[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I było to dziwne małżeństwo, gdyż zaraz po nocy po-ślubnej musiałem wracać do Fryderyka, i tak to trwało dobry rok: widywałem żonę odwielkiego dzwonu, ale za każdym razem, kiedy do niej wracałem, jej radość poruszałame serce. Miłowałeś ją? Tak mniemałem, lecz przecież po raz pierwszy miałem żonę i poza tym, co mężo-wie robią z żonami nocą, niezbyt dobrze wiedziałem, jak sobie w tej sytuacji poczynać:kiedy nastawał dzień, nie miałem pojęcia, czy powinienem pieścić ją jak małą dziew-czynkę, czy traktować jak damę, skrzyczeć za niezdarność, nadal bowiem potrzebowałaojcowskiej ręki, czy wszystko wybaczać, by w końcu wpoić jej krnąbrność.Aż wreszciepod koniec pierwszego roku małżeństwa oznajmiła, że spodziewa się dziecka, i wtedyzacząłem patrzeć na nią jak na Najświętszą Panienkę; kiedy wracałem, przepraszałemza nieobecność, prowadziłem ją w niedzielę do kościoła, żeby wszyscy widzieli, że zacnażona Baudolina urodzi mu syna, a jeśli spędzaliśmy wieczór razem, co zdarzało się nie-często, opowiadaliśmy sobie, co zrobimy z tym Baudolinkiem Colandrinkiem, któ-rego nosiła w brzuchu, i ona przez czas jakiś myślała, iż Fryderyk da mi księstwo, a i jagotów byłem w to uwierzyć.Snułem opowieści o królestwie księdza Jana, a ona mówi-ła, że za całe złoto świata nie puści mnie tam samego, bo kto wie, jak piękne damy tamżyją, i że chce zobaczyć to miejsce piękniejsze i większe niż Aleksandria i Solero razemwzięte.Potem opowiedziałem o Gradalisie, ona zaś otworzyła szeroko oczy: pomyśl,Baudolinie najdroższy, udasz się tam, wrócisz z owym kielichem, z którego pił nasz Pan,i staniesz się najsławniejszym rycerzem w całym świecie chrześcijańskim, zbudujeszw Montecastello świątynię dla tego Gradalisa i będą przybywać aż z Quargnento, by goujrzeć.Snuliśmy marzenia jak dzieci, a ja mówiłem sobie: biedny Abdulu, myślałeś, iżmiłość to niedosięgła księżniczka, a przecież moja miłość jest tak blisko, że mogę po-drapać ją leciutko za uchem, a wtedy ona śmieje się i mówi, że ma łaskotki.Nie trwało169to jednak długo. Czemu? Ponieważ w czasie, kiedy ona była brzemienna, aleksandryjczycy zawarli przy-mierze z Genuą przeciwko ludziom Silvana d Orba.Było ich kilku na krzyż, lecz krą-żyli wokół miasta, by rabować jego obywateli.Tego dnia Colandrina wyszła za mury, bynazbierać kwiatów, wiedziała bowiem, że przybywam.Zatrzymała się koło stada owieci żartowała z pasterzem, który był człowiekiem jej ojca, aż tu nagle zgraja tych nikczem-ników rzuciła się, by zabrać stado.Może nie chcieli zrobić jej nic złego, ale potrącili ją,przewrócili i moją Colandrinę stratowały uciekające owce.Pasterz wziął nogi za pas,a ona leżała, dopóki domownicy nie znalezli jej, z wysoką gorączką, albowiem dopieropóznym wieczorem spostrzegli, że nie wróciła.Guasco posłał po mnie, popędziłem doAleksandrii, ale dotarłem tam dopiero dwa dni pózniej.Leżała umierająca i kiedy mniezobaczyła, jęła przepraszać, bo dziecko, powiadała, wyszło z niej przed czasem i już nieżyło, ona zaś gryzła się, gdyż nie potrafiła nawet dać mi syna.Wyglądała jak woskowafigurka Matki Boskiej i trzeba było przystawić ucho do jej warg, by usłyszeć, co mówi.Nie patrz na mnie, Baudolino, gdyż twarz zwiędła mi od płaczu, zobaczysz więc, żemnie tylko złą matką, ale i brzydką żoną.Umarła, prosząc mnie o wybaczenie, a ja pro-siłem o wybaczenie ją, bo nie byłem u jej boku w chwili niebezpieczeństwa.Potem po-prosiłem, by pokazali mi zmarłe dziecko, lecz nie chcieli.Było.było.Baudolino zamilkł.Wzniósł twarz do góry, jakby nie chciał, żeby Niketas widział jegooczy. Było potworkiem podjął po chwili jak te, które zaludniały w naszych roje-niach ziemię księdza Jana.Maleńkie oczka jak dwie skośne szpary, chudziutka pierś i rą-czyny, które wyglądały jak macki ośmiornicy.A od brzucha do stóp było pokryte białąsierścią jak owca.Nie mogłem długo na nie patrzeć, kazałem je pogrzebać, ale nie wie-działem nawet, czy powinno się wzywać księdza.Wyszedłem z miasta i krążyłem całąnoc po Fraschecie, rozmyślając o tym, że przez całe dotychczasowe życie wymyślałemistoty z innego świata i w mojej wyobrazni były one cudownymi dziwami, które przezswą rozmaitość dawały świadectwo mocy Pana, potem jednak, kiedy Pan zażądał, bymuczynił to, co czynią wszyscy, spłodziłem nie dziw nad dziwy, ale istotę odrażającą.Mójsyn był kłamstwem natury, miał rację Otton, byłem kłamcą, lecz większym, niż on są-dził, i tak dalece żyłem w kłamstwie, że nawet z mojego nasienia zrodziło się kłamstwo.Kłamstwo martwe.I wtedy zrozumiałem. Uznałeś, że czas odmienić swe życie. rzucił z wahaniem Niketas. Nie, panie Niketasie.Uznałem, że skoro taki już mój los, daremnie bym próbowałbyć jak inni.Moim przeznaczeniem było łgarstwo.Trudno wytłumaczyć to wszystko, coprzemykało mi przez głowę.Powiadałem sobie: póki zmyślałeś, zmyślałeś rzeczy, którenie były prawdą, ale się nią stawały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.I było to dziwne małżeństwo, gdyż zaraz po nocy po-ślubnej musiałem wracać do Fryderyka, i tak to trwało dobry rok: widywałem żonę odwielkiego dzwonu, ale za każdym razem, kiedy do niej wracałem, jej radość poruszałame serce. Miłowałeś ją? Tak mniemałem, lecz przecież po raz pierwszy miałem żonę i poza tym, co mężo-wie robią z żonami nocą, niezbyt dobrze wiedziałem, jak sobie w tej sytuacji poczynać:kiedy nastawał dzień, nie miałem pojęcia, czy powinienem pieścić ją jak małą dziew-czynkę, czy traktować jak damę, skrzyczeć za niezdarność, nadal bowiem potrzebowałaojcowskiej ręki, czy wszystko wybaczać, by w końcu wpoić jej krnąbrność.Aż wreszciepod koniec pierwszego roku małżeństwa oznajmiła, że spodziewa się dziecka, i wtedyzacząłem patrzeć na nią jak na Najświętszą Panienkę; kiedy wracałem, przepraszałemza nieobecność, prowadziłem ją w niedzielę do kościoła, żeby wszyscy widzieli, że zacnażona Baudolina urodzi mu syna, a jeśli spędzaliśmy wieczór razem, co zdarzało się nie-często, opowiadaliśmy sobie, co zrobimy z tym Baudolinkiem Colandrinkiem, któ-rego nosiła w brzuchu, i ona przez czas jakiś myślała, iż Fryderyk da mi księstwo, a i jagotów byłem w to uwierzyć.Snułem opowieści o królestwie księdza Jana, a ona mówi-ła, że za całe złoto świata nie puści mnie tam samego, bo kto wie, jak piękne damy tamżyją, i że chce zobaczyć to miejsce piękniejsze i większe niż Aleksandria i Solero razemwzięte.Potem opowiedziałem o Gradalisie, ona zaś otworzyła szeroko oczy: pomyśl,Baudolinie najdroższy, udasz się tam, wrócisz z owym kielichem, z którego pił nasz Pan,i staniesz się najsławniejszym rycerzem w całym świecie chrześcijańskim, zbudujeszw Montecastello świątynię dla tego Gradalisa i będą przybywać aż z Quargnento, by goujrzeć.Snuliśmy marzenia jak dzieci, a ja mówiłem sobie: biedny Abdulu, myślałeś, iżmiłość to niedosięgła księżniczka, a przecież moja miłość jest tak blisko, że mogę po-drapać ją leciutko za uchem, a wtedy ona śmieje się i mówi, że ma łaskotki.Nie trwało169to jednak długo. Czemu? Ponieważ w czasie, kiedy ona była brzemienna, aleksandryjczycy zawarli przy-mierze z Genuą przeciwko ludziom Silvana d Orba.Było ich kilku na krzyż, lecz krą-żyli wokół miasta, by rabować jego obywateli.Tego dnia Colandrina wyszła za mury, bynazbierać kwiatów, wiedziała bowiem, że przybywam.Zatrzymała się koło stada owieci żartowała z pasterzem, który był człowiekiem jej ojca, aż tu nagle zgraja tych nikczem-ników rzuciła się, by zabrać stado.Może nie chcieli zrobić jej nic złego, ale potrącili ją,przewrócili i moją Colandrinę stratowały uciekające owce.Pasterz wziął nogi za pas,a ona leżała, dopóki domownicy nie znalezli jej, z wysoką gorączką, albowiem dopieropóznym wieczorem spostrzegli, że nie wróciła.Guasco posłał po mnie, popędziłem doAleksandrii, ale dotarłem tam dopiero dwa dni pózniej.Leżała umierająca i kiedy mniezobaczyła, jęła przepraszać, bo dziecko, powiadała, wyszło z niej przed czasem i już nieżyło, ona zaś gryzła się, gdyż nie potrafiła nawet dać mi syna.Wyglądała jak woskowafigurka Matki Boskiej i trzeba było przystawić ucho do jej warg, by usłyszeć, co mówi.Nie patrz na mnie, Baudolino, gdyż twarz zwiędła mi od płaczu, zobaczysz więc, żemnie tylko złą matką, ale i brzydką żoną.Umarła, prosząc mnie o wybaczenie, a ja pro-siłem o wybaczenie ją, bo nie byłem u jej boku w chwili niebezpieczeństwa.Potem po-prosiłem, by pokazali mi zmarłe dziecko, lecz nie chcieli.Było.było.Baudolino zamilkł.Wzniósł twarz do góry, jakby nie chciał, żeby Niketas widział jegooczy. Było potworkiem podjął po chwili jak te, które zaludniały w naszych roje-niach ziemię księdza Jana.Maleńkie oczka jak dwie skośne szpary, chudziutka pierś i rą-czyny, które wyglądały jak macki ośmiornicy.A od brzucha do stóp było pokryte białąsierścią jak owca.Nie mogłem długo na nie patrzeć, kazałem je pogrzebać, ale nie wie-działem nawet, czy powinno się wzywać księdza.Wyszedłem z miasta i krążyłem całąnoc po Fraschecie, rozmyślając o tym, że przez całe dotychczasowe życie wymyślałemistoty z innego świata i w mojej wyobrazni były one cudownymi dziwami, które przezswą rozmaitość dawały świadectwo mocy Pana, potem jednak, kiedy Pan zażądał, bymuczynił to, co czynią wszyscy, spłodziłem nie dziw nad dziwy, ale istotę odrażającą.Mójsyn był kłamstwem natury, miał rację Otton, byłem kłamcą, lecz większym, niż on są-dził, i tak dalece żyłem w kłamstwie, że nawet z mojego nasienia zrodziło się kłamstwo.Kłamstwo martwe.I wtedy zrozumiałem. Uznałeś, że czas odmienić swe życie. rzucił z wahaniem Niketas. Nie, panie Niketasie.Uznałem, że skoro taki już mój los, daremnie bym próbowałbyć jak inni.Moim przeznaczeniem było łgarstwo.Trudno wytłumaczyć to wszystko, coprzemykało mi przez głowę.Powiadałem sobie: póki zmyślałeś, zmyślałeś rzeczy, którenie były prawdą, ale się nią stawały [ Pobierz całość w formacie PDF ]