[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wracajcie! - odparłem sucho.- A ty? - zawołał Jan z najwyższym zdziwieniem i przerażeniem, cofając się o krok przedzamaszystym ruchem mej ręki, którą mu wskazałem drogę na południe, i poglądając ku mniew górę.- Ja zostanę tutaj.Wszakże wam mówiłem, biorąc was w drogę ze sobą, że odjeżdżam,aby nie powrócić już nigdy.- Tak - szepnął Jan - ale ja myślałem, że z czasem przecież.Tu nie jest dobrze dla lu-dzi.- Więc wracajcie.Ja zostanę.Teraz nie odrzekł ani słowa.Pochylił tylko głowę, jakby ugodzony ciężarem w kark, iodszedł szybko - do Ady! -pomyślałem od razu - po radę!Jakoż nie omyliłem się.Po chwili przyszła księżycowa kapłanka.Byłem przygotowanyna jakąś śmieszną scenę z dodatkami tłumnych próśb, zaklęć, a nawet płaczu, w rodzaju tej,która się odegrała przed wyruszeniem w drogę - jakież mnie tedy ogarnęło zdziwienie, gdyAda przyszła sama i cicha i nie pytając o nic ani prosząc, rzekła tylko:-Zostajesz tutaj, aby patrzeć na Ziemię, Stary Człowieku?Skinąłem głową milcząco.- Ale tam nie odejdziesz jeszcze? - to mówiąc wskazała ruchem głowy Ziemię i leżącąpod nią martwą księżycową pustynię.Mimo woli spojrzałem w ową stronę i wtedy nagle zaświtała we mnie po raz pierwszy tamyśl.że mógłbym się udać tam.na pustynię, którą przed pięćdziesięciu laty przebywałem ztowarzyszami, aby przynajmniej na krótki czas, nimbym umarł z wyczerpania, czuć się bliż-szym Ziemi, mieć ją wprost ponad głową.Dzisiaj myśl ta owładnęła mną już niepodzielnie,towarzyszy każdemu memu ruchowi i pozbyć się jej nie mogę, ale wówczas był to pierwszyprzebłysk zaledwie, który na razie wnet stłumiłem, sądząc, że jest to rzecz niemożliwa - jakgdyby śmierć stała już u kresu możliwości i niepodobna było kupić tego, za co życiem trzebazapłacić.- Tam nie odejdziesz? - powtórzyła kapłanka.Zawahałem się.- Nie.Jeszcze nie.- Więc.czy nie mógłbyś jeszcze powrócić z tymi biedakami nad morze? Oni tak pragnąmieć cię wśród siebie.- Nie - odpowiedziałem ostro, widząc, że się już zaczynają prośby - zostanę tutaj.- Jak ci się podoba.Stary Człowieku.Oni będą bardzo smutni, ale.jak ci się podoba, takzrobisz.Gdy wrócą sami, zapytają ich ci, co pozostali w domach: A gdzie jest Stary Czło-wiek, na którego patrzyliśmy od dziecka? Oni zaś spuszczą tylko głowy i odpowiedzą: Opu-ścił nas.Ale jak ci się podoba.Ostatecznie wiedzą, że jesteś gościem wśród nich i że przyj-dzie czas, kiedy się będą musieli rządzić sami.102 - Ty im zostaniesz i będziesz nimi rządzić.Nawet Jan cię słucha i poważa.- Nie, ja nie zostanę z nimi.Spojrzałem na nią zdziwiony, a ona po krótkiej chwili wahania schyliła się do moich ko-lan:- Mam prośbę do ciebie.Stary Człowieku.- Mów.- Nie odpędzaj mnie!-Co?- Nie odpędzaj mnie.Pozwól mnie zostać ze sobą.- Ze mną tutaj? w Kraju Biegunowym?- Tak jest.Z tobą w Kraju Biegunowym.- Ależ dlaczego? cóż ty tu będziesz robić? Tam są twoi blizni, nad morzem!- Ja wiem, ty nie jesteś mój blizni, bo ty jesteś z gwiazd dalekich, jak wiem, ale pozwólmi.Zamyśliłem się nad tą dziwną prośbą.- Dlaczego chcesz pozostać ze mną? - spytałem wreszcie po raz drugi - tutaj nie jest do-brze ani wesoło.Ada pochyliła głowę i głosem stłumionym, głębokim, ale mocnym odpowiedziała:- Bo ja cię kocham.Stary Człowieku.Milczałem, a ona po chwili ciągnęła dalej:- Wiem, że to jest karygodna zuchwałość, gdy mówię do ciebie, że cię kocham, ale ja nieumiem nazwać inaczej tego, co czuję.Rodziców moich już nie pamiętam prawie.Przypomi-nam sobie tylko, że byli nieszczęśliwi.Na ciebie patrzę od dziecka i widzę w tobie wielkośćjakąś, jakieś światło, jakąś potęgę, coś, czego nie znam, ale wiem, że z gwiazd tu przyszło ztobą.Umilkła, a gdym zdumiony, wsłuchiwał się jeszcze w przebrzmiałe jej słowa, podjęłaznowu:- A przy tym i ty byłeś nieszczęśliwy i taki samotny, samotny przez całe życie, jak ja.Niewiem, po co przyszedłeś z tej gwiazdy jaśniejącej na Księżyc.Tak chciałeś.Wiem, że ro-bisz wszystko, co zechcesz, wystarczasz sobie i mnie nie potrzebujesz, ale ja ci chcę służyć ibyć z tobą do ostatka.Nie odpędzaj mnie.Ty wielki, ty dobry i mądry!To mówiąc schyliła się znowu do moich nóg i tak już pozostała z czołem na moich kola-nach.- A gdy zechcesz już odejść, powrócić do swej jaśniejącej na niebie ojczyzny - mówiłaznowu po niejakim czasie - to ja odprowadzę cię aż po kraniec tej wielkiej i martwej pustyni,pożegnam i będę patrzeć jeszcze długo, długo za tobą.Stary Człowieku, aż mi zniknieszsprzed oczu, a wtedy wrócę do ludzi nad morskim brzegiem i powiem im tylko: On już od-szedł.Potem umrę.Tymczasem, gdy tak mówiła głosem rozpływającym się w obcym dotąd u niej dla mnieszepcie marzenia, księżycowi ludkowie, podkradłszy się już blisko, nadsłuchiwali jej słów zzapartym oddechem, l nagle usłyszałem stłumiony głos Jana:- Stary Człowiek odejdzie od nas.na Ziemię! A potem płacz.Dziwny, przejmujący, pół-cichy płacz i szczególna! Zwykle drażnił mnie i gniewał płacz tych antropomorfów, a teraz,nie wiem, czy to wobec wzruszenia, jakie wywołały we mnie niespodziewane słowa Ady, czywobec tej budzącej się myśli o ostatecznej podróży na pustynię pod świecącą się Ziemię:dość, że przejął mnie wielki smutek i litość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl