[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ciemnejbramie stało dwóch czarodziejów w wyświechtanych szatach, którzy przyglądalimu się podejrzliwie, szepcąc coś do siebie.Harry, czując się bardzo niepewnie,ruszył przed siebie z nadzieją, że jakoś się wydostanie.Ze starej drewnianej tabliczki wiszącej nad sklepem sprzedającym zatruteświece dowiedział się, że znajduje się na ulicy Zmiertelnego Nokturnu, ale nie-wiele mu to powiedziało, bo nigdy o takim miejscu nie słyszał.Podejrzewał, żew kominku Weasleyów nie wymówił adresu dość wyraznie, mając usta pełne po-piołu.Starając się zachować spokój, zastanawiał się, co robić dalej.36 Chyba się nie zgubiłeś, kochasiu? rozległ się tuż przy jego uchu głos,który sprawił, że aż podskoczył.Stała przed nim sędziwa wiedzma trzymająca tacę pełną czegoś, co przypomi-nało ludzkie paznokcie.Aypnęła na niego, ukazując omszałe zęby.Harry cofnąłsię. Dziękuję, wszystko w porządku wyjąkał. Ja tylko. HARRY! Cholibka, a co ty tutaj robisz?Harry emu serce zabiło mocno.Wiedzma również się wzdrygnęła, rozsypującmasę paznokci u swoich stóp i miotając przekleństwa na widok masywnej postaciHagrida, gajowego Hogwartu, który kroczył ku nim żwawo, a jego małe czarneoczy pobłyskiwały nad wielką rozczochraną brodą. Hagrid! zachrypiał z ulgą Harry. Zabłądziłem.Ten proszek Fiuu.Hagrid chwycił Harry ego za kark i odciągnął od wiedzmy, wytrącając jej ta-cę z rąk.Jej wrzaski towarzyszyły im przez całą ciemną, krętą uliczkę, dopóki niewyszli na słońce.Harry zobaczył w oddali znajomą śnieżnobiałą fasadę z marmu-ru: bank Gringotta.Hagrid wyprowadził go prosto na ulicę Pokątną. Wyglądasz jak łachmyta! gderał Hagrid, otrzepując Harry ego z sadzytak gwałtownie, że mało brakowało, a wepchnąłby go do beczki ze smoczym łaj-nem, stojącej przed jakąś apteką. Włóczyć się samemu po Nokturnie.dajspokój, Harry, przecież to parszywe miejsce.Cholibka, jakby cię tak ktoś zoba-czył. Zdałem sobie z tego sprawę powiedział Harry, uchylając się, bo Hagridzamierzał wyczyścić go ponownie. Mówiłem ci już, zabłądziłem.A ty cotam właściwie robiłeś? Szukałem skutecznego środka na ślimaki zagrzmiał Hagrid. Zżerająmi całą sałatę.A ty co, chyba nie jesteś sam? Jestem z Weasleyami, ale się rozdzieliliśmy.Muszę ich odnalezć.Ruszyli razem w dół ulicy. Nie chciało się odpisać staremu Hagridowi, co? burknął olbrzym.Harry musiał biec, żeby dotrzymać mu kroku (trzy jego kroki na jeden krokHagrida).W biegu opowiedział mu o Zgredku i Dursleyach. Wredne mugole warknął Hagrid. Gdybym wiedział. Harry! Harry! Tutaj!Harry zobaczył Hermionę Granger stojącą na szczycie białych schodów wio-dących do banku Gringotta.Zbiegła na dół, aby się z nimi spotkać; jej gęste brą-zowe włosy powiewały jak końska grzywa. Co się stało z twoimi okularami? Cześć, Hagrid.Och, cudownie jest wasznowu zobaczyć.Idziesz do Gringotta, Harry? Najpierw muszę odnalezć Weasleyów. I idę o zakład, że wiele czasu ci to nie zajmie zauważył Hagrid.37Harry i Hermiona rozejrzeli się dookoła i po chwili zobaczyli Rona, Freda,George a, Percy ego i pana Weasleya spieszących ku nim zatłoczoną ulicą. Harry wysapał pan Weasley mieliśmy nadzieję, że poleciałeś tylkoo jeden ruszt dalej. Otarł z potu łysinę. Molly wychodzi z siebie.o, jużidzie. Gdzie wylądowałeś? zapytał Ron. Na Nokturnie odpowiedział za Harry ego Hagrid. Fantastycznie! zawołali razem Fred i George. Nam nigdy na to nie pozwolono powiedział z zazdrością