[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Leżało tam także coś,co wyglądało na kieł słonia, wynurzający się spodskórzanych portek.Przeszedłem przez pokój do łóżka, które, jak siędomyśliłem, było moje i usunąłem z niego małą biblioteczkębroszur sprzedawanych przez ulicznych przekupniów: ostrych satyr, powieści, a nawet  ku mojemu zaskoczeniu oprawionych i wydrukowanych kazań.Nie uważałem Fleetaza człowieka oddanego wierze.Na wewnętrznej stronieokładki kazań była ręcznie napisana informacjaUżyteczny Dyskurs danydo poważnej lektury i pożyczaniainnym osobomgratis, ale nie wolnogo sprzedawać, zastawiać albo trzymaćza długo, a takoż zle używaćprzez wszelkich CzytelnikówWiel.Andrew Woodburn, 1725Kolejne kilka stron zostało wydartych.Wyjąłem kilka monet, w które zaopatrzył mnie Jakes wrazz półgwineą od Moll i położyłem je na łóżku.Wyszedłem doparku z mocnym zamiarem pomnożenia swoich funduszów idwie godziny pózniej miałem mniej prawie o szylinga.%7ładnejdobrej passy więcej, poważnie się napomniałem.Nie mogęsobie na nią pozwolić.Zdjąłem żakiet, położyłem się i zamknąłem oczy.Kiedy sięobudziłem, słońce zachodziło, a gdzieś w Borough dzwoniłdzwon.Przełknąłem z bólem.Usta miałem suche i spieczone.W głowie mi huczało, a ciało miałem obolałe od bicia zpoprzedniej nocy.Ostrożnie przejechałem palcami po żebrach.Miałemszczęście  nie było poważniejszych uszkodzeń.Z czasemnocna napaść zaczęła się wydawać snem wywołanymgorączką, tyle się wydarzyło, odkąd szedłem tą przeklętą uliczką.Ale teraz znów miałem to przed oczami; wspomnienianieustannie wracały, zadrapania i siniaki swędziały ipulsowały, jakbym dopiero co je zebrał.Gdybym nie poszedłz tym posłańcem.Gdybym bardziej uważał, dokąd idziemy&Nabiłem sobie fajeczkę i pokuśtykałem do krzesła przyoknie.Na dworze nocny strażnik zapalał latarnię stojącąpośrodku dziedzińca, a przechodzący więzniowie rzucalidługie cienie.Po raz pierwszy od mojego przybycia spokójzapanował w Marshalsea.Ledwie znowu zacząłem drzemkę, kiedy rozległo się ostrepukanie do drzwi.Usiadłem zaskoczony i ujrzałemszczupłego, eleganckiego mężczyznę około trzydziestki,opierającego się o ramę drzwi.Przyglądał mi się przyjaznie.Był porządnie ubrany w nieskazitelną koszulę wiązaną natasiemki i dobre wełniane spodnie.Przeszedł jak tancerzmiędzy stosami rzeczy Fleeta i podał mi rękę; jego małe,łagodne brązowe oczy lśniły z zadowolenia.Jeden z tych,których można od razu polubić.Polubiłem więc Trima odrazu. Witam. Witam, panie& ? Trim.Po prostu Trim  uśmiechnął się. Fryzjer.Wystawił kciuk w stronę sufitu. Jesteśmy sąsiadami.Cela Trima znajdowała się na wyższym piętrze, dokładnienad moją.Wynajął wielki pokój o ładnych proporcjach zdwoma porządnie zasłanymi łóżkami, przysuniętymi dościany.Drugie łóżko było puste.Ostatnie promienie słońcalśniły na nieskazitelnej podłodze i ogromnych pękach ziół zwisających z sufitu.Czysty, świeży zapach majeranku ipolnych ziół maskował lekki zapach tytoniu i stęchły zaduchwilgotnego drewna, który przesiąkał wszystkie więziennekwatery.Trim postawił krzesło pośrodku pokoju i gestem nakazał,żebym usiadł.Podszedłem, a deski podłogi skrzypiały iuginały mi się pod nogami.Było jasne, że czerpie dumę zeswojego biznesu  pokój był ładny i czysty jak u fryzjera naMayfair, ale Trim nie mógł nic poradzić na ogólną zgniliznępanującą w oddziałach.Przyniósł miedzianą miskę z parującągorącą wodą, pachnącą lawendą, postawił ją ostrożnie nastoliku, obok kawałka mydła i lustra z rączką z kościsłoniowej.Zawiązał sobie w pasie fartuch i ze skrzynki wyjąłsrebrną brzytwę.Przypomniałem sobie przysięgę, że nie wydam więcejpieniędzy i nachyliłem się do przodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl