[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. He, he , zarechotaÅ‚ na to Konrad i w tej samej chwili potrawka z rakowymsosem znalazÅ‚a siÄ™ na jego twarzy.Z SiennickÄ… nie byÅ‚o żartów, trafiÅ‚ demon na demona, niczymGabryelski.A Stachowi oczy zachodziÅ‚y ze Å›miechu, gdy patrzyÅ‚ na te igraszki swoich dzieciszatana.Znamienna dla epoki jest historia małżeÅ„stwa tegoż Konrada.StaraÅ‚ siÄ™ o pewnÄ… pannÄ™ zkresów, która byÅ‚a oporna jego zabiegom.Nie wiedzÄ…c już, co począć, kropnÄ…Å‚ do niej namiÄ™tnylist, przepisany dosÅ‚ownie z którejÅ› z powieÅ›ci Przybyszewskiego.Skutek byÅ‚ piorunujÄ…cy, pannanatychmiast padÅ‚a mu w objÄ™cia i pobrali siÄ™.Konrad zginÄ…Å‚ Å›mierciÄ… walecznych, na paraliż postÄ™powy.Nie on jeden, w owejprzedsalwarsanowej epoce.A Stach lubiÅ‚ wróżyć swoim wiernym taki koniec, lubiÅ‚ szeptaćtajemniczo, kiwajÄ…c gÅ‚owÄ…: Taka ci go żre przepotężna, prapolska franca. Bo tennajdobroduszniejszy z Szatanów kochaÅ‚ swoje szataniÄ…tka, swoje dzieci.55CHRZCINY IWIKiedy, kreÅ›lÄ…c te karty, wpatrzyÅ‚em siÄ™ w odlegÅ‚Ä… przeszÅ‚ość, odnalazÅ‚em jedno jeszczewspomnienie: chrzciny Iwi.Ach, te chrzciny Iwi, co to byÅ‚o koÅ‚o nich Å›miechu.KiedyPrzybyszewscy przybyli do Krakowa, przywiezli z sobÄ… dwoje dzieci; Zenonek już trzyletnikawaler i kilkumiesiÄ™czna Iwi, która ten pierwszy okres swego życia spÄ™dziÅ‚a na tuÅ‚aczce poEuropie, tak że nawet nie byÅ‚o czasu jej ochrzcić.Stach, który poza kwestiÄ… religijnÄ…, byÅ‚ wielkimtradycjonalistÄ… rzecz u cyganów czÄ™stsza, niżby siÄ™ zdawaÅ‚o mówiÅ‚ o tych chrzcinach ciÄ…gle,zachwycony byÅ‚, że ma dom, meble jakże na krótko! i że bÄ™dzie mógÅ‚ godnie dopeÅ‚nić tegoobrzÄ…dku, z kumami, z oblewaniem, po polsku, po kujawsku, po chÅ‚opsku.Nareszcie nadszedÅ‚ten wielki dzieÅ„, a po nim wieczór, na który Stach zaprosiÅ‚, kogo tylko mógÅ‚.ZaprosiÅ‚.Z tymi zaproszeniami Stacha bywaÅ‚o, doprawdy rozmaicie.Tutaj, oczywiÅ›cie, byÅ‚ypoważne; ale zwykle nie braÅ‚o siÄ™ ich dosÅ‚ownie.W chwilach rozlewnoÅ›ci zapraszaÅ‚, zapraszaÅ‚,po czym na drugi dzieÅ„ bardzo byÅ‚ zaskoczony, gdy ktoÅ› w oznaczonej porze siÄ™ zjawiÅ‚.(PrzezjakiÅ› czas, w koÅ‚ach bliskich Stacha, z pózniejszego, warszawskiego okresu, weszÅ‚o w modÄ™przysÅ‚owie: ZajÄ…czka jakoÅ› nie ma. Wzięło siÄ™ stÄ…d.W czasie jakiegoÅ› przyjacielskiegowieczoru, wkrótce po przybyciu do Warszawy, Stach zaprosiÅ‚ Å›wieżo poznanego literata na drugidzieÅ„ do siebie na obiad na zajÄ…czka.Ów, jeszcze nieobyty ze Stachem, znajÄ…cy formy podobno to byÅ‚ Lorentowicz ubraÅ‚ siÄ™, jak przystoi, w żakiet i przybyÅ‚ punktualnie.StachpowitaÅ‚ go z pewnym zakÅ‚opotaniem; coÅ› mu widocznie Å›witaÅ‚o w gÅ‚owie; przez dobrÄ… godzinÄ™zabawiaÅ‚ goÅ›cia jak gdyby oczekujÄ…c cudu, aż w koÅ„cu z nagÅ‚Ä… determinacjÄ… pochyliÅ‚ siÄ™ do jegoucha i rzekÅ‚: ZajÄ…czka jakoÅ› nie ma, ale pożycz pan rubla, to poÅ›lÄ™ po wódkÄ™. )Otóż faktem jest, że na godzinÄ™ przed przybyciem chrzestnych goÅ›ci w domu Stacha nie byÅ‚o zajÄ…czka ani Å›ladu.I nie tylko zajÄ…czka.A zaproszonych byÅ‚o mnóstwo osób, i to nie tylkocodziennych cyganów, ale i dystyngowanej sosjety! Stach wyszedÅ‚ na miasto w nadziei, że coÅ›,gdzieÅ›.Wierna jego gromadka byÅ‚a w owej porze już bardzo wypÅ‚ukana.Na wódkÄ™ może bystarczyÅ‚o, ale nie chrzci siÄ™ przecież samÄ… wódkÄ….Nawet Stasinek, choć miaÅ‚ w gÅ‚owie siÅ‚afortelów , staÅ‚ bezradny! Naraz, przypadkowo, napatoczyÅ‚ siÄ™ z wizytÄ… Józefat NowiÅ„ski zWarszawy, który wziÄ…Å‚ Å›wieżo nagrodÄ™ na konkursie dramatycznym za swojÄ… BiaÅ‚Ä… goÅ‚Ä…bkÄ™ iktóry, upojony szczęściem, wybieraÅ‚ siÄ™ przez Kraków do Wiednia, gdzie zamierzaÅ‚ kupićlornetkÄ™ i inne sprzÄ™ty nieodzowne dla poczÄ…tkujÄ…cego Å›wiatowca.Z tym wszystkim zwierzyÅ‚ siÄ™niebacznie w kawiarni poprzedniego wieczora.Ujrzawszy Józefata, Stasinek otaksowaÅ‚ gobystrym spojrzeniem i wyciÄ…gnÄ…Å‚ go do sÄ…siedniego pokoju na konferencjÄ™; gdy wyszli, StasinekzakrÄ™ciÅ‚ siÄ™, znikÅ‚, i niebawem zaczęły siÄ™ zjawiać kosze, paczki, butelki, miÄ™siwa.Kiedynadeszli goÅ›cie, stół byÅ‚ już piÄ™knie nakryty: takich chrzcin nie powstydzono by siÄ™ nawet naKujawach.Na drugi dzieÅ„ Józefat NowiÅ„ski byÅ‚ nieco zafrasowany; zapytywany o podróż do Wiednia,powiadaÅ‚, że jeszcze nie wie, o kupnie lornetki już nie byÅ‚o mowy.CzekaÅ‚ przez kilka dni wKrakowie, nie wiadomo na co, wreszcie nie doczekaÅ‚ siÄ™ i wyjechaÅ‚.Co gorsza, Stach wyszydziÅ‚mu i sponiewieraÅ‚ jego BiaÅ‚Ä… goÅ‚Ä…bkÄ™, która zresztÄ… w teatrze krakowskim zrobiÅ‚a sumiennÄ…56klapÄ™.Nic dziwnego, że NowiÅ„ski w artykuÅ‚ach swoich nie potraktowaÅ‚ Stacha zbyt czule.Aleczemu biedny Józefat niedÅ‚ugo potem sobie w Å‚eb strzeliÅ‚? Licho go wie.On też byÅ‚ z rzÄ™du tych,którzy mogliby siÄ™ skarżyć jak ów malarz że Bóg im daÅ‚ talent, ale maÅ‚y.Jak można zresztÄ…nazywać siÄ™ Józefat?Na razie Józefat, fundator mimo woli, żyje, siedzi w kÄ…cie i patrzy cokolwiek oszoÅ‚omiony,jak w domu Stacha zabawa idzie szeroko.Apud Polonos nunquam sine clamore et strepitugaudia fiunt, objaÅ›nia go po Sienkiewiczowsku któryÅ› z bandy, lejÄ…c mu zdradliwie szklankÄ™czuby (tak nazywano ohydny wÄ™gierski koniak kupowany w szynczku na rogu, a szczycÄ…cy siÄ™egzotycznÄ… firmÄ… Czuba & Durozier).W istocie ryk byÅ‚ piekielny.Ale niebawem uciszyÅ‚o siÄ™, boJózef KotarbiÅ„ski, przetaÅ„czywszy z paniÄ… domu na nutÄ™ SÅ‚oÅ„ce i pogoda, przystanÄ…Å‚ koÅ‚o grajkai zaÅ›piewaÅ‚ improwizowanÄ… strofkÄ™.OdÅ›piewaÅ‚ mu, przetaÅ„czywszy z kolei, natychmiast geologGrzybowski, i dosÅ‚ownie parÄ™ godzin ciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™, ku niesÅ‚ychanej radoÅ›ci Stacha, ten tanecznypojedynek na improwizowane krakowiaki.To siÄ™ nazywa artystyczne poczucie stylu: chrzciny tochrzciny! ByÅ‚o już dobrze szaro, kiedy KotarbiÅ„ski usiadÅ‚ w fotelu i wÅ›ród religijnej ciszy zaczÄ…Å‚,jakby do siebie, mówić strofy Beniowskiego, te najpiÄ™kniejsze: Twój czar nade mnÄ… trwa.To wszystko brzmi jakby jakieÅ› echo Murgerowskiej cyganerii.Boże drogi, co za niewinność!Bo jak rzekÅ‚em, w historii Przybyszewskiego ten pierwszy okres krakowski zajmuje dośćodrÄ™bne miejsce.To byÅ‚y w jego udrÄ™czonym życiu jedyne może chwile pogody bardzoniepewnej jedyne chwile jakże nietrwaÅ‚ego spokoju.W patetycznej sonacie tego życia to byÅ‚ojakby scherzo.Wszystko, przy zachowaniu jego cech indywidualnych, barwi siÄ™ tonemżartobliwym, jest mniej tragiczne, mniej ponure, niemal jowialne.Bo i dolÄ™ w tej krótkiej chwiliw istocie miaÅ‚ lżejszÄ….W Niemczech paliÅ‚o mu siÄ™ już pod nogami.Kiedy Wincenty LutosÅ‚awski,poczciwie, ale trochÄ™ po doktrynersku, Å›ciÄ…gaÅ‚ go do siebie do Hiszpanii, aby mu uzdrowićduszÄ™ , stwierdza w swoim liÅ›cie, że pisarz znajduje siÄ™ na drodze do rozpaczy.Trudno siÄ™dziwić: mÅ‚odzi pisarze niemieccy, już sÅ‚awni, przymierali w owym twardym Berlinie gÅ‚odem, jakmiaÅ‚ tam wyżyć poeta kapryÅ›ny, niepodlegÅ‚y, a raczej podlegÅ‚y wszystkim niebezpiecznymnaÅ‚ogom, który w dodatku obarczyÅ‚ siÄ™ żonÄ… i dwojgiem dzieci! Zarobić trudno, pożyczyć wÅ›ródobcych też nie Å‚atwo.Przy tym tak obco, w Berlinie czy w Skandynawii, tak obco dla tegorozlewnego Kujawiaka!Naraz, kiedy dosÅ‚ownie nie wie, co z sobÄ… począć, dostaje listy namawiajÄ…ce go do Krakowa.Chwyta siÄ™ tej myÅ›li.Jedzie z Norwegii jak w upojeniu. CaÅ‚e szczęście (pisze w swoichwspomnieniach), że na pieniÄ…dze, które wiozÅ‚em do Polski, miaÅ‚em czek na WiedeÅ„, inaczej bymbez jednego centa przyjechaÅ‚ do Krakowa; ten czek mnie uratowaÅ‚ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. He, he , zarechotaÅ‚ na to Konrad i w tej samej chwili potrawka z rakowymsosem znalazÅ‚a siÄ™ na jego twarzy.Z SiennickÄ… nie byÅ‚o żartów, trafiÅ‚ demon na demona, niczymGabryelski.A Stachowi oczy zachodziÅ‚y ze Å›miechu, gdy patrzyÅ‚ na te igraszki swoich dzieciszatana.Znamienna dla epoki jest historia małżeÅ„stwa tegoż Konrada.StaraÅ‚ siÄ™ o pewnÄ… pannÄ™ zkresów, która byÅ‚a oporna jego zabiegom.Nie wiedzÄ…c już, co począć, kropnÄ…Å‚ do niej namiÄ™tnylist, przepisany dosÅ‚ownie z którejÅ› z powieÅ›ci Przybyszewskiego.Skutek byÅ‚ piorunujÄ…cy, pannanatychmiast padÅ‚a mu w objÄ™cia i pobrali siÄ™.Konrad zginÄ…Å‚ Å›mierciÄ… walecznych, na paraliż postÄ™powy.Nie on jeden, w owejprzedsalwarsanowej epoce.A Stach lubiÅ‚ wróżyć swoim wiernym taki koniec, lubiÅ‚ szeptaćtajemniczo, kiwajÄ…c gÅ‚owÄ…: Taka ci go żre przepotężna, prapolska franca. Bo tennajdobroduszniejszy z Szatanów kochaÅ‚ swoje szataniÄ…tka, swoje dzieci.55CHRZCINY IWIKiedy, kreÅ›lÄ…c te karty, wpatrzyÅ‚em siÄ™ w odlegÅ‚Ä… przeszÅ‚ość, odnalazÅ‚em jedno jeszczewspomnienie: chrzciny Iwi.Ach, te chrzciny Iwi, co to byÅ‚o koÅ‚o nich Å›miechu.KiedyPrzybyszewscy przybyli do Krakowa, przywiezli z sobÄ… dwoje dzieci; Zenonek już trzyletnikawaler i kilkumiesiÄ™czna Iwi, która ten pierwszy okres swego życia spÄ™dziÅ‚a na tuÅ‚aczce poEuropie, tak że nawet nie byÅ‚o czasu jej ochrzcić.Stach, który poza kwestiÄ… religijnÄ…, byÅ‚ wielkimtradycjonalistÄ… rzecz u cyganów czÄ™stsza, niżby siÄ™ zdawaÅ‚o mówiÅ‚ o tych chrzcinach ciÄ…gle,zachwycony byÅ‚, że ma dom, meble jakże na krótko! i że bÄ™dzie mógÅ‚ godnie dopeÅ‚nić tegoobrzÄ…dku, z kumami, z oblewaniem, po polsku, po kujawsku, po chÅ‚opsku.Nareszcie nadszedÅ‚ten wielki dzieÅ„, a po nim wieczór, na który Stach zaprosiÅ‚, kogo tylko mógÅ‚.ZaprosiÅ‚.Z tymi zaproszeniami Stacha bywaÅ‚o, doprawdy rozmaicie.Tutaj, oczywiÅ›cie, byÅ‚ypoważne; ale zwykle nie braÅ‚o siÄ™ ich dosÅ‚ownie.W chwilach rozlewnoÅ›ci zapraszaÅ‚, zapraszaÅ‚,po czym na drugi dzieÅ„ bardzo byÅ‚ zaskoczony, gdy ktoÅ› w oznaczonej porze siÄ™ zjawiÅ‚.(PrzezjakiÅ› czas, w koÅ‚ach bliskich Stacha, z pózniejszego, warszawskiego okresu, weszÅ‚o w modÄ™przysÅ‚owie: ZajÄ…czka jakoÅ› nie ma. Wzięło siÄ™ stÄ…d.W czasie jakiegoÅ› przyjacielskiegowieczoru, wkrótce po przybyciu do Warszawy, Stach zaprosiÅ‚ Å›wieżo poznanego literata na drugidzieÅ„ do siebie na obiad na zajÄ…czka.Ów, jeszcze nieobyty ze Stachem, znajÄ…cy formy podobno to byÅ‚ Lorentowicz ubraÅ‚ siÄ™, jak przystoi, w żakiet i przybyÅ‚ punktualnie.StachpowitaÅ‚ go z pewnym zakÅ‚opotaniem; coÅ› mu widocznie Å›witaÅ‚o w gÅ‚owie; przez dobrÄ… godzinÄ™zabawiaÅ‚ goÅ›cia jak gdyby oczekujÄ…c cudu, aż w koÅ„cu z nagÅ‚Ä… determinacjÄ… pochyliÅ‚ siÄ™ do jegoucha i rzekÅ‚: ZajÄ…czka jakoÅ› nie ma, ale pożycz pan rubla, to poÅ›lÄ™ po wódkÄ™. )Otóż faktem jest, że na godzinÄ™ przed przybyciem chrzestnych goÅ›ci w domu Stacha nie byÅ‚o zajÄ…czka ani Å›ladu.I nie tylko zajÄ…czka.A zaproszonych byÅ‚o mnóstwo osób, i to nie tylkocodziennych cyganów, ale i dystyngowanej sosjety! Stach wyszedÅ‚ na miasto w nadziei, że coÅ›,gdzieÅ›.Wierna jego gromadka byÅ‚a w owej porze już bardzo wypÅ‚ukana.Na wódkÄ™ może bystarczyÅ‚o, ale nie chrzci siÄ™ przecież samÄ… wódkÄ….Nawet Stasinek, choć miaÅ‚ w gÅ‚owie siÅ‚afortelów , staÅ‚ bezradny! Naraz, przypadkowo, napatoczyÅ‚ siÄ™ z wizytÄ… Józefat NowiÅ„ski zWarszawy, który wziÄ…Å‚ Å›wieżo nagrodÄ™ na konkursie dramatycznym za swojÄ… BiaÅ‚Ä… goÅ‚Ä…bkÄ™ iktóry, upojony szczęściem, wybieraÅ‚ siÄ™ przez Kraków do Wiednia, gdzie zamierzaÅ‚ kupićlornetkÄ™ i inne sprzÄ™ty nieodzowne dla poczÄ…tkujÄ…cego Å›wiatowca.Z tym wszystkim zwierzyÅ‚ siÄ™niebacznie w kawiarni poprzedniego wieczora.Ujrzawszy Józefata, Stasinek otaksowaÅ‚ gobystrym spojrzeniem i wyciÄ…gnÄ…Å‚ go do sÄ…siedniego pokoju na konferencjÄ™; gdy wyszli, StasinekzakrÄ™ciÅ‚ siÄ™, znikÅ‚, i niebawem zaczęły siÄ™ zjawiać kosze, paczki, butelki, miÄ™siwa.Kiedynadeszli goÅ›cie, stół byÅ‚ już piÄ™knie nakryty: takich chrzcin nie powstydzono by siÄ™ nawet naKujawach.Na drugi dzieÅ„ Józefat NowiÅ„ski byÅ‚ nieco zafrasowany; zapytywany o podróż do Wiednia,powiadaÅ‚, że jeszcze nie wie, o kupnie lornetki już nie byÅ‚o mowy.CzekaÅ‚ przez kilka dni wKrakowie, nie wiadomo na co, wreszcie nie doczekaÅ‚ siÄ™ i wyjechaÅ‚.Co gorsza, Stach wyszydziÅ‚mu i sponiewieraÅ‚ jego BiaÅ‚Ä… goÅ‚Ä…bkÄ™, która zresztÄ… w teatrze krakowskim zrobiÅ‚a sumiennÄ…56klapÄ™.Nic dziwnego, że NowiÅ„ski w artykuÅ‚ach swoich nie potraktowaÅ‚ Stacha zbyt czule.Aleczemu biedny Józefat niedÅ‚ugo potem sobie w Å‚eb strzeliÅ‚? Licho go wie.On też byÅ‚ z rzÄ™du tych,którzy mogliby siÄ™ skarżyć jak ów malarz że Bóg im daÅ‚ talent, ale maÅ‚y.Jak można zresztÄ…nazywać siÄ™ Józefat?Na razie Józefat, fundator mimo woli, żyje, siedzi w kÄ…cie i patrzy cokolwiek oszoÅ‚omiony,jak w domu Stacha zabawa idzie szeroko.Apud Polonos nunquam sine clamore et strepitugaudia fiunt, objaÅ›nia go po Sienkiewiczowsku któryÅ› z bandy, lejÄ…c mu zdradliwie szklankÄ™czuby (tak nazywano ohydny wÄ™gierski koniak kupowany w szynczku na rogu, a szczycÄ…cy siÄ™egzotycznÄ… firmÄ… Czuba & Durozier).W istocie ryk byÅ‚ piekielny.Ale niebawem uciszyÅ‚o siÄ™, boJózef KotarbiÅ„ski, przetaÅ„czywszy z paniÄ… domu na nutÄ™ SÅ‚oÅ„ce i pogoda, przystanÄ…Å‚ koÅ‚o grajkai zaÅ›piewaÅ‚ improwizowanÄ… strofkÄ™.OdÅ›piewaÅ‚ mu, przetaÅ„czywszy z kolei, natychmiast geologGrzybowski, i dosÅ‚ownie parÄ™ godzin ciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™, ku niesÅ‚ychanej radoÅ›ci Stacha, ten tanecznypojedynek na improwizowane krakowiaki.To siÄ™ nazywa artystyczne poczucie stylu: chrzciny tochrzciny! ByÅ‚o już dobrze szaro, kiedy KotarbiÅ„ski usiadÅ‚ w fotelu i wÅ›ród religijnej ciszy zaczÄ…Å‚,jakby do siebie, mówić strofy Beniowskiego, te najpiÄ™kniejsze: Twój czar nade mnÄ… trwa.To wszystko brzmi jakby jakieÅ› echo Murgerowskiej cyganerii.Boże drogi, co za niewinność!Bo jak rzekÅ‚em, w historii Przybyszewskiego ten pierwszy okres krakowski zajmuje dośćodrÄ™bne miejsce.To byÅ‚y w jego udrÄ™czonym życiu jedyne może chwile pogody bardzoniepewnej jedyne chwile jakże nietrwaÅ‚ego spokoju.W patetycznej sonacie tego życia to byÅ‚ojakby scherzo.Wszystko, przy zachowaniu jego cech indywidualnych, barwi siÄ™ tonemżartobliwym, jest mniej tragiczne, mniej ponure, niemal jowialne.Bo i dolÄ™ w tej krótkiej chwiliw istocie miaÅ‚ lżejszÄ….W Niemczech paliÅ‚o mu siÄ™ już pod nogami.Kiedy Wincenty LutosÅ‚awski,poczciwie, ale trochÄ™ po doktrynersku, Å›ciÄ…gaÅ‚ go do siebie do Hiszpanii, aby mu uzdrowićduszÄ™ , stwierdza w swoim liÅ›cie, że pisarz znajduje siÄ™ na drodze do rozpaczy.Trudno siÄ™dziwić: mÅ‚odzi pisarze niemieccy, już sÅ‚awni, przymierali w owym twardym Berlinie gÅ‚odem, jakmiaÅ‚ tam wyżyć poeta kapryÅ›ny, niepodlegÅ‚y, a raczej podlegÅ‚y wszystkim niebezpiecznymnaÅ‚ogom, który w dodatku obarczyÅ‚ siÄ™ żonÄ… i dwojgiem dzieci! Zarobić trudno, pożyczyć wÅ›ródobcych też nie Å‚atwo.Przy tym tak obco, w Berlinie czy w Skandynawii, tak obco dla tegorozlewnego Kujawiaka!Naraz, kiedy dosÅ‚ownie nie wie, co z sobÄ… począć, dostaje listy namawiajÄ…ce go do Krakowa.Chwyta siÄ™ tej myÅ›li.Jedzie z Norwegii jak w upojeniu. CaÅ‚e szczęście (pisze w swoichwspomnieniach), że na pieniÄ…dze, które wiozÅ‚em do Polski, miaÅ‚em czek na WiedeÅ„, inaczej bymbez jednego centa przyjechaÅ‚ do Krakowa; ten czek mnie uratowaÅ‚ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]