[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziękuję, Falko.Użyteczne, ale nie nowe.- Jego spojrzenie zdawałosię błądzić gdzieś daleko, myślami był już chyba w wypełnionymzaszczytami dniu jutrzejszym.Mimo to w końcu dotarło do niego mojerozgorączkowanie.- Co.według ciebie to oznacza?Wskazałem palcem miejsce po brakującym wersie.- Panie, córka Kamila Metona nie była skrybą.Pisała jak uczennica,mocno przyciskając rylec.Musiałem pokazać ci tę listę, ale jeśli wyraziszzgodę, to za cenę jej zniszczenia.- Przełknąłem ślinę, bo niełatwo mi byłozrezygnować z czegoś, co zostawiła mi Sozja Kamillina.- Jeśli całkowiciestopimy wosk, może odczytamy to, co wyskrobało się przy okazji wsamym drewnie.Nasze spojrzenia się spotkały; gość miał umysł ostry jak hiszpańskimiecz.- To brakujące imię może być nadal widoczne? - Tytus podejmowałdecyzję niczym dowódca, którym przecież był.- Nie mamy wiele dostracenia!Przywołał swojego chudego sekretarza.Ten przygarbiony i niecopopisujący się dziwoląg już po chwili trzymał przechyloną tabliczkę nadpłomieniem, kręcąc kościstym nadgarstkiem, co pozwalało kroplom woskuskapywać do grawerowanej srebrnej miseczki.Teatralnym gestem zwróciłTytusowi tabliczkę.Tytus zerknął na porysowaną powierzchnię, potem dał sekretarzowiznak, by się ulotnił.Przez długą, męczącą chwilę patrzyliśmy na siebie.- No cóż, Dydiuszu Falkonie - odezwał się cicho Tytus - jak dobrymjesteś detektywem? Czy zechcesz mi powiedzieć, zanim ci pokażę, ktowedług ciebie to jest?Trybun wojskowy, z wąskimi purpurowymi paskami przysługującymiczłonkom stanu ekwickiego, wszedł lekkim krokiem, spiesząc na jakieśoficjalne spotkanie związane z triumfem: oko błyszczące, najlepsze buty,wypolerowany do połysku inkrustowany napierśnik, on sam dokładniewypielęgnowany, od starannie przyciętych paznokci palców stóp aż poczubki zaczerwienionych młodych uszu.Tytus nawet na niego nie spojrzał.- Wyjść! - rozkazał niemal uprzejmie, choć trybun już zdążył rzucić siędo drzwi.Raz jeszcze w pokoju zapadła cisza.Tytus i ja.Tytus nadal trzymającytabliczkę, której ja ciągle jeszcze nie widziałem.Czułem suchość w ustach.Jako detektyw byłem zaledwie średnio dobry(zbyt marzycielski, a także zbyt ostrożny, jeśli chodziło o wątpliwezlecenia.te, które się opłacają); tak czy owak, byłem wystarczająco dobry.Kiedyś przysiągłem sobie nigdy już nie angażować się w sprawyrządzących; a przecież po swojemu służyłem zarówno mojemu miastu, jaki cesarstwu.Nigdy bym nie zaakceptował boskości cesarza, wierzęnatomiast w szacunek dla samego siebie i w zapewnienie sobie hono-rarium.Powiedziałem więc Tytusowi, czyje nazwisko przychodzi mi do głowy.- Musi to być jeden z braci Kamilów, panie.Nie jestem tylko pewienktóry.LIVUsłyszeliśmy, jak na zewnątrz ustawia się eskorta.Tytus podszedł dodrzwi i coś powiedział.Uspokoiło się; ktoś postawił tam gwardzistę.Czułem ciężar w żołądku, jakbym był w ciężkiej żałobie.Tytus wrócił, kazał mi usiąść, a sam usadowił się na łożu obok mnie,kładąc tabliczkę pomiędzy nami, grzbietem do góry.- To biedne małe dziewczę! Och, Falko.ta cała biedna rodzina! Cóż,trzeba to zrobić.Wyjaw mi, proszę, swój tok rozumowania.- Panie, kiedy się nad tym zastanowić, wydaje się to strasznie oczywiste.Zacznę od początku.Kiedy pierwsza srebrna świnka pojawiła się wRzymie, to, co przydarzyło się Sozji Kamillinie, było bardzo istotne;zawsze tak uważałem.Prawdopodobnie Acjusz Pertynaks, który byłprzecież edylem pretora, mógł powiedzieć konspiratorom, gdzie ukrytosztabę.Teraz jednak uważam, że oni już to wiedzieli.niewątpliwie był toktoś bliski Sozji, kto zorientował się, że dziewczyna zna numer skrytkibankowej.Najszybszym sposobem, żeby się dostać do skrytki, byłozabranie tam Sozji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Dziękuję, Falko.Użyteczne, ale nie nowe.- Jego spojrzenie zdawałosię błądzić gdzieś daleko, myślami był już chyba w wypełnionymzaszczytami dniu jutrzejszym.Mimo to w końcu dotarło do niego mojerozgorączkowanie.- Co.według ciebie to oznacza?Wskazałem palcem miejsce po brakującym wersie.- Panie, córka Kamila Metona nie była skrybą.Pisała jak uczennica,mocno przyciskając rylec.Musiałem pokazać ci tę listę, ale jeśli wyraziszzgodę, to za cenę jej zniszczenia.- Przełknąłem ślinę, bo niełatwo mi byłozrezygnować z czegoś, co zostawiła mi Sozja Kamillina.- Jeśli całkowiciestopimy wosk, może odczytamy to, co wyskrobało się przy okazji wsamym drewnie.Nasze spojrzenia się spotkały; gość miał umysł ostry jak hiszpańskimiecz.- To brakujące imię może być nadal widoczne? - Tytus podejmowałdecyzję niczym dowódca, którym przecież był.- Nie mamy wiele dostracenia!Przywołał swojego chudego sekretarza.Ten przygarbiony i niecopopisujący się dziwoląg już po chwili trzymał przechyloną tabliczkę nadpłomieniem, kręcąc kościstym nadgarstkiem, co pozwalało kroplom woskuskapywać do grawerowanej srebrnej miseczki.Teatralnym gestem zwróciłTytusowi tabliczkę.Tytus zerknął na porysowaną powierzchnię, potem dał sekretarzowiznak, by się ulotnił.Przez długą, męczącą chwilę patrzyliśmy na siebie.- No cóż, Dydiuszu Falkonie - odezwał się cicho Tytus - jak dobrymjesteś detektywem? Czy zechcesz mi powiedzieć, zanim ci pokażę, ktowedług ciebie to jest?Trybun wojskowy, z wąskimi purpurowymi paskami przysługującymiczłonkom stanu ekwickiego, wszedł lekkim krokiem, spiesząc na jakieśoficjalne spotkanie związane z triumfem: oko błyszczące, najlepsze buty,wypolerowany do połysku inkrustowany napierśnik, on sam dokładniewypielęgnowany, od starannie przyciętych paznokci palców stóp aż poczubki zaczerwienionych młodych uszu.Tytus nawet na niego nie spojrzał.- Wyjść! - rozkazał niemal uprzejmie, choć trybun już zdążył rzucić siędo drzwi.Raz jeszcze w pokoju zapadła cisza.Tytus i ja.Tytus nadal trzymającytabliczkę, której ja ciągle jeszcze nie widziałem.Czułem suchość w ustach.Jako detektyw byłem zaledwie średnio dobry(zbyt marzycielski, a także zbyt ostrożny, jeśli chodziło o wątpliwezlecenia.te, które się opłacają); tak czy owak, byłem wystarczająco dobry.Kiedyś przysiągłem sobie nigdy już nie angażować się w sprawyrządzących; a przecież po swojemu służyłem zarówno mojemu miastu, jaki cesarstwu.Nigdy bym nie zaakceptował boskości cesarza, wierzęnatomiast w szacunek dla samego siebie i w zapewnienie sobie hono-rarium.Powiedziałem więc Tytusowi, czyje nazwisko przychodzi mi do głowy.- Musi to być jeden z braci Kamilów, panie.Nie jestem tylko pewienktóry.LIVUsłyszeliśmy, jak na zewnątrz ustawia się eskorta.Tytus podszedł dodrzwi i coś powiedział.Uspokoiło się; ktoś postawił tam gwardzistę.Czułem ciężar w żołądku, jakbym był w ciężkiej żałobie.Tytus wrócił, kazał mi usiąść, a sam usadowił się na łożu obok mnie,kładąc tabliczkę pomiędzy nami, grzbietem do góry.- To biedne małe dziewczę! Och, Falko.ta cała biedna rodzina! Cóż,trzeba to zrobić.Wyjaw mi, proszę, swój tok rozumowania.- Panie, kiedy się nad tym zastanowić, wydaje się to strasznie oczywiste.Zacznę od początku.Kiedy pierwsza srebrna świnka pojawiła się wRzymie, to, co przydarzyło się Sozji Kamillinie, było bardzo istotne;zawsze tak uważałem.Prawdopodobnie Acjusz Pertynaks, który byłprzecież edylem pretora, mógł powiedzieć konspiratorom, gdzie ukrytosztabę.Teraz jednak uważam, że oni już to wiedzieli.niewątpliwie był toktoś bliski Sozji, kto zorientował się, że dziewczyna zna numer skrytkibankowej.Najszybszym sposobem, żeby się dostać do skrytki, byłozabranie tam Sozji [ Pobierz całość w formacie PDF ]