemu ręce.- Mój Wysocki, podobno przy twoim mieszkaniu jest wolny pokój?- A tak, wielmożny panie, bo mi stryjek umarł, a jego bestie lo-katory nie chciały płacić, więcem wygnał.Na wódkę to łobuz ma,a na komorne go nie stać.- Ja wynajmę od ciebie ten pokój - mówił Wokulski - tylko trzebago odczyścić.Furman patrzył na Wokulskiego zdziwiony.- Będzie tam mieszkać młoda szwaczka - mówił dalej Wokulski.- Niech stołuje się u was, niech jej twoja żona pierze bieliznę.Niechzobaczy czego jej brak? Na sprzęty i na bieliznę ja dam pieniędzy.Potem będziecie uważali, czy nie sprowadza kogo do domu.333Bolesław Prus- O ni! - zawołał z ożywieniem furman.- Ile razy będzie wiel-możnemu panu potrzebna, ja ją sam zawiodę; ale żeby kto zaśz miasta - to ni!.Z takiego interesu wielmożny pan mógłby się tyl-ko nabawić nieszczęścia.- Głupiś, mój Wysocki.Ja jej widywać nie potrzebuję.Byle byłaporządna w domu, schludna, pracowita, to niech sobie chodzi, gdziechce.Tylko niech do niej nie chodzą.Więc rozumiesz: trzeba w po-koju odświeżyć ściany, umyć podłogę, kupić sprzęty tanie, ale nowei dobre, znasz się na tym?.- I jak jeszcze.Ilem się w życiu mebli nawoził.- Dobrze.A twoja żona niech zobaczy, co jej potrzeba z bieliznyi odzienia, i da mi znać.- Rozumiem wszystko, wielmożny panie - odparł Wysocki, zno-wu całując go w rękę.- Ale.A cóż z twoim bratem?.- Niezgorzej, wielmożny panie.Siedzi, dziękować Bogu i wiel-możnemu panu, w Skierniewicach, ma grunt, najął parobka i teraz niego wielki pan.Za parę lat jeszcze ziemi dokupi, bo stołuje sięu niego jeden dróżnik i stróż, i dwa smarowniki.Nawet mu terakolej pensji dodała.Wokulski pożegnał furmana i zaczął się ubierać.„Chciałbymprzespać ten czas, dopóki znowu jej nie zobaczę” - myślał Wokul-ski.Do sklepu nie chciało mu się iść.Wziął jakąś książkę i czytałpostanawiając sobie między pierwszą i drugą wybrać się do baronaKrzeszowskiego.O jedenastej w przedpokoju rozległ się dzwonek i trzask otwiera-nych drzwi.Wszedł służący.- Jakaś panna czeka.- Proś do sali - rzekł Wokulski [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Wydobył grubykajet, już w większej części zapisany, potem książkę z polsko-an-gielskimi ćwiczeniami i zaczął pisać zdania wymawiając je pół-głosem i usiłując jak najdokładniej naśladować nauczyciela swego,pana Wiliama Colinsa.331Bolesław PrusW kilkuminutowych zaś przerwach myślał to o jutrzejszej wizy-cie u barona Krzeszowskiego i o sposobie wydobycia go z długów, too Obermanie, którego wybawił z nieszczęścia.„Jeżeli błogosławieństwo ma jaką wartość - mówił do siebie-całykapitał błogosławieństw Obermana, wraz ze składanym procentem,ceduję jej.”Potem przyszło mu na myśl, że nie jest to zbyt świetnym pre-zentem dla panny Izabeli - uszczęśliwić jednego tylko człowieka.Całego świata - nie może; ale warto by z okazji bliższego poznaniasię z panną Izabelą podźwignąć bodaj kilka osób.„Drugim będzie Krzeszowski - myślał - ale ratować takich zu-chów - żadna zasługa.Aha!.” Uderzył się ręką w czoło i porzuciw-szy ćwiczenia angielskie wydobył archiwum swoich korespondencyjprywatnych.Była to safianowa okładka, gdzie podług dat umiesz-czał nadchodzące listy, których spis znajdował się na początku.„Aha! - mówił - list mojej magdalenki i jej opiekunek, stronicasześćset trzy.”Znalazł stronicę i z uwagą przeczytał dwa listy: jeden pisanyelegancko, drugi - jakby go kreśliła dziecinna ręka.W pierwszymzawiadomiono go, że taka to a taka Maria, niegdyś dziewczynazłego prowadzenia, obecnie nauczyła się szyć bielizny, krawiectwai odznacza się pobożnością, posłuszeństwem, łagodnością i dobrymiobyczajami.W drugim liście sama owa Maria.dziękowała mu zadotychczasową pomoc i prosiła tylko o wyszukanie jakiego zajęcia.„Niech już wielmożny i dobrotliwy pan - pisała - kiedy z łaskiBoga ma takie duże fundusze, na mnie grzeszną ich nie wydaje.Boja teraz sama sobie poradzę, bylem miała o co ręce zaczepić, a ludzi,co potrzebują gorzej niż ja, nieszczęśliwa, zhańbiona, w Warszawienie brak.”Wokulskiemu przykro się zrobiło, że podobna prośba kilka dniczekała na odpowiedź.Natychmiast odpisał i zawołał służącego.- List ten - rzekł - odeślesz rano do magdalenek.332LALKA- Żrobi się - odparł służący usiłując zapanować nad ziewaniem.- Sprowadzisz mi także furmana Wysockiego, tego z Tamki,wiesz?.- O jeszcze nie miałbym wiedzieć.Ale pan słyszał.- Tylko żeby mi tu przyszedł z rana.- O!.czemu nie.Ale pan słyszał, że Oberman zgubił wielkiepieniądze? Był tu z wieczora i przysięgał, że zabiję się albo zrobi so-bie co złego, jeżeli pan nie okaże nad nim litości.Ja mówię: „Niebądźcie głupi, nie żabijajcie się, poczekajcie.Nasz stary ma miętkieszercze.”A on gada: „Ja se też tak kalkuluję, ale zawsze będzie heca,bo mi choć trochę strącą, a tu syn idzie na medyka, a tu starośćchwyta człowieka za poły.”- Proszę cię, idź spać - przerwał mu Wokulski.- Pójść pójdę - odparł z gniewem służący - ale u pana to takasłużba, że gorzej niż w kryminale: nawet szpać nie można iść, kiedysię chce.Zabrał list i wyszedł.Na drugi dzień około dziewiątej rano służący obudził Wokul-skiego, donosząc mu, że czeka Wysocki.- Niech no wejdzie.Po chwili wszedł furman.Był przyzwoicieubrany, miał czerstwą cerę i wesołe spojrzenie.Zbliżył się do łóżka iucałował Wokulskiemu ręce.- Mój Wysocki, podobno przy twoim mieszkaniu jest wolny pokój?- A tak, wielmożny panie, bo mi stryjek umarł, a jego bestie lo-katory nie chciały płacić, więcem wygnał.Na wódkę to łobuz ma,a na komorne go nie stać.- Ja wynajmę od ciebie ten pokój - mówił Wokulski - tylko trzebago odczyścić.Furman patrzył na Wokulskiego zdziwiony.- Będzie tam mieszkać młoda szwaczka - mówił dalej Wokulski.- Niech stołuje się u was, niech jej twoja żona pierze bieliznę.Niechzobaczy czego jej brak? Na sprzęty i na bieliznę ja dam pieniędzy.Potem będziecie uważali, czy nie sprowadza kogo do domu.333Bolesław Prus- O ni! - zawołał z ożywieniem furman.- Ile razy będzie wiel-możnemu panu potrzebna, ja ją sam zawiodę; ale żeby kto zaśz miasta - to ni!.Z takiego interesu wielmożny pan mógłby się tyl-ko nabawić nieszczęścia.- Głupiś, mój Wysocki.Ja jej widywać nie potrzebuję.Byle byłaporządna w domu, schludna, pracowita, to niech sobie chodzi, gdziechce.Tylko niech do niej nie chodzą.Więc rozumiesz: trzeba w po-koju odświeżyć ściany, umyć podłogę, kupić sprzęty tanie, ale nowei dobre, znasz się na tym?.- I jak jeszcze.Ilem się w życiu mebli nawoził.- Dobrze.A twoja żona niech zobaczy, co jej potrzeba z bieliznyi odzienia, i da mi znać.- Rozumiem wszystko, wielmożny panie - odparł Wysocki, zno-wu całując go w rękę.- Ale.A cóż z twoim bratem?.- Niezgorzej, wielmożny panie.Siedzi, dziękować Bogu i wiel-możnemu panu, w Skierniewicach, ma grunt, najął parobka i teraz niego wielki pan.Za parę lat jeszcze ziemi dokupi, bo stołuje sięu niego jeden dróżnik i stróż, i dwa smarowniki.Nawet mu terakolej pensji dodała.Wokulski pożegnał furmana i zaczął się ubierać.„Chciałbymprzespać ten czas, dopóki znowu jej nie zobaczę” - myślał Wokul-ski.Do sklepu nie chciało mu się iść.Wziął jakąś książkę i czytałpostanawiając sobie między pierwszą i drugą wybrać się do baronaKrzeszowskiego.O jedenastej w przedpokoju rozległ się dzwonek i trzask otwiera-nych drzwi.Wszedł służący.- Jakaś panna czeka.- Proś do sali - rzekł Wokulski [ Pobierz całość w formacie PDF ]