[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Znam ten dom! - wykrzykuje nagle jegomość w szafirowych okularach z miną zakrystiana.- Znamten dom!.Z zamkniętymi oczami wart sto dwadzieścia tysięcy rubli.- Co pan zawracasz! - odzywa się stojący obok baronowej Krzeszowskiej pan z fizjognomią łajdaka.-Co to za dom?.Rudera.trupiarnia!.Pan Aęcki robi się bardzo fioletowy.Kiwa na zakrystiana i pyta go szeptem:- Kto jest tamten łotr?.- Tamten?.- pyta zakrystian.- To szubrawczyna!.Niech pan hrabia niezważa na niego I mówi na cały głos: - Słowo honoru, za ten dom śmiało można dać sto trzydzieścitysięcy.- Kto jest ten nikczemnik? - pyta baronowa jegomościa z łajdacką miną.- Kto jest ten w niebieskichokularach?.- Tamten?.- odpowiada zapytany.- To znany szubrawiec.niedawno siedział na Pawiaku.Niechpani na niego nie zważa.Plunąć nie warto.- Cicho tam!.- woła urzędowy głos od stołu.Zakrystian mruga na pana Aęckiego uśmiechając się familiarnie i pcha się do stołu między licytantów.Jest ich czterech: adwokat baronowej, okazały pan, stary Szlangbaum i zniszczony %7łydek, obokktórego staje zakrystian.- Sześćdziesiąt tysięcy i pięćset rubli - mówi cicho adwokat pani Krzeszowskiej.- Dalibóg! więcej nie warto wtrąca jegomość z miną łajdaka.Baronowa triumfalnie spogląda na pana Aęckiego.- Sześćdziesiąt pięć.- odzywa się majestatyczny pan.- Sześćdziesiąt pięć tysięcy i sto rubli - bełkocze blady %7łydek.- Sześćdziesiąt sześć.- dodaje Szlangbaum.- Siedemdziesiąt tysięcy! - wrzeszczy zakrystian.- Ach! ach! ach!.- wybucha płaczem baronowa upadając na wyplataną kanapkę.Jej adwokat szybko odchodzi od stołu i biegnie bronić zabójcy.- Siedemdziesiąt pięć tysięcy!.- woła okazały pan.- Umieram!.- jęczy baronowa.W sali robi się ruch.Stary Litwin chwyta pod rękę baronowę, którą odbiera mu Maruszewicz, niewiadomo skąd przybyły na ten uroczysty wypadek.Zanosząca się od płaczu baronowa, wsparta naMaruszewiczu, opuszcza salę złorzecząc przy tym swemu adwokatowi, sądowi, licytantom ikomornikom.Pan Aęcki blado uśmiecha się, a tymczasem zniszczony %7łydek mówi: - Osiemdziesiąttysięcy i sto rubli.- Osiemdziesiąt pięć.- wtrąca Szlangbaum.Pan Aęcki cały zamienia się we wzrok i słuch.Wzrokiem dostrzega już tylko trzech licytantów, asłuchem chwyta wyrazy otyłego pana:- Osiemdziesiąt osiem tysięcy.- Osiemdziesiąt osiem i sto rubli - mówi mizerny %7łydek.- Niech będzie dziewięćdziesiąt - kończy stary Szlangbaum uderzając ręką w stół.- Dziewięćdziesiąttysięcy - mówi komornik - po raz pierwszy.Pan Aęcki zapomniawszy o etykiecie pochyla się do zakrystiana i szepcze mu:- Licytujże pan !.- Co się pan tak skrobiesz?.- pyta zakrystian zniszczonego %7łydka.- A co się pan rozbijasz? - odzywa się do zakrystiana drugi komornik.- Kupisz pan dom czy co?.Wynoś się pan!.- Dziewięćdziesiąt tysięcy po raz drugi!.- woła komornik.Pan Aęcki robi się szary na twarzy.- Dziewięćdziesiąt tysięcy rubli po raz.trzeci!.- powtarza komornik i uderza małym młotkiem ozielone sukno.- Szlangbaum kupił!.- odzywa się jakiś głos na sali.Pan Aęcki toczy dokoła błędnym wzrokiem i terazdopiero spostrzega swego adwokata.- A, panie mecenasie - mówi drżącym głosem - tak się niegodzi!.- Co się nie godzi?.- Nie godzi się.to jest nieuczciwie!.- powtarza wzburzony pan Aęcki.- Co się nie godzi?.- odpowiada już nieco podrażniony adwokat.- Po spłaceniu hipotecznych długówzyskuje pan trzydzieści tysięcy rubli.- Ale mnie ten dom kosztował sto tysięcy, a mógł był pójść, gdyby lepiej pil-no-wa-no.za stodwadzieścia tysięcy.- Tak - potwierdza zakrystian - dom wart ze sto dwadzieścia tysięcy.- O!.słyszy pan, panie mecenasie?.- mówi pan Aęcki.- Gdyby się dopilnowano.- Ależ, panie, proszę mi nie mówić impertynencyj!.Słucha pan rad pokątnych doradców, łotrów zPawiaka.- O, bardzo proszę.- odpowiada obrażony zakrystian.- Nie każdy jest łotrem, kto siedział naPawiaku.A co do udzielania rad.- Tak.dom był wart sto dwadzieścia tysięcy!.- odzywa się całkiem nieoczekiwany sprzymierzeniec wosobie jegomościa z łajdacką miną.Pan Aęcki patrzy na niego szklanymi oczyma, ale jeszcze nie może zorientować się w sytuacji.Nieżegna się z adwokatem, nakłada w sali kapelusz i wychodząc mruczy:"Straciłem przez %7łydów i adwokatów ze trzydzieści tysięcy rubli.Można było dostać sto dwadzieściatysięcy."I stary Szlangbaum już wychodzi; wtem zastępuje.mu drogę pan Cynader, ów piękny brunet, któremurównego nigdy nie widział pan Ignacy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Znam ten dom! - wykrzykuje nagle jegomość w szafirowych okularach z miną zakrystiana.- Znamten dom!.Z zamkniętymi oczami wart sto dwadzieścia tysięcy rubli.- Co pan zawracasz! - odzywa się stojący obok baronowej Krzeszowskiej pan z fizjognomią łajdaka.-Co to za dom?.Rudera.trupiarnia!.Pan Aęcki robi się bardzo fioletowy.Kiwa na zakrystiana i pyta go szeptem:- Kto jest tamten łotr?.- Tamten?.- pyta zakrystian.- To szubrawczyna!.Niech pan hrabia niezważa na niego I mówi na cały głos: - Słowo honoru, za ten dom śmiało można dać sto trzydzieścitysięcy.- Kto jest ten nikczemnik? - pyta baronowa jegomościa z łajdacką miną.- Kto jest ten w niebieskichokularach?.- Tamten?.- odpowiada zapytany.- To znany szubrawiec.niedawno siedział na Pawiaku.Niechpani na niego nie zważa.Plunąć nie warto.- Cicho tam!.- woła urzędowy głos od stołu.Zakrystian mruga na pana Aęckiego uśmiechając się familiarnie i pcha się do stołu między licytantów.Jest ich czterech: adwokat baronowej, okazały pan, stary Szlangbaum i zniszczony %7łydek, obokktórego staje zakrystian.- Sześćdziesiąt tysięcy i pięćset rubli - mówi cicho adwokat pani Krzeszowskiej.- Dalibóg! więcej nie warto wtrąca jegomość z miną łajdaka.Baronowa triumfalnie spogląda na pana Aęckiego.- Sześćdziesiąt pięć.- odzywa się majestatyczny pan.- Sześćdziesiąt pięć tysięcy i sto rubli - bełkocze blady %7łydek.- Sześćdziesiąt sześć.- dodaje Szlangbaum.- Siedemdziesiąt tysięcy! - wrzeszczy zakrystian.- Ach! ach! ach!.- wybucha płaczem baronowa upadając na wyplataną kanapkę.Jej adwokat szybko odchodzi od stołu i biegnie bronić zabójcy.- Siedemdziesiąt pięć tysięcy!.- woła okazały pan.- Umieram!.- jęczy baronowa.W sali robi się ruch.Stary Litwin chwyta pod rękę baronowę, którą odbiera mu Maruszewicz, niewiadomo skąd przybyły na ten uroczysty wypadek.Zanosząca się od płaczu baronowa, wsparta naMaruszewiczu, opuszcza salę złorzecząc przy tym swemu adwokatowi, sądowi, licytantom ikomornikom.Pan Aęcki blado uśmiecha się, a tymczasem zniszczony %7łydek mówi: - Osiemdziesiąttysięcy i sto rubli.- Osiemdziesiąt pięć.- wtrąca Szlangbaum.Pan Aęcki cały zamienia się we wzrok i słuch.Wzrokiem dostrzega już tylko trzech licytantów, asłuchem chwyta wyrazy otyłego pana:- Osiemdziesiąt osiem tysięcy.- Osiemdziesiąt osiem i sto rubli - mówi mizerny %7łydek.- Niech będzie dziewięćdziesiąt - kończy stary Szlangbaum uderzając ręką w stół.- Dziewięćdziesiąttysięcy - mówi komornik - po raz pierwszy.Pan Aęcki zapomniawszy o etykiecie pochyla się do zakrystiana i szepcze mu:- Licytujże pan !.- Co się pan tak skrobiesz?.- pyta zakrystian zniszczonego %7łydka.- A co się pan rozbijasz? - odzywa się do zakrystiana drugi komornik.- Kupisz pan dom czy co?.Wynoś się pan!.- Dziewięćdziesiąt tysięcy po raz drugi!.- woła komornik.Pan Aęcki robi się szary na twarzy.- Dziewięćdziesiąt tysięcy rubli po raz.trzeci!.- powtarza komornik i uderza małym młotkiem ozielone sukno.- Szlangbaum kupił!.- odzywa się jakiś głos na sali.Pan Aęcki toczy dokoła błędnym wzrokiem i terazdopiero spostrzega swego adwokata.- A, panie mecenasie - mówi drżącym głosem - tak się niegodzi!.- Co się nie godzi?.- Nie godzi się.to jest nieuczciwie!.- powtarza wzburzony pan Aęcki.- Co się nie godzi?.- odpowiada już nieco podrażniony adwokat.- Po spłaceniu hipotecznych długówzyskuje pan trzydzieści tysięcy rubli.- Ale mnie ten dom kosztował sto tysięcy, a mógł był pójść, gdyby lepiej pil-no-wa-no.za stodwadzieścia tysięcy.- Tak - potwierdza zakrystian - dom wart ze sto dwadzieścia tysięcy.- O!.słyszy pan, panie mecenasie?.- mówi pan Aęcki.- Gdyby się dopilnowano.- Ależ, panie, proszę mi nie mówić impertynencyj!.Słucha pan rad pokątnych doradców, łotrów zPawiaka.- O, bardzo proszę.- odpowiada obrażony zakrystian.- Nie każdy jest łotrem, kto siedział naPawiaku.A co do udzielania rad.- Tak.dom był wart sto dwadzieścia tysięcy!.- odzywa się całkiem nieoczekiwany sprzymierzeniec wosobie jegomościa z łajdacką miną.Pan Aęcki patrzy na niego szklanymi oczyma, ale jeszcze nie może zorientować się w sytuacji.Nieżegna się z adwokatem, nakłada w sali kapelusz i wychodząc mruczy:"Straciłem przez %7łydów i adwokatów ze trzydzieści tysięcy rubli.Można było dostać sto dwadzieściatysięcy."I stary Szlangbaum już wychodzi; wtem zastępuje.mu drogę pan Cynader, ów piękny brunet, któremurównego nigdy nie widział pan Ignacy [ Pobierz całość w formacie PDF ]