[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A co z dziećmi Rosity? Kto się nimi zajmuje? Mam jej numer telefonu, był w notesie taty  odparła Regan. Kiedy zadzwo-niłam, rozmawiałam z jej przyjacielem, który właśnie zwolnił dochodzącą opiekunkę.Powiedziałam mu jedynie, że Rositę zatrzymały jakieś sprawy, ale odniosłam wrażenie,iż on podejrzewa coś bardzo złego. Byle tylko dzieci chwilowo miały opiekę. Nora wzięła głęboki oddech, usiłującunieść się na łóżku.Przeklęta noga, pomyślała.Być uwięzioną w taki sposób, kiedy każ-dy nerw jej ciała domaga się od niej działania. Niech Alvirah wejdzie  powiedziała. Nawiążemy kontakt z jej znajomymz policji, a potem razem załatwimy sprawę pieniędzy.Regan ledwie zdążyła otworzyć drzwi, a Alvirah już wpadła do pokoju, podeszła dołóżka Nory i uścisnęła serdecznie jej dłoń. Nie spoczniemy, dopóki pani mąż i ta dziewczyna nie wrócą cali i zdrowi  obie-cała.Było coś takiego w postawie Alvirah Meehan, że Nora uwierzyła jej słowom. W zeszłym roku miałam odczyt w Akademii Policyjnej im.Johna Jaya na tematsprawy porwania dziecka, którą udało mi się rozwiązać  mówiła Alvirah. Gazetynazwały ją przypadkiem flagowego dziecka, gdyż tę malutką dziewczynkę owinięto weflagę, kiedy porywano ją ze szpitala. Pamiętam tę sprawę  rzekła Nora. To zdarzyło się również tuż przed święta-mi Bożego Narodzenia.Alvirah skinęła głową. Tak jest.Odzyskaliśmy dziecko w Wigilię.Wtedy na moim odczycie był Jack Reillyi zaprosił mnie na lunch.Jest świetnym fachowcem i takim bystrym.Ma dopiero trzy-dzieści cztery lata i już w randze kapitana dowodzi oddziałem do zadań specjalnych po-licji. Sięgnęła po telefon. Będzie wiedział, jak się do tego zabrać.Urzęduje w Ko-mendzie Głównej przy Plaża. Nosi nazwisko Reilly?  zdziwiła się Nora.31  Niech pani sobie wyobrazi! I pisze się tak samo jak wasze.Kiedyś go spytałam, czynie jesteście spokrewnieni. Alvirah wymownym gestem uprzedziła kontynuację tegotematu. Nie jesteście.Regan ze słabym uśmiechem usiadła na brzegu łóżka i zacisnęła dłoń na wyciągnię-tych ku niej palcach matki.Razem słuchały przedstawianych przez telefon argumen-tów Alvirah, nieprzyjmującej do wiadomości argumentów rozmówcy, uzasadniającychewentualną odmowę. Nic mnie nie obchodzi, czy będzie mógł wrócić do swych obowiązków przed po-niedziałkiem  mówiła Alvirah. Nikt się nie nadaje bardziej od niego.Musicie zarazwysłać pagerem wiadomość o takiej treści:  Proszę niezwłocznie zatelefonować w nie-cierpiącej zwłoki sprawie do Alvirah Meehan na..Jaki tu jest numer telefonu, Regan? Podaj mu numer mojej komórki  odparła Regan. 310-555-4237.Alvirah odłożyła aparat. Jak znam Jacka Reilly ego, będziemy miały od niego wiadomość w ciągu dziesię-ciu minut.Osiem minut pózniej telefon zadzwonił.Jack Reilly nie przejmował się specjalnie wyjątkowo wzmożonym ruchem na EastRiver Drive.Walizkę miał w bagażniku i zdążał w kierunku domu swych rodzicóww Bedford.Było oczywiste, że droga zajmująca zwykle godzinę przedłuży się tego wie-czoru prawie dwukrotnie.Zwiąteczny exodus z Manhattanu już się na dobre rozpo-czął.Spośród sześciorga swego rodzeństwa dwóch braci i jednej siostry nie widział odsierpnia, kiedy to wszyscy zgromadzili się w domu rodzinnym im wyspie Martha sYineyard.Licząc żony i dzieci, teraz zbierze się ich pod jednym dachem dziewiętnaścio-ro na całe cztery dni.Mam nadzieję, myślał uśmiechając się do siebie, że się nie pozabi-jamy nawzajem.Prognozy pogody wskazywały, że w czasie weekendu spodziewany jestpotężny sztorm.Nacisnął hamulec.Samochody poruszały się wprawdzie zderzak w zderzak, ale jedenz wozów po jego prawej stronie nagle gwałtownie skręcił i przeciął mu drogę. Teraz bę-dziesz jechał szybciej, co, kolego?  zamruczał Jack pod nosem, spoglądając na nie-kończący się, jak okiem sięgnąć, potok czerwonych tylnych świateł samochodów.Jack Reilly miał rudawoblond włosy ze skłonnością do falowania, oczy w kolo-rze orzechów leszczyny, bardziej zielone niż piwne, regularne rysy, mocno zarysowa-ną szczękę, był barczysty i mierzył prawie metr dziewięćdziesiąt.Wybitnie inteligentny,odznaczający się szybką orientacją, poczuciem humoru i ciętym językiem, wyostrzo-nym, jak to bywa u osób wychowujących się w dużej rodzinie, posiadał niezaprzeczalnyurok osobisty i dar zjednywania sobie ludzi.Zarówno w życiu towarzyskim, jak i w pra-cy stawał się mimowolnie postacią wzbudzającą i zainteresowanie, i zarazem zaufanie.32 Jego na ogół niefrasobliwy sposób bycia kończył się jednak w momencie, gdy pra-cował nad jakąś sprawą kryminalną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl