[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Motor rozbudził się na warkotstarteru, koła pośliznęły się na śniegu i samochód ruszył.- Powiedz, powiedz.czy on.czy on.od razu się zgodził? W głosie jej drgał niepokój.Dyzma roześmiał się.- Musiał.- Jak to musiał? - przestraszyła się.- Nineczko - odparł krótko - sama mówiłaś, że miłość wszystko zwycięża.Gdy mijali tartaki, rozbłysły właśnie latarnie.Kilku ludzi, stojących przy drodze, zdjęłoczapki.- No i co.co on teraz będzie robił?- A co to nas obchodzi - wzruszył ramionami Nikodem.- Zabrał wszystko, co było wbankach.Było prawie tyle, co warte Koborowo.Z głodu nie umrze.- Wyjechał za granicę?- Tak.- A nie wróci?- Mowy nie ma.Już ja ci ręczę.Zamyśliła się.- Powiedziałeś, Niko, że musiał się zgodzić.Czy.czy były jakieś powody natury.- Nie masz większego zmartwienia, Nineczko? Rzecz załatwiona i koniec.Co cię to terazobchodzi?- Jednak on był moim mężem.- A ja ci mówię, że nawet nie był.Zdziwiła się.- Jak to nie był?Zaczął jej wyjaśniać, jak umiał, zawiłą procedurę unieważniania małżeństw i powtarzaćargumentację adwokata.- Za dwa miesiące, jak dobrze pójdzie, będziesz znowu panną Ponimirską, a za trzy, jeżelimasz jeszcze na to chęć, zostaniesz moją żoną.Milczała.Zaniepokoiło to Dyzmę.A może teraz rozmyśli się?.Może, poczuwszy wolność, niezechce wiązać się z nim.- Czemu milczysz, kochana Nineczko? - zapytał najsłodziej, jak potrafił.- Ach, nic, nic - ocknęła się - myślałam o tej historii.Ale nic trzeba o tym myśleć,prawda?.Minęło.przeszło.Widocznie tak się stać musiało.Przytuliła się do niego.- %7łycie takie jest - powiedział z przekonaniem.- Boję się życia.%7łycie jest grozne.- Ja się go tam nie boję.- O, wiem, bo ty jesteś silny, strasznie silny.Wszystkie okna pałacu koborowskiego jarzyłysię światłem.Nina wyjaśniła, że ostatnio co wieczór kazała robić taką iluminację, gdyż bałasię ciemności.W hallu zebrała się cała służba.147 Wprawdzie nie wiedzieli nic konkretnego, lecz z urywkowych spostrzeżeń szofera, którybez pana powrócił z Warszawy, wyciągali pewne wnioski, obecnie potwierdzone niebywałymwypadkiem wyjazdu pani na stację.Czuli, że się coś święci.Nina nazwała to intuicją, aNikodem - nosem.Na twarzy pokojówki, której kazał przygotować sobie łóżko w sypialniKunickiego, nie dojrzał ani cienia zdziwienia.Nina martwiła się, że znowu zostanie sama, gdy on pojedzie do Warszawy.- Jedz i ty, Nineczko.Zabiorę cię ze sobą.- Ba - uśmiechnęła się - gdyby to było możliwe.- A dlaczego nie? - zdziwił się.- Nie wypada.Jak to? Nie rozumiesz, jaki wywołałoby to skandal?- Phi - wzruszył ramionami - wielkie rzeczy.Przecie my się pobierzemy.Zresztą możeszmieszkać w hotelu i będziemy widywali się codziennie.Klasnęła w ręce.- Mam, mam! Ciocia Przełęska! Zamieszkam u cioci Przełęskiej!- No widzisz.- Ale nie chciałabym, żeby mój pobyt w Warszawie przeciągnął się dłużej.Nie lubięmiasta.Najlepiej czuję się w Koborowie.Prawda, Niku, że my będziemy mieszkali stale wKoborowie?- Ma się wiedzieć.Dość mam już tej Warszawy.Powyżej uszu.- Jakiś ty dobry.Chodz, zagram ci coś, co grywałam zawsze, myśląc o tobie.Przeszli do małego saloniku.Nina otworzyła pianino.- A ty nie grasz? - zapytała.- Tylko na mandolinie.Roześmiała się.- Chyba żartujesz?- Jak Boga kocham.- To takie komiczne: grać na mandolinie.- Dlaczego?- Nie wiem, ale wydaje mi się, że to musi być strasznie zabawne.Taki poważny prezes,mąż stanu i raptem mandolina.- %7łałuję, że instrument zostawiłem w Warszawie.Zagrałbym ci też jeden kawałek.Pocałowała go w same usta, lecz gdy chciał ją objąć, wywinęła się ze śmiechem i zaczęłagrać.- Aadne? - zapytała, zamykając wieko.- Owszem.Nawet bardzo ładne.A słowa do tego jakie?- Jak to słowa? - zdziwiła się - Aha! Ty myślałeś, że to z opery? Nie, to jest sonata, wieszczyja?- Czyja?- Czajkowskiego.- Aha, ładny kawałek.A jak się nazywa?- C-moll.- Ce mol? Zmiesznie.Dlaczego nie de mucha? Nina, rozbawiona, zarzuciła mu ręce naszyję.- Mój pan dziś jest nastrojony żartobliwie.E.teraz już wiem: z tą mandoliną to też byłżart.Niedobry! Tak dworować ze swojej małej Nineczki.Nineczka! Wiesz, że mnie nikt taknie nazywał?.Ni-ne-cz-ka.Wiesz, że to może nie jest najładniej, ale mnie się najbardziejpodoba, no powiedz.- Nineczka - powiedział Dyzma i pomyślał: - Co ona chce, do choroby, od mojejmandoliny?148 - Tak lubię, najbardziej lubię.Mówisz to tak twardo.Jest wtedy w twoim głosie takachropowatość, siła, nie: rozkaz jakby.Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że taki głosmuszą mieć marynarze o krtaniach przesyconych solą i jodem.- Jodem? To marynarze tak często pędzlują sobie gardła?Roześmiała się.- Naprawdę jesteś dziś w doskonałym humorze.Wiesz, ty masz prawdziwy talentmówienia dowcipów.Wygłaszasz je zawsze z ta powagą, która potęguje ich siłę komiczną.Nie masz pojęcia, jaka jestem szczęśliwa, gdy mogę być przy tobie.Tak mi zaraz lekko,swobodnie, radośnie i tak bezpiecznie.Od wielu, wielu dni twoja mała Nineczka będzie poraz pierwszy spała słodko i spokojnie, nie będą przeszkadzały smutne myśli.Nikodem zmrużył oko.- Ale za to będzie przeszkadzało co innego.Spąsowiała i przytuliła się doń mocniej.- Nie, nie - oponowała bez przekonania.- Nineczka będzie spała słodko na górze, a Niksłodko na dole.- Mowy nie ma.Teraz już mowy nie ma.Szkoda każde następne słowo.- Niku!.- Fertig!.Załatwione, postanowione.Nie ma o czym gadać.Jak tylko służba wyniesie się,moja Nineczka zejdzie na dół.- Nie zejdzie - przekomarzała się.- To ja pójdę na górę.- I zastanę drzwi zamknięte na klucz - śmiała się, ocierając policzek o jego usta.- Drzwi? Co mi tam drzwi! Wyłamię w trymiga.- Och, ty mój najdroższy siłaczu! Daj uszko, coś ci powiem.Zbliżyła usta do uchaNikodema i wyszeptała:- Nineczka przyjdzie do swego pana.- Tak to rozumiem.Było już po jedenastej, gdy rozstali się i Dyzma poszedł do sypialni Kunickiego.Po drodze zapalił światło w gabinecie i otworzył pancerną kasę.Na półkach piętrzyły sięstosy banknotów.Wziął jedną paczkę i chwiał nią w powietrzu, jakby chcąc zważyć jejciężar.- Moje.Wszystko moje.Forsa, kasa, pałac, fabryki.Grube miliony.Rozbierając się, starał się wyobrazić sobie, jak będzie z tego olbrzymiego majątkukorzystać.Przede wszystkim postanowił zaraz jutro zrobić lustrację majątku i wezwać oficjalistów narodzaj odprawy.Układał w myśli przemówienie, jakie do nich wygłosi, gdy skrzypnęły drzwi.Przyszła Nina.Nikodemowi nie było sądzone spać tej nocy.O siódmej służba rozpoczynała sprzątanie i Nina musiała zdążyć przejść na górę, zanimlokaje nadejdą ze służbowego skrzydła.Dyzma zapalił papierosa i poprawił poduszki.- Jeżeli tak zawsze będzie - pomyślał - długo nie pociągnę.Chciał zasnąć, lecz nie mógł.- Trzeba wstawać - mruknął i zadzwonił.Kazał przygotować kąpiel i zrobić zarazjajecznicę z dziesięciu jaj z szynką.- Tylko żeby była tłusta!Gdy już był ubrany i przeszedł do jadalni, skonstatował, że stół nie jest nakryty, ajajecznicy nie podano.Zwymyślał lokaja od bałwanów, a gdy ten zaczął tłumaczyć się, żewystygłaby, ryknął:- Milcz, durniu, nie wystygłaby, żebyś na porę zrobił.Mogłeś uważać, że wychodzę złazienki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl