[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Z pewnością nie przyszedłeś tu pogadać - powiedziała Beth.- Słyszałam, że interesujesz się badaniami dotyczącymi Susanne Hard.Chodź.Czekają na ciebie.Beth dosłownie złapała Jacka za rękaw i pociągnęła za sobą do swojego stanowiska.Pod mikroskopem znajdowała się próbka tkanki Susanne.Wszystko było przygotowane do pracy.- Usiądź tutaj - powiedziała, sadzając Jacka na swoim krzesełku.- Jak? Dobra wysokość?- Doskonale - zapewnił ją Jack.Pochylił się nieco do przodu i spojrzał w okular.Przez chwilę przyzwyczajał wzrok.Kiedy już się zaadaptował, ujrzał pole wypełnione zabarwionymi na czerwono bakteriami.- Proszę zauważyć, jak są polimorficzne - usłyszał męski głos.Jack uniósł wzrok.Richard, szef działu technicznego, zjawił się znienacka i stał tak blisko Jacka, że niemal go dotykał.- Nie zamierzałem kłopotać wszystkich moją osobą - rzekł do Richarda.- Nie sprawia pan kłopotu.Tak naprawdę sam interesuję się tym przypadkiem.Ciągle nie mamy diagnozy.Nic się nie pokazuje, a jak się domyślam, wie pan już, że testy na dżumę są negatywne.- Słyszałem.- Znowu schylił się nad mikroskopem i jeszcze raz przyjrzał się bakteriom.- Nie myślę, aby chciał pan usłyszeć moją opinię.Nie jestem w tym takim ekspertem jak pan.- Ale widzi pan polimorfizm? - zapytał Richard.- Tak sądzę.To całkiem małe bakterie.Niektóre wyglądają na kuliste albo może są ustawione pionowo?- Myślę, że widzi je pan takie, jakie są - odparł Richard.- Więcej tu polimorfizmu niż w wypadku dżumy.Dlatego właśnie Beth i ja wątpiliśmy, czy to dżuma.Oczywiście do momentu zrobienia testu fluorescencyjnego nie mieliśmy pewności.Jack oderwał się od mikroskopu.- Jeżeli to nie dżuma, to co to jest waszym zdaniem?Richard zaśmiał się słabo i z zakłopotaniem.- Nie wiem.Jack spojrzał na Beth.- A ty? Zaryzykuj.Beth pokręciła głową.- Nie, skoro i Richard nie ryzykuje - odpowiedziała dyplomatycznie.- Czy nikt nie zaryzykuje? Zgadujcie.Richard zaprzeczył ruchem głowy.- Nie nadaję się do tego.Ile razy zgaduję, tyle razy się mylę.- Nie pomyliłeś się w sprawie dżumy - przypomniał mu Jack.- To tylko szczęście - odpowiedział Richard i lekko się zarumienił.- Co tu się dzieje? - dobiegł ich zirytowany, podniesiony głos.Jack obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.Tuż za Beth stał kierownik laboratorium Martin Cheveau.Stał na rozstawionych nogach, ręce miał oparte na biodrach, a jego wąs poruszał się nerwowo.Za nim stała doktor Mary Zimmerman, a za nią Charles Kelley.Jack wstał z krzesła.Laboranci odsunęli się na bok.Atmosfera stała się napięta.Kierownik laboratorium wyglądał na szczerze rozgniewanego.- Jest pan tu z oficjalną wizytą? - zapytał Jacka.- Bo jeżeli tak, to ciekaw jestem, dlaczego nie zastosował się pan do powszechnie panujących obyczajów i nie przyszedł do mojego biura, zamiast tu węszyć? Mamy w szpitalu kryzysową sytuację, a laboratorium jest w centrum sprawy.Nie ścierpię czyjegokolwiek wtrącania się.- Ho, ho! - zawołał Jack.- Spokojnie.- Nie spodziewał się podobnego wybuchu, szczególnie po Martinie, który poprzedniego dnia był tak gościnny.- Żadne „spokojnie” - warknął Martin.- Co pan tu, do cholery, robisz?- Wykonuję swoją pracę, prowadzę dochodzenie w sprawie śmierci Katherine Mueller i Susanne Hard.Nie wydaje mi się, żebym przeszkadzał.Właściwie to mogę powiedzieć, że jak dotąd byłem dyskretny.- Szuka pan czegoś konkretnego w moim laboratorium? -zapytał Martin.- Omawiałem sprawę badania bakterii z pańskim niezwykle uzdolnionym personelem - odpowiedział Jack.- Pańskie uprawnienia pozwalają jedynie na opisanie przypadku i przyczyny śmierci - wtrąciła się doktor Zimmerman, wysuwając się przed Martina.- A to już pan zrobił.- Nie całkiem - poprawił ją Jack.- Nie postawiliśmy jeszcze diagnozy w przypadku Susanne Hard.W odpowiedzi dostrzegł zwężające się złowrogo oczy doktor Zimmerman.Nie miała maski ochronnej, więc Jack mógł się przekonać, jak surowy wyraz miała jej twarz.Podkreślały go zwłaszcza wąskie, zacięte usta.- Nie postawił pan szczegółowej diagnozy w przypadku Susanne Hard.Jednak postawił pan diagnozę ogólną, wykrywając fatalną infekcję.W tych warunkach sądzę, że to podobna sprawa.- Określenie „podobna” nigdy nie było celem moich medycznych ambicji - zauważył sarkastycznie Jack.- Ani moich - odparowała Mary Zimmerman.- Również nie dla Centrum Kontroli Chorób ani Miejskiej Rady Zdrowia, które aktywnie zajęły się wyjaśnieniem niefortunnych zdarzeń.Szczerze powiedziawszy, pańska obecność tylko utrudnia nam pracę.- I jest pani pewna, że nie potrzebujecie pomocy? - Nie potrafił ukryć kpiącego tonu.- Powiem, że pańska obecność to coś więcej niż tylko utrudnianie pracy - wtrącił się Kelley.- Jesteś pan zwykłym oszczercą.Będzie pan musiał porozmawiać z naszymi prawnikami.- Och la, la! - odpowiedział Jack, unosząc ręce w geście obrony przed nagłym i niespodziewanym atakiem.- Utrudnia pracę, to jeszcze mogę zrozumieć.Oszczerca brzmi natomiast śmiesznie.- Nie z mojego punktu widzenia - stwierdził Kelley.- Kierowniczka działu zaopatrzenia poinformowała mnie, że powiedział pan, iż Katherine Mueller zaraziła się chorobą w pracy.- A to nie zostało udowodnione - dodała doktor Zimmerman.- Wypowiadanie nie sprawdzonych poglądów jest oszczerstwem wobec instytucji i obniża jej reputację - podniesionym głosem wyrzucił z siebie Kelley.- I może mieć negatywny wpływ na poziom notowań na giełdzie - dodał od siebie Jack.- I to także - zgodził się Kelley.- Kłopot w tym, że nie powiedziałem, iż pani Mueller zaraziła się w pracy.Powiedziałem, że mogła się zarazić w pracy, a to wielka różnica.- Pani Zarelli powiedziała, iż potraktował pan tę możliwość jako fakt - zauważył Kelley.- Powiedziałem: „takie są fakty”, mówiąc o możliwości.Ale dajmy spokój, łapiemy się za słówka.Tak naprawdę przyjęliście postawę nadmiernie nieufną.To wzbudziło moje zainteresowanie historią szpitala i infekcjami szpitalnymi, które zdarzały się tu w przeszłości.Co możecie o tym powiedzieć?Kelley spurpurowiał i wybuchnął.Jack na wszelki wypadek cofnął się o krok.- Nasze doświadczenia z chorobami szpitalnymi to nie pański interes.- Ależ to coś, od czego należy zacząć - stwierdził Jack.- No, ale zostawię to na następny raz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Z pewnością nie przyszedłeś tu pogadać - powiedziała Beth.- Słyszałam, że interesujesz się badaniami dotyczącymi Susanne Hard.Chodź.Czekają na ciebie.Beth dosłownie złapała Jacka za rękaw i pociągnęła za sobą do swojego stanowiska.Pod mikroskopem znajdowała się próbka tkanki Susanne.Wszystko było przygotowane do pracy.- Usiądź tutaj - powiedziała, sadzając Jacka na swoim krzesełku.- Jak? Dobra wysokość?- Doskonale - zapewnił ją Jack.Pochylił się nieco do przodu i spojrzał w okular.Przez chwilę przyzwyczajał wzrok.Kiedy już się zaadaptował, ujrzał pole wypełnione zabarwionymi na czerwono bakteriami.- Proszę zauważyć, jak są polimorficzne - usłyszał męski głos.Jack uniósł wzrok.Richard, szef działu technicznego, zjawił się znienacka i stał tak blisko Jacka, że niemal go dotykał.- Nie zamierzałem kłopotać wszystkich moją osobą - rzekł do Richarda.- Nie sprawia pan kłopotu.Tak naprawdę sam interesuję się tym przypadkiem.Ciągle nie mamy diagnozy.Nic się nie pokazuje, a jak się domyślam, wie pan już, że testy na dżumę są negatywne.- Słyszałem.- Znowu schylił się nad mikroskopem i jeszcze raz przyjrzał się bakteriom.- Nie myślę, aby chciał pan usłyszeć moją opinię.Nie jestem w tym takim ekspertem jak pan.- Ale widzi pan polimorfizm? - zapytał Richard.- Tak sądzę.To całkiem małe bakterie.Niektóre wyglądają na kuliste albo może są ustawione pionowo?- Myślę, że widzi je pan takie, jakie są - odparł Richard.- Więcej tu polimorfizmu niż w wypadku dżumy.Dlatego właśnie Beth i ja wątpiliśmy, czy to dżuma.Oczywiście do momentu zrobienia testu fluorescencyjnego nie mieliśmy pewności.Jack oderwał się od mikroskopu.- Jeżeli to nie dżuma, to co to jest waszym zdaniem?Richard zaśmiał się słabo i z zakłopotaniem.- Nie wiem.Jack spojrzał na Beth.- A ty? Zaryzykuj.Beth pokręciła głową.- Nie, skoro i Richard nie ryzykuje - odpowiedziała dyplomatycznie.- Czy nikt nie zaryzykuje? Zgadujcie.Richard zaprzeczył ruchem głowy.- Nie nadaję się do tego.Ile razy zgaduję, tyle razy się mylę.- Nie pomyliłeś się w sprawie dżumy - przypomniał mu Jack.- To tylko szczęście - odpowiedział Richard i lekko się zarumienił.- Co tu się dzieje? - dobiegł ich zirytowany, podniesiony głos.Jack obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.Tuż za Beth stał kierownik laboratorium Martin Cheveau.Stał na rozstawionych nogach, ręce miał oparte na biodrach, a jego wąs poruszał się nerwowo.Za nim stała doktor Mary Zimmerman, a za nią Charles Kelley.Jack wstał z krzesła.Laboranci odsunęli się na bok.Atmosfera stała się napięta.Kierownik laboratorium wyglądał na szczerze rozgniewanego.- Jest pan tu z oficjalną wizytą? - zapytał Jacka.- Bo jeżeli tak, to ciekaw jestem, dlaczego nie zastosował się pan do powszechnie panujących obyczajów i nie przyszedł do mojego biura, zamiast tu węszyć? Mamy w szpitalu kryzysową sytuację, a laboratorium jest w centrum sprawy.Nie ścierpię czyjegokolwiek wtrącania się.- Ho, ho! - zawołał Jack.- Spokojnie.- Nie spodziewał się podobnego wybuchu, szczególnie po Martinie, który poprzedniego dnia był tak gościnny.- Żadne „spokojnie” - warknął Martin.- Co pan tu, do cholery, robisz?- Wykonuję swoją pracę, prowadzę dochodzenie w sprawie śmierci Katherine Mueller i Susanne Hard.Nie wydaje mi się, żebym przeszkadzał.Właściwie to mogę powiedzieć, że jak dotąd byłem dyskretny.- Szuka pan czegoś konkretnego w moim laboratorium? -zapytał Martin.- Omawiałem sprawę badania bakterii z pańskim niezwykle uzdolnionym personelem - odpowiedział Jack.- Pańskie uprawnienia pozwalają jedynie na opisanie przypadku i przyczyny śmierci - wtrąciła się doktor Zimmerman, wysuwając się przed Martina.- A to już pan zrobił.- Nie całkiem - poprawił ją Jack.- Nie postawiliśmy jeszcze diagnozy w przypadku Susanne Hard.W odpowiedzi dostrzegł zwężające się złowrogo oczy doktor Zimmerman.Nie miała maski ochronnej, więc Jack mógł się przekonać, jak surowy wyraz miała jej twarz.Podkreślały go zwłaszcza wąskie, zacięte usta.- Nie postawił pan szczegółowej diagnozy w przypadku Susanne Hard.Jednak postawił pan diagnozę ogólną, wykrywając fatalną infekcję.W tych warunkach sądzę, że to podobna sprawa.- Określenie „podobna” nigdy nie było celem moich medycznych ambicji - zauważył sarkastycznie Jack.- Ani moich - odparowała Mary Zimmerman.- Również nie dla Centrum Kontroli Chorób ani Miejskiej Rady Zdrowia, które aktywnie zajęły się wyjaśnieniem niefortunnych zdarzeń.Szczerze powiedziawszy, pańska obecność tylko utrudnia nam pracę.- I jest pani pewna, że nie potrzebujecie pomocy? - Nie potrafił ukryć kpiącego tonu.- Powiem, że pańska obecność to coś więcej niż tylko utrudnianie pracy - wtrącił się Kelley.- Jesteś pan zwykłym oszczercą.Będzie pan musiał porozmawiać z naszymi prawnikami.- Och la, la! - odpowiedział Jack, unosząc ręce w geście obrony przed nagłym i niespodziewanym atakiem.- Utrudnia pracę, to jeszcze mogę zrozumieć.Oszczerca brzmi natomiast śmiesznie.- Nie z mojego punktu widzenia - stwierdził Kelley.- Kierowniczka działu zaopatrzenia poinformowała mnie, że powiedział pan, iż Katherine Mueller zaraziła się chorobą w pracy.- A to nie zostało udowodnione - dodała doktor Zimmerman.- Wypowiadanie nie sprawdzonych poglądów jest oszczerstwem wobec instytucji i obniża jej reputację - podniesionym głosem wyrzucił z siebie Kelley.- I może mieć negatywny wpływ na poziom notowań na giełdzie - dodał od siebie Jack.- I to także - zgodził się Kelley.- Kłopot w tym, że nie powiedziałem, iż pani Mueller zaraziła się w pracy.Powiedziałem, że mogła się zarazić w pracy, a to wielka różnica.- Pani Zarelli powiedziała, iż potraktował pan tę możliwość jako fakt - zauważył Kelley.- Powiedziałem: „takie są fakty”, mówiąc o możliwości.Ale dajmy spokój, łapiemy się za słówka.Tak naprawdę przyjęliście postawę nadmiernie nieufną.To wzbudziło moje zainteresowanie historią szpitala i infekcjami szpitalnymi, które zdarzały się tu w przeszłości.Co możecie o tym powiedzieć?Kelley spurpurowiał i wybuchnął.Jack na wszelki wypadek cofnął się o krok.- Nasze doświadczenia z chorobami szpitalnymi to nie pański interes.- Ależ to coś, od czego należy zacząć - stwierdził Jack.- No, ale zostawię to na następny raz [ Pobierz całość w formacie PDF ]