[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydłużały się cienie i pogłębiały w gęstwinach, gdy towarzysze kroczyli po ścieżce.- Zapadnie ciemność, nim dotrzemy do fortu - zauważył Conan obojętnie.I nagledodał: - Słuchaj!Stanął w miejscu, pochylony, z mieczem w dłoni - drapieżna postać, wcieleniepodejrzliwości i grozby - gotów skoczyć i uderzyć.Balthus również usłyszał: dziki wrzask,który urwał się na najwyższej nucie.Krzyk człowieka ogarniętego okropnym strachem alboumierającego.Conan zerwał się w okamgnieniu, by popędzić ścieżką, a każdy krok odsądzał gocoraz dalej od biegnącego z najwyższym wysiłkiem towarzysza.Balthus wysapałprzekleństwo.W osadach Tauranu uchodził za szybkonogiego, ale Conan pozostawiał go zasobą z oszałamiającą łatwością.Wnet jednak zapomniał o rozdrażnieniu, uszy bowiemprześwidrował mu najbardziej przerazliwy krzyk, jaki kiedykolwiek zdarzyło mu się słyszeć.Nie ludzki tym razem; to było demoniczne miauknięcie odrażającego triumfu, co radośćzdawało się wyrażać z unicestwienia ludzkości i rozbrzmiewało echem w mrocznychgłębiach, gdzieś poza granicami człowieczych doświadczeń.Balthus zgubił krok i lepki pot zakroplił się na jego skórze.Lecz Conan nie zawahałsię; w rozpędzie minął zakręt ścieżki i zniknął, a Balthus, pozostawiony sam na sam z tymokropnym krzykiem, który okropnym pogłosem wciąż wibrował w lesie, w panice zdobył sięna przyspieszenie biegu i runął za nim. Nagle zatrzymał się, nieomal wpadając na Cymmeryjczyka, który stał na dróżce nadbezwładnym ciałem.Ale Conan nie patrzył na zwłoki leżące przed nim w wilgotnym odszkarłatu pyle.Wpatrywał się w gęstwinę zarośli po obu stronach szlaku.Balthus wymamrotał niepewne przekleństwo.Ciało męża leżało na ścieżce, niskiego,grubego człeka, odzianego w zdobne złotem buty i - mimo gorąca - obszytą gronostajemtunikę zamożnego kupca.Jego tłusta, blada twarz zastygła w wyrazie przerażenia: tęga szyjaprzecięta była od ucha do ucha ostrzem, rzekłbyś, jak brzytew.Krótki miecz wciąż tkwiący wpochwie zdawał się wskazywać, że człek ów został zaatakowany znienacka i nie miał szansy,by walczyć o swe życie.- Pikt? - wyszeptał Balthus, wpatrując się w coraz gęstsze cienie puszczy.Conan pokręcił głową i wyprostował się, by rzucić chmurne spojrzenie na martwegomęża.- Leśny czort.Ten jest piąty, na Croma!- Co masz na myśli?- Czyś kiedy słyszał o piktyjskim czarowniku zwanym Zogar Sag?Balthus niepewnie pokręcił głową.- %7ływie w Gwaweli, najbliższej wiosce za rzeką.Trzy miesiące temu skrył się wedletej drogi i uprowadził stadko jucznych mułów z karawany zmierzającej do fortu - jakimśsposobem zadał poganiaczom narkotyku.Muły należały do tego człeka - Conan obojętnietknął stopą zwłoki - Tiberiasa, kupca z Velitrium.Obładowane były baryłkami z piwem i staryZogar, nim przekroczył na powrót rzekę, postój uczynił, by sobie pociągnąć.Tropiciel,Soractusem zwany, trafił na jego ślad i przywiódł Valannusa i trzech wojów w gąszcze, gdzieczarownik leżał schlany.Za naleganiem Tiberiasa Valannus wtrącił Zogara Saga do lochu, conajwiększą jest zniewagą, jaką Piktowi można wyrządzić.Staremu udało się ubić strażnika,zemknąć, i jeszcze przekazać wieść, że zamierza ukatrupić Tiberiasa i pięciu ludzi, którzy gopojmali, takim sposobem, co dreszczem przejmować będzie Aquilończyków przez paręnajbliższych stuleci.- Cóż, Soractus i woje już nie żyją.Soractusa ubito nad rzeką, żołnierzy pod samymfortem.A teraz zginął i Tiberias.%7ładnego z nich nie zabił Pikt.Każdą ofiarę - z wyjątkiemjeno, jak widzisz, Tiberiasa - zbawiano głowy; zdobią one teraz, bez ochyby, ołtarz owegobóstwa, któremu służy Zogar Sag.- Z czego wnosisz, że nie ubili ich Piktowie? - zapytał Balthus.Conan ukazał ciało kupca. - Mniemasz, że uczyniono to nożem albo mieczem? Przyjrzyj się bliżej, a pojmiesz, żetylko szpon ranę podobną mógł zostawić.Ciało rozerwane jest, nie zaś przecięte.- Może pantera.- zaczął Balthus bez przekonania.Conan niecierpliwie pokręcił głową.- Człek z Tauranu nie pomyli śladu szponów pantery.Nie.To leśny diabeł wezwanyprzez Zogara Saga dla dokonania zemsty.Głupcem był Tiberias, ruszając samopas doVelitrium, i to tuż przed zmierzchem.Ale każdą z ofiar zdawało się ogarniać szaleństwo, nimdopadło ją przeznaczenie.Patrz tu; ślady dość są wyrazne.Tiberias nadjechał szlakiem naswym mule, może z wiązką najlepszych skór wydrzych przytroczoną do siodła, na sprzedaż wVelitrium, i to skoczyło nań z tyłu, zza tych zarośli.Patrzaj, tam połamane widać gałązki.- Tiberias zawrzasł raz tylko, bo potem rozdarto mu gardło, i już sprzedawał swe skórywydrze w Piekle.Muł odbiegł w gęstwiny.Słuchaj! Jeszcze teraz słychać, jak przedziera sięśród drzew.Demon nie miał czasu, by zabrać głowę Tiberiasa; lęk go ogarnął, gdyśmynadbieżali.- Gdyś ty nadbieżał - sprostował Balthus.- Nie musi to być osobliwie straszliwabestia, skoro umyka przed jednym zbrojnym mężem.Ale skąd wiesz, że nie był to Pikt zjakimś hakiem, co rwie miast ciąć? Czyś t o widział?- Tiberias był zbrojnym mężem - mruknął Conan.- Jeśli Zogar Sag sprowadziłdemony na pomoc, to mógł im rzec, których ludzi ubijać, a których ostawiać w spokoju.Nie,nie widziałem go [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl