[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie sprawię żadnych kłopotów,przysięgam panu na moją matkę, bo oprócz niej nikogo nie mam naświecie.Jak zdobędę pieniądze, jak spłacę długi, jak ta wojna sięskończy, wrócę do domu i nigdy więcej mnie pan nie zobaczy.Tylkobłagam, komisarzu, niech już pan nie żąda ode mnie wyjaśnień i niezakłada mi pętli na szyję.Pan niewiele na tym zyska, a ja wszystkostracę.Wysłuchał mnie w milczeniu, a ja nie miałam już nic do dodania.Siedzieliśmy i patrzyliśmy na siebie.Wbrew wszelkimprzewidywaniom udało mi się dokończyć ową przemowę rzeczowo ispokojnie.Głos mi nie zadrżał, ręce się nie trzęsły.Wreszcie to zsiebie wyrzuciłam, uwolniłam się od wszystkiego, co od tak dawnamnie gryzło.Nagle ogarnęło mnie ogromne znużenie.Byłamzmęczona tym, że zbieram cięgi za kretyna bez sumienia i odmiesięcy żyję w ciągłym strachu.Miałam dość uginania się podciężarem cudzych win, skulona jak te mauretańskie kobiety, któreczęsto widywałam na ulicach: przygarbione, okutane w haiki, wlokłysię noga za nogą, dzwigając na plecach wiązki chrustu, grona daktyli,dzieci, gliniane dzbany i worki z wapnem.Dość miałam upokorzeń ilęku, dość poniewierki na obcej ziemi.Byłam zmęczona, zniechęconai wyczerpana, a mimo to gotowa do upadłego walczyć o swoje.Ciszę przerwał komisarz.Przedtem wstał.Ja też.Wygładziłamspódnicę, starannie, fałda za fałdą.Wziął kapelusz i zakręcił nim napalcu, wpatrując się weń w skupieniu, jakby chciał ujrzeć tam własnemyśli.Tym razem nie była to letnia panama, w której widziałam goparę miesięcy temu, ale filcowy borsalino w kolorze ciemnejczekolady.Przestał wreszcie i powiedział:- Zgoda.Dopóki ktoś nie przyjdzie do mnie z oczywistymidowodami, nie będę dochodził, skąd pani wzięła pieniądze na towszystko.Dam pani spokój.Proszę pracować i rozwijać swoją firmę.Może dzięki temu oboje pozbędziemy się kłopotu.Nie dodał nic więcej ani nie czekał na moją odpowiedz.Gdytylko przebrzmiało ostatnie słowo owego krótkiego wyroku, pożegnałmnie sztywnym ukłonem i ruszył do drzwi.Pięć minut pózniejprzyszła Frau Heinz.Do tej pory nie mogę sobie przypomnieć, jakiemyśli kłębiły mi się w głowie pomiędzy jedną a drugą wizytą.Pamiętam jedynie, że kiedy Niemka zadzwoniła, a ja poszłam jejotworzyć, czułam się, jakby ktoś zdjął mi z serca nie kamień, ale całągórę kamieni.Część drugaRozdział 16Przez całą jesień klientek przybywało.Przeważnie były tozamożne cudzoziemki, jak słusznie przewidziała moja wspólniczkaszmuglerka.Najwięcej Niemek.Jakaś Włoszka.Także kilkaHiszpanek - najczęściej żony przedsiębiorców, gdyż nie był tonajlepszy czas dla wojska i administracji.Pewna bogata %7łydówka,sefardyjka, piękna kobieta, przemawiająca w staroświeckimkastylijskim języku dziwnymi, dawno przebrzmiałymi słowami, hadrując" (Hadrear (w haketia): mówić.) śpiewnie: królowo ty mojazłota, darz nam Bóg przez calutki tydzień, jako ci rzekę, com ciprawiła.Interes się rozkręcał, zyskiwałam rozgłos.Wpływały pieniądze:pesety z Burgos, franki francuskie i marokańskie, tutejsze hassany".Składałam je do żelaznej szkatułki z siedmioma zamkami, którątrzymałam w drugiej szufladzie nocnej szafki.Trzydziestego każdegomiesiąca oddawałam wszystko Candelarii.Błyskawicznie odkładałana bok plik banknotów na bieżące wydatki, a resztę ciasno zwijała wrulon i zręcznie wsuwała za gors, w rowek między piersiami.Zmiesięcznym dochodem ukrytym bezpiecznie w cieple jej bujnegociała biegła do %7łydów, poszukać lichwiarza, który wymieni walutę ponajlepszym kursie.Potem wracała do pensjonatu, bez tchu, ale zgrubym zwitkiem funtów szterlingów, troskliwie schowanym w tymsamym miejscu.Jeszcze zdyszana z pośpiechu, wyciągała zza dekoltuswój łup. Mówię ci, dziecinko, że najsprytniejsi są Anglicy.Zapomnij o pesetach, bo kiedy Franco przegra wojnę, będziemy sięmogły nimi podetrzeć".Dzieliła sprawiedliwie: połowa dla mnie,połowa dla ciebie, skarbie.I oby nigdy nam nie zabrakło.Przyzwyczaiłam się żyć samotnie, spokojnie, bez lęku.Wzięłamna siebie odpowiedzialność za warsztat i za własny los.Pracowałamdużo, bawiłam się mało.Ilość zamówień nie wymagała drugiej paryrąk, obywałam się bez pomocy.Dlatego wciąż byłam zajęta, a mójczas wypełniały bez reszty nici, nożyczki, prasowanie i obmyślanienowych strojów.Czasami wychodziłam na poszukiwanie tkanin,guzików, szpilek i haftek.Najbardziej lubiłam piątki: szłam wówczasna pobliski plac Hiszpański - Feddan, jak mawiali Mauretanie - żebyzobaczyć kalifa, który na białym koniu, pod zielonym parasolem,otoczony swoją baśniową gwardią, opuszczał pałac, by udać się domeczetu.Potem, ulicą, którą już zaczęto nazywać alejąGeneralissimusa, wędrowałam spacerkiem w stronę placu Mulaja - el- Mehdiego, pod kościół Matki Bożej Zwycięskiej - Nuestra Senorade las Victorias - przepełniony żałobą i błagalnym szmerem modłówo szczęśliwy koniec wojny.Wojna - tak odległa, tak wszechobecna.Z tamtego brzeguCieśniny wiadomości docierały do nas przez radio, gazety alboprzekazywane z ust do ust.W każdym domu przesuwano na mapiekolorowe pinezki, zaznaczając ruchy wojsk.Ja również miałamwieści z kraju.Jedynym luksusem, na jaki sobie pozwoliłam, byłokupno radioodbiornika.Dzięki temu dowiedziałam się przed końcemroku, że rząd republikański przeniósł się do Walencji, skazując ludMadrytu na samotną walkę w obronie stolicy.BrygadyMiędzynarodowe przybyły na pomoc republikanom.Hitler iMussolini uznali władzę generała Franco, w więzieniu w Alicanterozstrzelano Jose Antonia Prima de Rivera.Uzbierałam stoosiemdziesiąt funtów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Nie sprawię żadnych kłopotów,przysięgam panu na moją matkę, bo oprócz niej nikogo nie mam naświecie.Jak zdobędę pieniądze, jak spłacę długi, jak ta wojna sięskończy, wrócę do domu i nigdy więcej mnie pan nie zobaczy.Tylkobłagam, komisarzu, niech już pan nie żąda ode mnie wyjaśnień i niezakłada mi pętli na szyję.Pan niewiele na tym zyska, a ja wszystkostracę.Wysłuchał mnie w milczeniu, a ja nie miałam już nic do dodania.Siedzieliśmy i patrzyliśmy na siebie.Wbrew wszelkimprzewidywaniom udało mi się dokończyć ową przemowę rzeczowo ispokojnie.Głos mi nie zadrżał, ręce się nie trzęsły.Wreszcie to zsiebie wyrzuciłam, uwolniłam się od wszystkiego, co od tak dawnamnie gryzło.Nagle ogarnęło mnie ogromne znużenie.Byłamzmęczona tym, że zbieram cięgi za kretyna bez sumienia i odmiesięcy żyję w ciągłym strachu.Miałam dość uginania się podciężarem cudzych win, skulona jak te mauretańskie kobiety, któreczęsto widywałam na ulicach: przygarbione, okutane w haiki, wlokłysię noga za nogą, dzwigając na plecach wiązki chrustu, grona daktyli,dzieci, gliniane dzbany i worki z wapnem.Dość miałam upokorzeń ilęku, dość poniewierki na obcej ziemi.Byłam zmęczona, zniechęconai wyczerpana, a mimo to gotowa do upadłego walczyć o swoje.Ciszę przerwał komisarz.Przedtem wstał.Ja też.Wygładziłamspódnicę, starannie, fałda za fałdą.Wziął kapelusz i zakręcił nim napalcu, wpatrując się weń w skupieniu, jakby chciał ujrzeć tam własnemyśli.Tym razem nie była to letnia panama, w której widziałam goparę miesięcy temu, ale filcowy borsalino w kolorze ciemnejczekolady.Przestał wreszcie i powiedział:- Zgoda.Dopóki ktoś nie przyjdzie do mnie z oczywistymidowodami, nie będę dochodził, skąd pani wzięła pieniądze na towszystko.Dam pani spokój.Proszę pracować i rozwijać swoją firmę.Może dzięki temu oboje pozbędziemy się kłopotu.Nie dodał nic więcej ani nie czekał na moją odpowiedz.Gdytylko przebrzmiało ostatnie słowo owego krótkiego wyroku, pożegnałmnie sztywnym ukłonem i ruszył do drzwi.Pięć minut pózniejprzyszła Frau Heinz.Do tej pory nie mogę sobie przypomnieć, jakiemyśli kłębiły mi się w głowie pomiędzy jedną a drugą wizytą.Pamiętam jedynie, że kiedy Niemka zadzwoniła, a ja poszłam jejotworzyć, czułam się, jakby ktoś zdjął mi z serca nie kamień, ale całągórę kamieni.Część drugaRozdział 16Przez całą jesień klientek przybywało.Przeważnie były tozamożne cudzoziemki, jak słusznie przewidziała moja wspólniczkaszmuglerka.Najwięcej Niemek.Jakaś Włoszka.Także kilkaHiszpanek - najczęściej żony przedsiębiorców, gdyż nie był tonajlepszy czas dla wojska i administracji.Pewna bogata %7łydówka,sefardyjka, piękna kobieta, przemawiająca w staroświeckimkastylijskim języku dziwnymi, dawno przebrzmiałymi słowami, hadrując" (Hadrear (w haketia): mówić.) śpiewnie: królowo ty mojazłota, darz nam Bóg przez calutki tydzień, jako ci rzekę, com ciprawiła.Interes się rozkręcał, zyskiwałam rozgłos.Wpływały pieniądze:pesety z Burgos, franki francuskie i marokańskie, tutejsze hassany".Składałam je do żelaznej szkatułki z siedmioma zamkami, którątrzymałam w drugiej szufladzie nocnej szafki.Trzydziestego każdegomiesiąca oddawałam wszystko Candelarii.Błyskawicznie odkładałana bok plik banknotów na bieżące wydatki, a resztę ciasno zwijała wrulon i zręcznie wsuwała za gors, w rowek między piersiami.Zmiesięcznym dochodem ukrytym bezpiecznie w cieple jej bujnegociała biegła do %7łydów, poszukać lichwiarza, który wymieni walutę ponajlepszym kursie.Potem wracała do pensjonatu, bez tchu, ale zgrubym zwitkiem funtów szterlingów, troskliwie schowanym w tymsamym miejscu.Jeszcze zdyszana z pośpiechu, wyciągała zza dekoltuswój łup. Mówię ci, dziecinko, że najsprytniejsi są Anglicy.Zapomnij o pesetach, bo kiedy Franco przegra wojnę, będziemy sięmogły nimi podetrzeć".Dzieliła sprawiedliwie: połowa dla mnie,połowa dla ciebie, skarbie.I oby nigdy nam nie zabrakło.Przyzwyczaiłam się żyć samotnie, spokojnie, bez lęku.Wzięłamna siebie odpowiedzialność za warsztat i za własny los.Pracowałamdużo, bawiłam się mało.Ilość zamówień nie wymagała drugiej paryrąk, obywałam się bez pomocy.Dlatego wciąż byłam zajęta, a mójczas wypełniały bez reszty nici, nożyczki, prasowanie i obmyślanienowych strojów.Czasami wychodziłam na poszukiwanie tkanin,guzików, szpilek i haftek.Najbardziej lubiłam piątki: szłam wówczasna pobliski plac Hiszpański - Feddan, jak mawiali Mauretanie - żebyzobaczyć kalifa, który na białym koniu, pod zielonym parasolem,otoczony swoją baśniową gwardią, opuszczał pałac, by udać się domeczetu.Potem, ulicą, którą już zaczęto nazywać alejąGeneralissimusa, wędrowałam spacerkiem w stronę placu Mulaja - el- Mehdiego, pod kościół Matki Bożej Zwycięskiej - Nuestra Senorade las Victorias - przepełniony żałobą i błagalnym szmerem modłówo szczęśliwy koniec wojny.Wojna - tak odległa, tak wszechobecna.Z tamtego brzeguCieśniny wiadomości docierały do nas przez radio, gazety alboprzekazywane z ust do ust.W każdym domu przesuwano na mapiekolorowe pinezki, zaznaczając ruchy wojsk.Ja również miałamwieści z kraju.Jedynym luksusem, na jaki sobie pozwoliłam, byłokupno radioodbiornika.Dzięki temu dowiedziałam się przed końcemroku, że rząd republikański przeniósł się do Walencji, skazując ludMadrytu na samotną walkę w obronie stolicy.BrygadyMiędzynarodowe przybyły na pomoc republikanom.Hitler iMussolini uznali władzę generała Franco, w więzieniu w Alicanterozstrzelano Jose Antonia Prima de Rivera.Uzbierałam stoosiemdziesiąt funtów [ Pobierz całość w formacie PDF ]