Ron. Ja myślę zahuczał Hagrid.Nadbiegła pani Weasley.Torebka dyndała jej w jednej ręce, drugą ciągnęła zasobą Ginny. Och, Harry.kochanie.mogłeś się zgubić.Aapiąc z trudem oddech, wyciągnęła z torby wielką szczotkę do ubrań i zabra-ła się do tych miejsc na ubraniu Harry ego, których nie zdołał oczyścić z sadzyHagrid.Pan Weasley wziął okulary Harry ego, stuknął w nie swoją różdżką i kie-dy mu je oddał, były jak nowe. No, na mnie już czas oznajmił Hagrid, którego pani Weasley wciąż trzy-mała za rękę ( Nokturn! Gdybyś go nie spotkał, Hagridzie! ). Do zobaczeniaw Hogwarcie!I odszedł wielkimi krokami, a jego ramiona i głowa wyrastały ponad tłum. Zgadnijcie, kogo widziałem u Borgina i Burkesa? zapytał Harry Ronai Hermionę, kiedy szli po schodach do Gringotta. Malfoya i jego ojca. Czy Lucjusz Malfoy coś kupił? zapytał pan Weasley, idący za nimi. Nie, raczej sprzedawał. A więc strach go obleciał powiedział pan Weasley z ponurą satysfakcją. Och, tak bym chciał przyłapać na czymś Lucjusza Malfoya. Bądz ostrożny, Arturze upomniała męża pani Weasley ostrym tonem,kiedy mijali kłaniającego się im nisko goblina. Zawsze ci powtarzam, że niewarto porywać się z motyką na słońce. Więc uważasz, że nie mogę się mierzyć z Lucjuszem Malfoyem, tak? oburzył się pan Weasley, ale w tym momencie jego uwagę pochłonął widok ro-dziców Hermiony, którzy stali przy kontuarze biegnącym przez całą długość mar-murowej sali i czekali, aż Hermiona ich przedstawi.Wyglądali na lekko zdener-wowanych. Ojej, jesteście mugolami! zawołał uradowany pan Weasley. Musimyto oblać! Co was tutaj sprowadza? Ach, zmieniacie pieniądze mugoli.Molly,popatrz! Wskazał na banknot dziesięciofuntowy w ręku pana Grangera [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.W ciemnejbramie stało dwóch czarodziejów w wyświechtanych szatach, którzy przyglądalimu się podejrzliwie, szepcąc coś do siebie.Harry, czując się bardzo niepewnie,ruszył przed siebie z nadzieją, że jakoś się wydostanie.Ze starej drewnianej tabliczki wiszącej nad sklepem sprzedającym zatruteświece dowiedział się, że znajduje się na ulicy Zmiertelnego Nokturnu, ale nie-wiele mu to powiedziało, bo nigdy o takim miejscu nie słyszał.Podejrzewał, żew kominku Weasleyów nie wymówił adresu dość wyraznie, mając usta pełne po-piołu.Starając się zachować spokój, zastanawiał się, co robić dalej.36 Chyba się nie zgubiłeś, kochasiu? rozległ się tuż przy jego uchu głos,który sprawił, że aż podskoczył.Stała przed nim sędziwa wiedzma trzymająca tacę pełną czegoś, co przypomi-nało ludzkie paznokcie.Aypnęła na niego, ukazując omszałe zęby.Harry cofnąłsię. Dziękuję, wszystko w porządku wyjąkał. Ja tylko. HARRY! Cholibka, a co ty tutaj robisz?Harry emu serce zabiło mocno.Wiedzma również się wzdrygnęła, rozsypującmasę paznokci u swoich stóp i miotając przekleństwa na widok masywnej postaciHagrida, gajowego Hogwartu, który kroczył ku nim żwawo, a jego małe czarneoczy pobłyskiwały nad wielką rozczochraną brodą. Hagrid! zachrypiał z ulgą Harry. Zabłądziłem.Ten proszek Fiuu.Hagrid chwycił Harry ego za kark i odciągnął od wiedzmy, wytrącając jej ta-cę z rąk.Jej wrzaski towarzyszyły im przez całą ciemną, krętą uliczkę, dopóki niewyszli na słońce.Harry zobaczył w oddali znajomą śnieżnobiałą fasadę z marmu-ru: bank Gringotta.Hagrid wyprowadził go prosto na ulicę Pokątną. Wyglądasz jak łachmyta! gderał Hagrid, otrzepując Harry ego z sadzytak gwałtownie, że mało brakowało, a wepchnąłby go do beczki ze smoczym łaj-nem, stojącej przed jakąś apteką. Włóczyć się samemu po Nokturnie.dajspokój, Harry, przecież to parszywe miejsce.Cholibka, jakby cię tak ktoś zoba-czył. Zdałem sobie z tego sprawę powiedział Harry, uchylając się, bo Hagridzamierzał wyczyścić go ponownie. Mówiłem ci już, zabłądziłem.A ty cotam właściwie robiłeś? Szukałem skutecznego środka na ślimaki zagrzmiał Hagrid. Zżerająmi całą sałatę.A ty co, chyba nie jesteś sam? Jestem z Weasleyami, ale się rozdzieliliśmy.Muszę ich odnalezć.Ruszyli razem w dół ulicy. Nie chciało się odpisać staremu Hagridowi, co? burknął olbrzym.Harry musiał biec, żeby dotrzymać mu kroku (trzy jego kroki na jeden krokHagrida).W biegu opowiedział mu o Zgredku i Dursleyach. Wredne mugole warknął Hagrid. Gdybym wiedział. Harry! Harry! Tutaj!Harry zobaczył Hermionę Granger stojącą na szczycie białych schodów wio-dących do banku Gringotta.Zbiegła na dół, aby się z nimi spotkać; jej gęste brą-zowe włosy powiewały jak końska grzywa. Co się stało z twoimi okularami? Cześć, Hagrid.Och, cudownie jest wasznowu zobaczyć.Idziesz do Gringotta, Harry? Najpierw muszę odnalezć Weasleyów. I idę o zakład, że wiele czasu ci to nie zajmie zauważył Hagrid.37Harry i Hermiona rozejrzeli się dookoła i po chwili zobaczyli Rona, Freda,George a, Percy ego i pana Weasleya spieszących ku nim zatłoczoną ulicą. Harry wysapał pan Weasley mieliśmy nadzieję, że poleciałeś tylkoo jeden ruszt dalej. Otarł z potu łysinę. Molly wychodzi z siebie.o, jużidzie. Gdzie wylądowałeś? zapytał Ron. Na Nokturnie odpowiedział za Harry ego Hagrid. Fantastycznie! zawołali razem Fred i George. Nam nigdy na to nie pozwolono powiedział z zazdrością Ron. Ja myślę zahuczał Hagrid.Nadbiegła pani Weasley.Torebka dyndała jej w jednej ręce, drugą ciągnęła zasobą Ginny. Och, Harry.kochanie.mogłeś się zgubić.Aapiąc z trudem oddech, wyciągnęła z torby wielką szczotkę do ubrań i zabra-ła się do tych miejsc na ubraniu Harry ego, których nie zdołał oczyścić z sadzyHagrid.Pan Weasley wziął okulary Harry ego, stuknął w nie swoją różdżką i kie-dy mu je oddał, były jak nowe. No, na mnie już czas oznajmił Hagrid, którego pani Weasley wciąż trzy-mała za rękę ( Nokturn! Gdybyś go nie spotkał, Hagridzie! ). Do zobaczeniaw Hogwarcie!I odszedł wielkimi krokami, a jego ramiona i głowa wyrastały ponad tłum. Zgadnijcie, kogo widziałem u Borgina i Burkesa? zapytał Harry Ronai Hermionę, kiedy szli po schodach do Gringotta. Malfoya i jego ojca. Czy Lucjusz Malfoy coś kupił? zapytał pan Weasley, idący za nimi. Nie, raczej sprzedawał. A więc strach go obleciał powiedział pan Weasley z ponurą satysfakcją. Och, tak bym chciał przyłapać na czymś Lucjusza Malfoya. Bądz ostrożny, Arturze upomniała męża pani Weasley ostrym tonem,kiedy mijali kłaniającego się im nisko goblina. Zawsze ci powtarzam, że niewarto porywać się z motyką na słońce. Więc uważasz, że nie mogę się mierzyć z Lucjuszem Malfoyem, tak? oburzył się pan Weasley, ale w tym momencie jego uwagę pochłonął widok ro-dziców Hermiony, którzy stali przy kontuarze biegnącym przez całą długość mar-murowej sali i czekali, aż Hermiona ich przedstawi.Wyglądali na lekko zdener-wowanych. Ojej, jesteście mugolami! zawołał uradowany pan Weasley. Musimyto oblać! Co was tutaj sprowadza? Ach, zmieniacie pieniądze mugoli.Molly,popatrz! Wskazał na banknot dziesięciofuntowy w ręku pana Grangera [ Pobierz całość w formacie PDF ]