[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z wyżyn, na których się znalazłem, sięgałem wzrokiem bardzo daleko; widziałem nawet przyczepę pośrodku pola i kilka słomkowych kapeluszy.Zmrużyłem oczy, dostrzegłem Meksykanów pracujących tam, gdzie zwykle pracowali, i zno­wu pomyślałem o Kowboju, o sprężynowcu w jego kieszeni.Pewnie był dumny z ostatniego zabójstwa.Ciekawe, czy powiedział o tym kolegom.Chyba jednak nie.Przestraszyłem się, ponieważ mama została sama.To było bez sensu i dobrze o tym wiedziałem, lecz racjonalne myślenie przychodziło mi z wielkim trudem.Popatrzyłem na rząd drzew nad rzeką i znowu ogarnął mnie lęk.Most.Bałem się spojrzeć na most, na miejsce zbrodni.Na deskach i barierce na pewno były plamy krwi, dowód, że stało się tam coś strasznego.A może zmył je deszcz? Bywało, że przez wiele dni nie przejeżdżał tamtędy ani jeden samochód.Czy ktoś widział krew Hanka? Istniało duże prawdopodobień­stwo, że dowody morderstwa już zniknęły.Czy naprawdę doszło do rozlewu krwi, czy był to tylko zły sen?Nie chciałem też patrzeć na rzekę.O tej porze roku płynęła powoli, a Hank był taki wielki.Czy woda wyrzuciła go na brzeg? A może osiadł na mieliźnie, jak martwy wieloryb? Nie chciałem być tym, który go znajdzie.Został zaszlachtowany.Kowboj zawsze nosił przy sobie nóż i miał dobry motyw.Nawet Stick Powers rozwiązałby tę zagadkę.Byłem jedynym świadkiem, ale postanowiłem, że zabiorę tę tajemnicę do grobu.Otis zmienił biegi i zawrócił; przekonałem się, że to wcale nie takie łatwe.W oddali mignął mi most, ale na szczęście tylko mignął.Małpka znudziła się obserwowaniem mojej twa­rzy i przeszła na drugie ramię swego pana.Przez chwilę patrzyła na mnie zza jego głowy, a potem po prostu siedziała tam niczym mała sówka i gapiła się na drogę.Och, gdyby widział mnie teraz Dewayne! Spaliłby się z za­zdrości.Byłby upokorzony.Doznałby tak wielkiej klęski, że długo by się do mnie nie odzywał.Nie mogłem się doczekać soboty, kiedy to zamierzałem rozpuścić po Main Street wia­domość, że spędziłem cały dzień z Otisem na jego równiarce - z Otisem i jego małpką.Tylko z jedną małpką, więc oczywiście będę musiał im opowiedzieć, co się stało z drugą.A te wszys­tkie dźwignie i przełączniki, które z dołu wyglądały tak prze­rażająco, wcale nie są takie straszne.Nauczyłem się nimi operować! Tak, to będzie dzień mojej chwały.Równiarka przystanęła przed domem.Zszedłem na dół i krzyknąłem: „Dziękuję!”, ale Otis już odjechał, nie skinąwszy mi głową i nie wypowiedziawszy ani słowa.Nagle pomyślałem o martwej małpce i się rozpłakałem.Nie wiedziałem, dlaczego płacze, i próbowałem się powstrzymać, ale łzy same ciekły mi z oczu.Nadbiegła mama, pytając, co się stało.Nie wiedziałem, co się stało: po prostu płakałem.Byłem przestraszony, zmęczony, bardzo osłabiony i pragnąłem, żeby wszystko wróciło do normy, żeby Meksykanie, Spruillowie i Latcherowie zniknęli z naszego życia, i żebym wreszcie zapomniał o koszmarze z Hankiem.Miałem dość tajemnic, dość oglądania rzeczy, których nie powinienem oglądać.Dlatego płakałem.Mama przytuliła mnie mocno.Kiedy uświadomiłem sobie, że się przestraszyła, powiedziałem jej o małpce.- Na twoich oczach? - spytała przerażona.Pokręciłem głową i wszystko jej wyjaśniłem.Wróciliśmy do domu i długo siedzieliśmy na werandzie.Odejście Hanka zostało ostatecznie potwierdzone.Przy ko­lacji okazało się, że pan Spruill powiedział tacie, że Hank wyruszył nocą.Zamierzał wrócić do domu okazją.Hank spoczywał na dnie rzeki Świętego Franciszka i kiedy pomyślałem, że leży tam wśród zębaczy, od razu straciłem apetyt.Dorośli obserwowali mnie uważniej niż zwykle.W cią­gu ostatnich dwudziestu czterech godzin zemdlałem, miałem zły sen, kilka razy płakałem i - przynajmniej według nich - lunatykowałem.Coś mi dolegało i chyba się o mnie martwili.- Ciekawe, czy dojedzie do domu - powiedziała babcia, co zapoczątkowało cykl opowieści o ludziach, którzy zniknęli.Dziadzio miał kuzyna i ten kuzyn postanowił przenieść się z rodziną z Missisipi do Arkansas.Podróżowali dwiema sta­rymi ciężarówkami.Dojechali do torów kolejowych.Ciężarów­ka z kuzynem za kierownicą przejechała przez tory jako pierwsza.Wtedy nadjechał z rykiem pociąg, więc druga ciężarów­ka musiała zaczekać.Pociąg był długi i kiedy wreszcie prze­jechał, po pierwszej ciężarówce nie było ani śladu.Ta druga dojechała do rozwidlenia dróg.Kuzyna już nigdy więcej nie widziano, a działo się to przed trzydziestoma laty.Zniknęli i kuzyn, i ciężarówka.Słyszałem tę historię wiele razy.Wiedziałem, że po dziadku opowiadać będzie babcia i rzeczywiście, opowiedziała historię o ojcu swojej mamy, który spłodził sześcioro dzieci i uciekł pociągiem do Teksasu.Ktoś z rodziny spotkał go dwadzieścia lat później.Ojciec mamy miał nową żonę i sześcioro nowych dzieci.- Dobrze się czujesz? - spytał Dziadzio, kiedy skończyliś­my jeść.Nie burczał już ani nie warczał jak zwykle.Opowia­dali to wszystko ze względu na mnie.Próbowali mnie rozbawić, bo się o mnie martwili.- Tak, jestem tylko zmęczony - odrzekłem.- Chcesz się wcześniej położyć? - spytała mama.Kiwnąłem głową.One zmywały naczynia, a ja poszedłem do pokoju Ricky’ego.Napisałem do niego już dwie strony listu, co było nie lada wyczynem.List wciąż tkwił w bloku do pisania, ukryty pod materacem, i w przeważającej części zawierał opis bójki z Letcherami.Z zadowoleniem przeczytałem go jeszcze raz.Przeszło mi przez myśl, żeby napisać mu o Kowboju i Hanku, ale postanowiłem zaczekać, aż wróci do domu.Do tego czasu Meksykanie już wyjadą, w domu znowu będzie bezpiecznie i Ricky na pewno zdecyduje, co zrobić.Doszedłem do wniosku, że list jest gotowy, sęk w tym, że nie wiedziałem, jak go wysłać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl