[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z drugiej strony, łatwo dałaby sobie wmówić, żewszystko to wyśniła: pozłacane komnaty, muzykę, Retta, nawet siebie.** ** **Gdy wróciła do apartamentu w hotelu, zapaliła wszystkie lampy gazowe i stanęłaprzed wysokim zwierciadłem, w pełnym blasku spoglądając na postać, którą widziałRett.Wyglądała cudownie, jak kobieta pewna samej siebie, jak ta kobieta naportrecie, jak babcia Robillard.W sercu ją ukłuło.Dlaczego wyglądem nieprzypominała babci z tego drugiego portretu? Tej o twarzy łagodnej,opromienionej miłością, przyjmowaną i udzielaną.Albowiem w przepojonych troskąsłowach Retta, wiedziała, pobrzmiewał też smutek i ostateczne pożegnanie.Wśrodku nocy, w luksusowym pokoju, na najlepszym piętrze najlepszego zdublińskich hoteli, Scarlett O'hara obudziła się, wstrząsana konwulsyjnymiszlochami."Gdyby tylko." huczała jej w głowie myśl powracająca raz za razem,niby uderzenia tarana.79.Nocne udręki nie zostawiły śladów na twarzy Scarlett.Następnego dnia rano jej oblicze promieniało tą samą łagodnością, co zwykle,słała urocze uśmiechy, jak zawsze, gdy nalewała kawę lub herbatę gościom liczniezebranym w salonie.Podczas tych długich nocnych godzin nadszedł moment odwagi:tak, ma w sobie dość siły, aby pozwolić Rettowi odejść.Skoro go kocham -myślała sobie - nie powinnam go zatrzymywać.Muszę nauczyć się darzyć gowolnością, tak jak Kici dałam pełną wolność właśnie dlatego, że ją kocham.Gdybym tak mogła powiedzieć Rettowi o niej, byłby z niej dumny.Gdyby takKarnawał Zamkowy dobiegł końca.Strasznie tęsknię za Kicią.Ciekawe, czypodrosła.** ** ** Kicia biegła przez zarośla, a rozpacz dodawała jej sił.Poranne mgły ciągle snuły się nad ziemią, nie wiedziała, dokąd biegnie.Potknęłasię i upadła, zaraz jednak dzwignęła się na nogi.Bowiem musiała biec, nawetjeśli z trudem łapała oddech.Instynktownie poczuła, że leci następny kamień -przywarła plecami do drzewa.Chłopcy, którzy ją ścigali, pokrzykiwali i kpili.Prawie ją dopadli, choć jeszcze nigdy przedtem nie zapuszczali się do lasku przyDworze.Ale teraz mogli to robić bezkarnie.Wiedzieli, że Ta O'hara bawi wDublinie, w towarzystwie Anglików.Ich rodzice nie mówili o niczym innym.- Jesttutaj! - wrzasnął jeden, drugi zaś podniósł dłoń z kamieniem, gotowym douderzenia.Ale osoba, która wyszła zza drzewa, to nie była Kicia.To była"cailleach" - wykrzywionym palcem wskazywała prosto na nich.Krzyknęli,przerażeni, i uciekli.- Chodz ze mną - powiedziała Grainne.- Dostanieszherbaty.Kicia podała jej rączkę.Grainne wyszła zza krzaków, po czym ruszyłabardzo powoli ścieżką wśród drzew, tak by dziewczynka mogła za nią nadążyć.- Abędą ciastka? - spytała Kicia.- Będą - odpowiedziała "cailleach".** ** ** Choćtęsknota za domem rosła w niej z każdym dniem, Scarlett dotrzymała słowa danegoKarolinie i pozostała w Dublinie do końca karnawału.Zimowy sezon w Dublinieniczym się nie różnił od tego, co widziałam w Charlestonie - myślała.Dziwięsię, dlaczego eleganccy ludzie tak ciężko pracują, by tak długo się bawić? Odjednego sukcesu wzniosła się do następnego, jeszcze większego.Mrs.Fitz chytrzewykorzystywała fakt, że rubryka towarzyska "Irish Times'a" opisywała publicznewystępy Scarlett i co wieczór nosiła gazetę do Kennedy'ego, by pokazaćmieszkańcom miasteczka, jaką sławą cieszy się ich pani.A chociaż początkowoutyskiwano, że Ta O'hara tak chętnie przestaje z Anglikami, z czasem niechęćzamieniła się w dumę z tego, że większego doznaje uwielbienia niż jakakolwiekAngielka.Colum nie zachwycał się sprytem Rosaleen Fitzpatrick.Był w zbytposępnym nastroju, by widzieć w tym bodaj iskierkę dowcipu.Anglicy uwiodą jądokładnie tak, jak przekabacili na swoją stronę Devoya.Colum i miał rację, inie miał.Bo nikt w Dublinie nie domagał się, by Scarlett wyrzekła się swejirlandzkości - w niej właśnie należałoby poszukiwać przyczyn jej atrakcyjności.Ta O'hara na dworze angielskiego wicekróla to oryginalne zjawisko.Scarlettzdawała sobie z tego sprawę - odkryła jedną niezaprzeczalną prawdę.OtóżAngloirowie, których wielu mieszkało w Dublinie, uważali się za nie mniejirlandzkich niż rodzina O'harów w Adamstown.- Przecież oni mieszkali w Irlandiijeszcze nim Ameryka została zaludniona - powiedziała pewnego dnia KarolinaMontague, gdy czymś ją zirytowała.- Jak pani może odmawiać im mianaIrlandczyków? Scarlett nie była w stanie rozsupłać wszystkich tych zawiłości,tak że nawet przestała próbować.Zresztą wcale nie musi łamać sobie tym głowy.Może mieć dla siebie dwa światy: Irlandię taką, jaka była w codziennym życiuBallyhara oraz Irlandię dublińskiego Zamku.Kicia, gdy dorośnie, też będzie jeposiadać.I tak będzie o wiele lepiej, niż gdyby miała to tylko, co mogłabym jejpodarować pozostając w Charlestonie - powiedziała sobie wyraznie.** ** ** Gdybal świętego Patryka zakończył się o czwartej nad ranem, Karnawał Zamkowydobiegł końca.Następne wydarzenie miało mieć miejsce parę mil dalej w PowiecieKildare - rzekła Karolina.Wszyscy wybierają się na wyścigi w Punchestown.Iwszyscy oczekują, że i ona też tam będzie.Scarlett pokręciła głową.- Kochamwyścigi konne, Karolino, ale sposobię się w drogę powrotną do domu.I takopuściłam comiesięczne godziny przyjęć.Zapłacę hotel za ciebie.Nie trzeba -odpowiedziała Karolina [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Z drugiej strony, łatwo dałaby sobie wmówić, żewszystko to wyśniła: pozłacane komnaty, muzykę, Retta, nawet siebie.** ** **Gdy wróciła do apartamentu w hotelu, zapaliła wszystkie lampy gazowe i stanęłaprzed wysokim zwierciadłem, w pełnym blasku spoglądając na postać, którą widziałRett.Wyglądała cudownie, jak kobieta pewna samej siebie, jak ta kobieta naportrecie, jak babcia Robillard.W sercu ją ukłuło.Dlaczego wyglądem nieprzypominała babci z tego drugiego portretu? Tej o twarzy łagodnej,opromienionej miłością, przyjmowaną i udzielaną.Albowiem w przepojonych troskąsłowach Retta, wiedziała, pobrzmiewał też smutek i ostateczne pożegnanie.Wśrodku nocy, w luksusowym pokoju, na najlepszym piętrze najlepszego zdublińskich hoteli, Scarlett O'hara obudziła się, wstrząsana konwulsyjnymiszlochami."Gdyby tylko." huczała jej w głowie myśl powracająca raz za razem,niby uderzenia tarana.79.Nocne udręki nie zostawiły śladów na twarzy Scarlett.Następnego dnia rano jej oblicze promieniało tą samą łagodnością, co zwykle,słała urocze uśmiechy, jak zawsze, gdy nalewała kawę lub herbatę gościom liczniezebranym w salonie.Podczas tych długich nocnych godzin nadszedł moment odwagi:tak, ma w sobie dość siły, aby pozwolić Rettowi odejść.Skoro go kocham -myślała sobie - nie powinnam go zatrzymywać.Muszę nauczyć się darzyć gowolnością, tak jak Kici dałam pełną wolność właśnie dlatego, że ją kocham.Gdybym tak mogła powiedzieć Rettowi o niej, byłby z niej dumny.Gdyby takKarnawał Zamkowy dobiegł końca.Strasznie tęsknię za Kicią.Ciekawe, czypodrosła.** ** ** Kicia biegła przez zarośla, a rozpacz dodawała jej sił.Poranne mgły ciągle snuły się nad ziemią, nie wiedziała, dokąd biegnie.Potknęłasię i upadła, zaraz jednak dzwignęła się na nogi.Bowiem musiała biec, nawetjeśli z trudem łapała oddech.Instynktownie poczuła, że leci następny kamień -przywarła plecami do drzewa.Chłopcy, którzy ją ścigali, pokrzykiwali i kpili.Prawie ją dopadli, choć jeszcze nigdy przedtem nie zapuszczali się do lasku przyDworze.Ale teraz mogli to robić bezkarnie.Wiedzieli, że Ta O'hara bawi wDublinie, w towarzystwie Anglików.Ich rodzice nie mówili o niczym innym.- Jesttutaj! - wrzasnął jeden, drugi zaś podniósł dłoń z kamieniem, gotowym douderzenia.Ale osoba, która wyszła zza drzewa, to nie była Kicia.To była"cailleach" - wykrzywionym palcem wskazywała prosto na nich.Krzyknęli,przerażeni, i uciekli.- Chodz ze mną - powiedziała Grainne.- Dostanieszherbaty.Kicia podała jej rączkę.Grainne wyszła zza krzaków, po czym ruszyłabardzo powoli ścieżką wśród drzew, tak by dziewczynka mogła za nią nadążyć.- Abędą ciastka? - spytała Kicia.- Będą - odpowiedziała "cailleach".** ** ** Choćtęsknota za domem rosła w niej z każdym dniem, Scarlett dotrzymała słowa danegoKarolinie i pozostała w Dublinie do końca karnawału.Zimowy sezon w Dublinieniczym się nie różnił od tego, co widziałam w Charlestonie - myślała.Dziwięsię, dlaczego eleganccy ludzie tak ciężko pracują, by tak długo się bawić? Odjednego sukcesu wzniosła się do następnego, jeszcze większego.Mrs.Fitz chytrzewykorzystywała fakt, że rubryka towarzyska "Irish Times'a" opisywała publicznewystępy Scarlett i co wieczór nosiła gazetę do Kennedy'ego, by pokazaćmieszkańcom miasteczka, jaką sławą cieszy się ich pani.A chociaż początkowoutyskiwano, że Ta O'hara tak chętnie przestaje z Anglikami, z czasem niechęćzamieniła się w dumę z tego, że większego doznaje uwielbienia niż jakakolwiekAngielka.Colum nie zachwycał się sprytem Rosaleen Fitzpatrick.Był w zbytposępnym nastroju, by widzieć w tym bodaj iskierkę dowcipu.Anglicy uwiodą jądokładnie tak, jak przekabacili na swoją stronę Devoya.Colum i miał rację, inie miał.Bo nikt w Dublinie nie domagał się, by Scarlett wyrzekła się swejirlandzkości - w niej właśnie należałoby poszukiwać przyczyn jej atrakcyjności.Ta O'hara na dworze angielskiego wicekróla to oryginalne zjawisko.Scarlettzdawała sobie z tego sprawę - odkryła jedną niezaprzeczalną prawdę.OtóżAngloirowie, których wielu mieszkało w Dublinie, uważali się za nie mniejirlandzkich niż rodzina O'harów w Adamstown.- Przecież oni mieszkali w Irlandiijeszcze nim Ameryka została zaludniona - powiedziała pewnego dnia KarolinaMontague, gdy czymś ją zirytowała.- Jak pani może odmawiać im mianaIrlandczyków? Scarlett nie była w stanie rozsupłać wszystkich tych zawiłości,tak że nawet przestała próbować.Zresztą wcale nie musi łamać sobie tym głowy.Może mieć dla siebie dwa światy: Irlandię taką, jaka była w codziennym życiuBallyhara oraz Irlandię dublińskiego Zamku.Kicia, gdy dorośnie, też będzie jeposiadać.I tak będzie o wiele lepiej, niż gdyby miała to tylko, co mogłabym jejpodarować pozostając w Charlestonie - powiedziała sobie wyraznie.** ** ** Gdybal świętego Patryka zakończył się o czwartej nad ranem, Karnawał Zamkowydobiegł końca.Następne wydarzenie miało mieć miejsce parę mil dalej w PowiecieKildare - rzekła Karolina.Wszyscy wybierają się na wyścigi w Punchestown.Iwszyscy oczekują, że i ona też tam będzie.Scarlett pokręciła głową.- Kochamwyścigi konne, Karolino, ale sposobię się w drogę powrotną do domu.I takopuściłam comiesięczne godziny przyjęć.Zapłacę hotel za ciebie.Nie trzeba -odpowiedziała Karolina [ Pobierz całość w formacie PDF ]